Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIV

Grudzień 1978 roku...

Nastał dwudziesty drugi grudnia. Nie uczęszczałam już do szkoły, mógłby być to dla mnie zwykły dzień, ale takim nie był. Ja i Alicja miałyśmy dziś wielki dzień. Poślubiamy naszych ukochanych. Lily z Jamesem i Rolion z Dorcas mieli już swój ślub na początku jesieni. Postanowiłyśmy wziąć swoje śluby w parach, bo wyszło i taniej, i byłyśmy tak mocno ze sobą związane, że chciałyśmy wziąć razem ślub. Chłopcy nie mieli nic do gadania, ale nie przeszkadzało im to zbytnio. Spałam sobie spokojnie w swojej sypialni, dopóki nagle nie obudziła mnie Ruda Furia. Gdy mnie dobudziła, zobaczyłam Dorę ciągnącą za sobą zaspaną Alicję. Kazały nam siadać i nic nie robić, chciały same nas przygotować, tak ja my je parę miesięcy temu. Cwane się zemściły za poranną pobudkę. My już obudzone rozmawiałyśmy o tym, jak będzie na weselu. Cała uroczystość i późniejsza zabawa miała się odbyć w Malachitowym Dworze, ponieważ posiadaliśmy salę balową i ogólnie mama nie wyobrażała sobie mojego śluby w jakimkolwiek innym miejscu. Upiększone wstałyśmy od toaletek i ubrałyśmy nasze śnieżno białe suknie. Ta należąca do Ali była koronkowa, rozkloszowana do kolan, i miała grube ramiączka. Dziewczyna wyglądała w niej jak uosobienie wiosny, ponieważ Dora włożyła je na głowę wianek białych róż. Gdy Lily skończyła mi pomagać z suknią odwróciłam się do lustra. Suknia nie miała ramion i była ze zwykłego, prostego i trochę białego materiału. Ściśle przylegała do mojego ciała do talii, a niżej rozkładała się swobodnie, aż do stup. Wyszłyśmy z pokoju i udałyśmy się na miejsce ceremonii, czyli salkę przy sali balowej. Zaczęła grać muzyka, gdy otworzyły się drzwi, dziewczyny poszły pierwsze jako nasze świadkowe, oczywiście razem z mężami, którzy byli świadkami naszych przyszłych, niedoszłych. Przyszła w końcu kolej na nas. Pierwsza wyszła Al razem z tatą. Wyglądała tak uroczo, wszyscy patrzyli na nią z zachwytem, a szczególnie jej kochany Frank. Gdy stanęła pod ołtarzem przyszedł czas na mnie. Dezjon wziął mnie pod ramię i zaczęliśmy się zbliżać do mego lubego. Patrzyłam tylko na niego, po pewnym czasie uśmiechnęłam się do niego wrednie i chyba zrozumiał, o co mi chodzi. Brat oddał mnie mu i stanęliśmy ramię w ramię z Longbottomami przed kapłanem.

- Wiem, że już się od ciebie nie uwolnię... – szepnął mi szybko do ucha, na co cicho zachichotałam, a ksiądz zaczął uroczystość. Trwała około godziny, ale nie można było tego odwlekać w nieskończoność, nadszedł czas na nasze przysięgi.

- Czy ty Franku, bierzesz Alicję za żonę? - zapytał głos swoim głębokim głosem.

- Tak – odparł pewnie i włożył na palec dziewczyny złotą obrączkę.

- Czy ty Syriuszu bierzesz Agatę za żonę?

- Tak. – Zakładając srebrną obrączkę na mój palec, uśmiechnął się do mnie bardzo szeroko.

- Czy ty Alicjo, bierzesz Franka za męża?

- Tak – odparła wesoła i założyła identyczną obrączkę do swojej na jego palec.

- Czy ty Agato, bierzesz Syriusza za męża?

- Tak – odparłam pewnie i założyłam małą obręcz na palec mojego męża.

- Ogłaszam was małżeństwami – powiedział głośno i donośnie, unosząc ręce lekko do góry. - Możecie się pocałować... – mruknął do nas z uśmiechem.

Nie trzeba było nam dwa razy powtarzać! Pocałowaliśmy się bardzo czule, ale krótko, ponieważ trzeba było zaczynać wesele! Gdy zaczęliśmy iść w stronę wyjścia, wszyscy rzucali nad nami ryż i płatki białych róż. Weszliśmy do sali i zaczęła się wielka zabawa. Tańczyłam chyba ze wszystkimi, a najwięcej oczywiście z moim mężem. Na naszym weselu było mnóstwo osób, nawet Severus. Nadal się nie lubił z Huncami, ale ja się z nim polubiłam, kiedy nie był takim zrzędą, to naprawdę fajnie się z nim gadało. Wyszłam na chwilę na zewnątrz, by odetchnąć. Oparłam się o murek na tarasie i w ścianie lasu zobaczyłam pewną ciemną postać. Wiedziałam, kto to był, podpowiadało mi to serce. Uśmiechnęłam się nie do Tego, Którego Imenia Nie Wolno Wymawiać (po wojnie, którą wywołał bano się go nawet nazywać jego mrocznym pseudonimem), tylko do Toma Riddle'a, mojego taty. Zauważyłam, że również się uśmiechnął i ukłonił lekko, a następnie zniknął w czarnej mgle. Ciekawa byłam, co wtedy czuł...

***

W lipcu następnego roku skończyłam studia astronomiczne. Poszło mi naprawdę szybko, profesorowie stwierdzili, że nie nauczą mnie niczego więcej. Nie wiem jakim cudem, ale tego same dnia, co dostałam dyplom, to czekał na mnie list od samego Albusa Dumbledore'a z propozycją pracy. Ten człowiek na pewno miał wszędzie jakieś wtyki. Oczywiście na późniejszej rozmowie z nim zgodziłam się zastąpić panią Sinitrę, ale dopiero za rok, ponieważ... W sierpniu miałam rodzić. Moje dziecko trzymało się terminów i dzień w dzień jaki przewidywali lekarze, urodziłam swojego malutkiego i zdrowego synka, małego Reguluska. Żeby nie było, to Syriusz wybrał imię. Ten rok był dla nas naprawdę szczęśliwy, ponieważ Syriusz już w listopadzie zdobył pracę jako auror. O dom nie musieliśmy się też martwić, ponieważ ulokowaliśmy się w starym domu rodziców Rega i Łapy, czyli na Grimmauld Place 12. Chłopak nie chciał mieszkać sam w wielkim domu, więc zamieszkaliśmy razem.

***

Minęły dwa lata, a ja znowu urodziłam tylko, że w marcu. Córeczkę o imieniu Michalina. Wszyscy nazywają ją potocznie Misia. Jej chrzestnymi są Alicja i Dezjon. On nadal sobie nikogo nie znalazł, ja nie wiem, co jest z nim nie tak, ale jak tak chce, to niech tak żyje. A propos Ali, urodziła syna, Nevilla. W ogóle w tym roku, to wszyscy jacyś dzieciaci. Lucjuszowi i Narcyzie się urodził syn, Draco, Lily i Jamesowi również syn, Harry, a Molly i Arthurowi Weasley'om urodził też się już szósty syn, Ronald. Jak na razie w całej ten ferajnie jest tylko jedna dziewczynka, moja ukochana Misia, ale myślę, że nie będzie to duży problem. Generalnie to bardzo się zaprzyjaźniliśmy z Weasley'ami, są to naprawdę serdeczni ludzie. Ich bliźniaki były w wieku małego Rega i bardzo się polubiły i mimo że mają dopiero po dwa lata, to naprawdę nieźle broją. Rolion razem z Dorcas wyjechali do Bułgarii, mieszkają niedaleko Stala i Evy. Często siebie odwiedzaliśmy, a ich synek rósł jak na drożdżach, był taki kochany! Kiedy pokazywaliśmy małemu Wiktorkowi Misię, to strasznie bał się jej dotknąć, bo biedaczek myślał, że się rozleci. Nawet mamy to uwiecznione na zdjęciu. Remus również często do nas pada i bardzo dobrze, bo miło jest pogadać z kimś bardziej oczytanym niż rodzeństwo starszych Blacków. Z Peterem urwał nam się kontakt, nawet nie wiedzieliśmy, gdzie mieszkał.

***

Rok później...

Znowu zrobiło się o moim ojcu bardzo głośno. Zaczął „zbierać sobie przyjaciół", jak to mawiał Hagrid. Już w tym roku pracowałam w Hogwarcie, córka była odchowana na tyle, by zostawić ją z wujkiem i ojcem. Reg trochę robił za niańkę, bo dużo pracował w domu. Po ciężkim październikowym tygodniu na weekend wróciłam do domku. Skorzystałam z sieci Fiuu i w sekundę znalazłam się w jednym z saloników. Wyszłam na korytarz i postanowiłam poszukać kogokolwiek.

- Halo? Jest tu kto? - zawołałam, idąc w stronę kuchni. Nagle poczułam dwa niewielkie ciężary na obu nogach. - O matko... Coś nagle nogi mi przytyły! - Stęknęłam i udawałam, że nie widzę moich dzieci. - No gdzieś to się podziały moje dzieci? A gdzie ich ojciec? - Ponownie zawołałam i schyliłam się nagle, by wziąć moje maluchy na ręce. Pisnęły rozbawione.

- Mama! - Misia przytuliła się do mojej twarzy, a Regulus zaczął mi się wyrywać.

- Wujku, ratjuj! - wydarł się na cały głos. Na jego zawołanie w drzwiach pojawił się jego wybawca, przynajmniej on tak myślał.

- O nie! Przecież nie możesz go pocałować na przywitanie. - Zrobił przerażoną minę, a ja wybuchłam śmiechem.

- Ja mogę wszystko... - mruknęłam, chichocząc i dałam buziaka moim dzieciom.

- Ble! - Chłopiec zaczął wycierać panicznie swój rumiany policzek.

- Oj, już nie dramatyzuj. – Uśmiechnęłam się i puściłam ich wolno. Dzieci poleciały się bawić, a ja weszłam do kuchni razem ze szwagrem.

- Jak tam się sprawowały?

- Serio pytasz? - Spojrzał na mnie jak na kosmitę.

- Czyli jak zwykle... - Zaśmiałam się.

- Chodź, zrobię kawy.

- Reg! - Pisnęłam zdegustowana.

- Dobra, żartowałem! - Podniósł ręce w geście obrony i perfidnie zachichotał pod nosem. - Ja sobie zrobię kawy, a tobie zrobię zieloną herbatkę.

- Dziękuję. – Wyszczerzyłam się. Po chwili już piliśmy ulubione napoje przy stoliku.

- Syriusz jeszcze w pracy? - spytałam, bo było to dosyć dziwne, że go jeszcze nie ma.

- Nie mam pojęcia. – Wzruszył ramionami.

- Dziwne... – mruknęłam, ale nie przejęliśmy się tym zbytnio i gadaliśmy dalej o duperelach albo o dzieciach. Nie musieliśmy ich aż tak bardzo pilnować, ponieważ pilnowały siebie wzajemnie, były bardzo mądre, jakby coś się stało, to jedno od razu, by leciało po pomoc. Po około dwóch godzinach usłyszałam otwierające się drzwi wejściowe. Wyszłam na korytarz i oparłam się o ścianę, czekając, jak gospodarz mnie łaskawie zauważy.

- Dobry – mruknęłam, patrząc jak zdejmuje buty.

- Bialuśka! - Podniósł się gwałtownie i uśmiechnął się szeroko. - Raczyłaś nas odwiedzić.

- Ano raczyłam. – Zaśmiałam się.

- Miło – mruknął uwodzicielsko i chciał mnie pocałować, ale...

- No chodź, kolacje ci zrobiłam – powiedziałam, odwracając się.

- A całus, gdzie? Miesiąc cię nie było!

- Spóźniłeś się. – Podniosłam brew i powstrzymywałam się od śmiechu.

- No nie bądź taka... - Złapał mnie za biodra i powoli przybliżył do siebie. - Biała... - mruknął i zrobił oczka szczeniaczka.

- No dobra... – Zgodziłam się łaskawie i pocałowałam bardzo namiętnie swojego męża. - A teraz idź, jedz! - Klepnęłam go w ramię, gdy już chciał mnie nieść do sypialni, cwaniaczek.

- Ty to potrafisz! - Załamał ręce i poszedł za mną do kuchni.

- Za to mnie kochasz!

- To mój tekst!

- Już nie! - Zaśmiałam się i pokazałam mu język.

Po kolacji siedzieliśmy całą rodzinką i gawędziliśmy sobie miło albo bawiliśmy się z brzdącami. Około godziny dwudziestej były już jak żywe trupy, więc z Łapą poszliśmy na górę, by położyć je spać. Zasnęły bez większego problem. Zasiedliśmy w trójkę w saloniku i zaczęliśmy omawiać remont, który chcieliśmy zrobić. Dom był piękny, ale miejscami... przerażający. Chcieliśmy w to miejsce tchnąć nowego, wesołego ducha. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, co nas lekko zdziwiło, ponieważ nikogo się nie spodziewaliśmy. Stawiałam, że to będzie Remus, bo czasem wpadał do nas późno, ale zazwyczaj się zapowiadał. Poszłam i otworzyłam drzwi, za którymi niestety nie stał Remus. Stali za nimi aurorzy...

- Dobry wieczór. Czego panowie chcą?

- Pani Black? - spytał wysoki i brodaty brunet.

- Tak – odpowiedziałam coraz bardziej zmartwiona.

- Musimy zabrać pani męża – odpowiedział mężczyzna w średnim wieku grobowym tonem.

- Słucham? - spytałam drżącym głosem. - Jak to zabrać, gdzie?

- Możemy wejść? Opowiemy wszystko pani.

- Proszę... - Wpuściłam trzech mężczyzn do korytarza i stanęłam przed nimi ze skrzyżowanymi rękami na persi.

- Aga, co się dzieje? - zapytał zmartwiony Regulus, który nagle się za mną znalazł. Na szczęście nie przyszedł tu Syriusz.

- Nie wiem...

- Proszę państwa... - westchnął brunet. - Dzisiaj dokonano zdrady państwa Potterów i zabójstwa Petera Pettigrew i trzynastu mugoli mugoli.

- O mój... - Zakryłam usta dłonią, zastanawiając się, co się stało, kto to zrobił...

- Dokonał tego pani mąż... - Wypalił brodacz, patrząc mi prosto w oczy.

- Słucham?! Ja nic nie zrobiłem! - Syriusz jak torpeda wystąpił przed nas, był wściekły.

- On nigdy by ich nie zdradził i nie zabiłby niewinnego! - Regulus zaczął bronić Blacka.

- Syriusz może święty nie jest, ale za przyjaciół życie by oddał, a nie zdradzał! - ryknęłam zdenerwowana na mężczyzn tak, że najniższy z nich trochę się ode mnie odsunął.

- Dowody są jednoznaczne i niezbite. Po Pettigrew został tylko palec, a na nim są odciski palców Blacka i martwi mugole dookoła. Również zeznawał jeden z zaatakowanych mugoli, który cudem przeżył, opisał pani męża. Dodatkowo miejsce pobytu Potterów zna tylko pani, pani mąż i Remus Lupin. Wszystko wskazuje na Blacka.

- Byłem dzisiaj u Pettigrew, ale nic mu nie zrobiłem, ani żadnym mugolom! Prosił o rozmowę, to pogadałem z przyjacielem. – Syriusz wyglądał teraz, jakby go nagle olśniło. - Zaraz on... On też znał kryjówkę Jamesa i Lily! Ten szczur mówił o Voldemorcie jako „Czarnym Panu", to on zdradził, a ja go nie zabiłem!

- Brać go! - krzyknął najstarszy z mężczyzny, a reszta wykonała jego polecenie i wzięła się za mojego męża.

- Nie, zostawcie go! - ryknęłam, szklane osłony lamp pękły, a ja chciałam się na nich rzucić, ale przytrzymał mnie Regulus. Mężczyźni po szarpaninie dali sobie radę i już trzymali mocno Blacka.

- Dajcie mi się chociaż z nimi pożegnać – warknął, a oni go swobodnie puścili. Czarnowłosy wziął mnie w ramiona, a ja zapłakana wzięłam jego twarz w dłonie.

- Czemu zawsze musisz się coś wplątać?! Kocham cię... i ci wierzę, kretynie! – Załkałam.

- Ja ciebie też, mądralo... – Uśmiechnął się gorzko i krótko mnie pocałował. Następnie przytulił Rega i... odszedł. Gdy drzwi się zamknęły, krzyknęłam żałośnie i upadłam na kolana. Reg usiadł obok mnie i przytulił mnie mocno. Po chwili przeniósł mnie na kanapę przed kominkiem w salonie i czekał, aż się uspokoję. Nie wiem, skąd miał w sobie tyle siły... Nie wiem, ile czasu minęło, ale nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Reg wstał z kanapy i otworzył. Przyprowadził ze sobą...

- Sev! - Przytuliłam go mocno na powitanie.

- Aga... - Oddał uścisk, a jego głos był pełen żalu.

- Siadaj. – Wskazałam na kanapę i usiedliśmy razem. Regulus poszedł po coś mocniejszego, było to teraz bardzo mile widziane. - Wiesz, co z Potterami? Ci aurorzy, którzy zabrali Syriusza, powiedzieli, że tylko ktoś ich zdradził.

- Zabrali Syriusza?

- Tak, myślą, że to on, ale to nieprawda.

- Agata... - Złapał mnie za ramiona i spojrzał głęboko w oczy. - James i Lily nie żyją – powiedział, a ja chyba na chwile straciłam kontakt z rzeczywistością. Przez kolejną godzinę podobno siedziałam zapatrzona w jeden punkt, a po mojej twarzy po prostu spływały łzy.

- A Harry? - spytałam, wybudziwszy się z transu.

- No właśnie on... unicestwił Sama Wiesz Kogo.

- Słucham? Ale jak?!

- Nie wiem... Dumbledore go dał Hagridowi, by zawiózł go do siostry Lily.

- Lepiej by było, gdybym ja go wzięła – stwierdziłam, kręcąc głową.

- Raczej ja – mruknął Reg, uśmiechając się lekko.

- Racja – Przyznałam i zaśmialiśmy się. Był to pierwszy przejaw pozytywnej energii od paru godzin.

- Tak mi przykro... - Zaczął Severus, ale nie wiedział, co mówić dalej.

- Ja wiem, że to nie on – odpowiedziałam pewnie.

- A kto? - spytał sceptycznie Snape, nie ufał do dziś Syriuszowi.

- Pettigrew.

- Przecież nie żyje! – Prychnął.

- Coś czuję, że zmienił strony i to wszystko ukartował. Na wojnie czarodziei ledwo co nie przeszedł na stronę Voldemorta.

- Możliwe, ale nie mamy dowodów – odparł ponuro Severus.

- Może z biegiem czasu wszystko się wyjaśni... – Wypalił zamyślony Regulus.

- Oby... – Mruknęłam i schowałam głowę w dłonie.

Parę dni później odbył się pogrzeb moich przyjaciół. Z Dorcas w niebogłosy, byłyśmy tak załamane... Nie wiem, jak sobie bez nich poradzę... Byli mi jak rodzina. Czemu mój ojciec mi to zrobił, czemu?! Przez niego straciłam Alicję i Franka, a teraz i Potterów oraz męża! Dlaczego nie mógł już na zawsze pozostać w cieniu...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro