Zimowy spleen
W dłoni go trzymam, jedwab najjaśniejszy;
Śnieg biały bielusieńki.
Jest miły w dotyku, taki miękki...
Gdybym tak tylko mogła poczuć ciebie...
W pełnej krasie obok siebie.
Lecz nic mi po tym
Życzeniu nazbyt złotym.
Stopę dalej jasność już nie błyska;
ktoś zdeptał puch perlisty, błoto z niego tryska.
A co ja zrobić mogę,
Skoro ja też nigdy nie byłam całkowicie czysta.
Idę dalej ulicą i widzę lód,
A gdy spojrzę z bliska...
Zerka na mnie odbicie, a serce szron ściska.
Chcę ciebie idealnego w śniegu spowitego,
A ja nigdy nie byłam całkowicie czysta.
Kra za krą,
I wyrwa...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro