Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Tajne laboratorium

Żeby był porządek, trzeba się nieźle napracować, za to bałagan robi się sam. Krasnale z reguły są tymi, którzy pracują na rzecz porządku, ale niektóre mają wybitny talent do wprowadzania chaosu samą swoją obecnością. I to było do przyjęcia. Gorzej, jeśli taki krasnal-tornado próbował pracować. Efekty zawstydzały nawet chaos panujący przed rozdzieleniem światła od ciemności.

To co działo się tego popołudnia na Łosiowej Polanie, można było nazwać małym armageddonem i nikt nie uznałby tego za przesadę. Ktoś wpisał w kalendarz grupę turystów. Ktoś wpisał na ten sam termin kolejną grupę turystów. Jeszcze ktoś zgodził się, by na obiad zaprosić przejeżdżającą w pobliżu grupy turystów. Brak komunikacji lub koordynatora wytłumaczyłby powstałe zamieszanie i nikt do nikogo nie miałby pretensji. Przynajmniej nie aż tak wielkich. Ale kiedy okazuje się, że za wszystko odpowiada jedna i ta sama osoba, ciężko to wszystko pojąć albo wytłumaczyć, chyba że cierpiałby na roztrojenie jaźni.

Rodo, oficjalnie stróż porządku i prawodawca, prywatnie okazał się czynnikiem chaosu. Oficjalnie nikt nie wiedział, gdzie przebywa. Nieoficjalnie, ktoś go podobno widział przy portierni, ale trwało to zaledwie ułamek sekundy, zanim zniknął wśród roztrajkotanego stada starszych pań w ślicznych, filcowych berecikach. To mogła być fatamorgana. Upiór natomiast był prawdziwy i Agentka zamierzała go znaleźć.

Rekruci przyprowadzili wiewiórki pod tylne drzwi WySzkoKu (strefa czerwona). Agentka wyjęła ostrożnie dowód rzeczowy i podała im do obwąchania (wiewiórkom znaczy, nie rekrutom). Gryzonie natychmiast podjęły trop. Gwiazdek, który z nimi był, otworzył dyskretnie drzwi wejściowe, trzęsąc się przy tym tak i rozglądając nerwowo, jakby robił coś skrajnie nielegalnego. Trzy z pięciu wiewiórek wbiegły do środka, pozostałe rozbiegły się, żeby obwąchać budynek dookoła. Sir White'm i jego strzelbą nie musiały się przejmować. Ktoś podrzucił mu stos komiksów o Asteriksie i Obeliksie i wciągnął się bez reszty. Nikogo by nie zdziwiło, gdyby po ich skończeniu sam zaczął pisać ich dalsze przygody.

Hałaśliwi i wszędobylscy turyści nie przeszkadzali wiewiórkom. Wręcz przeciwnie, świetnie maskowały ich działalność. Czasem tylko jakieś dziecko rzuciło się w pogoń za gryzoniem, ale profesjonalne szkolenie pozwoliło bez przeszkód uniknąć śmiertelnych pieszczot ze strony ludzkich osesków.

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Zaledwie po trzydziestu minutach, cały oddział zjawił się z powrotem dając znać, że misja została wykonana. Cztery wiewiórki zasalutowały i zgodnie z umową opuściły Łosiową Polanę. Został tylko wiewiór dowodzący oddziałem. Miał wskazać Agentce kryjówkę Upiora i odebrać zapłatę.

Małek zleciła rekrutom przygotowania skrzyni orzeszków, a ze sobą wzięła tylko Gwiazdka. Krasnal był może niepozorny, ale bardziej doświadczony w bojach niż rekruci, którzy mogliby tylko przeszkadzać. Pewien problem stanowił nadal brak dostępu do strefy czerwonej. Wprawdzie turyści niespecjalnie przejmowali się tymi wszystkimi strefami bezpieczeństwa, a było ich zbyt wielu, żeby krasnale zdołały wszystko ogarnąć, ale do pewnych miejsc nawet oni nie zdołali by się przedostać, nie mogli więc stanowić wystarczającej przykrywki. Potrzebny był kamuflaż.

Agentka zasadniczo nie używała kasku. Lama wprawdzie osiągała naprawdę duże prędkości, ale długie, odpowiednio mocno wylakierowane włosy stanowiły wystarczającą ochronę w razie wypadku. Kask mógłby ograniczać ruchy, co w wypadku agentki specjalnej było nie do przyjęcia. Poza tym lubiła czuć pęd wiatru na twarzy i smak much, rozbijających się o odsłonięte siekacze. Gwiazdek za to twierdził, że w kasku będzie wśród krasnali nietykalna, a dla wielu nawet niewidzialna. Było to może dziwne i niezrozumiałe, ale przecież krasnale to nie ludzie, i ludzkie kryteria normalności ich nie dotyczyły.

Wiewiórka w ekspresowym tempie poprowadziła ich korytarzami i schodami. Nie poszła jednak w dół, jak się oboje z Gwiazdkiem spodziewali, ale do góry, na trzecie piętro, prosto pod drzwi...

- Rodo? Ale jak...

Agentka nie zadawała pytań. Odprawiła wiewiórkę i natychmiast zabrała się do forsowania zamka. Poradziła sobie bez problemu. Drzwi otwarły się bezszelestnie i ich oczom ukazało się... Biuro. Najzwyczajniejsze biuro, pełne szaf pancernych, które zapewne kryły dokumenty zawierające dane wrażliwe. Coś się jednak nie zgadzało. W powietrzu wisiał jakiś dziwny chemiczny zapach, prawdopodobnie ten sam, o którym wspominali rekruci. Tylko skąd dochodził? Idąc za nosem, Agentka trafiła do skrzynki przymocowanej do drzwi. Przyjrzała się jej. Zamknęła drzwi. Pogmerała w zamku skrzynki. Coś pisnęło, coś zazgrzytało. Otworzyła drzwi ponownie i zobaczyli profesjonalne laboratorium biotechnologiczne.

- Ojejuniu... - szepnął Gwiazdek.

- Dzwoń po Doktorka. Musi to zobaczyć.

Doktorek zjawił się niemal natychmiast i omal nie stracił wzroku. Tak wytrzeszczył oczy, że cudem chyba nie wypadły mu one na podłogę. Wyjął z kieszeni profesjonalne maseczki, wręczył je towarzyszom i ruszył jako pierwszy, aby przyjrzeć się odczynnikom. Bez trudu rozpoznał instalację do projektowania wirusów i żłobek do hodowli bakterii (na ich widok agentka przypomniała sobie o porcji piasku, którą powinna łyknąć). Zatrzymał się przy słoiku, który zawierał fasolę.

Krasnale są niezwykle odporne na różne kwasy i zasady, a nawet na większość trucizn i jadów. Często kumulują je we własnych organizmach, a one, choć nie są całkowicie obojętne dla ich zdrowia, to najczęściej szkodzą im tylko nieznacznie. Czarna Fasolka natomiast mogła krasnala zabić. Nie dosłownie oczywiście, ale wysysała całą krasnoludzkość, tak że krasnal przestawał być krasnalem, a to było właściwie jak śmierć. Białe natomiast nie szkodziły, wręcz przeciwnie, wzmacniały młodsze krasnale w ich wzroście ku pełni krasnoludzkości. Dlatego te fałszywki były tak groźne. Jeżeli ktoś je pomyli...

- Doktorek, pozwól na chwilę. Powiedz, że to nie jest to, o czym myślę.

Krasnal przyjrzał się gotującej się miksturze i odczynnikom, które znajdowały się w pobliżu. Ujrzał je i się przeraził.

Są takie substancje, po których człowiek (albo krasnal), robi rzeczy straszne. Na jakiś czas staje się śmiertelnie groźnym potworem, który po powrocie do normalności nic nie pamięta. Czasami domyśla się swoich zbrodni i cierpi straszne wyrzuty sumienia, ale nie potrafi oprzeć się pokusie wzięcia kolejnej dawki. Jedną z takich substancji była mikstura Doktora Jekylla. Coś tu się jednak nie zgadzało. Jakiś element, który Agentce wydawał się niepokojący, od którego kręciło ją w nosie i swędziało na karku. Palnik! Był włączony. Podstawa BHP – nie zostawiaj ognia bez opieki. Upiór albo nie przestrzegał BHP, albo... znajdował się w pobliżu. Dźwięk tłuczonego szkła potwierdził drugą opcję. Agentka, Gwiazdek i Doktorek ostrożnie się odwrócili i zobaczyli...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro