Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Strzał

Jak wczoraj pisałam na swojej tablicy, dzisiaj kolejny maraton!
Dla osób, które mnie nie followują i nie wiedzą czemu, to jest on dlatego, ponieważ razem z epilogiem, zostały mi trzy rozdziały.
Każdą moją książkę kończę maratonem, bo jakoś mi tak wygodniej.
Pod ostatnim rozdziałem znajdzie się jeszcze informacja, odnośnie drugiej części, dlatego czekajcie!
A tymczasem:
1/3

Jak zwykle jadę maksymalnie 120 km na godzinę, tak teraz jechałam jakieś 170. Chcę mu to powiedzieć, zanim stchórzę. Mam nadzieję, że wrócili już do domu. Reszta nie przepada za imprezami w klubach, więc raczej powinni już być w domu, ale lepiej chyba, jak się upewnię. Dzisiaj trochę wezmę i przystosuję się do zasad ruchu drogowego. 

Zatrzymałam się na czerwonym świetle, gdzie zaraz obok sygnalizacji, był licznik, za ile zmieni się na zielone. Wyjęłam z kieszeni telefon, po czym wybrałam jego numer. Mam nadzieję, że odbierze. Mimo wszystko za minutę północ. Po dwóch sygnałach usłyszałam, że odebrał. 

— Stepha? Coś się stało? — Zapytał odrazu. 

— Chciałam cię poprosić, żebyś nie szedł jeszcze spać... — Powiedziałam. 

— Co się dzieję? — Zadał kolejne pytanie. 

— Muszę z tobą porozmawiać o czymś ważnym... — Odpowiedziałam, ale zdawałam sobie sprawę, że zadał kolejne pytanie. 

 O czym? — I wykrakałam. 

— To serio nie jest rozmowa na telefon, Hea!... — Moją rozmowę z chłopakiem przerwał samochód, który uderzył we mnie od tyłu. 

Wypuściłam telefon, a cały mój pojazd przejechał na sam środek skrzyżowania. Odwróciłam się, aby zobaczyć co za debil wjechał mi w tyłek, ale na poprzecznej drodze zauważyłam kolejny nadjeżdżający samochód, który w kolejnej chwili we mnie uderzył. Przez to, że oba samochody miały zbrojone zderzaki, mój motor został praktycznie zezłomowany. 

Przeturlałam się kilkukrotnie po asfalcie, a kiedy próbowałam się podnieść, nie byłam w stanie tego zrobić. Moje prawe biodro mi tego odmawiało. Spróbowałam zdjąć kask, a gdy mi się to udało, poczułam niesamowity ból głowy. Dotknęłam tego miejsca, które pulsowało tępo, a tam poczułam substancję. Odsunęłam dłoń, która w tym momencie była pokryta w pewnym stopniu szkarłatem. 

Wydarłam się na na całe gardło, kiedy poczułam na swoim prawym boku ostrze, które przebiło moją skórę. Padłam prawie cała na asfalt, a w kolejnej chwili poczułam na swoim ramieniu czyjegoś buta, którym to mnie odwrócił na plecy. 

— Royal? — Zapytałam ledwo słyszalne, a on westchnął. 

— Ja do ciebie nic nie mam. Jesteś według mnie tylko suką, ale X już ma. Nie miej mi tego za złe. Albo ty, albo cały gang. Wybór jest prosty... — Wycelowal do mnie z broni. — Przykro mi... — Wzruszył ramionami, po czym nacisnął spust. 

W ułamku sekundy poczułam jak pocisk przeleciał obok mojego lewego obojczyka. Przyglądałam się Royalowi, jak zaczął odchodzić, gdy zrobił mi zdjęcie, a ja już całkiem leżałam na tej bitumicznej powierzchni. Spojrzałam na ranę na swoim ramieniu. Powoli zaczął z niej wypływać życiodajny płyn, który ucieka również z rany na moim boku. 

Kto by pomyślał, że będę powoli umierała przez własny nóż wbity w bok, a do tego wszystkiego dojdzie jeszcze rana postrzałowa. Uniosłam wzrok na nocne niebo. Jeśli umrę, w końcu zaznam spokoju, ale z drugiej strony, nigdy nie spotkam już pozostałych. Nie będę już miała szansy, aby powiedzieć Heaven'owi tych słów. 

— Heaven... Chyba od pierwszej akcji... Moje serce, biło już tylko... Dla ciebie... — Gdy tylko te słowa wyszły z moich ust, poczułam jak ogarnia mnie ciemność. 

Jak kołysze, abym zasnęła. Jak ktoś w mojej głowie mówi mi, żebym zamknęła oczy i oddała się spokojnemu snu. Nie chcę tego zrobić, ale moje powieki robią się coraz cięższe. Coraz trudniej jest mi je utrzymać otwarte. Poczułam jak po moim policzku spłynęła jedna, samotna łza, która tak samo jak ja, kończy chyba swój zjebany żywot, choć wcale tego nie chcę. Po kilku sekundach nastąpił spokój i ciemność, która cały ten czas mnie do siebie wzywała. 

(Narracja trzecioosobowa) 

Royal wraz z dwójką innych członków gangu, ruszył na miejsce spotkania z Panem X. Zatrzymali się w dokach, a następnie ruszyli w kierunku dość sporego jachtu, który chwilę wcześniej przycumował do portu. Cała trójka weszła na pokład, gdzie na kanapie, która znajdowała się na dziobie siedział mężczyzna o ciemnych, brązowych włosach i niebieskich oczach. 

— Załatwione, czy mam pozbawić cały gang życia? — Zapytał, po czym napił się ze szklanki Whisky. 

— Sam se oceń... — Chłopak rzucił w jego kierunku telefon z otwartym zdjęciem konającej dziewczyny. 

— Czyli w końcu odpokutowała... — Oddał mu telefon. — Nie zginiecie... A teraz wynocha... — Cała trójka odeszła w popłochu, a mężczyzna złapał na medalion, który nosi na szyi. — Twoja „przygarnięta córka”, która potem stała się twoim oprawcą, w końcu skonała... Mam nadzieję, że tam po drugiej stronie się cieszysz, bracie... — Powiedział bawiąc się srebrnym krzyżykiem. 

Heaven

Po tym jak Stepha krzyknęła do telefonu, wszyscy ruszyliśmy do miejsca, gdzie Archie wykrył jej telefon. Każdy usłyszał jej głos i naprawdę głośny hałas. Co jeśli X ją zaatakował? Wszyscy złamaliśmy chyba każdy możliwy przepis drogowy. Stepha, błagam. Bądź cała i zdrowa! W tym momencie dojechaliśmy do skrzyżowania. Każdy z nas zdjął swój kask, kiedy zobaczyliśmy całkowicie zniszczony motor Stephy. 

— Co tu się stało? — Zapytała bardziej siebie Kylie. 

Rozejrzałem się w poszukiwaniu czarnowłosej, a gdy ją zobaczyłem odrazu zamarłem. Leżała na asfalcie i się nie ruszała. Zgasiłem silnik, po czm zszedłem ze ścigacza. Natychmiast pobiegłem w jej kierunku, a reszta widząc ten widok, zrobiła to samo. Uklękłem przy jej lewej stronie, a następnie chciałem jakoś ją ocucić, ale ktoś mnie powstrzymał. 

— Czekaj, może mieć coś uszkodzone... — Powiedziała szybko Roonie. — Nie powinniśmy jej teraz dotykać, bo możemy tylko pogorszyć  sprawę... — Dodała jeszcze, a ja usłyszałem, jak Max wzywa karetkę. 

— Ludzie... — Zaczął Steve. — Ona ma... Ranę postrzałową i... I to po lewej stronie... — Wskazał, a każdy z nas w ciągu sekundy spojrzał w to miejsce. 

Z rany nadal płynęła krew. Odrazu zdjąłem swoją kurtkę, a następnie zacząłem uciskać to miejsce. Luka za to, obłożył swoją koszulą nóż, który był wbity w jej bok i również uciskał to miejsce. Sprawdziłem puls na jej szyi. 

— Heaven? — Zapytała Ivy. 

— Jest puls... — Dziewczyny odetchnęły z ulgą, chłopacy z resztą również. — Ale słaby... — Dodałem, a wszyscy spojrzeli na Maxa. 

Nagle podeszła do niego Roonie i wyciągnęła w jego kierunku rękę. Odrazu oddał jej telefon. 

— Roonie, co ty chcesz... — Zaczął Luka, ale nie dokończył. 

— Z tej strony Roonie Stark, proszę mnie połączyć z Calebem Starkiem, właścicielem szpitala... — Wszyscy się zdziwili, kiedy usłyszeli jej władczy ton. —... Nie obchodzi mnie, że jest teraz zajęty, masz mnie z nim połączyć... W takim razie, możesz się powoli żegnać z pracą, ponieważ rozmawiasz z jego córką... Tak, tą która uciekła z chłopakiem... Dziękuję... — Wszyscy patrzyliśmy na dziewczynę zaskoczeni. — Cześć, tato... Później mi dasz reprymendę, teraz potrzebuję pomocy... Moja przyjaciółka miała wypadek, została napadnięta i się wykrwawia... — Po chwili podała adres, po czym oddała komórkę Maxowi. 

Po niecałych dziesięciu, może piętnastu minutach, usłyszeliśmy syreny pogotowia. 

— Steve, weź jej pistolet...— Kiwnął głową na słowa Maxa. 

Kilka sekund później nadjechała pomoc, który natychmiast zajmowała się Stephą. 

Mam nadzieję, że się podobał!
W kolejnym również dużo emocji!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro