Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Za to, że cierpiała

3/3

Epilog

Heaven

Minęły cztery dni. No prawie. Za kilka minut minie północ, a za tym idzie, że data z trzydziestego, przeskoczy na trzydziestego pierwszego. Stepha nadal się nie obudziła. Cały czas ktoś z nią siedzi. Najczęściej jestem to ja. Chce być przy niej, kiedy się obudzi. Wiem, że powinienem tak jak reszta przygotowywać się do tego, aby zrobić nalot na tego całego Royala, ale nie umiem.

Nie jestem w stanie skupić się na czymkolwiek innym, kiedy wiem, że dziewczyna, w której jestem zakochany po uszy, leży w szpitalu nieprzytomna. Złapałem jej prawą dłoń. Dlaczego ja cię wtedy puściłem? Czemu cię nie zatrzymałem i nie powiedziałem ci tego, co do ciebie czuję? Poczułem jak po mojej twarzy spłynęły łzy.

Gdy tylko się obudzi, natychmiast jej to powiem. Nie pozwolę, aby ponownie ktoś mi stanął na drodzę. Już nigdy więcej nie pozwolę, aby cierpiała tak, jak tamtego dnia. Wytarłem swoje oczy. W takich momentach powinno się być silnymi, a nie mazgajami. Odsunąłem jej kosmyk włosów, który delikatnie wchodził na jej policzek. Pogłaskałem go, a następnie złożyłem pocałunek na jej czole.

W tym samym momencie poczułem, jak delikatnie zacisnęła swoją prawą dłoń na mojej. Odsunąłem się, mając nadzieję, iż się obudziła, ale nadal miała zamknięte oczy. Westchnąłem zrezygnowany, po czym ponownie pogładziłem jej policzek.

- Stepha... Proszę, obudź się... Jeśli tego nie zrobisz, to nie usłyszysz tego, jak mówię ci, że... Że się w tobie zakochałem... I że, to nie jest już zwykłe zauroczenie... Nie usłyszysz, jak wyznaję ci, że cię kocham... - Złapałem jej dłoń w obie ręce, a następnie ucałowałem jej palce. - Błagam, otwórz oczy... Stephanie... - Ponownie poczułem jak do oczu napływają mi łzy.

Dość długi czas siedziałem w ten sposób. Nim się obejrzałem minęła noc. Otworzyłem oczy, dzięki czemu zauważyłem, że nadal trzymam rękę Stephy. Przetarłem twarz, a następnie poprawiłem się i na nią spojrzałem. Nadal śpi. Nadal się nie obudziła. Jak wiele czasu jeszcze minie, zanin się obudzi? W czasie tych przemyśleń, usłyszałem jak ktoś wchodzi do sali. Odwróciłem się, a tam zobaczyłem Roonie i Lukę.

- Coś się stało? - Odezwałem się jako pierwszy.

- Mamy cię zastąpić... - Zaczęła Roonie.

- Mówiłem, nie zostawię jej, dopóki się nie.. - Luka mi przerwał.

- Dzisiaj jest akcja, a ty mówiłeś, że weźmiesz w niej udział, choćby nie wiem co... Mówiłeś, że osobiście chcesz strzelić Royalowi w łeb... Masz okazję, aby ukarać go za to, że dziewczyna, na której ci zależy, a którą on skrzywił, leży w śpiączce i nie wiadomo kiedy się obudzi... Prawie przez niego zginęła, a ty masz szansę, aby tego skurwysyna ukarać... Ja na twoim miejscu nawet bym się nie zastanawiał... - Zaskoczył mnie swoją wypowiedzą, ale miał rację.

Obiecałem sobie, że choćby nie wiem co, zajebie faceta, przez którego cierpiała. Spojrzałem na czarnowłosą po raz ostatni, po czym wstałem z fotela. Wziąłem swoją kurtkę, a następnie zwróciłem wzrok na tą dwójkę.

- Powodzenia... - Odezwała się Roonie, którą objął Luka.

- Jakby coś się stało, to dzwońcie... - Kiwnęli głowami, a ja wyszedłem z sali.

Jak najszybciej się dało, znalazłem się przy swoim motorze, na który odrazu wsiadłem. Ruszyłem w kierunku domu najszybciej jak się dało. Pod budynkiem znalazłem się niecałe dwadzieścia minut później. Nie jechałem poprawnie, bo przejeżdżałem nawet na czerwonym, ale nie mogę się spóźnić. Po prostu nie mogę.

Zsiadłem ze ścigacza, a następnie ruszyłem po schodach na parter, gdzie byli wszyscy. Max akurat omawiał szczegóły planu.

- Cieszę się, że postanowiłeś dołączyć... - Powiedział, gdy mnie zauważył.

Kiwnąłem głową, a następnie usiadłem obok Tobiasa, który również chce zajebać Royala. Po pierwsze dlatego, że podobno jest w chuj wkurwiający, a po drugie, bo skrzywdził jego siostrę. Szybko się pogodził z tym, że Stepha nią jest. Chociaż w sumie, wszyscy już się do tego przekonali. Max im pokazał kilka zdjęć, które były zrobione, kiedy dołączyli do gangu.

Tobias i Stepha, jako szesnastolatkowie wyglądali prakrycznie identycznie, kiedy weźmie się pod uwagę wygląd ich twarzy. Oboje mają takie same znamiona nad lewą brwią, ten sam kolor oczu, ale różne kolory włosów. Niby słuchałem Maxa, ale myślami nadal byłem gdzie indziej.

Po paru godzinach, gdy już przygotowałem sobie zapas magazynków i noży, miałem zbierać się do wyjścia. Właśnie miałem łapać za klamkę kiedy ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłem je, a moim oczom ukazał się Tobias.

- Co jest? - Zapytałem.

- Zarówno ty, jak i ja chcemy zostawić Royalowi po kulce w łeb... - Kiwnąłem głową.

- Nooo... Napewno nie zostawię mu jednej kulki, tylko jakiś cały magazynek... - Odwróciłem wzrok, a Tobias parsknął pod nosem.

- To nie jesteś jedyny... - Spojrzał na mnie. - Może jej nienawidziłem, ale... Od kiedy wiem, że to moja młodsza siostra, ta wrogość zniknęła... - Zaskoczył mnie.

- Młodsza? Przecież urodziliście się tego samego dnia... - Ruszyliśmy równym krokiem do schodów.

- Jestem od niej starszy o trzydzieści trzy minuty... - Wypuściłem powietrze przy napływie śmiechu.

- Tobias, jesteśmy kumplami... Powiedz szczerze, przeszkadza ci, że... - Przerwał mi.

- Jesteś zakochany w mojej siostrze? Nie, nie przeszkadza. Może przy tobie wyjdzie na ludzi i skończy z tym, co robiła dotychczas... - Szturchnął mnie łokciem, a następnie zeszliśmy na parter.

Dochodzi dwudziesta, a Max zdobył informację, że Royal ma dzisiaj być w Bottom of the hill. Tam się na niego zaczaimy, a następnie pozbędziemy raz na zawsze. Już nigdy nikogo więcej nie skrzywdzi. Po jakimś czasie wyjechaliśmy z domu i zaczailiśmy się na Royala pod klubem.

- Właśnie wchodzi... - Powiedział Tobias, który zadzwonił kilka sekund wcześniej do Maxa. - Jasne... - Rozłączył się i spojrzał na mnie i na resztę. - Wchodzimy... - Powiedział, po czym nasza dwójka, Ivy i Ashley wyszliśmy z auta.

Kylie i Steve wysiedli z drugiego, a następnie wszyscy ruszyliśmy do klubu, gdzie w drzwiach odrazu nas przepuszczono. W tłumie zauważyłem Maxa, który kiwnął głową w kierunku kanap. Na jednej siedział Royal z jakimiś osiłkami. Spojrzałem na pozostałych, po czym wszyscy zgodnie ruszyliśmy w jego kierunku. Max również poszedł w ich stronę.

- Cześć, Royal... - Odezwał się Max, kiedy znalazł się obok nich.

- No proszę, proszę... Maxymilian Loys, we własnej osobie... - Wskazał fotel, aby usiadł.

- Wystarczy Max... - Usiadł na wyznaczonym miejscu.

- Przykro mi z powodu tamtej suki... - Już ma ode mnie kolejną kulkę w łeb. - Znaczy no, z powodu Stephy... - Niby się poprawił, ale nadal zasługuje na ołowiową kulkę.

- Stepha żyje... - Powiedział, a ja dokładnie zauważyłem, jak Royal się spiął.

- Słyszałem, że dostała w serce i ktoś jej wbił nóż w bok... - Próbuje się czegoś dowiedzieć?

- Kula przeszła obok serca... A nóż niczego nie naruszył... Miała spore szczęście... - Uśmiechnął się, po czym wyjął pistolet i strzelił w sufit.

Ludzie w całym klubie wpadli w panikę i zaczęli uciekać.

- Co ty wyprawiasz? - Zapytał zdezorientowany Royal.

- Ja też mam informatora, który wie i do tego ma dowody na to, że to ty tak załatwiłeś Stephę... - Powiedział Max, a gdy oprawca Stephy chciał wyjąć broń, wraz z Tobiasem przyłożyliśmy mu gnaty do głowy. - Nie radzę podskakiwać... - Uśmiechnął się do niego złośliwie blondyn.

- Załatwcie ich... - Odezwał się do swoich osiłków, ale pozostała dwójka miała również przyłożone pistolety do głowy.

- Naprawdę myślałeś, że Stray Dog'sy to szczeniaczki, które nie umieją gryźć? Każda osoba w naszym gangu, to nie byle pierwszy lepszy przechodzień. Nie bez powodu jesteśmy Bezpańskimi psami. Wszyscy w moim gangu przeżyli jakąś traumę, byli wyrzutkami, uciekinierami, niektórzy byli dealerami narkotyków, a inni złodziejami lub byli uznani za czarną owcę w rodzinie. Każdy jeden termin opisuje osoby, które trzymają wam splówy przy głowach. Wciąż myślisz, że mój gang to tylko szczeniaki z idealną przeszłością? Każdy z tych dzieciaków przeszedł więcej w życiu, niż ty byś przeżył przez resztę życia. A Stepha wycierpiała najwięcej. Chyba wiesz na co pora. Najwyższy czas na karę... - Spojrzał na nas, a my wszyscy odbezpieczyliśmy pistolety. - To jest kara... - Wszyscy się dołączyliśmy do jego ostatniego zdania.

- ... Za to, że cierpiała... - Powiedzieliśmy wszyscy razem, a następnie nacisnęliśmy spusty w naszych pistoletach.

Stephanie

Zacisnęłam powieki, kiedy zaczęły docierać do mnie dźwięki. Słyszę Lukę i Roonie. Delikatnie uchyliłam powieki.

- Miasto... Paryż... - Powiedział Luka.

- Pittsburg... - Dodała Roonie.

- Zwierzę... Pelikan... - Znowu odezwał się Luka.

- Paw... - Powiedziała Roonie.

Zaraz, czy oni znowu w to grają? Zaśmiałam się cicho, czym zwróciłam ich uwagę.

- Jesteście jedyną parą jaką znam, która z nudów gra w Państwa Miasta... - Złapałam się za głowę.

- Stepha! - Oboje się ucieszyli.


No więc tak.
Tak oto kończy się pierwsza część.
Mam nadzieję, że całokształt książki się podobał!
Kolejna część już wkrótce!
Myślę, że tak mniej więcej w czwartek lub w piątek.
Powiadomię o tym tutaj lub na swojej tablicy!

W każdym razie, chciałabym bardzo podziękować osobą, które to czytały, gwiazdkowały i komentowały!
Bardzo ciepło na sercu mi się robiło, kiedy widziałam powiadomienie, że ktoś zostawił po sobie jakiś ślad pod tą książką.
Nie sądziłam, że ta książka zyska aż tylu czytających.
No, niby prawie trzysta odczytów, ale dla mnie to naprawdę dużo znaczy.
Jestem na wattpadzie od listopada zeszłego roku, a to głównie dzięki mojej przyjaciółce, której bardzo chcę podziękować, że wprowadziła mnie w ten świat.
Gdyby mi nie powiedziała wtedy „no weź wstaw, może się komuś spodoba", to pewnie nadal bym pisała do szuflady.
Ale jak się przemogłam, to wstawiłam.

W ten sposób będzie wyglądała okładka do kolejnej książki, więc mam nadzieję, że wpadniecie, gdy rozdziały zaczną się pojawiać!

Ja tymczasem się z wami żegnam i życze miłego wieczoru!
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tu zajrzycie z nudów, albo żeby przypomnieć sobie o czym mówiła ta historia.

Do potem w kolejnej części!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro