10
"Przyjaciel to ktoś, kto daje ci zupełną swobodę bycia sobą."
*perspektywa Luny*
Trzasnęłam drzwiami i wyszłam. Byłam lekko przybita i wkurzona. Nie miałam najmniejszej ochoty na opuszczanie kraju. Tu jest tylu ludzi, których trzeba chronić...
Weszłam do pokoju gdzie czekała już na mnie cała ekipa. Popatrzyli na mnie wyczekująco ze smutkiem, nadzieją i strachem wymalowanymi na ich twarzach.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ruda i Naruciak trwali przytuleni bojąc się, że zostaną rozdzieleni. Kochają się. Wiem to i właśnie dlatego, ze widzę to prawdziwe uczucie to pozwalam na związek w ekipie. Obok nich stał Czułek patrzący na mnie z braterską miłością. Ninja choć starszy ode mnie zaledwie niecały rok traktował mnie jak co najmniej 10 lat młodszą siostrzyczkę. Chciał się mną opiekować mimo iż wcale tego nie potrzebowałam.
Dalej stali Smav i Żółwik. Byli przybici. Jak wszyscy się bali tego, co im powiem. Bo gdyby rozdzielono nas teraz nie zobaczyliśmy sie pewnie już nigdy więcej. Jedni mogą trafić ba wschód, inni zachód, południe czy też północ kraju. Jednych mogą wysłać do Gdańska innych do Nowego Delhi*. Możemy być na zupełnie różnych końcach świata, a to coś czego boimy się bardziej niż śmierci, bo to tęsknota jest najgorsza.
Gdyby nas rozdzielono część pozostanie wierna władzom, inni się zbuntują i zostaną "unieszkodliwieni". Cześć umrze ze starości, reszta w walce.
Wiecie, to smutne. Mimo, że nam wszystkim grozi śmierć i w każdej nanosekundzie ludzi na Ziemi ubywa oni nadal między sobą walczą, rywalizują. Tak, właśnie tak. Mimo apokalipsy trwa wojna, a wojna rządzi sie własnymi prawami i nikt jej nie wygra. Skąd to wiem? Ludzie nie potrafią uczyć się na błędach swoich przodków i nawet jeśli udało by się wynaleźć lekarstwo to ci którzy są łasi na pieniądze zamiast ratować ludzkość i dzielić się lekiem będą jeszcze bardziej walczyć. Dlatego nie wierzę, że to kiedykolwiek się skończy. Oni będą walczyć by zarobić na tych którzy nie mogą się bronić i mimo że od 13 lat walczymy o przetrwanie każdy sobie rzepkę skrobie.
Wszyscy popatrzyli na mnie wyczekująco, a ja usiadłam na łóżku, które obecnie należało do Filipa.
Marta podbiega i przytuliła mnie.
- I?
- Transport. Razem. - westchnęłam z ulgą.
- Co przewozimy i gdzie?
- Nie co, tylko kogo. Sara Malinowska. Odporna. Musimy dostarczyć ją do SB do Włoch konkretniej.
- Jest szansą na lek. Ile ma lat?
- Piętnaście.
- Przecież ona...
- Chyba nie muszę mówić o co tak naprawdę chodzi.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że... - opuściłam głowę i mruknęłam coś potwierdzająco.
- To teraz nie ważne. Tak się cieszę, że nas nie rozdzielą. - mocno przytulił mnie Janek.
- Jaś, dusisz. - zaśmiałam się na co chłopak poluźnił swój uścisk. - Wiecie, że przed nami kurewsko ciężkie i długie miesiące?
- Liczy się tylko to, że jesteśmy razem, a wspólnie damy radę ze wszystkim. - powiedział optymistycznie Dezy.
- W końcu jesteśmy tym pieprzonym oddziałem siódmym czy nie?! - krzyknął Adaś.
- Jesteśmy, a razem nic nas nie pokona! - uśmiechnęłam się promiennie do ekipy. - Ruda i Naruto?
- Naruciak suko, a nie Naruto! - poprawił mnie brunet.
- Okej ,okej... Napleciak.
- Ehh... - chłopak westchnął ze zrezygnowaniem, a ja tylko się zaśmiałam. - o co chodzi?
- Tylko nie pieprzcie się zbyt głośno bo ściany tu są cieńkie, a ja mam ochotę się wyspać, bo z rana idziemy poznać tą młodą. - powiedziałam z uśmiechem a oni spalili buraka. Kocham ich, buraczki moje. Wszyscy zaczęli się śmiać a zakochańce tylko bardziej poczerwieniały. Słodcy są.
- Dobra Luna daj im już spokój. - mówił przez śmiech Dezy.
- No okej. Możecie już wszyscy iść, ale wasza dwójka to bez gwałtów w nocy proszę [pozdro dla Domi i Tyny xD] - nadal się śmiałam. Wszyscy wyszli i zostałam już tylko ze Smavem., który zwijał się ze śmiechu na podłodze. Ja kiedy w miarę ochłonęłam podeszłam do tarzającego się ze śmiechu chłopaka. - No już Fifi, wstawaj.
Smav nadal leżał na podłodze śmiejąc się. Westchnęłam z politowaniem.
Poszłam do łazienki. Wzięłam jakąś miskę i nalałam do niej zimnej wody. Wróciłam do chłopaka i wylalam na niego lodowaty płyn. Smav krzyknął.
- Ja waleee piszczysz jak mała dziewczynka.
- Debilko coś ty zrobiła?!
- Nie piszcz, okej? Co ty mutacji nie przeszedłeś? Dwanaście lat masz? - nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Bardzo śmieszne. - fuknął Filip.
- Fifi idź się ogarnij. Wyglądasz jak mokry kot.
- Koty są słodkie. Wiem, ze jestem slodki. Miau.
- I śmierdzisz.
- Dzięki. - chłopak popatrzył na mnie z chytrym uśmieszkiem i zaczął się niebezpiecznie zbliżać.
- Nawet o tym nie myśl.
- Ty wiesz, że cię kocham? - chłopak rozłożył ręce, a ja zrobiłam krok w tył.
W pewnym momencie wpadłam na ścianę na chłopak uwięził mnie w szczelnym uścisku.
- Fifi ty pierdoło jesteś mokry i śmierdzisz!
- Wiem, że mnie kochasz.
- pfff chciałbyś młody.
- Ej nie jestem młody!
- Młodszy ode mnie.
- Tylko głupie dwa lata!
- To są aż dwa lata.
****************************
Yo yo
Jako, że w sobotę jest meetyt rozdział pojawia się już dziś. W piątek jade już do cioci skąd będzie mi lepiej dojechać do Krk a jutro jade na zakupy xD
Jeśli chcesz kolejny rozdział zostaw komentarz i gwiazdkę.
Ps. Jpg z poprzedniego rozdziału to moje wyobrażenie głównej bohaterki.
Ps2 Nowe Delhi to stolica Indii
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro