Rozdział Trzydziesty Pierwszy.
Czas mnie naglił. Johanna zmarła dopiero dziesięć minut* temu, a oni nie chcą dać mi spokoju. Nie rozumieją, że nie potrafię się z nią pożegnać?! Bo to boli. Bo nie chcę jej stracić. Chcę, żeby znowu była przy mnie.
- Panno Everdeen... - lekarz wyrwał mnie z moich depresyjnych przemyśleń.
- Wiem, wiem. Muszę się z nią pożegnać, bo wy musicie ją gdzieś przenieść.
- Właściwe to nie.
Spojrzałam na niego.
- Mogę dać wam jeszcze godzinę na pożegnanie się z nią.
Westchnęłam z zażenowaniem.
- Czyli mam teraz wyjść?
- Myślę, że dobrze by było gdyby każdy pożegnał się z nią na osobności. - To powiedziawszy opuścił salę.
Otarłam łzę z mojego policzka i niechętnie wstałam. W drzwiach minęła Haymitcha oraz Effie. Oboje posłali mi współczujące spojrzenia, jakby oni nie odczuwali straty. Miałam wrażenia, że jedyną osobą, która będzie tęsknić za Johanną, to ja.
Usiadłam na krzesełku i ukryłam twarz w dłoniach.
- Ja również będę za nią tęsknić.
Wydawało mi się, że usłyszałam żal oraz skruchę w głosie Peety. Chociaż zapewne ich tam nie było, bo to nie jest już ten Peeta, którego znałam, strasznie się zmienił przez te ostatnie kilka miesięcy. Chciałabym go z powrotem oraz chciałabym się poradzić Johanny. Tylko tyle, albo aż tyle. Nic z moich marzeń nie może się spełnić.
Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy:
- Peeta - powiedziałam. - Wiesz, że cię nienawidzę?
Chłopak pokiwał smutno głową.
- Przekonałem się o tym.
- Więc może dasz mi święty spokój? Moja przyjaciółka umarła, a po wszystkich to spłynęło, więc chociaż mi pozwólcie ją opłakiwać.
- Myślisz, że oczekiwałaby takiej postawy od ciebie?
- Myślę, że każdy oczekiwałbym, żeby po śmierci ktoś za nim tęsknił, również Johanna. A twoim zapewnieniom nigdy nie uwierzę, bo się zmieniłeś, Peeta. Nie jesteś tą osobą, którą byłeś, nawet po tym co zrobili ci w Kapitolu.
W tym momencie mój smutek zmieszał się z gniewem. Wstałam z krzesełka i udałam się do łazienki.
Pomieszczenie było obskurne. Wyglądało tak, jakby nikt nigdy w nim nie sprzątał.
Podeszłam do lustra. Wyglądałam tak, jak ta łazienka.
- Nie przesadzaj.
Obróciłam się wokół własnej osi, szukając osoby, od której pochodził ten głos.
- Jestem w twojej głowie, tak jak jestem w głowie Johanny.
- Nie wierzę w takie rzeczy.
- Katniss, Katniss... znajdujesz się w Panem i ty chyba jako jedyna powinnaś wiedzieć, że tutaj wszystko jest możliwe - dodał, kiedy pojawił się w drzwiach.
- Matthew.
- We własnej osobie.
Podszedł do mnie i zaczął bawić się moimi włosami.
- Chcesz Johannę z powrotem? To musisz współpracować - szepnął mi do ucha. - Tylko ode mnie zależy czy się obudzi, czy nie.
- Dlaczego ci nie wierzę?
- Johanna uwierzyła - to powiedziawszy odsunął się ode mnie i wyszedł z łazienki, zostawiając mnie całą roztrzęsioną.
***********
Powoli zobaczyłam jak wszystkie osoby zaczynają się ruszać- począwszy od mrugania, skończywszy na nogach. Powoli zaczęli mnie otaczać. Słyszałam urywki ich rozmów, a żadne z nich nie było pochlebne.
- Sama sobie ma to zasłużyłam - wymruczałam pod nosem i zacisnęłam dłonie.
Nie chciałam z nimi walczyć. Z całego serca nie chciałam. Wolałabym już umrzeć niż powtórnie zadać im ból, tym bardziej, że wiedziałam, że mnie nie zabiją. Nie mogli, nie mieli czym... nie licząc uduszenia, pobicia i wszystkiego co łączy się z męką bez użycia broni.
Tak. Jednak mnie zabiją.
Z taką myślą rzuciłam się, na jakiegoś niskiego bruneta. Niewiele myśląc skręciłam mu kark, później jakieś blondynce wbiłam kij w brzuch, który leżał na ziemi, a później wbiłam go w jej serce. Chwilę patrzyłam jak się wykrwawia, co przyprawiło mnie o mdłości. Następie podszedł do mnie chłopak z dystryktu 2, z którym walczyłam na arenie. Zaczął ciągnąć mnie za włosy, odciągnął moją głowę do tyłu. Znowu usłyszałam ten przerażający głos w mojej głowie ''Nie chciałaś ich zabić dobrowolnie, to teraz zabawimy się po mojemu.'' Ogarnął mnie niepohamowany napad złości, kopnęłam tego chłopaka w krocze, później zaczęłam go okładać pięściami, aż przestał się ruszać, a dalej już samo poszło.
Byłam na siebie wściekła, że potrafię być taką okropną osobą. Jeszcze parę godzin temu wolałam zginąć, niż zabić, a teraz mam ich krew na rękach.
Bezsilna opadłam na kolana i czekałam aż się stąd wydostanę, a jak już to zrobię to zamknę się w szpitalu psychiatrycznym. Tak dla pewności.
- Nie myślałam, że jesteś aż taka bezwzględna.
- Sebastian? - podniosłam głowę i zobaczyłam jak mój przyjaciel patrzy na mnie z odrazą. Tak naprawdę myślałam, że go zabiłam.
- Nie zastanawiałaś się prawda? Po prostu zabijałaś.
Pokręciłam głową.
- To nie tak, chcę się tylko stąd wydostać.
- Mnie również byś się pozbyła?
- Ciągle żyjesz, więc chyba nie byłabym w stanie - skłamałam.
- Raz już to zrobiłaś. Zrobiłabyś również drugi.
- Kocham cię Sebastian - resztkami sił wstałam i objęłam go w pasie. Na początku się spiął i wyglądało to tak jakby chciał mi coś zrobić, jednak po chwili się opamiętał i odwzajemnił uścisk, a ja odetchnęłam z ulgą. - Wierz mi, albo nie, ale nigdy już nie popełnię tego błędu.
Właśnie w tym momencie zrozumiałam o kim mówił Zack. On wiedział, od zawsze.
- Nawet jeśli to oznacza, że nigdy nie wrócisz do prawdziwego świata? Do Katniss? - otarł łzę spływającą po moim policzku. - Johanna... ja za chwilę... - wziął głęboki wdech.- Za chwilę Matthew znowu zacznie mną sterować, więc zrób to o co cię teraz poproszę, rozumiesz? - skinęłam głową i mocniej się w niego wtuliłam. - Nie psuj sobie życia, nigdy nie miałem ci za złe, że mnie wtedy przebiłaś . Liczyło się dla mnie tylko to żebyś wróciła, bo byłaś, jesteś, dla mnie całym światem. Ja już i tak nie żyję Jo, nic nie przywróci mi życia. Jednak tobie tak, zrób to dla mnie... proszę. Tylko tego w tym momencie chcę.. chcę żebyś była znowu szczęśliwa.
- A jeżeli ja nie chcę? - powiedziałam łamiącym się głosem.
Pocałował mnie lekko w czoło i puścił. Ledwo co trzymałam się na nogach, a moje łzy lały się strumieniami. Sebastian splótł nasze ręce i wręczył mi nóż. W jego oczach dostrzegłam, że on naprawdę tego pragnie.
- Kocham cię Johanna, od kiedy przybyłaś do mojego domu.
- Kocham Cię - powiedziałam i wbiłam mu nóż w brzuch, tak jak wtedy.
Objęłam jego bezwładne ciało i zaczęłam krzyczeć z bezsilności. Postanowiłam, że po powróceniu do prawdziwego świata, rozprawię się w Wellsem, pożałuje, że kazał mi przez to przechodzić po raz kolejny.
- Obiecuję, że to zrobię. Dla ciebie.
Ostatni raz przytuliłam go do swojego serca i pocałowałam w jego martwe usta.
Później zniknął.
| Jeśli rozdział się spodobał zostaw gwiazdkę i/lub komentarz. |
I jak się podobał rozdział? :D Dodałam go trochę wcześniej niż zamierzałam, a następny już się produkuje! :)
* U Johanny czas płynie szybciej. Jedna godzina u niej, to jedna minuta u Katniss. Coś jak w Simsach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro