Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Zamach

Późnym popołudniem Agentka Małek spotkała się z Koboldem (dla przyjaciół Koby), tym słynnym aktorem i reżyserem. To on był autorem najlepszych sztuk, wystawianych na Łosiowej Polanie. Ze względu na jego zasługi scenę krasnoludzką nazwano Kobywood. Był oczywiście przesłuchiwany w charakterze świadka, ale widać było po nim, że bardzo się stresuje. Miał już dziesięć wersji tego samego scenariusza, na wypadek, gdyby przed premierą ktoś jeszcze uległ wypadkowi. Agentka miała nadzieję, że do tego nie dojdzie, ale Koby wolał dmuchać na zimne.

Podczas kolacji Małek zorientowała się, że rekruci gdzieś przepadli. Wprawdzie na Łosiowej Polanie byli po raz pierwszy, a bez przewodnika dosyć łatwo było się tu zgubić, ale z drugiej strony wiedziała, że rekruci Słysz i Niesłysz dysponowali pewną super mocą, która nigdy, ale to przenigdy nie pozwalała im się spóźnić na posiłek. Chyba, że znaleźli się w tarapatach, a Małkowa intuicja podpowiadała jej taki właśnie scenariusz.

Z żalem odstawiła słoik korniszonów i udała się na poszukiwania. Na wszelki wypadek zajrzała do ich komnaty, żeby się upewnić, czy lenie śmierdzące zwyczajnie nie zaspały. Zapukała, czy właściwie uderzyła kilka razy pięścią w drzwi, a kiedy nie usłyszała odpowiedzi wkroczyła gotowa do skrzyczenia rekrutów i zadania surowej kary. Komnata była pusta, nie licząc bałaganu. Gorzej niż na koloniach, normalnie jakby przeszło tornado. Źle zrobiła, że zrezygnowała z kontroli czystości, trzeba będzie to zmienić. Na razie wzięła tylko przepoconą koszulkę jednego z rekrutów. Zaciągnęła się, żeby się upewnić, że się nada... I dusząc się stwierdziła, że owszem, nada się idealnie. Lepszy byłby tylko but, ale nie chciała ryzykować, że Laura straci węch.

Następnie wyszła na parking dla lam, gdzie oprócz Laury i jej rydwanu znajdował się tylko jeden pojazd, podpisany Bizibus. Ostrożnie wyciągnęła koszulkę w stronę Laury, która mimo odległości również się zakrztusiła. Koszulka musiała być chyba tydzień nieprana. Gdy lama wreszcie się opanowała, podjęła trop i to tak zdecydowanie, że Agentce trudno było za nią nadążyć. Zwierzę zaprowadziło ją do Ogrodu Wiewiórek. Nazwa ta budziła w Agentce dosyć przykre wspomnienia, dlatego upewniła się, czy na drzewie nie czatują jakieś zdradzieckie gryzonie. Czarnych wiewiórek na szczęście nigdzie nie zobaczyła, jedynie jakaś ruda tańczyła jak szalona na drzewie figowym. Widocznie słońce jej zaszkodziło.

Laura pokręciła się chwilę po krzakach, by wyskoczyć jak szalona w stronę grobu... Grób na szczęście okazał się pusty, to znaczy nie było w nim żadnego trupa. Właścicielowi musiało się gdzieś bardzo spieszyć, bo zostawił niepościelone płótna. Za to pod sufitem dostrzegła twa tobołki obwiązane taśmą izolacyjną i przymocowane w jakiś przedziwny sposób do gołej skały. Kiedy rekruci dostrzegli Agentkę zaczęli się rzucać i coś krzyczeć, ale przez zaklejone usta nie dało się nic zrozumieć. Już miała zawołać Laurę, żeby zębami oswobodziła tych dwóch nieszczęśników, gdy nagle poczuła, że jest obserwowana.

Obróciła się wystarczająco szybko, by zobaczyć złowieszczy cień. Ukryty za stertą jakiś kamieni, celował w nią prymitywną bronią w postaci dmuchawki. Na unik było już za późno. Zatruta strzałka trafiła ją prosto w czoło. Wróg nie czekał na efekty, natychmiast rzucił się do ucieczki. Agentka oczywiście próbowała go ścigać, ale potknęła się o własne nogi (co nigdy wcześniej absolutnie się jej nie zdarzało) i upadła prosto na bochenek chleba, który okazał się być kamieniem. W jednym momencie Agentka zobaczyła wszystkie gwiazdy, a w kolejnym nie widziała już nic.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro