Rozdział Dwudziesty Trzeci.
Patrzyłam na Katniss z niemałą odrazą. Wyglądała i zachowywała się tak jakby coś brała. Na przemian uśmiechała się i pochmurniała- i tak było już od dobrych paru minut, oczywiście Panna Humorzasta nie raczyła mi powiedzieć o co jej chodzi.
-Wychodzisz? -spytałam, kiedy zaczęła ubierać buty.
-Jak widzisz.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Sarkastyczna Katniss, no kto by pomyślał. -Moja przyjaciółka wzniosła oczy ku niebu. -No dobra, dobra, gdzie się moja droga przyjaciółka wybiera?
-Idę szukać Peety.
Gdybym miała herbatę to na pewno bym ją teraz wypluła.
-Peety? Dlaczego Peety?!
Katniss wzruszyła ramionami.
-Miałam sen -nałożyła na siebie płaszcz.
-Każdy miewa sny, ale nie każdy zaczyna w nie wierzyć! Przecież Ty nawet nie wiesz gdzie on jest.
-Pora to zmienić.
Ręce w tym momencie mi opadły.
-Katniss Ty okres dostałaś czy co?! O ile dobrze pamiętam to jeszcze trzy- cztery dni temu z nim zerwałaś i żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazywały na to, że będziesz chciała do niego wrócić!
-Może jakaś osoba przemówiła mi do rozumu.
Pokręciłam z powątpiewaniem głową.
-Wątpię.
-Jak myślisz od jakiego dystryktu mam zacząć? Piątka, trójka? W dwunastce na pewno go nie ma, bo nie byłby na tyle głupi żeby tam wracać, prawda?
-Czy ja wiem, Ty i tak miałaś zostać w pałacu i żyć z Gale'em długo i szczęśliwie. -narysowałam kształt tęczy w powietrzu.
-Właśnie, Gale! -Katniss popukała się po głowie. - Miałam iść z nim dzisiaj na polowanie.
-Przecież w Kapitolu nie ma lasów, w ogóle żadnej zieleni nie ma.
-Ja tam nie wiem, ale jak coś obiecałam to chyba muszę się tego trzymać.
-Jeśli jesteś w pełni szanującą się dziewczyną, to wypadałoby.
-Dobrze wracam za kilka godzin, a Ty -spojrzała na mnie - się stąd nie ruszaj, no chyba, że nie chcesz iść ze mną go szukać. -to powiedziawszy opuściła pokój.
Jeśli Katniss myślała, że zostanę w jej pokoju to była głęboko w błędzie. Johanna Mason nie przepuściła by okazji by pozwiedzać tak okropne miejsce zwane pałacem prezydenckim! Leniwie wstałam z kanapy i dowlokłam się do drzwi. Kości miałam sztywne jak u jakieś siedemdziesięcioletniej staruszki!
Szłam pustym korytarzem, kiedy zobaczyłam JEGO. Nogi, serce, całe ciało odmówiło mi posłuszeństwa. No przecież to niemożliwe! Sama na własne oczy widziałam jak go zabijają. Johanna ogarnij się! -napominałam siebie w duchu. Mózg musi płatać mi jakieś figle. Pewnie to dlatego, że za długo byłam sama. Błąd. Miałam Luke'a, ale on się nie liczy.
-Co Cię tak ciekawi w tym pokoju, Jo? -no proszę o wilku mowa. Odwróciłam się do niego leniwie.
-Mogłabym Cię zapytać dokładnie o to samo.
Posłał mi swój zniewalający uśmiech.
-Ja tutaj pracuję. -wskazał na pokój za mną. Nieco zbita z tropu zrobiłam mu przejście.
-Um... ja myślałam, że zobaczyłam swojego narzeczonego.
-Tego, który nie żyje?
-Tak.. nie, dobra nieważne! -odsunęłam się od niego i poszłam dalej. Niemal wyczuwałam jego złośliwy uśmiech. Zachciało mi się spacerów, to teraz mam.
Spacerowałam tak jeszcze z kilka minut, nie omijając żadnej konta ani pokoju, kiedy stwierdziłam, że umieram z głodu! Z chęcią poszłabym teraz do prezydenckiej kuchni i wrzuciła coś na ruszt.
-Głodna? -wzdrygnęłam się na dźwięk jego głosu.
Z wymuszonym uśmiechem na twarzy powiedziałam:
-Śledzisz mnie. I nie, nie jestem głodna. -chciałam od niego odejść, ale w tym momencie chwycił mnie za ramię.
-Nie śledzę Cię, a głodna jesteś na pewno, ponieważ chwyciłaś się za brzuch.
-Po pierwsze to nie było pytanie lecz stwierdzenie. Po drugie zawsze istnieje możliwość, że jestem w ciąży albo mam okres i boli mnie brzuch. Po trzecie nie życzę sobie żebyś mnie dotykał. -wyrwałam mu się, co wprawiło go chyba w zadowolenie.
-Lubię, kiedy się złościsz, a że robisz to prawie cały czas...
-Daruj sobie. Zerwaliśmy, a Ty chyba pracujesz dla Gale'a i chciałeś zabić Peetę. Ja z psychopatami nie rozmawiam.
Uśmiechnął się do mnie.
-Właśnie to robisz. -Luke jest jedyną osobą, która potrafi mnie ''zgasić''. Jest tak samo sarkastyczny jak ja.
-I właśnie skończyłam. -powiedziałam niepewnym głosem. -Żegnaj.
Zaczęłam się oddalać, kiedy zawołał za mną:
-A czy gdyby Gale był psychopatą to Katniss siedziałaby teraz z nim na ławce? - wskazał na okno. Faktycznie. Cholera co ta dziewczyna wyrabia?! -Co, opadła troszkę szczęka? -dodał, kiedy zobaczył moją zdziwioną minę.
-Przecież ona miała z nim iść na polowanie...
Luke zaśmiał się. Skarciłam go spojrzeniem.
-Johanna, a Ty jej uwierzyłaś? Każdy dobrze wie, że tutaj nie znajdziesz żadnego lasu, a co dopiero zwierzynę! Najwyraźniej Katniss Cię okłamała.
-Ale to do niej nie podobne! W takim razie Gale również ją okłamał.
-Dobrali się jak para niepasujących skarpetek.
Pokręciłam głową i przygryzłam wargę, żeby ukryć śmiech.
-Nie wiem Luke, myślałam, że się opamiętała i że... -napotkałam jego ciekawskie spojrzenie-... nieważne! Muszę już wracać.
Rzuciłam się na łóżko w pokoju Katniss. Nie mogę uwierzyć w to co przed chwilą zobaczyłam, przecież ona miała wrócić do Peety i mieli żyć długo i szczęśliwie. Przez to całe zamieszanie zapomniałam, że jestem strasznie głodna. No cóż, jedzenie będzie musiało zaczekać do chwili aż wróci Katniss i wytłumaczy to swoje szczeniackie zachowanie. Muszę się dowiedzieć co ona miała za sen, bo na pewno nie przyniósł on pożądanej korzyści. Postanawiam zadzwonić do Peety, raz kozia śmierć jak to mówią. Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer, po 3 sygnałach odezwał się jakiś głos:
-May Klifwood, z kim mam przyjemność? -Na pewno nie był to głos Peety.
-To ja powinnam o to zapytać. Czy mogę prosić Peetę do telefonu?
-Przepraszam, nie może podejść bierze prysznic... -szybko się pocieszył nie ma co. -Halo...halo...czy coś przekazać?
Rozłączyłam się. Nie chciałam wiedzieć gdzie jest, bo mogłabym to wygadać Katniss... a nie zaraz! Przecież ona też nie jest Święta.
-Johanna? Co ty robisz w moim łóżku? -musiało mi się przysnąć.
-Leżę.
-Przecież widzę. Idziemy? Co się tak dziwnie na mnie spojrzałaś?
-Bo po pierwsze, nie byłaś na żadnym polowaniu. Po drugie miziałaś się z Galem na ławce. -wyliczałam na palcach.- A po trzecie wątpię żeby Peeta chciał się z Tobą spotkać.
Katniss usiadła na brzegu łóżka.
-Jo to nie tak. Ja naprawdę myślałam, że idziemy na to polowanie, ale Gale mnie okłamał. Nie pierwszy raz zresztą.
-A czego się spodziewałaś? Że będziecie sobie latać na jednorożcach, zapominając o tym wszystkim co zrobił? Zapominając o Bożym świecie?
-Tak. Tak myślałam. Oczywiście nie miała to być miłość- przyjaźń. Sam Gale przyznał, że już mnie nie kocha i to wszystko co zrobił było błędem. Uwierzyłam mu. Dzisiaj tam na ławce- tak, dobrze widziałam Ciebie i Luke'a- powiedział, że znalazł sobie kogoś.
-Yhm, to Gale może kochać kogoś innego niż siebie i Ciebie?! Nowość.
Posłała mi karcące spojrzenie.
-Johanna, błagam Cię nie wydurniaj się. Powiedziałam mu, że chcę opuścić pałac. Zgodził się. Możemy już iść?!
-Nie. Umieram z głodu.
Katniss zaśmiała się lekko i poszła do kuchni.
************
Jeśli podobała wam się notka możecie zostawić voted (gwiazdka)
Bardzo was przepraszam, że notka pojawia się dopiero teraz. Bark weny i brak dostępu do komputera zrobiły swoje :( . Słyszeliście, że Jena jest w ciąży? Jak to przeczytałam, to byłam w szoku ♥
Btw: Jeśli ktoś lubi opowiadania o istotach nadprzyrodzonych (wilkołaki, wampiry, wróżki, czarownice itp.) to zapraszam na opowiadanie, które piszę razem z przyjaciółką ''Verben Town''.
xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro