Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zgodność

Łapcie!
2/3

Heaven

Gdy tylko zabrali Stephę, odrazu pojechaliśmy za nimi. Błagam cię, nie umieraj. Nie powiedziałem ci jeszcze tego, co do ciebie czuję. Stepha, ty nie możesz mi tego zrobić. Nie możesz umrzeć! Nie możesz... 
Czułem łzy, które cisnęły mi się do oczu. Po paru minutach byliśmy pod szpitalem. Zaparkowaliśmy, a następnie weszliśmy do budynku. 

— Roonie? — Usłyszeliśmy nagle. 

Widziałem jak przełknęła ślinę, po czym się odwróciła. 

— Cześć, tato... — Odpowiedziała, a my spojrzeliśmy na mężczyzne. 

Miał ostre rysy twarzy, a powaga aż od niego biła. Dziewczyna kompletnie nie jest do niego podobna. Pewnie bardziej wdała się w swoją matkę. 

— Zabrali ją na blok operacyjny... Chodźcie za mną... — Powiedział, po czym ruszył w nieznanym nam kierunku. 

Spojrzeliśmy na siebie, a następnie poszliśmy za nim. 

— Jaki jest jej stan? — Zapytał Max. 

— Straciła bardzo dużo krwi... Kilku lekarzy powiadomiło mnie, że to cud iż jeszcze oddycha... — Powiedział, po czym się zatrzymał. — Jej stan jest krytyczny... — Spojrzał na nas. 

Ruszyliśmy dalej. Gdy zaszliśmy pod blok operacyjny, z sali wybiegła młoda kobieta, która zabrała jakiś sprzęt, który stał na korytarzu i wbiegła spowrotem do pomieszczenia. Po chwili wyszły dwie kobiety. 

— Amira! — Zawołał jedną mężczyzna. — Co się dzieję? — Zapytał, gdy do niej podeszliśmy. 

— Akcja serca dziewczyny się zatrzymała... — Wszyscy zamarli. 

W tym momencie miałem wrażenie, jakby czas się zatrzymał. Stepha nie może umrzeć! 

— Dodatkowo nie mamy jej grupy krwi na stanie... — Przełknęła ślinę. 

— Jej grupa krwi, to... — Zaczął mężczyzna. 

— AB- ... — Dokończyła kobieta. 

— Amira! — Ktoś zawołał z sali. — Udało się przywrócić akcję serca... I jesteś potrzebna... — Kobieta odpowiedziała, że już idzie, a my na słowa lekarki odetchnęliśmy. 

— Jak to możliwe, że w szpitalu nie ma tej grupy krwi? — Zapytał szeptem Ashley, który zwrócił się do Steve'a. 

— Grupa AB-, jest najrzadziej występującą grupą krwi... Tylko siedem dziesiątych procenta ludzi ją posiada... — Wytłumaczył mężczyzna, a ja zauważyłem jak Tobias się delikatnie skrzywił. 

— Co jest? — Zapytałem, a wszyscy spojrzeli na naszą dwójkę. 

— Mam tą samą grupę krwi co Stepha... — Powiedział, a każdy wydawał się zaskoczony. — Mogę jej oddać krew, jeśli to coś pomoże... — Dodał. 

— Chodź za mną... — Odezwał się ojciec Roonie, a chłopak za nim poszedł. 

My zostaliśmy na korytarzu i czekaliśmy na dalsze informacje. Usiadłem na jednym z krzeseł, które stały pod salą i złożyłem ręce jak do modlitwy. Stepha, błagam. 

— Heaven, nie martw się... Napewno wszystko.. — Przerwałem Kylie. 

— Jak mam się nie martwić, kiedy dziewczyna, w której się zakochałem walczy o życie? — Czułem na sobie ich zaskoczone spojrzenie, ale nie podniosłem na nich wzroku. 

Siedziałem z opuszczoną głową, mając nadzieję, że nikt nie zauważy łez, które czekają tylko, aby wydostać się z moich oczu. Płakałem jeden raz w życiu. To było kiedy dowiedziałem się, co tak naprawdę stało się z moimi rodzicami. To jest drugi raz. Nigdy nie uroniłem łez, kiedy zostałem cięty nożem, postrzelony czy pobity, ale gdy chodzi o czarnowłosą, puszczają mi wszystkie hamulce. 

— Życzę wam ładnych dzieci... — Odezwała się Roonie. 

— To nie jest zabawne... — Powiedziałem. 

— A czy ktoś powiedział, że ja żartuje? — Podniosłem na nią wzrok. 

— Od początku widzieliśmy jak na nią patrzysz... — Powiedział Luka. 

— Wy coś zauważyliście? — Zapytał szeptem Steve, a pytanie skierował do Ashley'a, Ivy i Kylie.

Cała trójka pokręciła głowami na nie. Wszystkie pary oczu zwróciły się na Maxa, który cicho parsknął śmiechem. 

— Ja tylko zauważyłem, jak Stepha patrzy na ciebie, Heaven... Widziałem jak się przy tobie zmienia... Przy tobie nikogo nie udaje... — Gdy zakończył swoją wypowiedź, spojrzał na mnie. 

— Myślisz, że... — Zaciąłem się, bo nie wiedziałem jak odpowiednio dobrać słowa. 

— Ona chyba też nie uważa cię tylko za przyjaciela... — Powiedział, a mi przed oczami ponownie przeleciały wszystkie sytuacje, które przeżyłem z dziewczyną. 

Nie wiem ile siedziałem w ten sposób, ale po jakimś czasie usłyszałem zbliżające się kroki, które tym samym wybiły mnie z zamyślenia. Spojrzałem w tym kierunku, a tam zobaczyłem ojca Roonie i Tobiasa, który wyraźnie czemuś nie dowierzał. Starszy mężczyzna zapukał w drzwi, zza których wychyliła się tamta kobieta. Cicho o czymś pomówili. Podał jej woreczek z krwią, a ona natychmiast wróciła do środka. 

Powiedział nam, że musi załatwić jeszcze jedną rzecz, dlatego odszedł zostawiając nas pod salą. Wszyscy spojrzeli na rudowłosego, który wyraźnie mocno nad czymś myślał. Coś musiało się stać, że nagle się taki stał. Tylko co?

— Tobias, coś się stało? — Zapytała jako pierwsza Ivy. 

Spojrzał na nią, ale odrazu opuścił wzrok. Miałem wrażenie, że cały się trzęsie. Podszedł do niego Max, który położył mu rękę na ramieniu, aby dodać pewnie otuchy. Pociągnął nosem, przełknął ślinę i zagryzł wargi. 

— Znalazłem swoją siostrę... — Powiedział po chwili. 

— No bez jej, jak ma na imię? — Zapytała Kylie. 

— Jak wygląda? — Zadał pytanie Ashley. 

— Ładna jest? — Dołączył się Steve. 

— Jaka jest? — Dodała jeszcze Roonie. 

Spojrzał na nich, po czym opuścił wzrok i skrzywił się bardzo widocznie. Kilkukrotnie próbował coś powiedzieć, ale za każdym razem rezygnował. W końcu po chwili się przełamał i spojrzał na drzwi sali operacyjnej. 

— To Stepha... — W tym momencie chyba każdemu brakło powietrza. — Stepha to moja zaginiona siostra bliźniaczka, która została porwana w dniu, kiedy się urodziliśmy... — Zauważyłem jak w oczach szklą mu się łzy. 

— Ale jak oni to sprawdzili? — Zapytała Ivy. 

— Zrobili pewnie test zgodności DNA, aby zobaczyć, czy Tobias może oddać krew Stephie... — Kiwnął głową na słowa Roonie. 

— Zgodność naszego DNA wynosi ponad dziewięćdziesiąt procent... — Skrzywił się.— A ja jej tyle razy życzyłem, żeby zdechła... — Pociągnął się za włosy. 

— Przecież o tym nie wiedziałeś... — Próbował go jakoś pocieszyć Luka. 

— Luka ma rację... — Dopowiedział Max. — Wydobrzeje... W końcu to Stepha... Jej nic nie zabije... — Dodał jeszcze, a ja spojrzałem na drzwi pomieszczenia, które się uchyliły. 

Z sali wyszła lekarka, która zdejmowała z siebie fartuch operacyjny. Wszyscy się wyprostowaliśmy, kiedy do nas podeszła. 

— Dziewczyna miała sporo szczęścia... — Zaczęła kobieta. 

— Co z nią? — Zapytał Max. 

— Rodzina czy przyjaciele? Informacji mogę udzielić tylko... — Tobias wyszedł przed szereg. 

— Co z moją siostrą? — Wiele go musiało kosztować, aby ją tak nazwać. 

— Właśnie ją przewożą do sali 212...— Pokazała ręką, aby za nią iść. — Twoja siostra miała naprawdę sporo szczęścia... Kula z rany postrzałowej przeszła zaraz obok serca... Nóż w jej prawym boku nie uszkodził żadnych narządów, co również jest cudem... Ktoś tam na górze chyba trzyma nad nią piecze... — Weszliśmy do sali, gdzie na łóżku leżała nieprzytomna Stepha. — Poza tymi ranami miała jeszcze wybite prawe biodro i lekki wstrząs mózgu w skutek wypadku... Do tego jest mocno poobijana, czego już dowodzą siniaki, które są no.... Wszędzie i gdzieniegdzie miała poźdźieraną skórę... To chyba wszystko... — Sprawdziła kartę, która była zawieszona przy łóżku. — Tak, to wszystko... No, prawie... Nie jesteśmy w stanie ustalić, kiedy się obudzi... Straciła prawie litr krwi, przez co wpadła w śpiączkę... — Wszyscy spojrzeliśmy na czarnowłosą, która na głowie również miała opatrunek. 

— Dziękujemy za informacje... — Podziękował rudowłosy, a lekarka kiwnęła głową i wyszła z sali. 

Wszyscy spojrzeli na Stephę, a następnie do niej podeszliśmy. 

— To napewno sprawka X... — Max zacisnął ręce na metalowej rączce przy łóżku. 

— W pewnym sensie tak... — Odwróciliśmy się w kierunku drzwi. 

Stał tam brunet, z którym Stepha wyszła z klubu. Smutny podniósł na nas wzrok. 

— Wiem kto jej to zrobił... — Spojrzeliśmy na niego wyczekująco. — Royal McGuire... Boss gangu Assasins... — Powiedział, a my spojrzeliśmy na siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro