Rozdział VIII
Kiedy byłam u Jamiego, to często bywaliśmy na Pokątnej. Około połowy sierpnia dostaliśmy listy ze szkoły, w których była zawarta długa lista rzeczy potrzebnych na nowy rok szkolny. Okazało się, że w tym roku przyda mi się suknia balowa. W szkole miał odbyć się jakiś tam bal integracyjny czy coś w tym rodzaju. Udaliśmy się z panią Potter na Pokątną i robiliśmy normalnie zakupy do szkoły, ale powiedziała, że do madam Malkin pójdziemy na sam koniec. Ja nie musiałam mieć nowych szat, ale chłopcy już ze swoich wyrośli, więc musieliśmy tam się udać. Myślałam, że po prostu tam będę sobie siedzieć i czekać na nich, aż skończą, ale jak chłopaki dostali szaty, to pani Euphenia powiedziała, że jeszcze dla mnie trzeba uszyć suknię balową. Na śmierć o tym zapomniałam, ale mama przyjaciela chyba myślała o tym cały czas, była bardzo tym podekscytowana i okazała się być bardzo wybredna. Stałam na tym stołku i obie starsze kobiety rozmawiały na temat kroju, typu, falban i jeszcze wielu rzeczy. Chyba teraz ujawniła się tęsknota pani Potter za posiadaniem córki i najwyraźniej postanowiła się spełnić jako matka młodej panny, pomagając wybierać mi suknię. Było to całkiem miłe, jednak trwało to trochę zbyt długo. Zeszłam ze stołka i przypatrzyłam się tkaninom. W oko mi wpadły dwa materiały, czarny i biały, oba były sztywne i podobnej faktury. W głowie zrodził mi się projekt sukni, który przedstawiłam kobietom. Na szczęście moich nóg, które już padały ze zmęczenia przez ciągłe stanie na stołku, przyjęły mój zamysł z aprobatą. Bo krótkim czasie idealna na mnie suknia spoczywała w pudełku w moich rękach.
1 września 1974 roku
Siedzieliśmy w Wielkiej Sali, czekając na ucztę. Byłam naprawdę strasznie głodna, a miałam wrażenie, że Drops specjalnie przedłuża moment pojawienia się pysznego jedzenia na stołach. Do tego byłam padnięta i do teraz się zastanawiam, jakim cudem ta dwójka idiotów po ostatniej nocy ma tyle energii. Mianowicie postanowili, że w ostatnią noc wakacji nie będą spać i mnie też w to wciągnęli. Spokojnie pospać mogłam dopiero w pociągu. Grzeczny Remus czytał książkę, a ja spałam mu na ramieniu, a jak ktoś chciał mnie obudzić, to dostawał po łapach od niego. Naprawdę byłam mu wdzięczna. Spojrzałam na katedrę, za którą stanął dyrektor naszej placówki z zamiarem rozpoczęcia swojego przemówienia. W końcu...
- Witam, moi drodzy uczniowie! Jestem prze szczęśliwy, że wszyscy wrócili prawie cało. - Tu spojrzał na Lily, która miała rękę w mugolskim gipsie. Spaliła niezłego buraka i odwróciła od razu wzrok. - Proszę na mnie nie patrzeć wzrokiem głodnych kotów, bo zaraz coś zjecie! - Tym razem jednak spojrzał na mnie ze śmiechem, na co tylko też spaliłam buraka, on wszystko widzi... - Spokojnie. Kontynuując chciałem was powiadomić, że w tym roku nie będziemy sami w naszej szkole. Przyjeżdżają do nas goście z Akademii Magii Beuxbatons i Instytutu Magii Durmstrang. Za parę minut do nas dołączą. Odbędzie się również się bal bożonarodzeniowy. Reprezentanci tych szkół będą się uczyć z nami przez następny rok. Zapytacie się pewnie, po co to wszystko? Z dyrektorami postanowiliśmy was zapoznać i zintegrować. Proszę o miłe przyjęcie nowych uczniów. - Tu spojrzał na Huncwotów, na co się wyszczerzyli i pokazali mu kciuki w górę. - Drodzy goście, zapraszam do nas!
W tym momencie wrota się otwarły i weszły przez nie panienki z toną tapety na mordkach, naprawdę nie przesadzam. Ewidentnie były to wile. Chłopaki ślinili się do nich, oprócz Jamesa, on się ślinił do Lilki. Z miny Syriuszka dało się wyczytać, że dosyć często będzie go można spotykać w ich towarzystwie. Przyjrzałam się grupce jeszcze raz i dostrzegłam jedną dziewczynę, której występ niezupełnie podobał. Nie była pomalowana jak reszta, ale nie potrzebowała tego. Szła dumnie i wielką gracją, ale wyglądała o niebo lepiej niż inne panny z jej szkoły. Za grupką szła wyniosła madam Maxime. Wyglądała na poważną i dostojną kobietę, ale wyczuwałam, że była też miła. Hagrid wpatrywał się w nią jak w obrazek, ledwo się powstrzymywałam od śmiechu. Ktoś tu się zakochał... Drops ujął jej wielką dłoń i pocałował ją lekko i zaprosił do stołu nauczycielskiego. Nasz gajowy był wniebowzięty, kiedy usiadła obok niego. Nawet go chyba zagadnęła.
Następni weszli chłopcy. Byli dosyć niezwykli, mężni, rośli i niesamowicie przystojni. Teraz to dziewczęta zachowywały się inaczej niż zazwyczaj. Może się nie śliniłam, ale byłam nimi zaintrygowana. Po drodze wykonywali niezwykłe sztuczki magiczne i akrobatyczne, naprawdę mi się to podobało. Za nimi szedł dumnie dyrektor z jeszcze jednym uczniem. Też był napakowany, ale zauważyłam coś w nim niezwykłego. Nasze spojrzenia siebie znalazły i już wiedziałam, co go wyróżniało. Miał bardzo inteligentne oczy. Uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam. Był uroczy... ale ludzie nie gadajmy tylko o jednym człowieku. Chłopcy zostali przydzieleni do Gryffindoru i Slytherinu. Byłam niezwykle ucieszona, gdy zobaczyłam, że tamten chłopak został przydzielony do nas. Usiadł kilka metrów od naszej grupki po drugiej stronie. Zaczął się witać z siedzącymi dookoła, aż spojrzał na mnie. Pierwszy raz było tak, że nie mogłam od kogoś oderwać wzroku...
- ZIEMIA DO BIALUŚKIEJ! - Black ryknął mi prosto do ucha.
- Aua, nie drzyj się, idioto! - warknęłam, tracąc kontakt wzrokowy i pocierając obolały narząd słuchu.
- Tym razem miał prawo. Nie kontaktowałaś, misiu. - Zauważyła Lily.
- Zapatrzyłaś się na tamtego pakera - oznajmił Jamie, śmiejąc się ze mnie.
- Bałem się, że cię spetryfikował! - Dostałam kuksańca od Syriuszka.
- Ha ha! Bardzo śmieszne... - mruknęłam, kuląc się z bólu żeber, ten człowiek chce mnie chyba zabić.
- To uroczo wyglądało, MISIU... - Peter specjalnie podkreślił ostatnie słowo. Raz, byliśmy w mugolskim zoo, ciągle chciałam przytulić misia... polarnego. No był bardzo uroczy, no! Syriuszek oczywiście miał bekę, że go uwielbiam, bo jest bliski moim włosom. Kretyn... Od tamtego czasu mam nowe przezwisko.
- A może tamten też lubi niedźwiadki! - Zaśmiał się Remus.
- Remusek! - Wskazałam na niego palcem. - Ty lubisz rudowłose puchonki, a ci tego nie wypominam!
- CO???!!! - Chłopcy krzyknęli zdziwieni.
- Oj, misiaczku, grabisz sobie... - Przyjaciel spojrzał na mnie przenikliwie.
- Czekaj, czekaj... Rudowłose puchonki... Są takie? - spytał zdziwiony Black.
- No ty to powinieneś wiedzieć! - Klepnęłam go w plecy, o naprawdę jest jakiś cofnięty. Minę miał, jakby była to największa zagadka świata.
- Matko! Ty ją lubisz?! - krzyknął wielce zdziwiony, ale chociaż ogarnął.
- Ale kogo? - Remus spalił buraka.
- No moją siostrzenice!
- Co?! To twoja siostrzenica?! - ryknął przerażony Lunatyk.
- Oczywiście! Tonks jest córką mojej ulubionej siostry ciotecznej.
- A... - Eestchnął.
- ...ndromedy, Luniaczku- powiedziałam.
- Boże...
- No nie cieszysz się, że będziemy rodziną? - spytał smutny Black przyjaciela.
- Nigdy!
- Miło Luniaczku... Ja ci to zapamiętam!
- A ja zapamiętam, z jaką rodziną ciebie powiąże... - Wyszczerzyłam się do przyjaciela.
- Misiaczku! - Spojrzał na mnie groźnie.
- Dobra, dobra... - Zachichotałam, wracając do jedzenia, które niedawno się pojawiło.
Kątem oka zobaczyłam, że tamten chłopak patrzy na nas z niezłym ubawem. Niezłe pierwsze wrażenie, nie powiem. Zarumieniona i zażenowana trochę zachowaniem moim i przyjaciół wróciłam do jedzenia. Uczta powoli się kończyła, a ja z Lily jakoś wyszłyśmy wcześniej. Szukałyśmy jeszcze chwile wzrokiem naszych współlokatorek, ale bez skutków. Dziwne, że nawet tutaj się nie spotkałyśmy. Wzruszyłyśmy ramionami i ruszyłyśmy do naszego dormitorium. Jak zawsze wszystko już było na miejscu. Romi znowu patrzył na mnie jak przed laty. Ach, te wspomnienia... Lily zaczęła rozpakowywać swój kufer, a ja też chciałam to zrobić, ale kocur tak zacharczał, że wolałam go jednak wypuścić. Ten od razu popędził na łóżko, by pójść spać. Był bardzo zmęczony, spał w końcu tylko dwanaście godzin dzisiaj. Okropieństwo. W końcu nic mi nie przeszkadzało w rozpakowaniu manatków, więc się za to spokojnie zabrałam, gawędząc sobie z rudą. Jutro sobota, więc będę mogła gadać z dziewczynami całą noc.... BUM! O wilku mowa. Dwa wilki właśnie prawie wyważyły drzwi z zawiasów.
- Agata! - pisnęła Alicja i rzuciła mi się na szuję.
- Alicja! - odpisnęłam i uściskałam ją mocno.
- Lily! - Dora skoczyła na nią z całej siły.
- Dorcas! - Zaśmiała się wesoło ruda, podnosząc ją ze szczęścia. Następnie zamieniłyśmy się i znowu rzuciłyśmy się w swoje ramiona.
- Agata!
- Dorcas!
- Lily!
- Alicja!
Było to dosyć zabawne powitanie, tęskniłam za nimi bardzo. Byłyśmy strasznie głośno, ale nikt nie przyszedł nas uciszyć. Gadałyśmy razem, śmiałyśmy się aż do czwartej. Na szczęście jutro mogłam odespać. Następnego dnia wstałam o godzinie dziesiątej, moje współlokatorki chrapały dalej, a ja sobie zaplotłam warkocza, ubrałam się w koszulkę, dżinsy i trampki i zeszłam do pokoju wspólnego, gdzie ujrzałam mojego przyjaciela siedzącego sobie w fotelu i czytającego jakąś książkę.
- Rupert! - Ucieszona podeszłam do niego.
- Aga! - Wstał z fotela i przytulił mnie mocno.
- Tęskniłam za tobą!
- Ja za tobą też! - Uśmiechnął się i poczochrał mi włosy.
- Co tam? - zapytałam, jednocześnie uderzając go w żebra.
- Ano, jest super! Dzisiaj idę z Rose do Hogsmeade. - Wyszczerzył się do mnie.
- Naprawdę? Matko, jak się cieszę! - pisnęłam naprawdę bardzo szczęśliwa. Od dzisiaj wmówię wszystkim, że jestem wcieleniem amora.
- Dziękuję ci... - Wypalił nagle, uśmiechając się łagodnie. Jego miłość do dziewczyny było widać jak na dłoni.
- Za co? - spytałam seryjnie zdziwiona.
- Dzięki tobie chcę ją poprosić, by ze mną chodziła...
- ...Wiedziałam! Matko gratuluję! Tylko nie daj jej zwiać, tak ja mi! - Zaśmiałam się z zeszłorocznej akcji w Hogsmeade.
- Ej, to była inna sytuacja! Nie chciałem się napatoczyć na Blacka. - Szturchnął mnie w ramię.
- Kto wie... może się znowu ktoś napatoczy? - powiedziałam z wrednym uśmieszkiem.
- Nawet o tym nie myśl młoda! - Pogroził mi palcem, ale w duchu się z tego śmiał, na bank.
- No dobrze... Ale tylko dla ciebie.
- Dzięki, misiu! - powiedział, puszczając mi oczko, odchodząc.
- Skąd?... - Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Każdy słyszał naszą kłótnie, Bialuśka... - mruknął znajomy głos za mną.
- To nie była kłótnia, Syriuszku. - Spojrzałam na niego z politowaniem.
- A co? - Podniósł brew do góry.
- To była przyjacielska sprzeczka - odparłam, zarzucając mu rękę na szyje. Byłam trochę przechylona, ale co tam.
- Czyli oficjalnie jesteśmy przyjaciółmi? - spytał mnie ze śmiechem, również obejmując mnie ramieniem.
- No jaha! - Spojrzałam na niego i puściłam mu oczko.
- Dziewczyny będą zazdrosne!... - Westchnął.
- No napewno widziały, jak patrzyłeś na Beuxbatons, Syriuszku. - Zaśmiałam się.
- Ha ha, bardzo śmieszne.
- Dobra, idziesz na śniadanie? - zapytałam, nagle poczuwszy głód.
- Pewno, moja przyjaciółeczko. - Mrugnął do mnie, na co zachochotałam.
- Och, jakiś ty miły ostatnio!
- Nieprawda, po prostu mnie pokochałaś i szukasz samych zalet! - Uśmiechnął się do mnie nonszalancko.
- Na razie znalazłam orzecha. - Zmarszczył brwi na tę uwadę.
- Co?
- Zamiast mózgu!- Wysłałam mu cwaniackiego całuska i uciekłam do wyjścia z dormitorium.
- I tak wiem, że beze mnie nie wytrzymasz... - Nie odpowiedziałam mu na to, tylko biegłam dalej. On zaczął mnie gonić i tak się zaczęło. Jak McGonagall nas zauważyła na korytarzu, to spojrzała na naszą dwójkę bardzo karcącym wzrokiem, ale ostatecznie nic nie powiedziała. Niedaleko Wielkiej Sali Black złapał mnie i przerzucił przez ramię mówiąc: "Już mi nie uciekniesz Bialuśka". Tak weszliśmy do pomieszczenia. Syriuszek przerzucił mnie zręcznie z ramienia na ręce i usiadł, zostawiając mnie sobie na kolanach.
- Ej, puść już mnie! - pisnęłam, kiedy chciałam zejść z niego, a on objął łapskami mój brzuch, więc nie mogłam się ruszyć.
- Trzeba było nie uciekać! - Zaśmiał się.
- No, już nie będę... dzisiaj.
- Tak to siedzisz - stwierdził i zaczął szukać czegoś dobrego na stole.
- No ej! Po co ci ja, co?
- A, no dzisiaj jest wyjście do Hogmeade... - Zaczął trochę nieśmiało. - Może chciałabyś...
- Hejka! - Przerwała mu jakaś pięknisia z Francji.
- Witam, piękną pannę... - Uśmiechnął się do niej zawadiacko. Nie znosiłam tego uśmiechu nadal. Denerwował mnie, był taki nieszczery i przesłodzony...
- Jestem Elizabeth i może mijałłbyś ochotę pójść ze mną na winoo? - zapytała się z francuskim akcentem.
- Tu się pije piwo kremowe, złociutka! - Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Chętnię spróbuję... - Zaszczebiotała „słodko". Normalnie rzygałam tęczą.
- To jesteśmy umówieni. - Puścił jej oczko.
- Do usłyszenia! - Pomachała mu i udała się do stołu puchonów. Musiała się pewnie pochwalić swoim psiapsiółkom o tym, że idzie na piwko z największym casanovą Hogwartu. Uau, faktycznie wielki wyczyn. Ja też byłam z nim na piwie i nikt mi braw nie bił, co najwyżej chcieli mnie zabić. Cóż za niesprawiedliwość. Czułam też wzrok tych wszystkich wil na sobie, w końcu siedziałam u niego na kolanach. Jakie to było żenujące, chciał zaprosić mnie, a tu proszę, trochę magii i wdzięku Francuzki i już jest na każde jej zawołanie. Który facet tak robi? Chyba tylko on...
- Ach, ten urok. - Zachichotał cały dumny z siebie. Miałam wrażenie, że zapomniał, że w ogóle ktoś mu siedzi na kolanach.
- Jednak już masz z kim iść... - mruknęłam trochę urażona.
- Co? - Spojrzał na mnie zaskoczony, jakby wybudził się z transu. - Och, biała, przepraszam cię, że... - Nie wiedział skończyć zdanie.
- Nieważne, Black. - Westchnęłam i postanowiłam wstać.
- Baluśka... - Przytrzymał mnie mocniej, bym nie wstała.
- Puszczaj mnie i idź randkować z kim popadnie... - mruknęłam i wyszarpawszy się, usiadłam obok i ugryzłam na szybko suchego tosta.
- Przepraszam... - Kątem oka zauważyłam, że naprawdę mu jest przykro.
- Nic się nie stało. - odpowiedziałam po chwili i uśmiechnęłam się trochę niemrawo do niego. - Przecież to nic, pójdę z Lily czy kimś tam - oznajmiłam i zaczęłam wstawać z ławki.
- Czekaj... - Złapał mnie za rękę. - A gdyby nie ona i gdybym zapytał do końca, zgodziłabyś się?
- Nie dowiesz się, jeśli nie zapytasz... - Zaśmiałam się z jego zakłopotania. - Miłej randki z Francuzką! - Poklepałam go po ramieniu i ruszyłam do wyjścia z sali. Popatrzyłam jeszcze raz za siebie, by zobaczyć jego reakcję. Lekko zesztywniały obrócił się w stronę stołu. Po sekundzie jego twarz rozjaśniała się i zacisnął pięści w geście „zwycięstwa". On był niemożliwy. Przez to aż wpadłam na dwójkę jakiś chłopaków. Spojrzałam na tych, którzy śmieli mi stanąć na drodze i normalnie zdębiałam.
- Zobacz, bracie, - chłopak wskazał głową na mnie - niby starsza, ale taka malutka.
- Dokładnie, braciszku! - Zgodził się. - Ale spójrz za to, jaka piękna! Drugiej takiej nie znajdziesz.
- To prawda, zaiste. - Pokiwał głową.
- No niestety, nie będzie twoja. - Westchnął z przykrością drugi chłopak, klepiąc pierwszego po ramieniu.
- Jak to? Przecież ja już jestem jego! - powiedziałam chyba najbardziej oczywistą rzecz na ziemi.
- Widzisz? - Spojrzał na niego zwycięsko. - Ona jest moja.
- A ja, to co? - Brązowowłosy spojrzał na mnie z wyrzutem.
- No twoja też jestem. - Przyznałam szczerze. Nastała chwilowa cisza i... wybuchliśmy śmiechem! Kiedy się trochę uspokoiłam, rzuciłam się kochanym braciom na szyję. Strasznie się zmienili, i twarze stały się bardziej wyraziste, co sprawiło, że strasznie wyprzystojnieli. A jak wyrośli! Czułam się przy nich jak krasnoludek. Nie dziwię się Dorcas, że zakochała się w takim chłopaku, ale naprawdę dziwiło mnie, że Dezjon nie miał dziewczyny.
- Tęskniłam! - pisnęłam prawie ze łzami w oczach.
- My też! - odpowiedzieli jednocześnie.
- Trochę się minęliśmy. - Zauważył Dejzi.
- Trochę... - Prychnęłam.
- W rekompensatę za opuszczenie swoich niezwykłych braci na aż całe wakacje, idziesz z nami do Hogsmeade - rzekł Rolion, nachylając się w moją stronę, patrząc cały czas w moje oczy.
- Chętnie! - Był tak blisko, że skorzystałam z okazji i pstryknęłam go w nos.
- Ej, nie bij mnie - pisnął, masując sobie czubek swojego delikatnego noska.
- To w drogę! - Dejzi popchnął nas w stronę wrót.
Ruszyliśmy w stronę miasteczka. Najpierw poszliśmy do Zonka. Kupiliśmy mnóstwo rzeczy na kawały. Następnie odwiedziliśmy Miodowe Królestwo. Ho ho, zapasów to ja nakupowałam. Tłuszczyk na zimę trzeba było zbierać. Najwyżej będę starą panną z dwunastoma kotami. W tym z Romim na czele mojej małej armii. Po wyczerpujących zakupach (jeszcze kupiłam sobie koszulkę z logiem Hogwartu i męską bluzę z logo Durmstrangu, limitowana kolekcja) usiedliśmy w Trzech Miotłach. Zamówiliśmy piwa kremowe i zaczęliśmy rozmawiać. Głównie o wakacjach, które spędziliśmy osobno. Ci to mają szalonych znajomych! Bardzo się też ucieszyli, że pogodziłam się z Łapą. W pewnym momencie, któryś z braci szturchnął mnie.
- Ej, mała... Zobacz, kto przyszedł- powiedział Rolo, podnosząc moją głowę i wskazując na wejście do gospody.
- Syriuszek... - Dejzi zatańczył brwiami, uśmiechając się przy tym jak jakiś przygłup.
- No i?... - Spojrzałam na nich wielkimi oczyma.
- Oj, ciągnie was do siebie! - stwierdził nagle Dejzi, machając łapami.
- Raczej odpycha, a my się uparcie trzymamy, w jakiśkolwiek sposób. - Prychnęłam na jego uwagę.
- To zawsze jakiś początek. - Rolo klasnął optymistycznie w dłonie.
- Cichajcie... - Zasłoniłam ich wyszczerzone głupio twarzy swoimi dłońmi. Wiedzieli, jak mnie rozdrażnić. Jeszcze raz spojrzałam w stronę Łapy. Oczywiście nie był sam. Miał przyczepioną do ramienia tę całą Francuzkę. Ogólnie nie mam aż takich uprzedzeń do pomalowanych dziewczyn, ale ta nie była pomalowana, tylko zatapetowana. We Francji to chyba opłaca się mieć fabrykę szpadli do zdejmowania i nakładania tej tapety. Jej zachowanie też było komiczne. Gdy usiedli, ciągle się do niego kleiła, szczebiotała tymi plastykowymi rzęsami i chichotała z każdego powodu. Przyszła kelnerka, chichot, przyniosła piwo, chichot, Black uderzył przypadkiem w stół, chichot. Gdyby nazwał ją idiotką, byłoby pewnie to samo. Chichot.
- No siora, takiego zażenowania jeszcze nie widziałem. - Zaśmiał się ze mnie Rolion.
- A ja takiej żenującej sytuacji... - Odparłam takim tonem, jakbym miała zaraz zwymiotować. - Wszystkie tak wyglądamy?
- Nie, tylko te głupie.
- Nie no, normalnie bym się śmiała, ale teraz mu współczuję.
- Potrafisz? - Dezjon zdziwił się.
- Przypadkiem się nauczyłam.
Przyjście Syriuszka dało nam niezłą zabawę. Śmialiśmy z jego sytuacji w najlepsze, gdy ten jej spojrzał w oczy i... zaczął namiętny pocałunek. Na początku robił to od niechcenia, ale z czasem chyba poczuł pasję. Wtedy to naprawdę chciało mi się wymiotować.
- Jak związki tak wyglądają, to ja wolę zostać u mamy - oznajmił zdegustowany Dejzi.
- Dorcas, dzięki, że istniejesz! - Zwrócił się do nieba jego bliźniak.
- Wychodzę! - Stwierdziłam nagle, zbierając swoje rzeczy.
- Czemu? - zapytali jednocześnie.
- Nie będę patrzeć, jak casanova się liżę z nią, bo nie ma z kim. - Spojrzałam na nich z grymasem. - To odrażające.
- Ktoś jest zazdrosny - szepnął Rolo do Dejziego.
- Nie jestem zazdrosna! - krzyknęłam, odwracając się do nich. Wszyscy na mnie spojrzeli, w tym nasza parka. Jak mnie Black zobaczył, aż zamarł, a tamta zaczęła chichotać i go szturchać. Wyszłam z gospody, trzaskając drzwiami. Wystarczy kompromitacji jak na jeden dzień. W sypialni rozpakowałam zakupy, wzięłam Romiego i usiadłam na parapecie. Głaskałam go niespokojnie, przez co spojrzał na mnie z zamiarem wydobycia zdenerwowanego miauknięcia, ale jak zobaczył moje oczy, to się uspokoił i otarł się głową o moją brodę, dając znak, że chce mnie pocieszyć. Naprawdę zrobiło mi się lepiej.
***
Syriusz
Wstałem rano i wszedłem do pokoju wspólnego. Tam zobaczyłem, jak Agata rozmawiała ze swoim przyjacielem. Byłem wielce rad, gdy usłyszałem, że Johnson jest zakochany w kimś innym, bo Bialuśka nie będzie miała bliższych adoratorów. Na razie nasze kontakty są takie jakie były, ale i tak jest dobrze. Jak se tamten w końcu poszedł zacząłem z nią rozmowę. Po niej byłem wniebowzięty, bo uważała mnie za przyjaciela! Czyli już nie byłem już denerwujący Syriuszek tylko denerwujący przyjaciel Syriuszek! Okej, to głupie, ale w sumie tala prawda. Następnie zaczęła uciekać. Oj nie, nie moja droga. Dogoniłem ją i już nie puściłem. Nawet na śniadaniu trzymałem ją na kolanach. Wierciła się, biła mnie, ale dałem radę. Miałem się zapytać, czy pójdzie ze mną na piwo, ale przyszła ta Elizabeth? Chyba tak. Postanowiłem jeszcze trochę poszaleć, zanim (jeśli się zgodzi) będę z Bialuśką. Bardzo szarmancko zaprosiłem pannę na piwo. Szkoda tylko, że zapomniałem o Riddle na moich kolanach, ale tamta dziewczyna miała taką aurę... Adze było bardzo przykro, zdziwiło mnie to. Ona jest niemożliwa, tak szybko wybacza i się przestaje przejmować. Tylko ona tak potrafi. Ale to, co powiedziała potem, zamurowało mnie. Gdybym ją zapytał, zgodziłaby się... To był na pewno szczęśliwy dzień, przynajmniej na taki się zapowiadał. Ostatecznie poszła do Hogdmeade z bliźniakami, zniknęli szybko z Wielkiej Sali. Czułem, że i tak się jeszcze spotkamy.
Chodziłem z tą całą Francuzką po sklepach z ciuchami i kosmetykami. Nawet nie chciała słyszeć o Zonku! A mogłem iść z białą, miałem teraz za swoje. Ona pewnie się świetnie bawi z bliźniakami. Hogwardzkie dziewczyny miały racje, Francuzki z tej szkoły to natapetowane pustaki, ale jak na prawdziwego mężczyznę przystało, patrzę najpierw na wygląd, zanim pomyślę o intelekcie. Na szczęście w końcu poszliśmy do Trzech Mioteł, jeszcze chwila, a bym uciekł od tej dziewczyny jak najdalej. Ten jej chichot stawał się coraz bardziej wnerwiający. Ciągle trajkotała o swoich przyjaciółkach, ciuszkach i innych duperelach, które kompletnie mnie nie obchodziły. Masakra. Kątem oka widziałem moich przyjaciół, którzy mieli najwyraźniej niezły ze mnie ubaw... Chciałem chwili wytchnienia od ploteczek blondynki, więc ją pocałowałem. Po chwili zażenowania, poczułem jednak trochę pasji, dobrze całowała. To trzeba jej było przyznać. Przerwałem pocałunek, ponieważ nagle usłyszałem TEN krzyk. Bialuśka wydarła się na cały bar: "Nie jestem zazdrosna!". Nagle spojrzała prosto w moje oczy, nie było dobrze. Zobaczyłem ten krwistoczerwony kolor jej tęczówek, była wściekła. Po chwili jednak przerwała nasze „połączenie" i wyszła z budynku. Jakoś mnie nagle natchnęło, że muszę coś szybko załatwić.
- Ty widziałłłeś te zjawę? - Zachichotała bezczelnie. - I te oczy! Wolałabym jej nie spotkać w nocy w ciemnym korytarzu. - Znowu się zaśmiała ze swojego, jakże „zabawnego", żartu.
- Kobieto, przestań chichotać i biadolić o rzeczach, które w ogóle mnie nie obchodzą i nie waż się więcej o niej źle mówić! - warknąłem na nią z obrzydzeniem.
- Świiinia! - Dała mi z liścia i wyszła wielce obrażona, jeden problem z głowy. Nagle dosiedli się do mnie bliźniaki Riddle, nawet nie zauważyłem, jak w ogóle tu przyszli.
- No, stary, wściekłeś Francuzkę i zbulwersowałeś małą. - Zaśmiał się Rolion, klepiąc mnie po plecach.
- No niezły wynik. - Dodał jego brat.
- Ona mi nie wybaczy.
- A co ma ci wybaczać, kretynie? - Dezjon spojrzał na mnie naprawdę jak na kretyna.
- Słucham? - Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Zażenowało ją tylko twoje zachowanie wobec tamtej i twój impuls by ją uciszyć. - Pocieszył mnie znowu Dezjon.
- Pewnie powie ci kazanie, jak obchodzić się z dziewczynami i tyle. - Machnął ręką jego bliźniak.
- Tyle? - zapytałem jak idiota.
- To mądra dziewczyna.
- To wiem... - Przyznałem im rację, uśmiechając się lekko do siebie.
- A my wiemy, że ci się podoba chyba od drugiej klasy.
- Skąd?... - Moja mina wyrażała lekkie przerażenie.
- Umiemy patrzeć.
- To...
- Nie nie widać tego, aż tak bardzo. Znaczy, ona się na pewno nie zorientuje, jest pod tym względem głupsza niż Evans.
- Skoro tacy mądrzy jesteście to powiedzcie, kto jej się podoba? - zapytałem zaintrygowany ich spostrzegawczością.
- Obserwuj... - odpowiedzieli jednocześnie.
***
Agata
Schodziłam sobie pewnego razu ze schodów do dormitoriów, z drugiej strony szli Huncwoci, zapewne chcąc wejść do swojego pokoju. Oni tam weszli, a ja jak najszybciej udałam się do wyjścia...
- Bialuśka! - Usłyszałam ryk Blacka.
- Agata! - Do tego dołączył ryk Pottera i Lupina.
Teraz to zaczęłam, biec by nie wpaść w łapska rozwścieczonych huncy. Zrobiłam im drobny kawał, mianowicie ich wszystkie ubrania i cały pokój były różowiutkie jak dropsy malinowo-śmietankowe Dumbledora. Uznałam, że ucieknę na błonia. Kiedy byli już dosyć blisko mnie, wybiegłam z takiej jednej kamiennej bramy kończącej most i nagle moją drogę przeciął jakiś chłopak. Wpadłam na niego i sturlaliśmy się dosyć z wysokiego, ale nie stromego zbocza nad domkiem Hagrida. Ja krzyczałam przerażona, a ten wariat się z tego śmiał, co jest z nim nie tak? Jednak dobry humor też mi się udzielił i też w końcu zaczęłam. Poniekąd było to później zabawne, ale jeszcze trochę a wturlamy się do Zakazanego Lasu, co mi się nie uśmiechało. Temu chłopakowi chyba też, bo nagle zahamował nas, ryjąc swoim bokiem trochę ziemi.
- Bardzo prze-przeprasz-haha-am... - Próbowałam przeprosić go, ale śmiech mi bardzo w tym przeszkadzał.
- Spo-hehe-spokojnie, nic się nie stało, ha ha. - Też było mu trudno mówić.
- Uciekałam przed gniewem Huncwotów - powiedziałam, siadając na trawie i teraz się zorientowałam, kim on jest...
- W taki razie wybaczam. - Również na mnie spojrzał i zarumienił się lekko. W sumie ja nie byłam lepsze, moje oczy na pewno były koloru pokoju Huncwotów.
- Jeszcze raz sorka - mruknęłam nieśmiało.
- Nie ma za co, też nie patrzę, gdzie idę. - Uśmiechnął się lekko i kiedy on wstał, to podał mi rękę, by mi pomóc.
- Jestem Agata Riddle- powiedziałam, podając do niego rękę.
- Stanislav Krum, miło mi! - Również się przedstawił, ściskając moją drobną dłoń. Uśmiechnęliśmy się do siebie ciepło.
- Wiesz... Chciałem już wcześniej z tobą pogadać. - Wyznał po chwili ciszy, drapiąc się po karku.
- O czym? - spytałam głupio.
- Tak po prostu, o wszystkim i o niczym. - Zaśmiał się. Nagle usłyszałam też inne śmiechy, które dobiegały z góry. Spojrzałam na szczyt zbocza i tam prawie sikali ze śmiechu moi bracia i Huncwoci.
- O, patrz! - Wskazałam na nich. - Mamy widownie. Skąd tu się w ogóle wzięli moi bracia? - zapytałam siebie.
- Bliźniaki to twoi bracia? - Spojrzał na mnie lekko zaskoczony.
- Tak. Mamy to samo nazwisko, czemu wszystkich to dziwi? - Zaśmiałam się.
- Jakoś tak... Byli ze mną na pogaduszkach, że tak powiem. Ostatnio złapaliśmy wspólny język.
- Jak ich poznałeś?
- A jakoś tak wpadliśmy na siebie na korytarzu.
- Może do nich pójdziemy? - Zaproponowałam.
Potaknął i ruszyliśmy w górę zbocza. Po drodze naprawdę miło i swobodnie się nam rozmawiało. Jeszcze wczoraj nie mogłabym pewnie wydukać przy nim słowa, a teraz sobie na luzie gawędziliśmy. Dziwne, ale chyba po prostu byłam nienormalna. Parę minut drogi i już byliśmy na szczycie, byli już tylko bliźniacy, reszta się gdzieś zmyła.
- Hej, gdzie reszta? - zapytałam, rozglądając się.
- Poszli do zamku. stwierdzili, że taka kara przejdzie - odpowiedział Rolion.
- Zbyt szybko wybaczają. - Pokręcił Dejzi głową z dezaprobatą. - Gdybyś zrobiła to nam, to już byś miała bliskie spotkanie z krakenem. Pomijając to, Misiu, poznałaś Stala.
- I to w jaki sposób. - Zatańczył brwiami drugi z braci.
- Ja normalnie przecież człowieka nie poznam! - Zachichotałam. - Nie, w sumie dziewczyny poznałam w cywilizowany sposób. - Podniosłam palec wskazujący do góry na znak, że mam rację.
- Prawda! - Zaśmiali się.
- Macie super siostrę - wypalił nagle Stanislav.
- Wiemy! - krzyknęli z głupkowatymi uśmieszkami, wieszając mi się na szyi.
- Czasami żałuję, że jest moja siostrą, a nie... - Dejzi dostał mocno ode mnie w żebra. - Aua! Agato, to bolało!
- Bo miało. Głupoty gadasz przez tę swoją samotność.
- Właśnie! Rupiemu kogoś znalazłaś, a ukochanemu bratu nie pomożesz?
- Bo Dejzi mnie kocha, bo jestem jego siostrzyczką jedyną, a Rupert mnie kochał w tym drugim sensie - odparłam jakby to było oczywiste.
- Uau, chłopak się w tobie zakochał, a ty mu dziewczynę znalazłaś? - Spojrzał na mnie wielce zdziwiony Bułgar.
- No już taka jestem. U mnie ciężko z takimi rzeczami.
- Zauważyłem. - Prychnął starszy chłopak.
- Naprawdę? - Podniosłam brew do góry.
- My też!
- Taki jeden chyba bardzo chce żebyś była jego, ale ty go nieświadomie spławiasz.
- Uau i ja tego nie zauważyłam... Kto tak robi?
- A niby to ta mądra... - mruknął Rolo.
- A mówią, że to ja nie potrafię sobie nikogo znaleźć... - Westchnął Dejzi.
- Dobra, zrozumiałam przekaz! Wszyscy jak zwykle przeciwko mnie.
- Sama podpadasz. - Zaśmiał się Dezjon i poszliśmy razem na obiad. Był przepyszny, jak zwykle zresztą. Gawędziliśmy sobie miło wszyscy, ale trudno było nie wyczuć palącego wzroku moich przyjaciółek na mnie, już wiedziałam, co się święci, ale zawsze zastanawiało mnie, skąd one o wszystkim wiedzą. Po posiłku, poszłam samotnie do dormitorium, a tam walnęłam się na łóżko. Chciałam sobie zrobić poobiednią drzemkę, ale nie mnie to było dane...
- Kto to był?! - Alicja wskoczyła na mnie, a ja jęknęłam z bólu. Najlżejsza to ona nie była.
- Jaki jest?! - Dora zaczęła mnie tarmosić za ramię.
- Podoba ci się?! - Lily usiadła na mnie, przez co znowu jęknęłam, one chcą mnie zabić.
- Stanislav Krum, fajny, może trochu... - mruknęłam, chowając głowę w poduszkę.
- AAAAAAAAAAAAAAA! - pisnęły bardzo głośno. No chcą mnie zabić, ewidetnie.
- Los się uśmiechnął! - Alicja zaczęła skakać szczęśliwa po pokoju.
- Co, Lily się ze mną umówi?! - zapytał Jamiszek, wchodząc do nas bez pukania.
- Nie! - Dora zobaczyła, że Jamie posmutniał. - Jeszcze... - Puściła mu oczko, na co uśmiechnął się szeroko.
- To co się stało? - zapytał i położył się na mnie, on też chciał mnie zabić.
- James, grubasie złaź ze mnie! - krzyknęłam na tego idiotę. On tylko mnie poklepał po główce i czekał na odpowiedź.
- Nasza kochana Agatka się zakochała! - pisnęła Alicja.
- No co wy?! Ona?! - ryknął zdziwiony. - Macie na myśli tego mięśniaka?
- Tak! - pisnęły jednocześnie.
- Och, jak te dzieci szybko rosną. - Udał, że ociera łzę wzruszenia.
- Spadaj, Łosiu... - mruknęłam i jakimś cudem zrzuciłam go na podłogę.
- Evans, a może?... - Próbował ją znowu zaprosić na radnewu.
- Nawet nie próbuj, Potter. - Warknęła i zaczęła go wypychać z pokoju.
- Ale przeznaczenia nie oszukasz...
- ŻEGNAM - ryknęła i zatrzasnęła za nim drzwi. - Macie jakieś tabletki na ból głowy? - zapytała, pocierając swoją prawą skroń.
- One ci nic nie dadzą, przeznaczenie i tak zrobi swoje! - Zaśmiałam się, a chwilę potem dostałam poduszką.
Przez kolejny miesiąc słuchałam tego, że znalazłam sobie kogoś, że w końcu dorosłam i tak dalej. Myślałam, że oszaleję...
Nastał szósty grudnia, czyli... Mikołajki! Umówiłam się Bułgarem na przechadzkę mikołajkową po miasteczku Hogsmeade. Mama dała mi troszku piniążków, więc postanowiłam sobie kupić jakieś ubrania. Kupiłam sobie trochę sukienek, koszul i tym podobnych. Oczywiście odwiedziliśmy jeszcze Zonka i Miodowe Królestwo. Zapasy trzeba było uzupełnić, zima idzie i tłuszcz trzeba zbierać! Po zakupach i spacerze postanowiliśmy odpocząć sobie w Trzech Miotłach. Gawędziliśmy sobie bardzo miło, co chwila było można słyszeć z naszego stolika salwy śmiechu.
- ... i pod pretekstem wyciągnięcia mnie z wody, wrzuciłam Jamiego do wody!
- Hahahah! - Śmialiśmy się do rozpuku, już prawie nie wyrabiałam. - Jesteś niemożliwa.
- Moim zdaniem to zaleta! - Wyszczerzyłam się do niego.
- Miśka mam pytanie... - Zaczął nagle nieśmiało.
- No wal.
- Pójdziesz ze mną na bal? - powiedział, wyciągając róże, która była tak naprawdę lizakiem.
- Z chęcią! - Wzięłam różę. - Różę i tak zjem, wiesz o tym?
- O to chodziło. - Puścił mi oczko. - Wiem, że kochasz jeść.
- Awww, jakie to miłe. Ja też coś ma dla ciebie - powiedziałam.
- No co tam? - zapytał zaciekawiony. Wyjęłam z papierowej torby bluzę nierozpinaną z kapturem, na której było nasze zdjęcie.
- Miśka, dziękuję, jest mega! - Ucieszył się i mocno mnie przytulił.
Nastał dzień balu! Nie mogłam się go doczekać. Około piętnastej zaczęłam się szykować. Dziewczyny latały od rana calutkie spanikowane. Ja po prostu ubrałam sukienkę spięłam włosy w uroczysty kok i zrobiłam lekki makijaż. Nie zajęło mi to wiele czasu. Jeszcze wam powiem, że zauroczenie mi się odwidziało. Na ogół to jest na odwrót, ale to my. Zauważyłam też, że jemu też przeszło. Tak, wiedziałam, że mu się podobam, ale wolałam być pewna, że tego chcę. A jednak nie i to z obu stron. Po prostu przyjaciele. Po upiększających czynnościach zeszłam do Wielkiej Sali. Była pięknie wystrojona, a mój partner mega wyglądał w szacie wyjściowej Durmstrangu. Zauważyłam też Syriusza z góry, bo stałam jeszcze na schodach przed salą. Niezwykle przystojnie wyglądał. Przyszedł z Lily? Okej, to był ciekawy widok. Nagle mnie zauważył i lekko mu szczena opadła. Ruda zaśmiała się i przymknęła mu ją zadowolona. Dziwne...
***
Stanislav
Czekałem na Agatę przed Wielką Salą. Gdy po chwili ją ujrzałem byłem zachwycony. No, że ja mam takie przyjaciółki, to aż dziwne. Dziewczyny zawsze albo uciekały, albo patrzyły tylko na mięśnie. Dlatego zadawałem się głównie z chłopakami, ale ona to zmieniła. Na początku mnie zauroczyła, ale teraz to moja najlepsza przyjaciółka. Nic tego nie zmieni. Kątem oka zobaczyłem Blacka i Evans. Jemu szczena opadła na widok białej. Z bliźniakami zauważyliśmy, że mu się Agatka podoba. Kiedyś będą razem, na pewno. Ona jeszcze nie wie, że go kocha, ale chyba powoli coś tam w niej się rodzi. Niestety jest ślepa na jego miłość. Z nią trzeba powoli, by wszystko ogarnęła. Po chwili podeszła do mnie szeroko uśmiechnięta. Weszliśmy na salę i od razu zabrałem ją na parkiet.
- Black nie może o ciebie oderwać wzroku - powiedziałem w trakcie tańca.
- Co? - zapytała rozkojarzona, patrzyła na niego i Evans.
- A ty od niego! - Zaśmiałem się.
- Bzdury pleciesz. - Klepnęła mnie w ramię.
- Prawda boli. - Zatańczyłem brwiami.
- Ciebie w głowę... - mruknęła rozbawiona.
Tańczyliśmy, bawiliśmy, rozmawialiśmy i śmialiśmy się całą noc. Było wspaniale. Pod koniec Syriusz ją porwał, a ja tańczyłem z Lily.
- Uroczo razem wyglądają - powiedziała nagle.
- Taak... - Pokiwałem głową.
- Wiesz, czemu ona nie widzi tego? - zapytała.
- Wal.
- Jest zbyt dumna.
- Tak?
- Przy pierwszym spotkaniu on próbował ją poderwać. Ona to olała i tak się zaczęła wojna. Z czasem to przerodziło się w dziwną przyjaźń. On się w niej zakochał, a tego strasznie nie chciał. Potem pojął, że nic z tym nie zrobi i postanowił wszystko naprawić. Stara się, ale oni nie umieją nie powiedzieć sobie złośliwości w rozmowie. Agata jest w głębi w nim zadurzona, ale albo to ignoruje albo się boi i nie chce tego uczucia.
- Dlaczego?
- No wiesz, największy casanova Hogwartu... Bliźniaki pewnie ci opowiadali, co się stało drugiego września.
- Faktycznie... no to mamy problem.
- On ma. Jeśli ciągle ona będzie widzieć go codziennie z inną, nigdy mu nie zaufa. Jednak jest nadzieja.
- Nadzieja matką głupich...
- ... ale umiera ostatnia- Uśmiechnęła się szeroko.
- To już wiesz, dlaczego Potter ciągle próbuje.
- Ten to ma nadziei! - Przewróciła oczami.
- Ale wy macie podobną sytuację.
- No powiem ci, że też nie chcę być odrzucona...
- Wiemy.
- Ale on też jest idiotą.
- To też wiemy! - Zaśmiałem się i bawiliśmy się dalej.
Agata
W trakcie roku jeszcze się strasznie zaprzyjaźniłam z Felicją Teler. To ta normalna z Beuxbatons. Stala się śmiał, że nie przeżyjemy bez siebie tych lat nauki. Naprawdę się zżyłyśmy. Lily też dołączyła do tej szybkiej przyjaźni. Trochę starsza dziewczyna chwaliła się, że jej chłopak się prawdopodobnie oświadczy po szkole albo nawet pod koniec. Nazywał się chyba Maxymilian Delacour, z jej opowieści wywnioskowałam, że jest całkiem spoko.
Po balu czas leciał jakby z bicza strzelił, ledwo co się zorientowałam, że to już koniec roku. Czas pożegnań i długiej rozłąki.
- Stala! - pisnęłam smutna i rzuciłam mu się na szyję.
- Misiu, będę tęsknić! - powiedział, dusząc mnie w uścisku.
- Ja bardziej!
- Nie da się! Dobra już odpływam... A i masz pisać, jasne? - Spojrzał na mnie stanowczo.
- Jak słońce! - Zasalutowałam i odszedł. Będzie naprawdę mi go brakować. Następnie, szybko poleciałam do powozu Francuzek...
- Felicja! Nigdzie nie jedziesz! Zostajesz ze mną... Ja ciebie schowam... - Zaczęłam ją pchać w stronę zamku.
- Masz duży kufer? - Zapytała, śmiejąc się.
- Przykro mi dziewczynki, ale Felicja wraca z nami - powiedziała Madame Maxime z uśmiechem.
- A nie może pani mi pomóc ją schować? - zapytałam, patrząc oczami szczeniaczka.
- Nie, kochanie.
- Szkoda... Będę tęsknić, masz pisać i przyjeżdżasz do mnie w wakacje!
- Tera ja kazanie daję.... będę tęskniła bardziej i nie kwestionuj mojego zdania, masz pisać po naślę na ciebie pegaza, a ty przyjeżdżasz do mnie!
- A może trochę tu i trochę tu?
- Zgoda! Ale najpierw u mnie.
- Dobra... No znaj moją łaskawość. Pa! - Pożegnałam się, stojąc z nią w mocnym uścisku.
- Pa pa! - Pobiegła. - A! Lilka też nie ma wyboru.
- Wiem! - Pomachałam jeszcze do odlatującego powozu... Dalej poszłam po rzeczy i Romiego i do pociągu.
Wysiedaliśmy już z pociągu. Pożegnałam się ze wszystkimi oprócz Syriuszka. Gdzieś polazł i nie mogłam go znaleźć. Lilce przekazałam wiadomość od Felicji, a ta z "z bólem serca" odparła, że jak mus, to mus. Ja i tak wiedziałam, że chce! Zauważyłam już mamę i chłopaków, ale ktoś mnie nagle złapał.
- Chciałaś mi zwiać, co? - mruknął Black z uśmiechem, obracając mnie w swoją stronę.
- Ja? Nigdy! - Podniosłam ręce w geście niewinności.
- No chodź tu i przytul Syriuszka.
- No ewentualnie Bialuśka go przytuli... - Uścisnęliśmy się mocno,
- To do września! - Pożegnałam się i zaczęłam iść do mamy.
- Pa, przygotuj docinki! - Zawołał jeszcze za mną.
- Dla ciebie? Zawsze! - Wysłałam mu buziaka ręką i pognałam do rodziny. Jak zobaczyłam mamusie, to jak taran wpadłam na nią i zamknęłam w szczelnym uścisku.
- Też tęskniłam, Śnieżko. W końcu wakacje razem... - Spojrzała na mnie i braci.
- Mamusiu... - Zaczęłam niewinnie.
- Tak?
- Bo Śnieżkę koleżanka zaprosiła do siebie na trochę.
- Dobrze, a gdzie mieszka? - Westchnęła.
- A blisko... we Francji.
- Gdzie? - Spojrzała na mnie wielkimi oczyma. - No ja przez ciebie osiwieję.
- Ale już jesteś siwa - stwierdził Rolion.
- Już nie bądź taki uszczypliwy. - Dpojrzała na niego roześmianym wzrokiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro