Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Klątwa Gelejzy

Agentka Małek wylądowała u doktora Atlantisa. Nie zdołała przyjść o własnych siłach, za dużo bowiem było na drodze zakrętów i schodów, przez które mogłaby stracić wszystkie zęby. Dla jej dobra zapakowano ją w kaftan bezpieczeństwa i założono na głowę kask. Kiedy lekarz ją zobaczył, w ogóle się nie uśmiechnął, za to jego spojrzenie mówiło wyraźnie „kobieto, masz przekichane". Chociaż diagnoza była oczywista, dla pewności przeprowadził serię badań, jak mierzenie obwodu głowy, reakcja na bodźce słuchowe, odruch kolanowy. Na koniec narysował na podłodze linię i kazał Agentce po niej przejść. Nie zrobiła nawet kroku i przywitała się z matką ziemią, czy raczej siostrą posadzką. Diagnoza zabrzmiała jak wyrok.

- Fajtuapulum Gamoniensis. Żaden wirus ani trucizna, ale wyjątkowo złośliwa i odporna na antybiotyki bakteria. Na szczęście nie jest zaraźliwa, a organizm sam ją potrafi zwalczyć, ale może to potrwać od miesiąca do dwóch lat. Choroba, którą powoduje, zwana potocznie „klątwą gelejzy", nie jest śmiertelna, o ile chory nie rusza się z miejsca.

- Ale ja mam misję do spełnienia!

- Wszyscy mamy jakąś misję, a jeśli chce pani dożyć emerytury, musi pani unikać sytuacji potencjalnie niebezpiecznych. Jak w „Oszukać przeznaczenie".

- I naprawdę nie ma na to żadnych leków?

- W aptece nie, ale podobno jedzenie piasku niweluje objawy...

Agentka nie miała zaufania do lekarzy, zwłaszcza takich, którzy noszą podejrzane pierścienie i polecają leki, których nie kupi się w aptece. Nie wierzyła w żadną klątwę, ani bakterię fajtłapy, nawet kiedy wylała na siebie gorącą zupę i potknęła się dziesięć razy na równej drodze. Przekonała się dopiero, kiedy podczas robienia kisielu w Sali Rycerskiej zakręciło ją w nosie. Kichnęła tak potężnie, że rozdmuchała całą zawartość torebki i zatoczyła się na środek sali. Na szczęście nie wpadła na żadną zbroje i już chciała odśpiewać pieśń tryumfu, gdy usłyszała gwizdanie czajnika. Wstała. Z trudem. Chciała pobiec, żeby zdjąć go z paleniska, ale potknęła się o własne nogi i wylądowała na podłodze. W tej samej chwili gwizdek wystrzelił prosto w najdalszą zbroję. Agentka mogła tylko patrzeć, jak wypucowane przez rekrutów eksponaty przewracają się jeden na drugi jak domino, by w końcu pogrzebać ją żywcem. Leżała tak pod stertą złomu, bojąc się cokolwiek zrobić. W końcu udało jej się wyciągnąć telefon i wysłać wiadomość do Gwiazdka. „Pomoc pilnie potrzebna. Sala Rycerska. Weź wiadro piasku".

Cień przemykał po scenie. Tym razem nie miał ze sobą żadnej broni biologicznej. Za to kiedy tak przemykał przez zabłąkaną plamę światła, dało się dostrzec błysk jakiegoś metalowego narzędzia, które trzymał w ręku i nie był to na pewno ani widelec ani łyżka. Upiór nie przyszedł tu przecież na obiad. Mimo ciemności szedł pewnie, znał to miejsce doskonale. Wspiął się po ukrytej za kulisami drabince i zniknął w podsufitowych ciemnościach. W sceniczną ciszę wdarł się nieprzyjemny zgrzyt piły do cięcia metalu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro