28.01.1989
》Michael 《
Trasa się skończyła. Tego dnia pakowaliśmy się i mieliśmy wracać.
Nagle usłyszałem krzyki w hotelu
- Nie skacz! - krzyczeli przez siebie ludzie.
Wybiegłem z pokoju hotelowego i wpadłem na pokojówkę
- Co się dzieje? - zapytałem
- Dziewczyna chce skoczyć piętro niżej z balkonu.
- Dzieki. - zbiegłem piętro niżej
Wpadłem na policjantów
- Czemu ona chce skoczyć? - zapytałem
- Krzyczy coś, że może "on" ją dostrzeże, jeśli to zrobi.
- Dajcie mi z nią pogadać. Skoro przekonałem faceta, że jego córka nie żyje, to powinienem sobie dać radę.
- Mieszka pan w tym hotelu?
- Tak. Piętro wyżej.
- Ona mogła mówić o Panu. Patrzyła na balkon na wyższym piętrze
- Tym bardziej dajcie mi szansę.
Zgodzili się. Założyli mi uprząż do wspinaczki, bo plan był taki, że przejdę przez barierkę...
Podszedłem do dziewczyny i odezwałem się innym głosem:
- Hej. Powiesz czemu chcesz skoczyć?
- Jakby on nie sypiał z nią i mnie zauważył, to bym nie skakała! - spojrzała na balkon od mojego pokoju - Dostrzeż mnie! Dostrzeż mnie kretynie!
- Ej, na wyzywanie od kretynów nie było umowy. - przeszedłem przez barierkę - popatrz na mnie. - Powiedziałem już swoim głosem - Dobrze. A teraz zrobimy tak: wrócimy do środka i wyjaśnisz mi o co chodzi. Zgoda?
- Zabiorą mnie do psychiatryka!
- Daj mi rękę. Świetnie. Teraz powoli podejdę bliżej, a ty obejmiesz moją szyję, zgoda?
- Tak
Udało się wciągnąć dziewczynę do środka, ale coś się jej stało w nogę
Chcieli ją zabrać
- Zaczekajcie. I wyjdźcie. Ja się dowiem, jaki był powód. Wam nie ufa. Tylko mi dała podejść tak blisko.
Zgodzili się i zostawili nas samych
- Czemu chciałaś skoczyć?
- Na koncercie mówiłeś, że też mnie kochasz... - płakała
- A gdyby tak nie było, to myślisz, że stałbym po złej stronie barierki, na ósmym piętrze? Posłuchaj, kocham ciebie, tak jak innych moich fanów... to tak, jakbyście byli moimi dziećmi. Alishia jest moją żoną. A fanów kocham jak własne dzieci.
- Obiecujesz?
- Obiecuję... Naprawdę. Inaczej nie przechodziłbym przez barierkę. Słuchaj, teraz pójdę po służby. Zabiorą cię do szpitala i zbadają, co z twoją nogą, czy nie masz innych ran, stłuczeń itp.
- Pójdziesz ze mną do karetki? Oni mnie zakują w kaftan
- Zgoda...
Zniosłem ją do karetki i przekazałem służbę wszystko, czego się dowiedziałem i dziewczynie
Gdy wróciłem do pokoju, Alishia rzuciła mi się na szyję
- Jesteś bohaterem. - szepnęła
- Nie jestem ona się chciała zabić przezemnie. Nie powinienem mówić im na scenie, że ich kocham...
- Przesadzasz... - pociągnęła mnie w stronę łóżka - chodź... - wylądowaliśmy na łóżku - Dam ci nagrodę... - siedząc mi na nogach zdjęła z siebie bluzkę i stanik
- Sprowokowałaś mnie... - zamianiłem nasze miejsca i zawisłem nad nią - jutro rano mamy lot... - zdjąłem jej spodnie i majtki - Więc ja proponuję szybką zabawę i dalej się pakujemy, chyba, że ktoś znów zechce nam przerwać skacząc.
- Rób jak uważasz...
- Dobrze. - rozebrałem się - wiesz jak cholernie mnie podniecasz? - zapytałem jeżdżąc dłońmi po wewnetrznej stronie jej ud
***
Po pół godziny zabawy oboje doszliśmy... modliłem się, żeby w końcu Bóg zesłał nam dziecko... od dwóch lat się staraliśmy i nic z tego nie wyszło, może poza łzami Alishii...
Spakowaliśmy wszystkie rzeczy nasze i Mii i ruszyliśmy do mojego samolotu. Tą noc mieliśmy spędzić w nim i dopiero rano odlecieć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro