Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Osiemnasty.

-Peeta, jesteś pewien, że dobrze zrobiliśmy?

Spytałam się go, głównie po to, żeby przerwać panującą w pociągu ciszę. Dobrze wiedziałam o tym, że podjęliśmy słuszną decyzję. Chciałam przecież zrobić to już od tygodnia.

-Oczywiście to jest pytanie retoryczne. -dodałam pospiesznie, kiedy napotkałam piorunujący wzrok Peety. W pomieszczeniu znowu nastała krępująca cisza. Widocznie chłopak nie był skłonny do rozmów. Tak naprawdę to mu się nie dziwię, mi również nie chce się gadać jednak próbuje rozluźnić atmosferę. W końcu będziemy na siebie skazani przez następne 3 godziny w pociągu i przez cały pobyt w Kapitolu. Pora znowu się zaprzyjaźnić.

Dom Annie opuściliśmy następnej nocy, kiedy tylko ona i Finn zasnęli. Nic nie powiedzieliśmy Annie o naszym planie. Uznaliśmy, że nie ma co jej stresować- zresztą pewnie chciałaby nas od tego odciągnąć . Zostawiliśmy jej tylko jakąś nędzą kartkę na stole z równie nędznymi podziękowaniami. I tak było to lepsze niż nic.

Spojrzałam na Peetę. Oczy miał utkwione w jakimś niezidentyfikowany punkcie. Był przerażająco piękny...i pomyśleć, że miał tylko 15% szans na przeżycie. Strasznie schudł przez te ostatnie dwa tygodnie, miał zapadnięte oczy i policzki, jednak nadal był przystojny. Dopiero teraz zobaczyłam to co Katniss widziała w nim przez ten cały czas. Zobaczyłam w nim mężczyznę. Mężczyznę- nie chłopca z chlebem jak był potocznie nazywany. Nie chłopca, który wygrał swoje pierwsze Igrzyska. Nie chłopca, który dopiero co został wylosowany. Zobaczyłam mężczyznę z pełnym bagażem drastycznych przeżyć, które odbiły się na jego wyglądzie... Och Johanna ogranij się w końcu! -nakazałam sobie. - Od, kiedy interesują Cię mężczyźni?! I to jacy mężczyźni?!

-Johanny, jednak to nie był dobry pomysł. -odezwał się po chwili.

-Ż- że co?! -jąkałam się. Przecież to było pytanie retoryczne, zresztą jesteśmy już w połowie drogi, a to nie pora, żeby się wycofywać! Nie możemy...

-Przez ostatnie pięć minut, kiedy ty cały czas się na mnie gapiłaś... -rzucił mi wymowne spojrzenie, a ja poczułam, że się czerwienię. Zachowałam się głupio, jak mogłam nie pomyśleć, że on to zauważy?! Już chciałam zaprotestować, ale on ciągnął dalej-...i doszedłem do wniosku, że to nie ma sensu. Po co my tam w ogóle jedziemy?! Jak im pomożemy? Och Johanna, przecież to było głupie! Jestem jeszcze jeden problem, o którym zapomnieliśmy, a mianowicie to, że ja już nie jestem z Katniss, więc w sumie nie powinno mnie obchodzić to co się z nią dzieje....

-Ale cię obchodzi. -dokończyłam za niego. Peeta westchnął.

-Właśnie.

Znowu to samo. Znowu ta cisza. Nie będę tej przerywać, bo po prostu nie wiem jak. To co powiedział Peeta, w większości jest prawdą. Przerażającą prawdą. Co on jej powie?! Co ja jej powiem?! Przecież oboje dobrze wiemy, że ona nas tam nie chciała. Haymitch nas nie chciał.... błąd- oni nie chcieli mnie, przecież Peeta dla nich nie żyje.

Zamknęłam oczy, w myślach błagając, żeby ten koszmar się już skończył.

-------------

Gale za bardzo nie przejął się tym, że zrzygałam się na jego koszulkę. On w ogóle się tym nie przejął, był...szczęśliwy? Zadowolony? Dumny? Pewnie to wszystko naraz.

Kiedy wreszcie się mną znudził, dosłownie wrzucił mnie do pomieszczenia, w którym znajduję się obecnie. Jest to obskurny pokój z jednym małym oknem przez, które ledwo co wlatują promienie światła. Z małą szafą i starym, niewygodnym łóżkiem. Dziwne, że w pałacu w ogóle istnieje taki pokój. W drzwiach znajduje się mały otwór na jedzenie, które jest mi dostarczane- według moich obliczeń- co trzy godziny. Chociaż, że na talerzu znajdują się same smakołyki, nic nie tknęłam. Nie jestem głodna, zresztą mam przeczucie, że mój żołądek nie byłby w stanie przyjąć teraz żadnego pokarmu, dlatego wszystkie 5 talerzy czeka teraz spokojnie w kącie w nadziei, że zostaną zabranie. Same drzwi z kolei są zamykanie na klucz, do którego dostęp ma tylko Gale. Gdyby było inaczej służący nie dostarczaliby mi pokarmu przez dziurę.

Pomimo tego, że Gale obiecał, to boję się, że on nie wypuści Effie. Jestem tego prawie pewna. Znałam Gale, ale to już przeszłość. Teraz jest inny. Teraz go nie znam. Teraz się go boję.

------------

-Peeta, jesteśmy na miejscu. -zaczęłam szturchać go w ramię, bo chyba zasnął.

-Tak, wiem. -odepchnął mnie i ruszył w stronę wyjścia, a mi nie pozostało nic innego jak pójść w jego ślady.

W Kapitolu było ciepło. Nie tak jak w czwórce, ale na pewno cieplej niż w dwunstce i moim dystrykcie. Ulice były opustoszałe. Nic nie przypominało Tego Kapitolu. Tego jaki był rok temu. Teraz wszystko się zmieniło. Widać, że panuje tutaj surowa ręką Paylor. Nawet trochę zaczęłam współczuć Kapitolczykom. Ale tylko trochę i to uczucie od razu zniknęło.

Peeta wyglądał tak jakby dokładnie wiedział gdzie mamy iść, co jest dziwne, bo nawet ja nie wiedziałam, a spędziłam o wiele więcej czasu w Kapitolu niż on.

-Peeta, wiesz gdzie my idziemy? -spytałam się, kiedy wreszcie go dogoniłam.

-Inaczej bym tak pewnie nie szedł.

Jego gniewny ton nakazał mi zamknięcie się. Nie wiem dlaczego jest zły, ale wolałam się przymknąć. Nie wiadomo co mu jeszcze przyjdzie do głowy.

Po kilkunastu minutach dotarliśmy do małego hotelu albo raczej pensjonatu. Wyglądem bardzo odstawał od reszty budynków. Był wykonany cały z szarego betonu, z kilkoma dużymi oknami i wielkimi drzwiami. Nie było w nim nic co przypominałoby wystrój Kapitolski. I to mi się właśnie w nim najbardziej podobało.

Teraz to ja ruszyłam pewnym krokiem przed siebie. Trzeba było przejąć kontrolę, w końcu przez większość życia tak robiłam. Zobaczyłam, że wyraz zdziwienia pojawił się na twarzy Peety, kiedy zauważył, że już wchodzę do budynku, a on został daleko w tyle. Mimo wolnie uśmiechnęłam się pod nosem.

-Tak Cię to bawi? -spytał również z uśmiechem na ustach.

-Em... tak.

Chłopak pokręcił głową i dodał;

-Jesteś niemożliwa Johanna.

-Cieszy mnie, że zmieniłeś ton.

Co ja palnęłam.

-Przepraszam, po prostu nagle ogarnęły mnie straszne wyrzuty sumienia oraz obawa przed spotkaniem z Katniss... -powiedział, kiedy dotarliśmy do małej recepcji. Hotel w środku również nie przypominał tych, które znałam. Był... przytulny. Z zamyśleń wyrwał mnie głos Peety. - Dwa czy jeden?

-Przepraszam, nie słuchałam.

-Właśnie widziałem. -chłopak zaśmiał się szczerze. - Dwa osobne pokoje?

-Tak. -Jakoś nie widziało mi się spanie z Peetą w jednym pokoju. To by było co najmniej niezręczne...

Po złożonej rezerwacji udaliśmy się z Peetą to swoich pokoi. Jednak na korytarzu spotkała nas miła (przykra) niespodzianka.

-Haymitch?! Co ty tutaj robisz?! -wykrzyknęliśmy oboje w tym samym momencie.

-To ja was raczej powinienem o to zapytać zapytać. -odpowiedział ponuro mentor. Coś się musiało stać. Czułam to i Peeta chyba też.
-Przyjechaliśmy wam pomóc. -powiedział Peeta.

-Za późno.

-Haymitch? Co się stało? Coś z Effie? -usiadłam na kanapie koło niego. Tak jak w dwunastce. Tak jak wtedy, kiedy chciał się zabić. Peeta wlepił w niego surowy wzork.

-Zaraz, zaraz. Czy ja widzę ducha?!

No tak. Zapomnieliśmy, przecież Peeta nie żyje. Teoretycznie.

-Długa historia. -powiedziałam chyba zbyt szybko.

-Posłucham.

Peeta wziął głęboki oddech i powiedział to wszystko co mi. Na twarzy Haymitch'a raz po raz pojawiał się wyraz zaskoczonia i ulgi. Ulgi, że Peeta żyje. Był dla niego przecież jak syn. Był moment, w którym myślałam, że wstanie i go przytuli, jednak tak się nie stało. Słuchał w milczeniu.
-A teraz czekamy na twoje wyjaśnienia. -powiedziałam, kiedy Peeta przestał mówić.

-Gale on... przetrzymuje Katniss, a w zamian miał oddać Effie w ciągu jednego dnia. Dzisiaj mija ten jeden dzień, a Effie ani śladu. On kłamał.

Haymitch wypowiedział to wszystko na jednym oddechu, po czym ukrył twarz w dłoniach.

Trzy zdania przez, które znowu zawalił nam się świat.

**********

Witam, na pierwszej notce w tym roku i chyba najdłuższej jaką kiedykolwiek napisałam! xd Jeśli wam się spodobała możecie zostawić ★

Xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro