Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Szósty.

Na wstępie chciałam poinformować,  że tekst pisany pochyłą czcionką będzie z perspektywy Johanny, i tak będzie zawsze!  :*

******
Haymitch długo jeszcze płakał w moich ramionach, kiedy zorientowałam się,  że  on jest w piżamie,  a ja tylko w luźnej bluzce z długim rękawem, kapciach z misiami i dżnisach.  Zaczęłam się trząść z zimna.
-Zimno Ci? - Zapytał z troską w głosie Haymitch.  On i troska,  no kto by się tego spodziewał.
-  Oczywiście,  że nie, chociaż śnieg leży w całym dystrykcie, to przez to, że miałam Ciebie dobre pół godziny w ramionach wprost ogień ze mnie bucha. " Johanna igrająca z prawami natury". Prawda,  że to ładnie brzmi?  -chyba wyczuł sarkazm w moim głosie, bo łagodnie się uśmiechnął i odsunął się ode mnie.
-Przepraszam Johanna.  Nie mam pojęcia co we mnie wstąpiło, nigdy się tak nie zachowywałem,  chociaż zdarzyły mi się myśli samobójcze po tym jak wygrałem Igrzyska i wiele lat później. -Łypłam na niego spod łba i przewróciłam oczami.
-Pan jest chory.
-Masz rację,  a ta choroba nazywa się Miłość.  Słyszałaś o niej? Każdy prędzej czy później na nią zachoruje,  a oprócz tego jestem również strasznym pijakiem. -Próbował się uśmiechnąć ale zamiast tego na jego twarzy, pojawił się grymas bólu i rozpaczy. Wybuchłam śmiechem.  Szczerym.
-Poprawił mi Pan humor!
-Czym?! Swoją szczerością czy tym,  że Effie  została porwana? -Mówił ze śmiertelną powagą w głosie,  dostałam wyrzuty sumienia za to, że się zaczęłam śmiać. Wielkie wyrzuty.
-Tym pierwszym.  Lubię Ciebie Haymitch,  ale teraz wybacz ale jest mi cholernie zimno. -Potarłam ramiona dłońmi i zaczęłam podskakiwać.
-Tak oczywiście. Chodź do mnie zrobię Ci gorącej czekolady,  żebyś się przeze mnie nie rozchorowała.
-Gorącej czekolady?! -Odparłam ze zdziwieniem w głosie.
-A co w tym dziwnego?! -Odkrzyknął mi, bo znajdował się już przy drzwiach swojego domu. - Chodź już.
Poszłam.
W domu Haymitch'a zamiast odoru alkoholu poczułam zapach lasu.  Nie było bałaganu,  a nawet kwiaty stały w koncie. Coś podobnego.
-Robota Effie.  -Odpowiedział z dumą w głosie i oczach,  jakby czytał w moich myślach.  Kiwnęłam głową na znak zgody. -Niestety mogę zaproponować Ci tylko tą czekoladę,  bo Effie wylała mi cały alkohol.  Wbrew temu co sądzi Katniss nie piję już od 2 tygodni.. a właśnie, gdzie Katniss i Peeta?
Wyjrzałam przez czyste okno w salonie Haymitch'a. 
-O chyba wracają. -Odpowiedziałam ze wściekłością w głosie.
-Gołąbeczki.  -spiorunowałam go wzrokiem. - No nic,  pójdę Ci zrobić tą gorącą czekoladę,  a przy okazji sam się również napiję,  a później pokażę Ci list. -pędem popędził do kuchni.  -Chcesz pianki?!- krzyknął z kuchni.
-Z chęcią! 
-----
Śnieg znowu zaczął pruszyć, kiedy przekroczyliśmy bramę wioski zwycięzców. Nie odczuwałam w ogóle zimna,  a to wszystko dzięki Peecie,  który trzymał mnie za rękę.
-Cóż -powiedział- chyba będziemy się musieli rozstać. 
-Nie musimy.
-Tak sądzisz?
-Um... chyba tak.
-No więc... -przykryzł wargę.  Uwielbiam kiedy tak robi,  wygląda wtedy przeuroczo. - do mnie czy to Ciebie? 
-U mnie jest Johanna... więc może do Ciebie?  -odpowiedziałam mu szerokim uśmiechem i lekko pocałowałam w policzek. 
-Jak sobie życzysz Królewno. -puścił moją rękę i chwycił mnie tak jak pannę młodą. Kiedy przeszliśmy przez próg domu Peety wyczułam jakąś spokojną aurę w jego domu. 
-Więc co masz zamiar u mnie robić?  -szepnął mi do ucha, kiedy już się rozebraliśmy.
-Twój dom.  Proponuj. -również szepnęłam mu do ucha.  Na jego twarzy pojawił się łobuziarki uśmiech.
-Mój dom powiadasz... w takim razie nauczę Cię gotować!  -odpowiedział entuzjastycznie.
-CO?! GO... GOTOWAĆ?  Ale Peeta... myślałam o czymś bardziej... bardziej gorącym.
-Gorącym powiadasz?  -parsknął głośnym śmiechem- zupa dyniowa może być? 
-Peeta!  -wzięłam jedną z poduszek która leżała w salonie i zaczęłam go nią bić.
-Poddaję się!  Poddaję się!  -odpowiedział nadal głośno się śmiejąc. - no chodź już,  bo umieram z głodu.
-Ja również... z głodu Ciebie.
-O ile sobie przypominam,  to rano mnie wygoniłaś do kuchni, mam rację?  Więc teraz ja Ci się odwdzięczam.
-Niech Ci będzie,  chodź już do tej cholernej kuchni.
-Wiedziałem, że Cię przekonam.  -cmoknął mnie w czoło.

Po 2 godzinach zupa dyniowa jest gotowa.  Nie nauczyłam się gotować,  chociaż Peeta błagał mnie żebym spróbowała. Skończyło się na tym, że tylko podawałam mu składniki.
-Było pyszne.  Jak zawsze zresztą.  -powiedziałam.
-A wiesz ile to ma kalorii...
-Nie wiem...pewnie dużo.
-Bardzo dużo.  -odpowiedział mi z uśmiechem- a wiesz jaka czynność spala najwięcej kalorii?  -Bieganie? 
-Całowanie, Katniss.  -odpowiedział z rezygnacją.
-A więc jednak. Chciałeś mnie napchać a później spalić ze mną kalorie.  Ciekawa teoria.

Okrążył stół i wziął mnie na kolana. 
- Jestem strasznie zmęczony,  nie wiem jak Ty.  -puścił do mnie oko.
-Ja również. 
-To co. Może się prześpimy? 
-Czytasz mi w myślach.

Poszliśmy na górę do jego sypialni.

------------
-Johanna? - Głos Haymitch'a wzbudził mnie z głębokiego zamyślenia - Podziwiasz moje czyste okno? 
-Czytasz mi w myślach Haymitch. - A tak naprawdę to za patrzyłam się na Katniss i Peetę.  Jacy oni są głupi.  Niczego się oczywiście nie domyślają. Miziają się tylko na prawo i lewo aż się rzygać chcę.
-Patrzyłaś na naszych gołąbeczków? -Spytał Haymitch i postawił gorącą czekoladę na stół. 
-Nie, wcale. -wzięłam kubek ze stołu. -Pięknie pachnie Haymich.  -upiłam trochę czekolady i od razu poczułam jak gorący płyn mnie ogrzewa.  - I smakuje równie dobrze.
-Effie mnie nauczyła...ona jest naprawdę wspaniałą kobietą. -W kącikach jego oczu pojawiły się łzy.
-Haymitch pokażesz mi ten list? 
Wstał i podszedł do szkatułki która stała na kominku. 
-Proszę -podał mi list.
            "Mam Effie.
                                 G.H"
-To już?! Tylko tyle?  -spytałam.

-Tia. Johanna błagam, pomóż mi.

Wzięłam ostatni łyk czekolady i wstałam od stołu.

-Idę do Peety, Katniss była jego najlepszą przyjaciółką może będzie wiedzieć gdzie może się ukrywać, a i dziękuję za czekoladę.  -Nie czekając na odpowiedz wyszłam. 

Na dworze panował chłód. Było mi cieplej niż wtedy, ponieważ gorąca czekolada nadal działała. Po minucie już byłam przy domu Peety. Tylko z grzeczności zapukałam, ale i tak wiedziałam że nikt mi nie otworzy więc weszłam bez zaproszenia. 
W domu unosił się przyjemny zapach chleba połączony z zupą dyniową.  Zrobiłam się głodna. Zajrzałam do salonu i do kuchni ale nikogo tam nie zostałam więc udałam się do sypialni i z impetem otworzyłam drzwi.
-No, no, no, co my tutaj mamy.  Gołąbeczki nam się rozmnażają.  -Zaśmiałam się.
-Johanna co ty tutaj robisz do jasnej cholery?!
-Peeta nie unoś się tak rozumiem,  że jesteś jak gołąb, który próbuje poderwać się do lotu,  ale ja nie chciałam wam przeszkodzić. 
-To co chciałaś?! -Katniss miała ochrypły głos.
-Bidulka,  ten spacerek chyba nie był dobrym pomysłem bo Katniss się rozchorowała.  -pokręciłam głową- Na waszym miejscu bym chociaż bluzkę ubrała, jeśli nie chcecie dostać zapalenia płuc. 
-Jeśli tak Ci przeszkadza fakt,  że ja jestem w bokserkach, a Katniss w staniku to wyjdź.  Nikt nie kazał Ci tutaj przychodzić! 
-Owszem,  ale robię to z dobroci serca.  Effie została porwana,  jeśli w ogóle obchodzi was coś poza waszymi dziobami. -Oboje zrobili zdziwione miny.  - Gdybyście zostali w domu to byście wiedzieli, że Haymitch chciał się zabić,  a Gale ukrył się gdzieś, gdzie będzie obmyślał plan jak szantażować Ciebie.
-Dlaczego mnie? -zdziwiła się Katniss,  której łza zaczęła lecieć po policzku.  Peeta od razu zaczął ją pocieszać.
-Myślałam,  że jesteś Półmózgiem, ale tak naprawdę jesteś Bezmózgiem. Może dlatego,  że wybrałaś Peetę a nie jego?! - W ogóle nie ruszał mnie widok Katniss.  Powinna być z Haymitchem a nie lizać się z Peetą. -Przeczytaj.
Podałam jej list,  a ona przeczytała go kilka razy w milczeniu i podała Peecie.
-Tylko tyle?  Te dwa zdania?  -spytała.
-Tak.  Myślałam,  że będziesz wiedziała gdzie się może ukrywać, a jeśli nie to trzeba będzie poczekać na dalsze jego instrukcje. 
Przygryzła wargę i chyba głęboko myślała.  Chyba.
-Nie wiem Jo.  Może być wszędzie, ale on nie jest głupi. 
-Czyli pozostaje nam czekać.  -Wyszłam trzaskając drzwiami.  Byłam wściekła na siebie,  na Katniss,  na Peetę a najbardziej na Gale'a.  Zaczęłam biec.  Jak najdalej od problemów. 
*********

Witam!  Jeśli wam się spodobało możecie dać ★! Dziękuję wam z całego serca za 1000 wyświetleń!  Kocham was ♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro