Rozdział Trzydziesty Czwarty.
Usłyszałam ciche puknięcie do drzwi, co spowodowało, że mocniej opatuliłam się kołdrą. Od śmierci mojej przyjaciółki minęły już dwa tygodnie, przez które każdy zamknął się w swoim świecie. Z łóżka wychodziłam tylko do toalety, a i tak wyglądałam jak siedem nieszczęść. Wiem od Peety, że najgorzej jest z Luke'iem, podobno nie chce nic jeść i cały czas się obwinia. Bardzo bym chciała, żeby całe moje życie okazało się tylko snem.
- Przyniosłem ci zupę - powiedział Peeta i postawił miskę na stoliku nocnym. - Wiem, że nie masz apetytu, ale musisz chociaż trochę jeść.
Wyłoniłam się spod kołdry i spojrzałam na Peetę, który trzymał się aż za dobrze, a na pewno najlepiej z nas. Nasze relacje się trochę poprawiły, do tego stopnia, że potrafiliśmy ze sobą normalnie rozmawiać.
- Myślę, że powinniśmy wyprawić jej pogrzeb - oznajmiłam po chwili ochrypłym głosem.
- Katniss, to nie jest najlepszy pomysł...
Chłopak usiadł na łóżku, chwycił mnie za rękę i zaczął masować moje obolałe kości. Mruknęłam zadowolona, ale później zorientowałam się co on powiedział i, kiedy napotkał mój wzrok momentalnie się poprawił:
- Ale jeśli tego własnie chcesz, to dobrze. Zawiadomię wszystkich.
- Dziękuję. Jak się trzyma Luke?
Blondyn pokręcił ze zrezygnowaniem głową:
- Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Nawet leki już nie pomagają.
- Chyba powinnam z nim porozmawiać...
- Jesteś pewna? Sama nie wyglądasz za dobrze.
Ścisnęłam jego dłoń.
- Dam sobie radę. Sama przechodziłam przez to co on teraz. I to kilka razy.
- Jest w swoim pokoju. A i Katniss - dodał, kiedy był już przy drzwiach. - Wyjeżdżamy za trzy dni, do Kapitolu.
- Nie chcę. Nie dotrzymaliście umowy to i ja nie muszę dotrzymać swojej.
Peeta spojrzał na mnie posępnie, bo wiedział, że mam rację. Zwlokłam swoje zdrętwiałe ciało z łóżka i powolnym krokiem udałam się w stronę sypialni Luka. Zapukałam, tak dla zasady, ale kiedy nie otrzymałam odpowiedzi, uchyliłam łagodnie drzwi. Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Zero bałaganu, zero zniszczonych luster. Już miałam wejść, kiedy moją uwagę przykuło zdjęcie na podłodze, oprawione w ramkę. Szkło było pełne małych pęknięć. Wyraźnie wskazywało na to, że ktoś nim rzucił. Fotografia przedstawiała uśmiechniętą Johannę w objęciach Luke'a. Wyglądali na szczęśliwych. Postawiłam to zdjęcie z powrotem na komodę i podeszłam do łóżka, w którym jak mi się wydawało powinien znajdować się chłopak. Jednak go tam nie było. Postanowiłam poszukać w łazience. To pomieszczenie, w przeciwieństwie do pokoju, wyglądało okropnie. Tutaj lustro było pęknięte i poplamione krwią. Kosmetyki walały się po podłodze, podobnie jak szkło. Ostrożnie, żeby się nie pokaleczyć, podeszłam do Lucasa, który siedział w kącie, z twarzą ukrytą w dłoniach. Miał na sobie zwykły biały podkoszulek i spodnie od dresu. Usiadłam koło niego, a nogi podwinęłam do klatki piersiowej.
- Chcesz trochę? -pomachał mi przed oczami butelką Whiskey, którą trzymał w dłoni. - Nie to nie. - pociągnął łyk. Nie mogłam pozwolić by zaczął pić, bo dobrze wiedziałam, że to w niczym nie pomaga. Odebrałam mu butelkę. Zaśmiał się, kiedy się zakrztusiłam. - Nie umiesz pić.
- Kiedyś umiałam. - Upiłam znowu trochę, z całych sił starając się nie skrzywić, bo alkohol strasznie piekł mnie w przełyk. - Widzisz?
- Aha... -uśmiech zniknął mu z twarzy. - Czego ode mnie chcesz?
- Porozmawiać. I chcę ci pomóc, tak jak inni pomagali mi, kiedy byłam w twojej sytuacji.
- A jak ci pomagali? - spytał z nutą ciekawości w głosie.
- Zostawiali mnie samą - uśmiechnęłam się szczerze. - Ale to dlatego, że tak chciałam. Myślałam, że nikt inny nie potrafi cierpieć tak mocno jak ja, że nikt mnie nie rozumie. Ale wiem, że to był błąd. Odpychanie. Nie możesz postępować tak samo jak ja.
Wzrok Luke'a utknął w jakimś niezidentyfikowanym punkcie. Postanowiłam, że dam mu czas na zastanowienie się. Po kilku minutach spojrzał na mnie. Miał czerwone i szkliste oczy od płaczu.
- Ale ja ją kochałem, kocham, Katniss - powiedział łamiącym głosem. Wzięłam go za rękę, a on kontynuował:
- Kiedy zobaczyłem ją na ekranie, poczułem straszną pustkę i ogromny ból. A ja nie chcę go czuć. Nic już nie chcę.
- Luke, rozumiem cię. Naprawdę. Jeśli to cię pocieszy, to ból minie. Później pozostanie tylko pustka, ale do niej da się przyzwyczaić.
- Pocieszyłaś mnie, nie ma co - powiedział pod nosem.
- Pamiętaj również o tym co by chciała Johanna. A dałabym sobie głowę uciąć, że nie chciałby, żebyśmy po niej płakali i upijali się - puściłam do niego oko.
- Łatwo mówić, trudno zrobić.
- Wiem, ale damy radę. Musimy.
Po policzku Luke'a spłynęła łza.
- Jasne.
Wstałam z zimnych kafelek i podałam mu dłoń.
- To najpierw powinniśmy trochę posprzątać, a później zejść na dół. Musisz coś w końcu zjeść.
Lucas na początku trochę się ociągał, ale już po chwili udało mi się odciągnąć go od myślenia o Johannię. Przyznam, że i mi trochę pomogła ta rozmowa, uświadomiła mi, że nie tylko ja potrafię tak cierpieć oraz podniosła mnie na duchu.
Po kilku godzinach ciężkiej pracy, łazienka wyglądała jak należy- czyste kafelki, wszystko lśniło, a w lustrze, mimo że było pęknięte, dało się przejrzeć. Kosmetyki również były równo poukładane. Poklepałam Luke'a po plecach i razem zeszliśmy na kolację. Pomimo że apetyt mi nie dopisywał, nie chciałam dać tego po sobie poznać. Mieliłam już od paru minut ten sam kawałek jajecznicy, kiedy do kuchni wszedł Peeta:
- Zmiana planów. Wyjeżdżamy do Kapitolu za dwa dni - powiedział i nałożył sobie trochę jajka na talerz.
- Jak to? Mieliśmy jechać w piątek.
- Wiem, Katniss - posłał mi znaczące spojrzenie. - Ale Pylor zadzwoniła i powiedziała, że chce się z nami spotkać.
- Z nami, czyli z kim? - spytałam.
Peeta podniósł wzrok znad pustego już talerza.
- Ja, ty, Haymitch oraz Matthew.
- A Luke? - wypaliłam bez zastanowienia. - To znaczy, nie chciałabym, żeby zostawał tutaj sam.
- Dzięki naszej dzisiejszej rozmowie poradzę sobie. Zresztą będzie jeszcze May'a - zapewniał mnie Lucas, ale ja nadal byłam sceptycznie nastawiona. - Nie musisz się o mnie martwić, naprawdę jest już ze mną lepiej. Jedz lepiej, bo ci wystygnie.
Szybko wbiłam wzrok w talerz i starałam się nie zwymiotować. Chociaż chciałam, żeby Luke jadł, co zresztą robił, sama nie miałam najmniejszej ochoty na tą czynność, przez co wszystko cofało mi się z powrotem do gardła. Spojrzałam znad ledwo naruszonej porcji na Peetę i przez chwilę wydawało mi się, że zobaczyłam na twarzy chłopaka zazdrość. Jednak od razu po tym jak zdał sobie sprawę, że się mu przyglądam przybrał obojętną minę.
- Panienko Katniss, telefon do pani - ciszę przerwał cieniutki głos pokojówki.
- Dziękuję - May'a podała mi urządzenie:
- Halo.
- Katniss, to ja Haymitch. Chcielibyśmy razem z Effie zaprosić Cię...to znaczy was... razem z Peetą... na nasz ślub. Zdajemy sobie sprawę z tego, że wydarzyło się to tak szybko po... no wiesz...
- To wspaniale Haymitch! - powiedziałam chyba za entuzjastycznie, ale naprawdę cieszyła mnie ta informacja. - Przyda się nam trochę wesołych zdarzeń w tym naszym szarym życiu. Zaraz powiem Peecie. Na pewno przyjdziemy.
- Resztę informacji przekażę ci jutro... i wręczę zaproszenie, bo nie wiem gdzie się obecnie znajdujesz.
- Jasne. Do zobaczenia jutro.
Oddałam telefon pokojówce, która szybciutko opuściła kuchnie i napotkałam ciekawskie spojrzenia Peety i Luke'a. Zaśmiałam się cicho z ich min i powiedziałam:
- Haymitch i Effie pobierają się.
|Jeśli rozdział się spodobał zostaw ★ i/lub komentarz|
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro