Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

04


"Najmniej chluby przynosi państwom sława wojenna."

*perspektywa Karola* [Oh yeah! Wreszcie Kerel!]

Wyszedłem z pokoju z zamiarem przewietrzenia się trochę. Wszyscy byli jacyś poddenerwowani i zachowywali się jakby się gdzieś spieszyli.

Swoją drogą nie przedstawiłem się. Nazywam się Karol Poznański, ale większość osób mówi mi Kaiko. Jestem dosyć wysoki i całkiem dobrze zbudowany. Mam niebieskie oczy i włosy w kolorze ciemnego blondu wpadającego lekko w brąz.

Podczas tej całej epidemii czegoś tam, moi rodzice zniknęli bez śladu, a wraz z nimi też mój starszy brat. Prawdopodobnie nie żyją albo są zombiakami. No w najlepszej sytuacji są już w strefie bezpiecznej daleko poza granicami Polski. W zasadzie to ja się od nich początkowo odseparowałem, ale to zupełnie inna historia.

Szedłem spokojnie, aż w końcu ciekawość wygrała i po drodze złapałem jakąś dziewczynę.

- Co wszystkim dziś odwaliło? I to o tak późnej godzinie? - zapytałem ją. Ona popatrzyła na mnie spod swojej brązowej grzywki. Już ją poznaję.

- Wilk już jest. - odpowiedziała mi, a ja się trochę zdenerwowałem. Co ja pieprzę! Byłem wkurwiony! Ten gość zabierze mi MOJE stanowisko i zapewne będzie próbował rozstawiać mnie po kątach! Jak się nie wkurzać?!

- Dzięki Gabi. - odpowiedziałem dziewczynie, a ona ruszyła przed siebie.

Przechadzałem się po sali głównej, kiedy do pomieszczenia weszła jakaś grupka ludzi. Wszyscy zaczęli skakać wokół nich jakby byli jakimiś bogami co najmniej. Były dwie dziewczyny i czterech chłopaków. Których z nich to Wilk.

Jedna z dziewczyn była naprawdę piękna. Miała długie blond włosy i była średniego wzrostu. Miała idealne rysy twarzy, które kogoś mi przypominały, tylko nie mam pojęcia kogo. Jej figura też była niczego sobie. Znając życie zapewne jest ona dziewczyną Wilka. Gość podobno zawsze dostaje to czego chce, a nie sądzę, żeby nie chciał jej.

Zdenerwowany wróciłem do pokoju.

- A ty co taki wkurzony? - zapytał mnie Maciek.

- Wilk już jest. - mruknąłem.

- I co widziałeś go? - dopytywał mój przyjaciel.

- Nie wiem, który z nich to był. Jakichś 4 gości przyszło i 2 laski. Skaczą wokół nich, jakby byli jakimiś bóstwami. - syknąłem.

- No to nieźle. Nie sądzę, że przyjmą nas jak swoich.

- Ta... Chyba będzie wręcz odwrotnie.

- Niestety.

- W każdym razie na pewno nie będę wykonywać rozkazów jakiegoś palanta.

- Jeszcze zobaczymy jak to będzie. - usłyszałem cichy głos Maćka po czym rzuciłem się na łóżko.

*perspektywa Luny*

Kiedy tylko weszliśmy do budynku wszyscy zaczęli wokół nas skakać. Niby jak zwykle, ale coś mi nadal tu nie grało.

Udaliśmy się do naszych pokoi. Ja miałam swój z Filipem, ponieważ zgodziłam się, aby Marta poszła do Adama.

Kiedy zostawiłam swoje rzeczy i umyłam się wreszcie w ciepłej wodzie poszłam do jednej z mniejszych sal, w której mieliśmy zjeść kolację. Trochę późno na jedzenie, ale nie mieliśmy nic w ustach od kilku dni. Głód dał na się już we znaki. Jesteśmy tylko ludźmi i jeść też musimy, jak każdy.

Kiedy weszłam do środka zauważyłam, że są już wszyscy. Czekali tylko na mnie.

- Mogliście zacząć jeść beze mnie. - powiedziałam siadając przy swoi talerzu.

- Jesteśmy rodziną. Wspólne kolacje i te sprawy, no wiesz. - odpowiedział mi Dezy puszczając do mnie oczko.

- Musieliśmy poczekać na naszą przywódczynię. - uśmiechnął się do mnie Adaś.

My naprawdę jesteśmy jak rodzina. Zawsze orbimy wszystko razem. Zgrywamy się idealnie i mimo, że każdy jest inny i ma swoje własne zdanie na dany temat, to rozumiemy się bez złów i potrafimy znaleźć kompromis w każdej sytuacji niezależnie od okoliczności. Właśnie dlatego jesteśmy tak dobrzy w tym co robimy.

Po kolacji wróciłam do pokoju i pierwsze co, to rzuciłam się na łóżko. Tak samo zresztą Filip.

- Wreszcie miękkie łóżko. - przerwał ciszę Smav.

- Taaak. Stęskniłam się za tym.

- Ja też.

- No, ale cóż. Nie przyzwyczajaj się. Kilka dni i musimy opuścić bazę. - powiedziałam do chłopaka.

- Ty to wszystko potrafisz zniszczyć! - mruknął Smav udając obrażonego, ale po chwili oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.

Zasnęliśmy szybko po tym wszystkim. W każdym razie na pewno ja zasnęłam, ale znając Filipa nie był gorszy w tej sprawie. Ten tydzień był ciężki i nie obyło się bez komplikacji przy dotarciu tutaj. Na całe szczęście jesteśmy i jak na razie możemy cieszyć się tym, że żyjemy.

********************
elo melo 3 2 0

Ej Kerel, Kerel... szkoda, że niedługo tą piękną lasie znienawidzisz xD

Dobra ziomki, bałam się, że jednak dziś nie dodam tego rozdziału, bo dopiero wróciłam do domu, a zaraz zbieram się za zadania i muszę się jeszcze spakować bo na weekend jadę do Krakowa.

JEŚLI CHCESZ WIĘCEJ ROZDZIAŁÓW SIĘ ZOSTAW GWIAZDKĘ, KOMENTARZ, UDOSTĘPNIJ!!!

~ LunaShadow

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro