Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

„Zmieniłam się..."

3/3

Po rozmowie z Heaven'em stwierdziłam, że jeszczę się prześpię. Niby nie powiedział o której mnie przywieźli, ale czuję to po sobie, że musiała to być naprawdę późna godzina. Zaplątałam się w kołdrę i ułożyłam w kulkę, po czym zamknęłam oczy. Odrazu poczułam, że robię się odprężona i odpływam. Nie wiem ile tak sobie spałam, ale po jakimś czasie usłyszałam, że ktoś wchodzi do mojego pokoju, tym samym sposobem mnie budząc. 

— Rozumiem, że masz kaca, ale jest szesnasta... I cię potrzebujemy... — Usłyszałam Maxa, dlatego się podniosłam i na niego spojrzałam. 

Wstałam z łóżka, po czym za nim poszłam. Zeszliśmy na parter, gdzie wszyscy siedzieli na kanapach. Czekali chyba tylko za nami. A raczej za mną. Czyli kolejna narada, co? Usiadłam najbardziej w rogu i skuliłam się, aby zajmować jak najmniej miejsce. 

— Od kiedy dowiedzieliśmy się o tym „Panie X”, Fernandes milczy... A mi kończą się już sposoby tortur...— Spojrzał na mnie. — Stepha... Twoja kolej... — Złapał się za głowę. 

— Nie chce mi się... — Spojrzał na mnie zaskoczony, podobnie z resztą jak pozostali. 

— Czekaj, co? Nie masz ochoty, aby popatrzeć na ludzki ból? — Pokręciłam głową na nie. 

— Ty zdajesz sobie sprawę, że ja mam dzisiaj naprawdę potężnego kaca? Plus wyglądam jak bezdomny i jakiś paszczur? — Resztą parsknęła śmiechem na moje słowa, bo tak oto powróciła Stepha z naprawdę niewyparzonym językiem. 

— Stepha, proszę... Chociaż spróbuj... Rozumiem, że nie masz ochoty... Chociaż nie, kompletnie tego nie rozumiem, bo przecież ty uwielbiasz sprawiać ból drugiemu człowiekowi... — Ponownie każdy się zaśmiał. 

— Nie dzisiaj, kiedy jestem zdechlakiem... Myślisz, że naprawdę mam ochotę męczyć się z ludźmi, kiedy jestem na wpół żywa? — Zapytałam, na co westchnął zrezygnownay. 

— Dobra, ale jutro... — Weszłam mu w zdanie. 

— Mam się nim zająć... Jasne... — Powiedziałam, przy okazji ledwo co widząc na oczy, bo naprawdę jest za jasno, po czym wstałam i ruszyłam do siebie. 

Znowu się walnęłam na łóżko, ale nie był mi pisany spokój. Po chwili reszta weszła do mojego pokoju, wcześniej pukając. 

— Stepha, co ty na to, aby zamówić pizzę? — Zapytała Ivy. 

— Tylko nie hawajską... — Mruknęłam w poduszkę, na co większość się zaśmiała. 

— Hawajskiej w życiu! — Odezwała się głośno Kylie, a ja skrzywiłam. 

— Za głośno... — Zatkałam uszy. 

— Wybacz... — Powiedziała odrazu kiedy zobaczyła moją reakcję. 

Znowu zwinęłam się w kulkę i zaplątałam w pościel. 

— Wyglądasz jak duży kot... — Zauważył Steve. 

— Chyba niedźwiadek... — Poprawił go Luka. 

— Jasne, jasne... — Odpowiedziałam i spojrzałam na nich kątem oka. — Zamierzacie mi się przyglądać, kiedy to będę spała? — Zapytałam. 

— Chcieliśmy porozmawiać o tym, co powiedziałaś rano... Odnośnie tego, że się wystraszyłaś... — Usiadła obok mnie Ivy, a po niej zrobiły to Roonie i Kylie. 

— A o czym tu gadać? Każdy ma jakąś rzecz, której się boi... Przecież to normalne... — Zauważyłam i podniosłam się do siadu. 

— Stepha... Można zapytać, dlaczego nigdy o sobie nie mówisz? Albo nie okazujesz przy nas uczuć i wszystko przerabiasz w żart? — Zapytała nagle Roonie. 

— Bo... — Spojrzałam na Heaven'a, który posłał mi zachęcający uśmiech. — Bo nie chcę żebyście patrzeli na mnie z litością... — Wszyscy się zdziwili. Nawet Tobiasa zaskoczyłam. — Albo z obrzydzeniem... — Odwróciłam wzrok. 

— Niby dlaczego mielibyśmy? — Zapytał Ashley. 

— I... Po prostu nie umiem o tym wszystkim mówić, ok? Nie pokazuję przy was uczuć, ani o nich nie mówię, bo mam problem z ich wyrażaniem. A przerabiam wszystko w żart, bo po prostu całe moje życie jest jednym słowem „żartem” albo jak kto woli, jedną wielką „męką”... Zadowoleni? — Odwróciłam się plecami i położyłam, aby teraz na mnie nie patrzeli. — Idźcie sobie... — Mruknęłam cicho, a reszta wyszła z mojego pokoju. 

Nie minęła minuta, a ktoś zapukał do drzwi. Podniosłam się zdenerwowana, aby na tę osobę nakrzyczeć, ale gdy zobaczyłam kto to, odrazu się uspokoiłam. 

— Max... — Wszedł do pokoju. 

— Znowu jak kiedyś trzymasz wszystko w sobie i powoli zamieniasz się w tykającą bombę... — Usiadł obok mnie, a ja odwróciłam wzrok. — Gadaj... Przecież wiesz, że zawsze cię wysłucham... — Westchnęłam na jego słowa. 

Oparłam się o zagłówek i wzięłam poduszkę, do której się następnie przytuliłam. 

— Zmieniłam się... I nie umiem się pogodzić z tym, że cały czas się zmieniam... — Spojrzałam na niego i siłą się powstrzymywałam, aby się przypadkiem nie popłakać. 

— W jakim sensie? — Zapytał. 

— Prawie złamałam swoją zasadę... — Szeroko otworzył oczy. — Coraz rzadziej sypiam z jakimiś chłopakami, a jak już, to jest to jeden raz w tygodniu, a nie jak było dotychczas... Ja się zmieniam... Nie chce tego... — Powiedziałam patrząc mu w oczy. 

— Stepha, każdy się zmienia... I nic nie jesteśmy w stanie z tym zrobić... Taka jest kolej rzeczy... Wszyscy się zmieniają... Albo na gorsze, albo na lepsze... To jaka się staniesz, to już twój wybór... — Założył mi wystające włosy za ucho. 

— A jak chce zostać taka, jaka jestem? — Uśmiechnął się. 

— Zmiany nigdy nie są proste... Ale napewno są łatwiejsze, niż staranie się zostać na zawsze takim samym... Nie ma co stać w jednym miejscu, bo stracisz na to tylko czas... Trzeba iść przed siebie... Tylko tak dowiesz się, czy było warto się zmieniać... Kto wie, może spotka cię coś miłego? — Po swoich słowach wstał, potargał mnie po włosach i wyszedł z pokoju. 

Może spotka mnie coś miłego? To chyba niemożliwe. Położyłam się i nadal przytulałam do poduszki, kiedy to dostałam SMS-a. Sięgnęłam po telefon, po czym spojrzałam na wyświetlacz. Nieznany numer? 

??? 
Już niedługo się spotkamy, Stephanie Roux. 

Stephanie
Znamy się? 

??? 
Ja cię znam bardzo dobrze, ale ty zapewne mnie nie pamiętasz. W końcu byłaś niemowlakiem. 

Podniosłam się na łóżku i przyjrzałam się wiadomości. 

Stephanie
Skąd masz mój numer? 

??? 
Mam znajomości, ale to nieważne. Do zobaczenia wkrótce, Stephanie Roux. A może powinienem powiedzieć, Fallen Angel? 

Szybko wstałam z łóżka i pobiegłam do gabinetu Maxa. Głośno zapukałam. Po chwili mi otworzył. 

— Stepha? — Był zaskoczony moim widokiem. 

Podałam mu swój telefon. 

— Coś się chyba szykuję... — Spojrzał na moją komórkę i przeczytał wiadomości. — Chyba nie mogę przełożyć tych tortur Fernandesa na jutro... — Spojrzał na mnie. — Niech nikt tam nie wchodzi... Bo to nie będą kolorowe tortury... —Wyszedł z gabinetu. 

— Tylko go nie zabij... — Powiedział i poszedł w kierunku schodów. — Ja powiadomię resztę, że coś się święci... — Kiwnęłam głową, po czym ruszyłam do swojego pokoju. 

Przebrałam się w inne ubrania, aby przypadkiem nie zabrudzić wcześniejszych. Związałam włosy w kitkę, a następnie wyjęłam z szuflady swój drugi nóż.

Wzięłam również swoje kastety, po czym ruszyłam do wyjścia.

Zeszłam na parter, a tam spojrzałam w kierunku pozostałych. 

— Stepha... — Usłyszałam jak wypowiadają moje imię dziewczyny. 

Spojrzałam na Maxa, a on kiwnął głową. Odpowiedziałam mu tym samym, po czym ruszyłam do sali tortur. Weszłam do środka, gdzie odrazu w oczy rzucił mi się Fernandes. Blondyn nieźle go poturbował, ale czy robi to na mnie jakiekolwiek wrażenie? A gdzie tam! 

— Jak się dziś miewamy? — Zapytałam zasłaniając przy okazji lustro weneckie zasłoną. 

— To znowu ty? — Powiedział gorzko, kiedy tylko mnie zauważył. 

— Tak, to ja... Powiesz mi coś ciekawego odnośnie Pana X? — Usiadłam na stołku, zaraz na przeciwko niego. 

— Nie zamierzasz mnie torturować, abym ci powiedział? — Zapytał wyraźnie zaskoczony. 

— Jak po dobroci nic nie powiesz, to będę brutalna... Mi to tam większej różnicy nie robi... — Wzruszyłam ramionami. 

— Jesteś inna niż Hawkeye... Ale i tak, nic ci nie powiem, bo nic nie wiem... X kazał nam tylko przejąć klub i wywabić jakąś dziewczynę... Jeśli bym tego nie zrobił, to wybił by wszystkich członków mojego gangu... — Jego oczy nie kłamią. 

— Nie kłamiesz... — To aż dziwne, kiedy weźmie się pod uwagę, że jest bossem gangu. 

— A niby po co? Ja chciałem tylko ochronić swoich... Nawet nie wiem, czy ten cały X już nie zabił wszystkich w gangu... — Powiedział, a ja westchnęłam. 

— Żyją... Hawkeye gdy tylko się dowiedział o tym X, kazał pilnować z daleka twojego gangu... Wszyscy są cali i zdrowi... No prawie wszyscy, bo tak trochę te osoby z klubu nie... — Zaśmiał się. 

— Nie byli członkami mojego gangu... Byli od Pana X... Więc mnie nie obchodzą... Mi zależy tylko na mojej rodzinie... — Uśmiechnęłam się. 

— Jesteś nawet podobny do mnie... Członków gangu uważam za swoją rodzinę... Też nie chcę nikogo stracić... Gdybym ich straciła, to tak jakbym to ja umarła... — Odpowiedział na mój komentarz uśmiechem. 

Wstałam z krzesła, a następnie podeszłam do zasłony. Odsłoniłam szybę, po czym podeszłam do drzwi, przy których się zatrzymałam. 

— Dziękuję za szczerą „spowiedź”... — Po swoich słowach wyszłam z sali tortur, a następnie ruszyłam na parter. 

Reszta słysząc, że nadchodzę, natychmiast zwróciła na mnie wzrok. 

— Dowiedziałaś się czegoś? — Zapytał odrazu Max. 

— X chciał wywabić jakąś dziewczynę... — Wszyscy szerzej otworzyli oczy. — A sądząc po tej wiadomości, którą dostałam, to tą dziewczyną... Jestem ja... — Na moje słowa każdy zaczął myśleć. 

I takim oto akcentem, kończymy nasz maraton.
Dajcie znać, jak wam się podobały rozdziały, bo jestem ciekawa.

Macie ode mnie zagadkę tak na zakończenie!

Kim może być X?

Wiem, że już o to pytałam, ale może ktoś teraz będzie miał jakieś podejrzenia.

Ja tymczasem się z wami żegnam!
Zapraszam również do moich innych książek, a także do mojego artbooka, w którym stworzyłam rozdział na fanarty!
Miłego południa/wieczora wam życzę!

Narazka!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro