Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IV

1 września 1972 roku...

DRRRRIIIIIIIIIIIIINNNNNNNNNNNN!

- Aaaaaaaa! - HUK! Nic nie jest gorsze od budzika! A nie, jednak jest. To ból po tym, jak się przez niego spadnie z łóżka. Głupie to... Po takich chwilach trzeba sobie koniecznie poprawić humor! Dlatego poszłam obudzić moich kochanych braci, ale nie tak zwyczajnie i spokojnie, nie , nie, nie... Powoli i po cichu zakradłam się z dwoma wiadrami wody do pokoju chłopaków. Gdy otwierałam drzwi, one zaskrzypiały strasznie, ale się nie martwiłam, bo oni zawsze spali jak zabici. Ich obudzenie można było nazwać cudem. Głupcy... nie nastawili sobie budzików. Na pewno pożałowali. O, przypomniałam sobie. Jednak istniała jeszcze jedna gorsza rzecz od budzików - ja. Na moje szczęście mieli łóżka tuż obok siebie, było mi zdecydowanie prościej, hi hi!

- Pobudka! - krzyknęłam na całe gardło i wylałam na nich po wiadrze zimnej wody

- Agata! - ryknęli wściekli i zaskoczeni.

Zaśmiałam się i od razu zaczęłam uciekać, bo pozbierali się po szoku, a potem zaczęli jakoś dziwnie szybko wstawać z łóżek. Biegłam w kierunku kuchni i zauważyłam, że mama robiła śniadanie i średnio ją obchodziło to, że właśnie byłam bliska śmierci. W salonie Dejzi mnie złapał i z bliźniakiem zaczęli mnie bezlitośnie łaskotać, rzuciwszy mnie na kanapę. Niestety miałam łaskotki.

- Prze... Przess... tańcie... Haha... Prrrooo... Proszę! - Przez śmiech nie mogłam praktycznie z siebie nic wyksztusić.

- O nie! Poznaj karę za budzenie...

- ... ze snu bliźniaków Riddle!

- Ale żeby siostrę?! - krzyknęłam zmęczona śmiechem.

- Ją tym bardziej! - krzyknęli się zwycięsko.

- Też was kocham! - ryknęłam ironicznie.

- Ooooo! No dobra...

- Wybaczymy ci zdradę. - Rolo złapał się teatralnie za serce. A jednak podziałało, słodziaki z nich.

- Och, dziękuję! - Ukłoniłam się moim wielmożnym braciom.

- Dzieci śniadanie! - zawołała nas mama.

- Idym! - odpowiedzieliśmy.

Po śniadaniu poszliśmy się odświeżyć, ubrać i znieść bagaże. Po tym udaliśmy się siecią Fiuu na King's Cross. Mmm... znów ujrzałam ten cudowny peron 9 ¾. Tylko że nie był tak zatłoczony jak w tamtym roku, bo musieliśmy być wcześniej, ponieważ mama spieszyła się do pracy w Ministerstwie Magii. Chłopcy zauważyli jakiś znajomych Krukonów, więc poszli się przywitać. Ja, nie zauważywszy nikogo z moich przyjaciół, poszłam sobie zająć przedział, bo co innego mogłam robić? Daleko nie szukałam, więc też miałam jeszcze dość sporo czasu. No w końcu mogłam poczytać! Wzięłam do ręki książkę "Ten obcy". Bardzo mi się spodobała przygoda tych mugolskich dzieci. Najlepszy był Zenek. Taki tajemniczy, opiekuńczy, ale też samotny. Czytałam z piętnaście minut, dopóki nie zobaczyłam kątem oka pewnej znajomej rudej czupryny! Pędem wybiegłam na peron i rzuciłam się w jej ramiona. Cudem utrzymała równowagę, czego nie można było powiedzieć o jej kufrze. Zakomunikowałam jej, że siedzi ze mną, co przyjęła bez protestów. I tak nie miała prawa głosu. Paru czarodziei dziwnie na nas patrzyło, ale nas to kompletnie nie obchodziło. Weszłyśmy to pociągu i w drodze do przedziału ciągle wybuchałyśmy śmiechem. Nie dane nam było być samotnymi. Dosłownie dwie minuty po naszym przyjściu, nadeszły Alicja z Dorcas. Skoczyłyśmy sobie w ramiona, piszcząc i śmiejąc się. Bardzo się za sobą stęskniłyśmy. Pociąg zaczął ruszać, a do nas dosiedli się jeszcze moi bracia. Reakcja dziewczyn na naszą dziwną historię była podobna jak u chłopaków. Wszystkie się zdziwiły, że oni są moimi braćmi, ale później śmiały z tego jacy jesteśmy podobni z charakteru. Podczas naszych pogaduszek zauważyłam, że Rolion spoglądał co jakiś czas na Dorę! W sumie byłaby to nawet fajna para. No on jest zabawny, no muszę przyznać, przystojny (Emily: No po ojcu oczywiście!), nawet mądry i sprytny. Dora piękna, silna i nieugięta dziewczyna lubiąca zabawę. Jak się nie wezmą za siebie, to będą skazani na mnie. Będę wspaniałą swatką, ale to poczeka trochę, na razie jesteśmy jeszcze młodzi! Gadam jak jakaś staruszka... Podróż minęła naprawdę bardzo miło. Takich salw śmiechu nie powstydziliby się najwięksi dowcipnisie Hogwartu. Jednak wszystko co dobre, musi się kiedyś skończyć, zajechaliśmy do stacji Hogsmeade. Czas wysiadać, do nauki się brać! Po wyjściu z pociągu usłyszałam Hagrida wołającego pierwszorocznych. Mimowolnie się uśmiechnęłam, na wspomnienie z tamtego roku. My już nie płynęliśmy łódkami, tylko jechaliśmy powozami ciągniętymi przez konie? Były czarne jak smoła i były dosyć anorektyczne i kościste. No dobra, może na pewno to nie były konie, ale te stworzenia były niesamowite.

- Lily, co ciągnie wóz? - zapytałam zaciekawiona.

- Nic, magia! - odparła zachwycona.

- Nie! To jakby konie...

- Agi, tam nic nie ma... - Alicja położyła mi rękę na ramieniu.

- Dziwne, wcześniej nie miałaś żadnych zwidów... - Zauważyła Dora. – To właśnie przez ich brak nie wysłałam cię do Munga. A może masz gorączkę? - Dotknęła dłonią mojego czoła, śmiejąc się perfidnie mi w twarz.

- Nie! - Uderzyłam jej rękę i odepchnęłam. - Dobra, ja je widzę, a wy nie. Cóż, mówi się trudno żyje się dalej, prawda?

- Tak! - Zgodziły się.

- Aczkolwiek nad tym Mungiem można się zastanowić... - stwierdziła Ali, drapiąc się teatralnie po brodzie. Dostała ode mnie z łokcia w żebra, więc nie dodała już od siebie żadnej uwagi. Kochałam te dziewczyny po prostu...

No, w końcu znalazłam się w ukochanej Wielkiej Sali! Jak za tym tęskniłam! Dosiadłyśmy się do Jamiego, Remiego, Petera, Syriuszka i Franka. Alicja i ostatni wymieniony od razu zaczęli rozmawiać. Hi hi! Z tego na pewno coś będzie, widzę już nawet ich ślub! Ja przywitałam się tylko z Peterem, bo resztę spotkałam już na Pokątnej. Uczta była taka sama jak w tamtym roku, po jakimś czasie trzeba było się zbierać do dormitoriów. Wchodziłam właśnie na schody przy Wielkiej Sali, gdy nagle ktoś mnie złapał za ramię. Obejrzałam się i spotkałam się twarzą w twarz z pewnym platynowłosym chłopakiem

- Cześć, Agata - przywitał się grzecznie, puszczając moją rękę.

- Cześć, Lucjusz. - Uśmiechnęłam się do ślizgona.

- Jak tam wakacje?

- Super, a u ciebie?

- Mogą być. Słyszałem, że odnalazłaś rodzinę.

- Tak! Mamę i dwóch braci.

- Zaraz! Bliźniaki Riddle? - Spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem.

- Spostrzegawczy jesteś! - Zaśmiałam się.

- Och, dziękuję. - Skłonił się teatralnie. - Nie widzę w was podobieństwa, na pewno nie w charakterze.

- Agata! Chodź, nie gadaj z tą tlenioną fretką! - Zaczęli mnie „chronić" bracia. Nawet nie wiedziałam, kiedy przyszli.

- Ma prawo gadać z kim chce, klony! - Odgryzł się Lucek.

- Aha, czyli się nie lubicie. No cóż... Pokój potęgą i trzeba o niego dbać, więc muszę się już pożegnać. Pa, Lucjuszu!

- Do usłyszenia!

Jeszcze się pomierzyli morderczymi wzrokami, ale musieli skończyć, bo zabrałam młodych do dormitorium. Tam mi nagadali, jaki to on jest i mnie puścili. Uff! Poszłam do sypialni, a tam dziewczyny na mnie naskoczyły. Kolejne! Nikt mi nie da spokoju w tej szkole...

- Czy ty serio gadałaś z Malfoy'em?

- Matko, czego chciał?

- Jaki jest wobec ciebie?

- Nie pobił cię?

- Wiesz, że jak na ciebie paczy to ma iskierki?

- Podoba ci się?

- Czyy... - Nie dałam Dorcas skończyć.

-STOP! - krzyknęłam. Na szczęście faktycznie cichły.

- 1. Tak. 2. Pogadać. 3. Miły. 4. NIE! 5. Nie prawda, Lily! 6. Na brodę Merlina, NIE! - Odpowiadałam zgodnie z prawdą, żeby nie było.

- Uff... - Odetchnęły z ulgą.

- Tak wiem, kamień z serca! - Zaśmiałam się. - Śśśśślizgoooon.

- A wiesz, widziałam Syriusza i resztę wtedy. Aż się w nich gotowało. Mam wrażenie, że w nim najbardziej! - Zachichotała Al.

- Pewnie dlatego, że Lucek potrafi poderwać niedostępną Agatę Riddle! - wykrzyknęła Dora.

- Ale on mnie nie...

- Cicho, on ewidentnie to robił! Tylko ty jesteś chyba ślepa - oznajmiła mi szczerze Lily.

- A może załatwić Syriuszowi lekcje u niego?

- A to by było dobre! - Zaśmiałam się z żartu Alicji, zaczynając się rozpakowywać.

- Wiem. - przyznała, wypinając dumnie pierś.

- Jakaś ty skromna! - Zauważyła Lily.

- Cała nasza Alicja - dopowiedziała Dora.

- No chyba nie tylko nasza! - zaprotestowałam. Trzeba było się zemścić za uwagę o Mungu.

- A, no tak! Frank... - Dora udawała rozmarzoną Alicję.

- Oj, zamknijcie się!

- Prawdy nie ukryjesz!

- Dora, a co myślisz o Rolionie? - Odbiła piłeczkę przyszła pani Longbottom.

- J-ja? Noo... - Zarumieniła się. - J-jess-t f-fajny i spooko.

- On ci się podoba! - Skoczyła na nią Lily.

- Z wzajemnością! - Skoczyłam na nie obie.

- A idźcie spać! - pisnęła, zrzucając nas z jej szyi, a sama rzuciła się na swoje łóżko, chowając buraczaną twarz w poduszki.

Wyszykowałyśmy się i poszłyśmy za rozkazem Dorcas spać. Jutro poniedziałek, więc od razu miałyśmy lekcje. Jakoś to przeżyjemy... Miałam taką nadzieję.

Rano wstałam najwcześniej, więc ubrałam się, nie czekając jak księżniczki łaskawie wstaną. Śniadanie się na szczęście już zaczynało, więc nie musiałam czekać. W Wielkiej Sali było mało osób. Z Griffindoru było paru siódmoklasistów, Syriuszek i Rupi! Podbiegłam do starszego kolegi i zasłoniłam mu oczy.

- Zgadnij, kim jestem! - powiedziałam, uśmiechając się szeroko, czego oczywiście nie widział.

- Hmm, dziewczyna...

- Spostrzegawczy jesteś.

- Fajna na pewno i młoda...

- Ręce mi drętwieją... - stwierdziłam zmęczona jego gierką.

- Dobra, Aga, chodź przytulić starego Rupiego na dzień dobry! - Odwrócił się i rozłożył ramiona.

I nastąpił przytulas! Następnie spożywaliśmy śniadanie, rozmawiając głównie o quidditchu. Muszę przyznać, wyprzystojniał przez wakacje. Pewnie wiele dziewczyn się za nim ogląda... Podczas tej przyjacielskiej pogawędki, kątem oka zauważyłam, że Syriusz patrzy na niego zazdrośnie? Nieee! Na pewno nie! No cóż nie wiedziałamm i chyba nie chciałam wiedzieć, ostatnio bywał dziwny. Może to naprawdę ten podryw? U Rupiego miałby lepiej na korkach niż u Malfoy'a. Gawędziłam sobie dalej z kolegą, aż przyszły dziewczyny. Gdy skończyły jeść, udałyśmy udać się na lekcję transmutacji, dałam więc jeszcze Rupertowi całusa na pożegnanie. Przyjacielowi można, to tak jak starszemu bratu. Tylko o co chodzi podrywaczowi? Wstał w tym samym momencie, gdy to zrobiłam. Może naprawdę sobie uświadamia, że ma beznadziejny podryw? To byłoby piękne, ale coś za mało realne... Naprawdę nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale byłam z siebie dumna, że wtedy mu się nie dałam.

Na transmutacji siedziałam oczywiście z Lily i było nam razem tak dobrze! Tylko oczywiście pewna dwójka idiotów musiała zgubić zdolność szeptania chyba w pociągu i każdy w klasie słyszał, jak gadają jak te katarynki. Mało brakowało od ich niechybnej śmierci z moich rąk. Dlaczego? Bo siedzieli ławkę obok nas i to jeszcze od mojej strony, ale wolałam się nie wychylać, by ich uciszyć, bo jeszcze sama bym podpadła. Oni dalej gadali, a McGonagall stała sobie. Nad nimi. Już wiedziałam, co chciała zrobić, ale modliłam się, by nie miało to nic związanego ze mną i rudą...

- Panno Evans, proszę do Pottera. Black, do panny Riddle! - I usłyszałam to, czego nie chciałam. Noż chyba mi w myślach czyta. Deja vu, co? Nie, no co wy! To będzie najgorszy czas w moim życiu!

- No, to jesteśmy skazani na siebie na cały rok! Na pewno każda ci zazdrości! - Zaczął Black tym swoim durnym głosikiem, kiedy on mutacje przejdzie?

- Ja się chętnie zamienię! - stwierdziłam szczerze, patrząc na niego z pewną siebie miną.

***

Syriusz

- Pewnie byś chciała Johnsona... - wymamrotałem do siebie.

- Mówiłeś coś? - Spojrzała na mnie tymi swoimi zirytowanymi oczętami.

- To, że tera będą gadać, że siedzę w ławce z białym duchem! - Obroniłem się.

- A o mnie, że siedzę kudłaczem.

- Co raz bardziej pasujesz do Malfoy'a! - warknąłem. Czy ja to naprawdę powiedziałem?

- On ma przynajmniej maniery! - Czy ona to powiedziała? Właśnie podważyła moje maniery i porównała mnie do tego platynowego ciołka.

To zapoczątkowało wojnę. Całą lekcję darliśmy się i dogryzaliśmy do siebie po cichu. Chciałem trochę zmienić nasze relacje w tym roku, ale z nią się inaczej nie dało. Gdy już coś chcę powiedzieć do niej (w zamiarze miłego) coś, od razu jej dogryzałem. Aż samo się narzucało, a ona mi odpowiadała i taka była ta nasza rozmowa. Ale też nie wyobrażam sobie innych. No, ona ogólnie jest inna. Do niej nie wystarczy mój firmowy uśmiech i jakiś tekst, który jej zapewne wydawałby się kretyński. Jeszce Malfoy i ten cały Johnson. Założę się, że któryś się jej podoba. To powinienem być ja, no! Na schodach, gdy gadała z fretką, myślałem, że wybuchnę. Na szczęście nie tylko ja byłem w takim stanie, bo to byłoby dziwne. Już miałem tam iść i mu dowalić, ale przed tym uratowali mnie jej bracia. Spoko goście. Gdyby nie oni, to musiałbym się grubo tłumaczyć Bialuśkiej z tego, co bym zrobił. Niestety nie było ich na śniadaniu, też by się przydali. Swobodnie gadała se z tym całym "Rupim" i nawet go przytuliła na powitanie. To nie było jednak najgorsze, później dała mu całusa. W tedy się nie powstrzymałem i po prostu wyszedłem. Nie wiem, co Bialuśka myślała, ale miała problem, bo mnie to nie obchodziło! Ja rzygać tęczą nie chciałem.

I pogrążony w tych myślach przeżyłem cały dzień. Naprawdę o niczym innym nie mogłem myśleć. Ona świetnie się bawiła, śmiała się... miała śliczny śmiech... Syriusz dość! Ty nic do niej nie czujesz! Ona jest... tylko sobą! Głupiutką dziewczyną. Ehh muszę wyplenić z siebie to... coś. Ja nigdy się nie zakochałem i nie mam zamiaru! To dziewczyny zakochują się we mnie! Nie na odwrót...

***

Agata

Oprócz pierwszej lekcji był to spoko dzień. Było mi trochę przykro, że według Syriusza stałam się podobna do Lucjusza. Mimo że go lubiłam, to on nie, więc trochę słabo, ale to on ma problem, jeśli tak myśli! No. I tak sobie mijał czas, spędzałam dużo czasu z chłopakami, braćmi i dziewczynami. Dowiedziałam się też, że bliźniaki pomagali ekipce w kawałach! I to całkiem sporo, ale to szczegół. Mieli układ, że ta dwójka będzie „aniołami" dla nauczycieli.
Pewnej nocy wzeszła pełnia, więc wybrałam się z Remim do Wrzeszczącej Chaty. Zmieniłam się w feniksa i czekałam aż chłopak do mnie dołączył, ale tylko chwilę. Po tym od razu poszliśmy pobiegać (ja polatać) po Zakazanym Lesie. Mieliśmy już wracać, gdy nagle zauważyłam jakąś grupę typów w lesie. Niewiele mogłam powiedzieć o ich wyglądzie, byli w płaszczach, a ich twarze skrywały ogromne kaptury. Usiadłam na gałęzi i przyglądałam im się dalej. Jeden z nich zauważył mnie i zaczął przyglądać mi się bardzo uważnie. Tak uważnie, że aż jego kaptur zsunął się z jego głowy i mogłam ujrzeć jego oblicze. Wydawało się bardzo znajome... Miał bladą cerę, zielone oczy i brązowe, dokładnie ułożone włosy. Wyglądał, jakby był w wieku mojej mamy. Był bardzo przystojny. Chyba gdzieś go wcześniej widziałam, wydawał mi się znajomy, ale nie to było najdziwniejsze... Patrzył na mnie z utęsknieniem. Po chwili opuściłam ich, odleciałam do Wrzeszczącej Chaty.

Po przemianie Remusa poszliśmy szybko i ostrożnie do zamku. I znowu czułam kogoś wzrok na sobie, irytujące, bo nikogo nie widziałam. Na szczęście chłopak szedł szybciej ode mnie, więc nikt nie widział nas razem. On poszedł do naszego pokoju wspólnego, a ja do pani Pomfrey po eliksir wzmacniający dla wyżej wspomnianego. Tak, nauczyciele wiedzieli. No dobra, tylko Dumbledore, ona i McGonagall. Szybko się uwinęłam i poszłam choć trochę się położyć. Trwało to około czterech godzin, mianowicie obudziłam się o dziesiątej. Nikogo nie było już w pokoju, aż dziwne. Wstałam, ubrałam się w jakieś tam dresy, koszulkę (chyba Dejziego), którą kiedyś tam mu zajomałam. Wyglądałam jak siedem nieszczęść w rozwalonej cebuli na głowie, ale mało mnie to obchodziło, byłam strasznie głodna. Włożyłam trampki i na wpół przytomna poszłam do Wielkiej Sali, a tam usiadłam obok Jamiego.

- Heeej... - Ziewnęłam i próbowałam ogarnąć jakie jedzenie stoi tuż przede mną.

- Cześć, co taka śpiąca? Zawsze się wysypiasz - zapytał zdziwiony James.

- No właśnie! - „wykrzyknął" Syriuszek. Aż wstał, nie wiadomo po co i ten swój wyciągnięty paluch prawie wbił w oko Lily.

- Oj, raz się zdarzyło... - odpowiedziałam wymijająco.

- Ale to już trzeci raz! - Peter też zaczął mnie przesłuchiwać. - I to jeszcze w te same dni co Remus!

- Zdaje wam się. - Popatrzyłam na Remusa, trochę pobladł. - Remus, po śniadaniu pójdziemy do biblioteki?

- Tak, chętnie - mruknął, grzebiąc w jajecznicy.

- Po co? - Syriusz zapytał podejrzliwie.

- By odrobić lekcje, geniuszu - oznajmiłam z odrobiną frustracji w głosie.

Po tej wymianie zdań, przeczytałam Proroka Codziennego, którego dostarczyła sowa. To, co tam zobaczyłam, zdecydowanie mnie przeraziło: "Dzisiejszej nocy w Zakazanym Lesie, niedaleko Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart zauważono grupę czarnoksiężników zwanych Śmierciożercami. Dowódcą ich jest Lord Voldemort. Na razie się tylko rozglądali, ale co będzie potem? Czy Hogwart jest bezpieczny?..."

Trochę zdenerwowana zjadłam dwa tosty i czekałam aż Remus skończy. Następnie udaliśmy się w stronę biblioteki. Po drodze przyjaciel mi podziękował, że nic reszcie nie powiedziałam. Oznajmiłam mu, że oni też muszą wiedzieć, jednak ten uparcie mówił, że to tylko pogorszy sytuację. On zobaczy, że Agatka ma zawsze rację. Ta jego upartość mu wiele problemów jeszcze przysporzy, jestem pewna.

***

Syriusz

Dzisiejszej nocy nie mogłem zasnąć. Wszyscy spali, więc z nikim nie mogłem pogadać. Postanowiłem posiedzieć na parapecie i popatrzeć na malowniczy krajobraz za oknem. Była pełnia. Siedziałem tak i rozmyślałem, co jest z Remusem. Znowu się źle czuł. Martwię się o niego, to mój przyjaciel. Jeszcze to znikanie. Dziś też go nie ma, ale jutro pewnie się pojawi i powie, że u mamy jest lepiej. Coś w to nie wierzę. No, źle się czuje i jeszcze jedzie do chorego. Coś tu jest nie halo. Na dodatek Bialuśka jest strasznie nie wyspana, kiedy on wraca "od mamy". Dziwne. Rozmyślając nad realnym wytłumaczeniem tej porąbsnej sytuacji, patrzyłem na Bijącą Wierzbę. Nagle koło niej pojawiło się coś białego. Co? To nie możliwe... Bialuśka! Co ona robiła nad ranem przy akurat tym drzewie?! Nie, to chyba przez to, że nie spałem. Tak! Na pewno! Wskoczyłem pod kołdrę i zasnąłem od razu.

Rano siedziałem na śniadaniu i dosiadła się do nas Białowłosa. Oczywiście strasznie późno i była niewyspana. Wypierała się tego, ale na pewno w nocy nie spała. A może to wtedy była ona?... To by wszystko wyjaśniało. Znaczy, dlaczego jest śpiąca, ale jeszcze Remus. To się nie klei. To straszne!

***

Agata

Do świąt nic się nie działo ciekawego. Nawet nie mogłam pójść na pełnię z Remim, bo jest w wigilię, a on jedzie do domu. Tak samo Peter, Rupi, Lily, Dora i Ala. Ja jeszcze nie wiem. Osiemnastego grudnia i siedziałam sobie na śniadaniu. Nagle przyleciała poczta. Ja, Dejzi i Rolo dostaliśmy list od mamy. Postanowiłam, że później to otworzymy. Po tej kobiecie można się wszystkiego spodziewać, a chciałam spokojnie zjeść te moje ukochane płatki. Po tym udałam się z braćmi do pokoju wspólnego, a tam rozsiedliśmy się wygodnie przy kominku.

- Chłopaki, dostaliśmy list od mamy - oznajmiłam.

- No co tam jest napisane? - zapytał Dejzi.

- Mama napisała, że wyjątkowo mamy wybór, gdzie chcemy spędzać święta - odpowiedziałam, skończywszy ciche czytanie korespondencji.

- Tylko tyle? - zapytał zdziwiony Rolion.

- Nie, jeszcze jest napisane, że przyjeżdża jakaś ciotka Cecyclia...

- Zostajemy! - wykrzyknęli jednocześnie przerażeni.

- Czemu? Ta ciotka jest aż taka zła? - zapytałam zdziwiona ich reakcją.

- Gorsza!

- Nie chcesz jej poznać.

- Jest gorsza od Malfoy'a, a to jest trudne!

- Ma manię na punkcie czystości krwi!

- Dobra, zostajemy! - wykrzyknęłam, kończąc jej opis. To jedno przeważało sprawę.

- Dobra decyzja - przyznali.

Nastał dwudziesty czwarty grudnia. W sumie, to nie działo się nic ciekawego, ucztę świąteczną mieliśmy dopiero o godzinie siedemnastej. Postanowiłam z nudów poszukać braci, pałętali się gdzieś po zamku. Gdy wyszłam z sypialni, w pokoju wspólnym zobaczyłam przed kominkiem siedzącego Syriusza. Był zgarbiony i jak się przybliżyłam, to zauważyłam, że czytał jakiś list. Był dosyć smutny. Postanowiłam wybadać sytuację.

- Cześć - powiedziałam, siadając obok niego.

Zestresowany i zaskoczony spojrzał na mnie czujnie. No, nie dziwię się. Ostatnio tylko się kłóciliśmy. Nie tak jak kiedyś, trochę bardziej jadowicie. Wtedy to nie było ważne. Chciałam go po prostu pocieszyć, bo każdy na to zasługuje. Szczególnie w święta.

- Czego chcesz? - bąknął.

- Zauważyłam, że ci smutno, więc chciałam ciebie pocieszyć, ale skoro nie chcesz... - Powoli zaczęłam wstawać.

- Nie! Zostań, proszę... - powiedział, łapiąc mnie za nadgarstek. Uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco i usiadłam na miejsce.

- Co się stało?

- Napisała do mnie jedyna normalna osoba w mojej rodzinie. Andromeda.

- Skoro ją lubisz to czemu się smutasz?

- Przeczytaj...

Tak też zrobiłam. Andromeda napisała, że podsłuchała jego rodziców jak gadali o tym, by go... wydziedziczyć.

- Syriusz... tak mi przykro... - przytuliłam go.

***

Syriusz

Przytuliła mnie. To było... miłe. Mimo że jej mówiłem takie przykre rzeczy, ona mnie przytuliła... i nazwała Syriuszem. Zrobiło mi się ciepło na sercu.

- Dlaczego mnie pocieszasz? - Spojrzałem w jej piękne brązowe oczy. Głównie widziałem je czerwone lub jadowicie zielone. Jej prawdziwy kolor oczu zdecydowanie wygrywał.

- Bo każdy zasługuje na szczęśliwe święta. – Uśmiechnęła się lekko.

- Dzięki. Bia... Agata. - Poprawiłem się. - Mogłabyś mnie zostawić? Jeszcze chciałbym trochę sobie podumać... - mruknąłem nieśmiało.

- Jeśli chcesz. - Wzruszyła ramionami. - To, do zobaczenia! - Pomachała mi i wyszła z pomieszczenia.

"Bo każdy zasługuje na szczęśliwe święta"

Niby były to miłe słowa, ale mnie zasmuciły. Zrobiła to tylko dlatego, że mi współczuła, a nie dlatego, że mnie lubi... Czyli docinki zostają, tak jak były. To był tylko jednorazowy przypadek...

***

Agata

Spałam snem niedźwiedzim, Wigilia trwała całkiem długo. Naprawdę dobrze mi się odpoczywało, dopóki nie poczułam zimna na moim ciele. Otworzyłam oczu i zobaczyłam bezczelnie uśmiechających się Rorliona i Dezjona nade mną z wiadrami. Pustymi wiadrami. Zawartość była na mnie!

- Zemsta jest... - zaczął Dejzi.

- ...słodka, siostrzyczko! - A Rolo skończył.

- Dobra, jesteśmy kwita! - Pisnęłam. - Tera wynocha, bo chcę się przebrać! - Wypadli z pokoju jak z bicza strzelił.

Ubrałam czarne getry, czerwone trampki i zielony sweter z reniferem, mamita mi przesłała. Zeszłam na dół i usiadłam między chłopakami. Rozdawaliśmy sobie prezenty. Ode mnie wszyscy dostali czarne koszulki z napisami. A ludu, który wyjechał dostanie je przez sowę. James miał swoją z napisem "Jamiszek", Dezjon z "Dejzi", Rolion z "Rolo", a Syriusz z "Syriuszek", nic zaskakującego. O dziwo, facet się zaśmiał. W sumie wszyscy się zaśmiali. W tym roku był jakiś rok koszulek. Wszyscy dostali po kilka koszulek z różnymi napisami. Ja dostałam z "Bialuśka", "Agusia", "Biała Siostrzyczka", "Biały Przytulas", "Wariatka", "Agi je raki". Papugi na pewno mnie podsłuchały w moim pałacu myśli...

Po przerwie wszyscy wrócili i rok szkolny trwał dalej.  Nastał luty, a ja z Remusem siedziałam (w swojej postaci) w chacie. Rozmawialiśmy swobodnie, aż nagle usłyszeliśmy jakieś krzyki. Momentalnie w pokoju pojawili się chłopaki: James, Syriuszek i Peter.

- Co wy tu robicie?! - zapytałam niczym „oaza spokoju".

- A ty?! - krzyknął Syriusz.

- Aga, zaraz się przemienię! - Remus patrzył na mnie bardzo przerażony.

- Jak to przemienisz?! - Pisnął przestraszony Peter.

- Remus czy ty?... - James nie mógł uwierzyć temu, co sam mówił.

- Tak. - odpowiedział zrozpaczony.

- Chłopaki, idźcie stąd jutro wszystko wam wytłumaczymy, obiecuję! - Zarządziłam.

- Nie, ty idziesz z nami - powiedział Syriusz.

- Nie. - zaprotestowałam.

- On ci zrobi krzywdę!

- Nie!

- Nie zostawimy cię tu.

- Ale...

- Petryficulus Totalus! - wykrzyknął głupi Black.

Upadłam sztywna na ziemię. Myślałam, że zabiję. Normalnie mu łeb urwę. Remus musiał dać sobie radę sam, wierzyłam w niego. Chłopaki zdążyli nas ewakuować do zamku przed jego przemianą. Położyli mnie w łóżku i poszli. Zasnęłam, bo co innego miałam robić?! Rano szybko wstałam lekko obolała przez Syriuszka, ale i tak szybko pognałam do Wielkiej Sali, zobaczyć co z Remim. Po drodze myślałam, co zrobić Blackowi. Chyba go drętwotą potraktuję! Gdy już dotarłam na śniadanie pognałam do jasnowłosego, który na szczęście był cały i zdrowy.

- I jak? - zapytałam zdyszana.

- Wszystko dobrze - odpowiedział najspokojniej w świecie.

- Uff!... - Odetchnęłam z ulgą, opierając się o jego plecy.

- Chyba się coś nam należy... - zaczął idiota/Syriusz. Zmierzyłam go morderczym wzrokiem.

- Do Wspólnego! - krzyknęłam.

- Ale...

- JUŻ! - ryknęłam jeszcze głośniej. Grzecznie podreptali za mną i Remusem. Bali się nawet na mnie spojrzeć. Rozsadziłam wszystkich po kanapach i fotelach, a po tym spojrzałam na nich morderczo, opierając się o ścianę.

- No więc... - James trochę nas popędził.

- Jestem wilkołakiem - wypalił Remus.

- Czemu nie powiedziałeś?

- Bałem się odtrącenia.

- Nigdy byśmy tego nie zrobili.

- Mówiłam. Agatka prawdę ci powie! - Spojrzałam na niego z wyższością.

- Dobra, przepraszam mogłem ciebie posłuchać. - Westchnął zrezygnowany.

- No! - Uśmiechnęłam się triumfalnie. Satysfakcja pomaga na zszargane nerwy.

- Ale co ty tam robiłaś? - zapytał podejrzliwie Syriusz.

- Pomagałam. Tak się składa, że prawię każdą pełnię spędzam z nim. Dlatego nie chciałam iść.

- Ale jak on ci krzywdy nie robi?

- Jestem animagiem. A i jeszcze coś. Syriuszku, mam dla ciebie prezent. - Uśmiechnęłam się słodko.

- No jaki, Bialuśka? - uśmiechnął się zawadiacko. Zaraz mu ten uśmieszek spełźnie z twarzy...

- Drętwota! - krzyknęłam, kierując w niego różdżką. Poleciał parę metrów dalej. Pokłóciliśmy się i wszystko było już w normie.

Rok zleciał normalnie. Lekcje, egzaminy i koniec roku. W pociągu chłopaki uznali, że muszą zostać animagami. Zobaczymy, co z tego będzie. Już czułam, jaka będzie z tego komedia.Z peronu odebrała nas mama. Zaprosiłam Lily do siebie. Przyjedzie w sierpniu! Już nie mogę się doczekać! To będą cudowne wakacje...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro