Rozdział XII
Wakacje mijały mi bardzo powoli. Praktycznie nie wychodziłam z domu. Czasem tylko odwiedziłam Lily albo Jamesa i Syriusza. Wieści z Proroka mnie tak przygnębiały, że nie miałam na nic siły. Mimo, że zdemaskowaliśmy ich siedzibę, to i tak nic nie dało. Czułam się bezwartościowa. Jedyną wesołą rzeczą jaką nas spotkała w tym lecie, był ślub Stanislava. Zjawiliśmy się tam całą naszą grupką i bawiliśmy się świetnie. Większość czasu spędziłam oczywiście z panem Blackiem, bo jakże by inaczej. Nie odstępował mnie na krok, ale jakoś za bardzo mi to nie przeszkadzało. Da się przyzwyczaić. Nie wiem, jakim cudem siebie znosimy, ale cieszę się z tego, bo w końcu pod tym względem czuję się spełniona. Nie chcę go stracić... Martwiłam się strasznie o brata Syriusza. Nie odpowiadał na listy, nie miałam pojęcia gdzie się znajduje. Nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, co musi teraz robić, mam nadzieję, że jakoś daje sobie radę...
Pod koniec sierpnia udałam się z braćmi na Pokątną. Generalnie stali się dosyć nadopiekuńczy, więc miałam dwa dodatkowe cienie, ale no nic na to nie mogłam począć. Szliśmy sobie spokojnie, kupowaliśmy rzeczy, na koniec obraliśmy za cel księgarnię. Weszliśmy do środka, a ja zaczęłam się rozglądać. Zauważyłam to stare krzesło, na które weszłam przed laty, by sięgnąć podręcznik od eliksirów. Mimowolnie się uśmiechnęłam na to wspomnienie. To tu poznałam swojego najlepszego przyjaciela... Przez te wspominki nabrała mnie ochota, by odwiedzić pana Ollivandera. Podeszłam do chłopaków, by im to oznajmić, było to dosyć niedaleko, ale lepiej by o tym wiedzieli. Chyba by padli na zawał, gdyby się zorientowali, że zniknęłam bez słowa.
- Dejzi, kupcie mi komplet, ja się przejdę do Ollivandera. - Uśmiechnęłam się do nich ciepło.
- Po co, mała? - zapytał Rolion.
- A na plotki i ploteczki! - Zaśmiałam się i poklepałam go po ramieniu.
- No nie wiem... - Dejzi patrzył na mnie z udawanym zmartwieniem.
- Spokojnie, jak będziecie w niebezpieczeństwie, to was uratuję! - żachnęłam i poczochrałam mu włosy.
- Dobra, idź, bo od rzeczy gadasz! - Zaśmiał i popchnął mnie w stronę drzwi. Z lekkim uśmiechem przemierzałam ulicę i stanęłam przed starą, fioletową witryną sklepu z różdżkami. Popchnęłam drzwi i zadzwonił znajomy mi dzwoneczek. Jak przed laty... Weszłam do środka, rozglądając się wkoło, a zza ściany wyłonił się szeroko uśmiechnięty pan Ollivander.
- Dzień dobry! - Przywitałam się wesoło.
- O, witam panienkę Riddle! Co cię do mnie sprowadza? - spytał wyraźnie zaciekawiony. - Chyba nie straciłaś swojej różdżki, co? - Zachichotał.
- Skądże. – Zaśmiałam się serdecznie. - Przyszłam pana odwiedzić i...
- ... się o coś zapytać? - Podniósł jedną brew.
- Tak. - Westchnęłam. Skąd on wiedział? - Mianowicie, czemu pan powiedział, że to ciekawe, że akurat ta różdżka mnie wybrała? I dlaczego myślał pan, że ta pierwsza będzie idealna?
- Najpierw odpowiem na to drugie pytanie. Moja droga, znasz już swoje pochodzenie, prawda? - Przytaknęłam. - Zapewne zauważyłaś, że twoi bracia są bardzo podobni do ojca. Ty jesteś identyczna jak twoja matka, Emily. Oni, mimo wyglądu, mają charakter po matce i ty również. Twoi bracia byli wcześniej po swoje różdżki i dostali bardzo podobne do tej, którą ma ona. Dlatego myślałem, że będzie idealna, bo ty jesteś idealna jak Emily. A jednak... cis, 13 cali, włókno ze smoczego serca. Bardzo gryzące się połączenie. Tak sprzeczne i groźne jak związek twojej matki i ojca. Bałem się, że nikogo nie wybierze, ale zjawiłaś się ty. Owoc miłości dwóch sprzeczności. Cis, trujący. Smok, silny. Groźne połączenie. Jednak ktoś je ujarzmił. - Uśmiechnął się do miło i poklepał mnie po dłoni.
- Mówi pan jakby, ta różdżka odzwierciedlała moich rodziców... - mruknęłam lekko zdezorientowana.
- Bo tak jest! Twój ojciec ma różdżkę z cisu, a twoja matka ma rdzeń z włókna ze smoczego serca.
- Niesamowite. - Zamyśliłam się lekko. - To ich widziałam we mgle.
- Tak, nigdy czegoś takiego jeszcze nie widziałem i cieszę się, że byłem tego świadkiem. Mimo wszystko, to była piękna magia... - Rozmarzył się. Po tym porozmawialiśmy jeszcze chwilę o jakiś duperelach, a następnie wróciłam do braci. Razem wyczekiwaliśmy pierwszego września...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro