Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ratunek

Czarne pirackie wiewióry wzięły Agentkę na tortury. W normalnych warunkach zaczęłyby od rekrutów – na pierwszy rzut oka było widać, że nie są tak twardzi jak Agentka. Problem w tym, że Słyszu tak tęsknił za swoim Fafikiem, że był tymczasowo nieczuły na jakiekolwiek zaczepki. Z kolei Marszell i Niesłysz strzelili focha jak stąd do Chin. Wszystko dlatego, że jakiś wiewiór zażartował, że nie dostaną jeść, bo są za grubi. Tak więc, nawet gdyby coś wiedzieli, nic by im nie powiedzieli.

Agentka też oczywiście nie wiedziała, jak otworzyć skrzynię ze skarbem – bo to z tego powodu wiewióry wzięły ją na tortury. Musiała jednak udawać, że wie, inaczej wiewióry pozbyłyby się ich bez mrugnięcia okiem. Lepiej być torturowaną niż martwą. A tortury były najbardziej wymyślne, na jakie było stać wiewiórki. Najpierw uderzały Agentkę w czoło małym, irytującym orzeszkiem. Puk. Puk. PUK. Było to niezwykle denerwujące, zwykle po dwudziestu takich stuknięciach torturowany wymiękał. Ale przecież Agentka nie byłaby Agentką, gdyby coś takiego mogło ją złamać.

Kolejna tortura polegała na puszczaniu w kółko tego samego utworu disco-polo. Celem było ogłupienie delikwenta do tego stopnia, że zaczęłoby mu się to podobać. Nie przewidzieli jednak, że rekruci w drodze nad morze cały czas słuchali znacznie gorszych rzeczy. Ba! Żeby tylko słuchali. Wrzeszczeli na całe gardło udając, że śpiewają. Godzina takiej jazdy wystarczyłaby, żeby sprowokować do morderstwa ze szczególnym okrucieństwem. Agentka nikogo nie zabiła (miała zajęte ręce), a skoro nie zabiła to się uodporniła.

Wiewiórki nie miały wyjścia. Musiały zastosować najokrutniejszą torturę, na jaką pozwalały im przepisy unijne (czarne wiewiórki wciągnęły się niedawno na listę gatunków zagrożonych, więc jeśli chciały podlegać ochronie, musiały przestrzegać przepisów). Spacer z rybkami. Polegało to na tym, że związaną Agentkę wywieszono za burtą w ten sposób, że jej stopy cały czas znajdowały się w wodzie. Zimnej wodzie. Wodzie, pełnej głodnych ryb.

– Hihi... Hihi... HIHI! HIII!!!

Resztę nocy Agentka spędziła chichocząc i marznąc. Z trudem łapała już oddech. Tortura okazała się skuteczna, bo powoli czuła, jak jej rozum odpływa w niebezpieczne rejony szaleństwa, z którego mogło nie być już powrotu. Nad ranem pojawiła się mgła, która sprawiła, że wyobraźnia zaczęła płatać jej figle. Widziała jakieś kształty, słyszała chrapanie...

Nagłe uderzenie postawiło wiewiórki na nogi. Agentka swoim niezwykle wyczulonym uchem słyszała jak wiewiórki sprawnie i niemal bezszelestnie zajmują pozycje bojowe. Musiały przejść naprawdę niezłe szkolenie. Za to chwilę później stało się coś, czego Agentka nie potrafiła sobie wyjaśnić. Na pokładzie zapanował chaos. Słychać było jakieś chrapliwe jęki, paniczne piski, a potem plusk wskakujących do wody wiewiórek. Ktoś wciągnął ją na pokład. To rekrut Marszell okazał się wystarczająco bystry, by o niej pomyśleć. Dzięki temu Agentka zdążyła zobaczyć jeszcze ostatnie wiewiórki, które uciekały w popłochu przed trzema krasnalami snującymi się sennym krokiem po pokładzie.

Tutaj trzeba poczynić pewne wyjaśnienie. Otóż była godzina szósta piętnaście. Godzina, która dla krasnali z Łosiowej Polany była jeszcze środkiem nocy. Jeśli coś je próbowało w tym czasie obudzić przechodziły w stan podobny do lunatykowania. Wiewiórki natomiast były bardzo przesądne, więc ubrane w białe koszule nocne krasnale wzięły za duchy. Niektóre próbowały zadźgać intruzów swoimi zaostrzonymi patykami, ale stan międzysnu, jak go nazywały krasnale, powodował również to, że z niezwykłą zwinnością unikały one wszelkich przeszkód. Innymi słowy w międzyśnie krasnali nie dało się zranić. Były niemal niezniszczalne.

Rekrutów pod pokładem uwolnił natomiast rekrut Słysz, który zbudzony przez uderzenie jachtu krasnali nie do końca ogarniał rzeczywistość. Myślał, że jeszcze śpi, a że śniło mu się, że jest amazonką czy innym tarzanem, zaczął tak szaleć, że nie tylko rozerwał więzy, ale pokonał większość wiewiórczych strażników. W ten oto dziwny sposób zostali uratowani.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro