Wspomnienia
Zaczęłam chodzić w kółko, jednocześnie próbując sobie coś przypomnieć. Napisał, że zna mnie od niemowlaka, więc musi to być znajomy moich oprawców. Tylko kompletnie nie wiem kto! Gdy byłam malutka, to od groma znajomych moich katów przechodziło przez drzwi tamtego domu.
— Stepha, masz jakieś podejrzenia? — Pokręciłam głową na pytanie Maxa.
— Nie... Jedyne co mi przychodzi do głowy, to to, że musi to być osoba, które znała moich „rodziców”... W przeciwnym wypadku, skąd niby znałby mnie od niemowlaka? — Przeczesałam palcami włosy.
— W takim razie, po prostu sprawdźmy osoby, które znały twoich rodziców... — Zaproponowała Kylie.
— Tylko jest mały problem... — Powiedziałam.
— Jaki? — Zapytała Ivy.
— Taki, że ja tych osób prawie nie pamiętam... Jestem w stanie przypomnieć sobie tylko tyle, że przez drzwi tamtego domu przewijało się od groma ludzi... — Położyłam obie ręce na karku i złapałam się za dłonie.
— To nie jest mały problem... Jeśli nie dowiemy się kim jest ta osoba, to nie będziemy wiedzieć, czego ona lub on od ciebie chcę... — Zauważył Heaven.
— Przecież nie pstryknę palcami i nagle mi się to wszystko nie przypomni... — Zademonstrowałam pstryknięcie.
— Nie musisz się na nas wyrzywać... — Dodał swoje pięć centów Tobias.
Już chciałam w niego rzucić nożem, ale udało mi się powstrzymać.
— Stepha, musisz sobie przypomnieć... — Kiwnęłam głową na słowa Maxa.
Jak reszta postanowiła, tak zamówiliśmy na kolację pizzę. Po wzięciu prysznica i przebraniu się w jakąś piżamę położyłam się do łóżka. Kilka godzin nie mogłam spać. Przekręcałam się z boku na bok, a przez moją głowę przebiegały wspomnienia z okresu, zanim byłam katowana.
— Mamo! A... A mogę zjeść cukierka? — Zapytałam.
— Słodyczy się nie je przed obiadem, tyle razy ci to już mówiłam... — Pogłaskała mnie po czarnych włosach.
— Ana, daj jej... — Powiedziała nasza sąsiadka, która przyszła poplotkować z mamą.
Nie, ta kobieta była zbyt, jak by to ująć niewinna. Niczego nie można byłoby jej zarzucić. Była kobietą, która ponad życie kochała męża i swoje dzieci. Nie wszczynała by wojny z gangiem.
— Jak my mamy się tam dostać? — Mruknął pod nosem tata, kiedy akurat weszłam do garażu.
— Co robisz, tato? — Podeszłam bliżej i zauważyłam, że nie był sam.
— Samochód twojej matki coś szwankuje, a żaden z nas nie ma na tyle chudej ręki, aby dostać się do sedna problemu... — Wytłumaczył, a ja stanęłam na palcach, aby spojrzeć na całą maszynerię auta.
— A.. A co musicie zrobić? — Zadałam kolejne pytanie.
— Rurka od płynu hamulcowego przecieka, a nie jesteśmy w stanie włożyć tutaj ręki, aby odkręcić cały ten element... — Wskazał na daną rzecz jego kolega, który mu pomagał, a ja podeszłam od innej strony i weszłam na krzesełko. — Co próbujesz zrobić? — Zapytał, a ja włożyłam rękę pomiędzy mechanizm.
— Moja ręka się zmieści... — Powiedziałam, a oni na siebie spojrzeli zaskoczeni.
On raczej też nie. Był tylko współpracownikiem mojego „ojca”, który po prostu mu pomagał przy zepsutym samochodzie. On też by się nie narażał. Złapałam się za głowę i zamknęłam oczy.
— Stephanie, nie skacz po meblach! — Zaśmiała się przyjaciółka mamy, kiedy obie weszły do salonu, gdzie skakałam po kanapie.
— A dlaciego? — Przestałam i na nie spojrzałam.
— Bo jak upadniesz, to wybijesz sobie ząbki... — Zauważyła mama.
— Ale ja już jednego nie mam... — Wskazałam palcem na buzię, a moja matka zbladła.
— Co?! — Podbiegła do mnie, a następnie zaczęła patrzeć mi na zęby.
Były dobrymi przyjaciółkami, ale nie na tyle, żeby kobieta ukartowała zemstę. Złapałam za telefon, po czym ponownie przeanalizowałam te wiadomości. „...powinienem... ”. To mężczyzna. A może specialnie ktoś tak napisał, aby zrzucić to na kogoś innego. Kurwa... Nie mam pomysłów kto to może być!
— Jasne, nic się nie stało, ale mała napewno by się cieszyła, gdyby mogła cię zobaczyć. W końcu ostatnio ją widziałeś, jak miała cztery latka... Tak, w przyszłym roku... I wzajemnie Wesołych świąt, Arthurze... — Rozłączył się i odłożył słuchawkę.
— Wujka nie będzie? — Zapytałam stojąc w progu łuku do salonu.
— Niestety... — Uklęknął przede mną i pogłaskał po głowie. — Przyjedzie w przyszłym roku... Napewno... Obiecał mi to... — Podniósł mnie na ręce i wszedł do pokoju.
On też nie. Zza grobu to raczej byłoby niemożliwe. W końcu samolot którym niegdyś leciał, miał wypadek, bo silniki miały usterkę i wybuchły w powietrzu. Wpadł do morza, a ani wraku, ani ciał nie wydobyto. Wszystko nadal spoczywa na dnie Morza Wschodniochińskiego. Złapałam się za włosy. X, kim ty do cholery jesteś?
Zamknęłam oczy, aby następnie oddać się spokojnego snu. Nie no, przecież mój sen nigdy nie jest spokojny. Z samego rana wstałam, a następnie jak ostatnio, pojechałam do lasu. Muszę pomyśleć na spokojnie, a to jest jedyne miejsce, gdzie nikt mi nie będzie przeszkadzać. Zawinęłam się bardziej w bluzę, a następnie szłam przed siebie, co jakiś czas patrząc na niebo, które było zakryte miliardem liści.
Wzięłam głęboki oddech, aby ponapawać się tym świeżym powietrzem. Ktokolwiek jest tym całym Panem X, jest naprawdę niedorozwojem. Jak go tylko spotkam, to obiecuję, że zostawię mu w głowie trzy magazynki czystego ołowiu. Ze mną nie warto zadzierać. Opuściłam wzrok, a myślami wróciłam do mojej rozmowy z pozostałymi. Nie byłam dla nich zbyt miła, a naprawdę nie chciałam ich jakoś zranić.
Może niepotrzebnie mówiłam do nich z tak mocno wyczuwalną niechęcią do samej siebie. Oni o to spokojnie zapytali, a ja odpowiedziałam im w taki sposób, jakbym chciała ich do tego przekonać. Nie chcę, aby patrzeli na mnie z litością lub z obrzydzeniem. To była prawda. Nie umiem mówić o swojej przeszłości. To również jest prawda. Mam problem z głośnym wyrażaniem swoich emocji, to także prawda.
— Moje życie jest jakimś chorym żartem... — Zatrzymałam się.
To też jest prawda, i to aż bolesna. Do głowy mi wróciła moja rozmowa z Maxem. Zmiany są naprawdę cholernie trudne. Sukowata Stepha, zmienia się w Stephę, która odczuwa emocje, których nie chce, ale nie jest w stanie się ich pozbyć. To się dzieje zdecydowanie za szybko. Dlaczego tak bardzo ten ktoś do góry chcę, abym się zmieniła?! Przecież to nic złego, że chce być taka, jaka byłam dotychczas.
A może... To nie jego sprawka? Może to ja i moja decyzja, że zamierzam wszystko reszcie opowiedzieć? Usiadłam na schodach starego tartaku. Dlaczego to wszystko jest tak cholernie trudne? Czemu życie tylko rzuca mi kłody pod nogi? I po co cały czas daje mi jakieś próby? Po cholerę to wszystko?!
— Dlaczego to wszystko musiało się przydarzyć akurat mnie? — Zapytałam samą siebie.
Gwałtownie się podniosłam i wyciągnęłam pistolet, kiedy usłyszałam pękającą gałąź. Wycelowałam w osobę, która za mną szła, ale opuściłam gnata, kiedy zobaczyłam kto to taki.
— Co ty tu robisz, Heaven? — Zapytałam, kiedy opuścił ręce.
— Widziałem cię, jak wyjeżdżałaś, a byłem ciekawy, gdzie znikasz co drugi dzień... W życiu bym się nie spodziewał, że miejsce, w którym przepadasz to las... — Usiadł obok mnie na schodach.
— Lubię tu przyjeżdzać, kiedy muszę nad czymś pomyśleć... Tutaj przynajmniej nikt mi nie wchodzi na głowę... — Dobrze, że nie zatrzymałam się, aby wziąść skrzypce.
Miałby niezłe jaja, jakby się dowiedział, że najbardziej powalona laska w gangu gra na skrzypcach. W sumie jestem jednym, wielkim paradoksem. Wszystko się we mnie wzajemnie gryzie.
— Rozumiem... — Odpowiedział. — Tak przy okazji, przypomniałaś sobie coś? — Pokręciłam głową.
— Każda osoba, która przewija mi się w pamięci, miałaby zbyt dużo do stracenia... Albo nie żyje... — Spojrzał na mnie zaskoczony. — Nie za moim pośrednictwem... — Dodałam widząc jego wyraz twarzy.
— Przecież nic nie mówię... — Zaśmiał się.
— Ale chciałeś... — Przybliżyłam się do niego, przez co prawie stykaliśmy się nosami.
Po chwili dopiero zrozumiałam jak to musi wyglądać z boku, dlatego odrazu się odwróciłam. Zdecydowanie za często mam ostatnio takie odchyły. Usłyszałam jak się zaśmiał.
— Boisz się mnie? — Zapytał.
— Co?! Oczywiście, że nie! — Odpowiedziałam odrazu.
— Więc dlaczego tak reagujesz? — Zadał kolejne pytanie.
— Nie wiem o co ci chodzi... — Odwróciłam wzrok, a on znowu się zaśmiał.
Coraz bardziej go lubię. Jest trochę podobny do Maxa. Mogę z nim porozmawiać o wszystkim.
Dzisiaj trochę wspomnień z dzieciństwa.
Stephcia była uroczym dzieckiem!
Komu się podobała taka jej wersja?
I jak rozdział?
Odrazu mogę zapowiedzieć, że w kolejnym ponownie będzie się rozgrywać jakaś poważniejsza akcja, więc mam nadzieję, że już nie możecie się doczekać!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro