Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV.dla kogo zamierzasz walczyć?



❝I can't decide

Whether you should live or die

Oh, you'll probably go to heaven

Please don't hang your head and cry

No wonder why

My heart feels dead inside

It's cold and hard and petrified

Lock the doors and close the blinds

We're going for a ride❞

i can't decide

      U Marinette było nienaturalnie cicho i spokojnie, nikt nie przyszedł do nich i nie zasugerował kolacji, a następnego dnia śniadania. Poranek zaczął pachnieć herbatą i zasmakował miodem i robionymi w pośpiechu kanapkami, dopiero gdy sami zwlekli się z łóżka, a to zaś nie było ani trochę łatwe, bo oznaczało kolejne bolesne zderzenie z prawdziwym światem, w którym wszystko się waliło im na głowy i wymagało od nich wzięcia odpowiedzialności za każdą rzecz, jaką zrobili będąc bohaterami.

       Kiedy brali kąpiel i znów próbowali zmyć z siebie cały ten brud, za oknami tłum ludzi maszerował po ulicach i kazał wynosić się bohaterom. To zabawne – zawsze w filmach, gdy bohaterowie wygrają, ludzie biją im brawo albo ich ignorują, a w rzeczywistości myśleli racjonalnie i w obawie przed kolejnym atakiem chcieli się ich pozbyć, a jedną zaletą tej sytuacji był brak noży i wzajemnego mordowania się, bo „może mój sąsiad, to tak naprawdę Czarny Kot albo inny z bohaterów".

        Marinette aż dziwnie było brać kąpiel ze świadomością, że Paryż jest jej wrogiem, że pewnie nawet jej rodzice uznają Biedronkę za kogoś obcego, złego i powiedzą, że ma się wynosić z ich miasta. Miała ochotę powiedzieć Alyi, jak bardzo jej z tym źle, ale przecież ich Lisica nie żyła, a ona tkwiła w domu z chłopakiem, któremu zabiła ojca, bo i tu nie było niczym w bajce. Władca Ciem wrócił do swojej prawdziwej formy, ale nawet to nie powstrzymało go przed kolejnym atakiem i dźgnięciem dziewczyny w bok. Musiała się bronić. W tamtej chwili, gdy łapała za broń należącą do jednej z opętanych osób, nawet jeszcze nie była w pełni świadoma tego, kogo ma przed oczami. Zadziałała w niej chęć przetrwania, zwierzęca dzikość i ciało samo ruszyło.

        Jego czerwień zalała jej dłonie, świat zakręcił się, niczym na karuzeli, a ogień buchnął z dziur przy suficie i szybko wydostał się na zewnątrz, zżerając Paryż.

         Zostali uwięzieni. Ogromne belki spadały na nich, szkło cięło skórę, a chęć ratowania opętanych przez akumy mieszała się z uświadamianiem sobie, co się stało i strachem, co zamrażał całe ciało i wdzierał się przesz uszy i oczy do czaszki, miażdżył mózg zostawiając z niego barwną maź nie potrafiącą myśleć i reagować.

         Ostatnią rzeczą, jaką widziała, nim straciła kilka minut życia, było jej jojo odpychające Czarnego Kota. Później była już tylko ciemność, metaliczny smak w ustach i w końcu delikatne muśnięcia na policzkach. Kiedy otworzyła oczy miała już przed sobą krwiste niebo i chmarę białych motyli, a zniszczone miraculum biedronki było nagrzane do czerwoności i paliło jej uszy.

       — Muszę iść do domu — powiedziała otępiała i w zniszczonych ubraniach. Jej głos był łamliwy, zachrypnięty, a oczy szeroko otwarte, lecz puste, nie wpatrzone w nic konkretnego. Świadomość znów przed nią uciekała, zajmując ją rzeczami podobno ważniejszymi.

          Teraz pijąc herbatę i siedząc przy oknie, mogła myśleć tylko o tym, że zabiła Władcę Ciem i, że to wcale nie jest tak proste, jak komiksach, bo tam ci dobrzy rzadko mają wyrzuty sumienia, rzadko w ogóle zastanawiają się nad tym, co zrobili, czy dla każdego ich czyn był uzasadniony. A nawet jeśli, to ostatecznie i tak zgodnie stwierdzali, że wszystko jest w porządku, podczas gdy ona wiedziała, że będzie musiała dźwigać ciężar tej śmierci przez całe swoje życie. W śnie, gazecie, telewizji i w rozmowie, jeszcze usłyszy o ojcu Adriena.

         Rzeczywistość to strasznie smutne miejsce — pomyślała i przeciągnęła się.

            Dwie godziny później, po tym, jak do jej domu wpadła Gina Dupain i odbyła z nią męczącą rozmowę, w końcu udało jej się dostać do pokoju. Omiotła go wzrokiem, nim dotarła do łózka, na którym leżał Adrien i zawzięcie pisał coś na jej telefonie. Patrząc na jego nienaturalne ruchy i zmarszczone brwi, znów uświadomiła sobie, że jednej toksycznej relacji wpadli w drugą: od ludzi z obsesją przeszli do zawieszenia między „To musiało się stać. Dla dobra Paryża.", a „Zabiłaś mi ojca, dziwko... ale nie chcę siedzieć we własnym domu, więc zostanę u ciebie.".

        — Piszę z Chloe — powiedział i dzisiaj brzmiał trochę lepiej, ale wciąż nie jak tamten Adrien. — Ale mistrz Fu też się odezwał — dodał po chwili wahania i Marinette skrzywiła się. — Powiedział, że powinniśmy przeszukać mój dom i znaleźć miraculum pawia.

         — Tak po prostu?

          — Zaskoczona?

         — Ja... nie... i....

         — Ubierz się ciepło.

         — Tak — wymamrotała, otwierając szafę.

*

         Powrót do domu był dziwny i naszpikowany niepokojącą atmosferą. Adrien i Marinette ledwie przedarli się przez tłum, który odciął dostęp do jednej z ulic i nawet policja nie była w stanie powstrzymać tych ludzi, raczej ginęła wśród ich wrzasków.

        W tej „cichszej" części miasta na każdej ulicy, przy praktycznie każdym słupie stały znicze, a reporterzy zalewali się fałszywymi łzami i udawali wielce poruszonych.

        — Przemienisz się? — spytała Marinette, gdy już stanęli przed odpowiednimi drzwiami.

        — Tak — odpowiedział Adrien, mając wrażenie, że wciąż ktoś na niego patrzy i jest gotów zadźgać go widłami. Puścił dłoń dziewczyny i wyjął z kieszeni klucz, który – na szczęście – przed walką zostawił w jej domu. Kiedy weszli do środka poczuł ten paskudny i znajomy zapach, zobaczył przeraźliwie wielkie pomieszczenie i poczuł złość, bo spędzając tu tyle czasu nigdy nie zauważył, że coś jest nie tak.

        Wziął głęboki oddech, otoczyło go zielone światło i już po chwili był Czarnym Kotem, teraz znienawidzonym przez cały Paryż.

      Marinette chciała coś powiedzieć, ale nim zdołała otworzyć usta, poczuła dłoń na brzuchu i została wypchnięta z domu, a drzwi zatrzasnęły się za nią.

          — Ależ szybka reakcja — usłyszał od razu obcy, kobiecy głos, ale nie odpowiedział. Zamiast tego ruszył biegiem w stronę sejfu, praktycznie rozwalił go zamiast zwykłego otworzenia i... coś nim wybuchło. Głośne przekleństwo wydobyło się z jego gardła, a pięść uderzyła w ścianę.

          — Szukasz czegoś? — Znów ten głos, lecz tym razem usłyszał kroki, stukanie obcasami i w końcu jego oczom ukazała się kobieta o czarnych włosach, zasłaniających lewe oko i w sukni z wzorem pawich piór. Wesoło podrzucała broszkę, jakby ta była zwykłą, nic niewartą piłeczką. — Pewnie tego, hm?

        — Dlaczego? — spytał i w odpowiedzi usłyszał śmiech.

        — Bo ta gra byłaby nudna, gdyby kończyła się po jednym bossie — odpowiedziała melodyjnie i zgrabnie uniknęła zdjęcia, lecącego w jej stronę. — Och, nie bądź teraz tak agresywny. Zachowaj te napady dla mistrza Fu, bo przecież to on wpakował cię w to bagno, czyż nie? — Jej uśmiech miał w sobie coś z węża, ale jednocześnie był niezwykle piękny. Wyszeptała nieznaną mu formułkę i tym razem to niebieskie światło wypełniło pomieszczenie.

       — Będziemy walczyć?

      — Jeśli chcesz. Chociaż wolałabym, żeby moja przemiana była na wypadek ataku ze strony twoich przyjaciół... albo tego, co z nich zostało. — Patrzenie na jego twarz, wykrzywioną w bólu, sprawiało jej niezwykłą radość.

        Bez strachu stanęła przed nim i wyjęła jedno ze swoich pawich piór. Ostrożnie, z niezwykłą gracją wplotła je między jego włosy i pochylając się, wyszeptała przed jego ustami:

      — Dziewczynka bez miraculum i z krwią czyjegoś ojca na rękach, głupi starzec i dziewczę, co dopiero poznaje ten rodzaj rozpaczy. Jesteś pewien, że to odpowiedni ludzie dla ciebie, kiciu? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro