Rozdział 7
*Perspektywa Mii*
Obudziłam się z ogromnym bólem gardła. Tylko nie to. Nie mogę być teraz chora. Jutro mamy z Liamem lot do Nowego Yorku. Jęknęłam i niechętnie wyszłam z łóżka. Z szafy wzięłam czarne legginsy, szary ciepły sweter, skarpetki i czystą bieliznę. Weszłam do łazienki i przemyłam twarz wodą. Ubrałam bieliznę i wcześniej wybrane ciuchy. Włosy związałam w niechlujnego koka i wyszłam z łazienki. Pomimo ciepłego swetra dalej było mi zimno. Zeszłam na dół po schodach. W kuchni siedzieli już chłopcy.
-Hej.-Wychrypiałam, a po chwili zaczęłam kaszleć.
-No nie źle się załatwiłaś.-Skomentował Harry.
-Ja? To Liam mnie wrzucił do basenu jak było zimno na dworze. To jego wina.
-Najlepiej wszystko zwalić na mnie.-Zaprotestował mój brat.
-Jutro mamy lot.-Powiedziałam, ale znowu zaczęłam kaszleć.
-Nie ma mowy, że w takim stanie gdzieś pojedziesz. Marsz do łóżka. Zaraz przyniosę ci jakieś leki i ciepłą herbatę.-Rozkazał Liam. Wyszłam z kuchni i zamiast iść do swojego pokoju położyłam się na kanapie. Włączyłam telewizor i akurat leciał odcinek ,,Pretty Little Liars" Po chwili w salonie pojawił się Liam, który niósł ze sobą tacę z lekami i śniadaniem. Położył ją na stoliku, który stał na przeciwko mnie.
-Mówiłem ci abyś poszła do łóżka.-Powiedział niezadowolony przykrywając mnie kocem. Uśmiechnęłam się do niego lekko.-Masz zmierz temperaturę.
Podał mi termometr, a ja go wsadziłam pod pachę. Po chwili zaczął pikać. Wyciągnęłam go i podałam bratu.
-38.9.-Wymamrotał.-Wygląda na to, że nigdzie jutro nie lecimy. Przez najbliższe kilka dni leżysz w łóżku.
Jęknęłam niezadowolona. Grzecznie popiłam leki które dał mi Liam i zaczęłam jeść śniadanie. Gdy już wszystko zjadłam odstawiłam tace na stolik i przykryłam się szczelnie kocem. Przypomniało mi się, że dzisiaj umówiłam się z Lukiem, Ashton'em, Calum'em i Michael'em. Wstałam z kanapy i udałam się do swojego pokoju, po telefon. Wzięłam go z szafki nocnej i wróciłam do salonu.
-Do Ciebie gadać jak do ściany. Masz leżeć!-Przewróciłam oczami. Liam zachowuje się jakbym miała 5 lat.
-Poszłam tylko po telefon.-Mruknęłam cicho i usiadłam na kanapie. Liam chyba odpuścił, ponieważ wszedł do kuchni. Wybrałam numer Luka i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Hej, Mia.-Usłyszałam głos przyjaciela.
-Hej, Lukey. Nie mogę dzisiaj się z wami spotkać.
-Stało się coś?
-Nie. Po prostu jestem chora. Liam nawet mi nie pozwala wstać z łóżka.
-W takim razie przyjedziemy do Ciebie wieczorem.-Oznajmił.
-Nie!-Zaprzeczyłam niemal od razu.-Jeszcze was zarażę.
-Będziemy o 17. Pa-Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, ponieważ się rozłączył. Westchnęłam i odłożyłam telefon na stolik. Ułożyłam się wygodnie na kanapie i przykryłam szczelnie kocem. Po chwili poczułam jak moje powieki robią się cięższe. I po chwili usnęłam.
*Perspektywa Nialla*
Siedzę z chłopakami na ogródku i pijemy piwo. Chłopakami o czymś gadają, ale ja jestem myślami gdzie indziej. Ciągle myślę o Mii. Nie wiem kompletnie co robić. Chciałbym jej powiedzieć, ale jeżeli Modest się dowie to jestem skończony. Ale wiem jedno. W cholerę mi na niej zależy.
-Horan do kurwy nędzy!-Zamyśleń wyrwał mnie krzyk Louisa. Odwróciłem głowę w jego stronę i spojrzałem na niego.
-Co?
-Mówimy do Ciebie od 5 minut.-Wyjaśnił Liam.
-Sorry.-Mruknąłem.
-Co się z tobą dzieje?-Odezwał się Harry.
-Ciągle myślę o tej sprawie. Nie wiem co mam robić. Jestem w kropce.
-Słuchaj Niall. My nie podejmiemy za Ciebie decyzji. Musisz sam postanowić co robisz. Możesz jej wszystko wyjaśnić, ale możesz też powiedzieć jej dopiero za 2 miesiące jak już 'zewrwiesz' z Lucy. Tylko pamiętaj. Wtedy może być już za późno.-Louis poklepał mnie po ramieniu. Weszli do domu zostawiając mnie samego ze swoimi myślami.
*Perspektywa Mii*
Po przebudzeniu zobaczyłam obok siebie Luka. Na drugiej kanapie siedział Michael, Calum i Ashton.
-Hej, chłopaki.-Wychrypiałam lekko się uśmiechając.-Długo już tu siedzicie?
-Nie. Niedawno przyjechaliśmy.-Odpowiedział Calum i się do mnie uśmiechnął.
-Jak się czujesz?-Odezwał się Lukey.
-Powiedziałabym, że dobrze, ale tak nie jest.
-Powinnaś iść do lekarza.-Oznajmił Ashton.
-Nie! Żadnego lekarza. Przejdzie mi
-Mia zmiez temperaturę i weź leki.-W salonie pojawił się Liam. Odebrałam od niego termometr i wsadziłam pod pachę. Po chwili zaczął pikać, więc oddałam go bratu.
-38,8. Gorączka ci nie spada. Jak tak dalej będzie to idziesz do lekarza i bez gadania. Teraz weź leki.-Podał mi jakieś tabletki szklankę wody. Połknęłam tabletki i przykryłam się z powrotem kocem.
-Chłopaki chcecie coś do picia?-Spytał mój brat. Przytaknęli głowami, a mój brat zniknął w kuchni. Wtedy przypominało mi się, że nie zadzwoniłam do Lily, aby poinformować ją że jutro nie przylecimy.
-Liam!-Krzyknęłam. Mój brat wszedł do pomieszczenia z tacką i napojami.
-Co?
-Gdzie jest mój telefon? Muszę zadzwonić do Lily.
-Nie martw się. Już do niej zadzwoniłem i powiedziałem że jutro nie przylecimy bo jesteś chora. A teraz pij herbatę.
Podał mi ciepły napój, który od niego odebrałam.
-Dziękuje.
Po jakimś czasie dosiedli się do nas Niall, Louis i Harry. Siedzieliśmy przez 2 godziny i gadaliśmy. Nagle po domu rozniósł się dzwonek do drzwi. Postanowiłam otworzyć. Wstałam z kanapy i opatuliłam się kocem po czym ruszyłam do drzwi. Otworzyłam je, a przede mną ukazał się dość wysoki mężczyzna w garniturze. Miał około 45 lat. Może trochę więcej.
-Mia Payne?-Spytał niepewnie.
-Tak. W czym mogę panu pomóc?
-Jestem twoim ojcem....
*********
Jak dla mnie to trochę nudny ten rozdział, ale nie miałam na niego komleptnie pomysłu i trochę się nad nim męczyłam. Ale jest! Zostawcie swoją opinie w komentarzach ;*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro