Kwiat Róży
Prawie zawsze słonko oświecało,
pani dbała;
Pani podlewała.
Nie było takiego dnia,
Kiedy by nie wstała
Kielicha nie podniosła.
Wyrosłaś z małego nasionka;
Byłaś małym nasionkiem,
Powoli się rozwijałaś,
Niezdarnie się unosiłaś,
A delikatna i krucha
Byłaś jak ten płatek śniegu...
Lekka jak piórko;
Tak lekko ci było.
A może nie?
Może tylko udawałaś?
Pani podlewała;
Pani dbała,
Słońce oświetlało troskliwie,
A różyczka mała listki roztwierała
Modrymi płatkami na świat wyglądała;
Płatkami czerwono-malinowymi
I nic tylko:
Podziwiała,
Bo była ciekawa
Jak to dziecko...
Pewnego dnia przybył ogrodnik;
Piękny młodzieniec.
Pomóż mi z ostami, weź ode mnie chaszcze!
Kolą mnie, tak różyczka wołała...
A ogrodnik nie dość, że nie wziął
To listek różany przeciął...
O Różo moja kochana!
Taka jesteś piękna;
Tak wzrok przyciągasz,
Tak cudownie pachniesz,
Ale zerwać cię nie mogę...
Bo kolce masz ostre,
A może...
Nie chcesz być zerwana?
Samolubnaś!
Skrzywdzonaś...?
Pokochałam ciebie nie tylko ja;
Wszystkich uwiodłaś swoim wdziękiem i aromatem,
Ale nie chciałaś być niczyja.
A teraz...
Teraz widzę, że twoje płatki jakby...
Zmatowiały.
Nie są już takie barwne jak kiedyś,
Wiesz?
Nie płacz, proszę...
Przykro mi, gdy na ciebie patrzę.
Kiedyś taka piękna...
A teraz?
Gdzie są twoje kolory?
Czemu ku ziemi upadasz?
Marszczysz blade płatki?
Przecież o ciebie dbałam,
Podlewałam...
Więc czemu zwiędłaś?
Dlaczego umarłaś?
Teraz jedyne, co po tobie mam
To samotny płatek i uschnięty liść;
w książce mojej z wierszami.
Tak właśnie cię pochowałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro