Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Trzydziesty Piąty.

Po tej radosnej informacji apetyt chociaż na chwilę mi wrócił, co pozwoliło mi dokończyć jajecznicę. Peeta chciał poznać więcej szczegółów o ślubie, ale zapewniłam go, że o wszystkim dowie się pojutrze. Być może ta informacja go trochę uspokoiła, bo o nic więcej już nie pytał. Spojrzałam ze smutkiem na Lucasa. Było mi go żal, ponieważ to kolejne spotkanie, wydarzenie, na które nie został zaproszony.

- Przykro mi - powiedziałam i poklepałam go po ramieniu.

Luke wstał i wzruszył ramionami.

- Nic się nie stało, przecież ja nawet tych ludzi nie znam - stwierdził, włożył naczynia do zlewu i udał się do sypialni, uprzednio powiedziawszy dobranoc Peecie oraz mnie.

- Ja chyba też już się będę zbierać - rzuciłam jakby od niechcenia do blondyna i dogoniłam Luke'a na schodach.

- Chcę ci podziękować, Katniss.

Uniosłam brew ze zdziwienia.

- Za co?

Lucas, cały czas patrząc na swoje buty, powiedział cienkim głosem:

- Za dzisiejszy dzień. Wiesz, za te rady.

Uśmiechnęłam się blado, kiedy doszliśmy do drzwi mojej sypialni. Wzięłam go za rękę:

- Spójrz na mnie, Luke. - Chłopak podniósł swoje zapłakane oczy, mina mi zrzedła, bo naprawdę myślałam, że jego stan się poprawił. - Najwyraźniej jestem marną pocieszycielką - dodałam pod nosem.

Brunet zaśmiał się cicho i wolną ręką przeczesał włosy.

- Nie przesadzaj, nie jesteś aż taka zła...

- To chyba jedno z najlepszych kłamstw jakie kiedykolwiek usłyszałam - dodałam, siląc się na radosny ton, żeby wywołać u niego uśmiech, ale nie podziałało. Westchnęłam i kontynuowałam:

- Słuchaj, najważniejsze, że mamy siebie. - Nie jesteś z tym sam i pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść, porozmawiać albo jak wolisz posiedzieć w ciszy.

Chłopak skinął lekko głową.

- Peeta jest szczęściarzem, że ma taką dziewczynę.

- Tak właściwie to my nie jesteśmy razem.

Lucas nic na to nie odpowiedział, puścił moją dłoń i zamknął się w pokoju.

Szybko wślizgnęłam się do swojej sypialni i rzuciłam w ubraniach na łóżko. Stwierdziłam, że wykąpie się rano. Zasnęłam szybciej niż przepuszczałam.

Gdzie ja jestem? - pomyślałam.

Miejsce, w którym się znajdowałam, było jasne i puste. Wydawało się nie mieć końca.

- Witaj, ciemna maso.

Usmiechnęłam się szeroko na dźwięk tego przezwiska. Och, jakże mi go będzie brakowało. Dziwne jest to, że z rzeczą, której tak bardzo nienawidziłam w przeszłości, najtrudniej jest mi się rozstać, ponieważ kojarzy mi się z przyjaciółką, której już nigdy nie zobaczę, nie usłyszę.

Szybko pociągnęłam nosem, aby się nie rozpłakać, bo chociaż wiedziałam, że to jest t y l k o sen, jej głos wydawał mi się znajomy i prawdziwy.

Johanna chwiejnych krokiem wyłoniła się z mgły. Wyglądała tak, jak ją ostatni raz widziałam. Ta sama bluzka i ta sama czerwona plama krwi.

- No już nie patrz się tak na mnie, wiem, że wyglądam okropnie,ale nie znalazłam jeszcze w tym miejscu żadnej szafy - wywróciła oczmi.

Podbiegłam do niej i mocno ją przytuliłam. Dziewczyna odwzajemniła mój uścisk, jednak później szybko mnie odepchnęła i się odwróciła. Zdążyłam jednak zobaczyć łzy w jej oczach. Starała się być silna, znowu.

- Znając twój sen, nie zostało nam dużo czasu - powiedziała, cały czas odwrócona plecami do mnie.

Pokręciłam głową, chociaż byłam prawie pewną, że tego nie zauważyła:

- Nie wiem jak to jest możliwe, ale mam wrażenie, że to wszystko prawdziwe. Bardzo chciałabym w to wierzyć. Jednak jeśli jest to prawda, w takim razie jest to nasza ostatnia szansa, żeby się pożegnać. - Dziewczyna ani drgnęła. W tym momencie pomyślałam, że to na prawdę tylko mózg płata mi figle i pokazuje to, co tak bardzo chciałabym ujrzeć i poczuć. - Johanna, - powiedziałam spokojnym głosem - proszę, odwróć się.

Przez dłuższą chwilę przyjaciółka stałą nieruchomo, jednak po chwili obróciła się i mogłam spojrzeć w jej czerwone oczy. Chciałam ją objąć, ale dziewczyna zrobiła krok w tył, mgła otyczyła ją natychmiast, a pomiędzy nami wyrosła niewidzialna ściana.

- Nie chciałam umrzeć, Katniss. - W tym momencie po jej policzku zaczęły spływać szkarłatne łzy, co sprawiło, że i ja się rozkleiłam. - Nie chciałam tego najbardziej na świecie, ale stało się. I proszę, nie obwiniaj o to Peety, obiecujesz? - spojrzała na mnie wymownie. Skinęłam głową. - Pogratujuj Effie i Haymitchowi. Powiedz Luke'owi, że jest dobrym mężczyzną, oraz że na pewno będzie wspaniałym ojcem, mężem, i żeby już nie płakał, bo kiedy i na jego przyjdzie pora, osobiście skopię mu tyłek.

- Jasne, powiem mu, a szczególnie tą ostatnią część.

Jo uśmiechnęła się blado:

- Byłaś wspaniałą przyjaciółką. Sprawiłaś, że znowu poczułam, jak to jest być kochanym przez kogoś i za to ci dziękuję.. oraz proszę, nie poddawaj się. Jesteś silna. O wiele silniejsza niż ja kiedykolwiek byłam.

Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale szybko je zamknęłam. Położyłam jedynie dłoń na niewidzialną barierę.

- Będzie mi ciebie brakowało.

Tylko tyle. Cztery wyrazy. Tyle chciałam jej powiedzieć, ale nie potrafiłam.

- Mi również. Żegnaj, przyjaciółko.

Po tych słowach, magiczna para natychmiast ją pochłnęła. Zaczęłam krzyczeć i okładać pięściami ścianę, w nadziei, że się złamie. Trzymałam się jedynie głosu, który wciąż wołał "Katniss, Katniss.. "

Obudziłam się z imieniem Johanny na ustach i dotarło do mnie, że to Peeta cały czas powtarzał moje imię.

- Koszmar? - spytał, gładząc mnie po włosach. Zapewnie przyszedł, kiedy usłyszał moje krzyki.

- Nie. Chyba.

- Nie chcesz o nim opowiedzieć?

Pokręciłam przecząco głową. Peeta wślizgnął się pod kołdrę, tak jak zawsze robił, kiedy śniło mi się coś złego.

To dziwne, ale przez ten gest poczułam się tak jak dawniej - kiedy Johanna i Prim jeszcze żyły, i to napełniło mnie ulotnym poczuciem spokoju.

Wtuliłam głowę w pierś Peety. Postanowiłam, że mu przebaczę, tak jak chciała tego Jo.

----

Rano, po cichu, żeby nie obudzić Peety, poszłam do pokoju Luke'a.

Chłopaka zastałam w postaci pół-siedzącej, pół-leżącej. W każdym razie nie spał.

Podeszłam do jego łóżka.

- Śniła mi się dzisiaj Johanna - powiedziałam spokojnie, starając się wzbudzić zainteresowanie chłopaka. - Mówiła o tobie.

Lucass podniósł ma mnie zaciekawiony wzrok. Wzięłam go za rękę i ścisnęłam ją.

- Mówiła, że jesteś wspaniałym mężczyzną i, że będziesz idealnym ojcem. Zaszczytem dla niej był fakt, że byłeś jej chłopakiem. Powiedziała również, że jeśli nadal będziesz płakać to skopie Ci tyłek.

Chłopak zaśmiał się cicho, co sprawiło, że ja też uśmiechnęłam się szeroko. Nie miałam wyrzutów sumienia z powodu tego, że dodałam coś od siebie. Wiedziałam, że Johanna również tak myślała.

---
Cały dzień i następny spędziłam na rozmawianiu albo z Peetą, albo z Luke'iem. I z przykrością stwierdziłam, że nadszedł dzień wyjazdu do Kapitolu, a co za tym idzie, zostawienie mojego przyjaciela. Przez te parę dni bardzo przywiązaliśmy się do siebie.

Mocno przytuliłam go na pożegnanie, a on zapewnił mnie, że da sobie radę.

Jednak coś mi się nie zgadzało. Brakowało mi Matthewa, którego nie widziałam od śmierci Jo.

******
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Napiszcie co o nim sądzicie, albo zostawcie po sobie ślad w postaci ⭐

Przepraszam, że notkę dodałam dopiero teraz. Nie miałam zbyt dużo wolnego czasu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro