Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Trzydziesty Pierwszy.

Czas mnie naglił. Johanna zmarła dopiero dziesięć minut* temu, a oni nie chcą dać mi spokoju. Nie rozumieją, że nie potrafię się z nią pożegnać?! Bo to boli. Bo nie chcę jej stracić. Chcę, żeby znowu była przy mnie.

- Panno Everdeen... - lekarz wyrwał mnie z moich depresyjnych przemyśleń.

- Wiem, wiem. Muszę się z nią pożegnać, bo wy musicie ją gdzieś przenieść.

- Właściwe to nie.

Spojrzałam na niego.

- Mogę dać wam jeszcze godzinę na pożegnanie się z nią.

Westchnęłam z zażenowaniem.

- Czyli mam teraz wyjść?

- Myślę, że dobrze by było gdyby każdy pożegnał się z nią na osobności. - To powiedziawszy opuścił salę.

Otarłam łzę z mojego policzka i niechętnie wstałam. W drzwiach minęła Haymitcha oraz Effie. Oboje posłali mi współczujące spojrzenia, jakby oni nie odczuwali straty. Miałam wrażenia, że jedyną osobą, która będzie tęsknić za Johanną, to ja.

Usiadłam na krzesełku i ukryłam twarz w dłoniach.

- Ja również będę za nią tęsknić.

Wydawało mi się, że usłyszałam żal oraz skruchę w głosie Peety. Chociaż zapewne ich tam nie było, bo to nie jest już ten Peeta, którego znałam, strasznie się zmienił przez te ostatnie kilka miesięcy. Chciałabym go z powrotem oraz chciałabym się poradzić Johanny. Tylko tyle, albo aż tyle. Nic z moich marzeń nie może się spełnić.

Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy:

- Peeta - powiedziałam. - Wiesz, że cię nienawidzę?

Chłopak pokiwał smutno głową.

- Przekonałem się o tym.

- Więc może dasz mi święty spokój? Moja przyjaciółka umarła, a po wszystkich to spłynęło, więc chociaż mi pozwólcie ją opłakiwać.

- Myślisz, że oczekiwałaby takiej postawy od ciebie?

- Myślę, że każdy oczekiwałbym, żeby po śmierci ktoś za nim tęsknił, również Johanna. A twoim zapewnieniom nigdy nie uwierzę, bo się zmieniłeś, Peeta. Nie jesteś tą osobą, którą byłeś, nawet po tym co zrobili ci w Kapitolu.

W tym momencie mój smutek zmieszał się z gniewem. Wstałam z krzesełka i udałam się do łazienki.

Pomieszczenie było obskurne. Wyglądało tak, jakby nikt nigdy w nim nie sprzątał.

Podeszłam do lustra. Wyglądałam tak, jak ta łazienka.

- Nie przesadzaj.

Obróciłam się wokół własnej osi, szukając osoby, od której pochodził ten głos.

- Jestem w twojej głowie, tak jak jestem w głowie Johanny.

- Nie wierzę w takie rzeczy.

- Katniss, Katniss... znajdujesz się w Panem i ty chyba jako jedyna powinnaś wiedzieć, że tutaj wszystko jest możliwe - dodał, kiedy pojawił się w drzwiach.

- Matthew.

- We własnej osobie.

Podszedł do mnie i zaczął bawić się moimi włosami.

- Chcesz Johannę z powrotem? To musisz współpracować - szepnął mi do ucha. - Tylko ode mnie zależy czy się obudzi, czy nie.

- Dlaczego ci nie wierzę?

- Johanna uwierzyła - to powiedziawszy odsunął się ode mnie i wyszedł z łazienki, zostawiając mnie całą roztrzęsioną.

***********

Powoli zobaczyłam jak wszystkie osoby zaczynają się ruszać- począwszy od mrugania, skończywszy na nogach. Powoli zaczęli mnie otaczać. Słyszałam urywki ich rozmów, a żadne z nich nie było pochlebne.

- Sama sobie ma to zasłużyłam - wymruczałam pod nosem i zacisnęłam dłonie.

Nie chciałam z nimi walczyć. Z całego serca nie chciałam. Wolałabym już umrzeć niż powtórnie zadać im ból, tym bardziej, że wiedziałam, że mnie nie zabiją. Nie mogli, nie mieli czym... nie licząc uduszenia, pobicia i wszystkiego co łączy się z męką bez użycia broni.

Tak. Jednak mnie zabiją.

Z taką myślą rzuciłam się, na jakiegoś niskiego bruneta. Niewiele myśląc skręciłam mu kark, później jakieś blondynce wbiłam kij w brzuch, który leżał na ziemi, a później wbiłam go w jej serce. Chwilę patrzyłam jak się wykrwawia, co przyprawiło mnie o mdłości. Następie podszedł do mnie chłopak z dystryktu 2, z którym walczyłam na arenie. Zaczął ciągnąć mnie za włosy, odciągnął moją głowę do tyłu. Znowu usłyszałam ten przerażający głos w mojej głowie ''Nie chciałaś ich zabić dobrowolnie, to teraz zabawimy się po mojemu.'' Ogarnął mnie niepohamowany napad złości, kopnęłam tego chłopaka w krocze, później zaczęłam go okładać pięściami, aż przestał się ruszać, a dalej już samo poszło.

Byłam na siebie wściekła, że potrafię być taką okropną osobą. Jeszcze parę godzin temu wolałam zginąć, niż zabić, a teraz mam ich krew na rękach.

Bezsilna opadłam na kolana i czekałam aż się stąd wydostanę, a jak już to zrobię to zamknę się w szpitalu psychiatrycznym. Tak dla pewności.

- Nie myślałam, że jesteś aż taka bezwzględna.

- Sebastian? - podniosłam głowę i zobaczyłam jak mój przyjaciel patrzy na mnie z odrazą. Tak naprawdę myślałam, że go zabiłam.

- Nie zastanawiałaś się prawda? Po prostu zabijałaś.

Pokręciłam głową.

- To nie tak, chcę się tylko stąd wydostać.

- Mnie również byś się pozbyła?

- Ciągle żyjesz, więc chyba nie byłabym w stanie - skłamałam.

- Raz już to zrobiłaś. Zrobiłabyś również drugi.

- Kocham cię Sebastian - resztkami sił wstałam i objęłam go w pasie. Na początku się spiął i wyglądało to tak jakby chciał mi coś zrobić,  jednak po chwili się opamiętał i odwzajemnił uścisk, a ja odetchnęłam z ulgą.  - Wierz mi, albo nie, ale nigdy już nie popełnię tego błędu.

Właśnie w tym momencie zrozumiałam o kim mówił Zack. On wiedział,  od zawsze.

- Nawet jeśli to oznacza, że nigdy nie wrócisz do prawdziwego świata? Do Katniss? - otarł łzę spływającą po moim policzku. - Johanna... ja za chwilę... - wziął głęboki wdech.- Za chwilę Matthew znowu zacznie mną sterować, więc zrób to o co cię teraz poproszę, rozumiesz? - skinęłam głową i mocniej się w niego wtuliłam. - Nie psuj sobie życia, nigdy nie miałem ci za złe, że mnie wtedy przebiłaś . Liczyło się dla mnie tylko to żebyś wróciła, bo byłaś, jesteś, dla mnie całym światem. Ja już i tak nie żyję Jo, nic nie przywróci mi życia. Jednak tobie tak, zrób to dla mnie... proszę. Tylko tego w tym momencie chcę.. chcę żebyś była znowu szczęśliwa.

- A jeżeli ja nie chcę? - powiedziałam łamiącym się głosem.

Pocałował mnie lekko w czoło i puścił. Ledwo co trzymałam się na nogach, a moje łzy lały się strumieniami. Sebastian splótł nasze ręce i wręczył mi nóż. W jego oczach dostrzegłam, że on naprawdę tego pragnie.

- Kocham cię Johanna, od kiedy przybyłaś do mojego domu.

- Kocham Cię - powiedziałam i wbiłam mu nóż w brzuch, tak jak wtedy.

Objęłam jego bezwładne ciało i zaczęłam krzyczeć z bezsilności. Postanowiłam, że po powróceniu do prawdziwego świata, rozprawię się w Wellsem, pożałuje, że kazał mi przez to przechodzić po raz kolejny.

- Obiecuję, że to zrobię. Dla ciebie.

Ostatni raz przytuliłam go do swojego serca i pocałowałam w jego martwe usta.

Później zniknął.

| Jeśli rozdział się spodobał zostaw gwiazdkę i/lub komentarz. |

I jak się podobał rozdział? :D Dodałam go trochę wcześniej niż zamierzałam, a następny już się produkuje! :)

* U Johanny czas płynie szybciej. Jedna godzina u niej, to jedna minuta u Katniss. Coś jak w Simsach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro