Oskarżenia
Przygotujcie się na sporo emocji!
Oboje przepchnęliśmy samochód na pobocze. Obie przednie opony to flaki. Dobrze, że Max zawsze kazał wozić zapasowe koła i sprzęt w bagażniku.
— Skąd ci ludzie się wogóle wzięli w tej ciężarówce? — Zaczął myśleć, kiedy pompował lewarek.
— Ja ci na to nie odpowiem, bo nawet nie zauważyłam jak tam wchodzili... — Przyglądałam się temu co robił, ale odrazu odwróciłam wzrok, kiedy na mnie spojrzał.
— Zadzwoń do Maxa... — Powiedział, a ja kopnęłam obcasem w nóżkę lewarka.
— A ty najpierw poluzuj śruby, bo inaczej koła nie odkręcisz... — Odeszłam kawałek, a on parsknął śmiechem.
Wybrałam numer Maxa i wcisnęłam go, aby zadzwonić. Odebrał po pierwszym sygnale.
— Jak się sprawy mają? — Zapytał odrazu.
— Jednym słowem: Chujowo... — Powiedziałam odrazu.
— Co się stało? — Zadał kolejne pytanie.
— Miał ochronę na pace i trochę nas ostrzelali... Nam nic nie jest, ale ładunek przepadł... — Usłyszałam jak w coś uderzył.
— Cholera... — Przeklnął. — To był jedyny trop, jaki mieliśmy... — Założę się z kimś, że właśnie przetarł sobie twarz dłonią.
— Co teraz? — Zapytałam, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że jesteśmy w czarnej dupie.
— Wracajcie do domu... — Powiedział po chwili ciszy.
— Trochę nam to zejdzie, bo mamy przebite opony... — Znowu usłyszałam przekleństwo po drugiej stronie. — Widzimy się w domu... — Powiedziałam i się rozłączyłam.
Spojrzałam w kierunku Heaven'a, który właśnie zakładał koło na obręcz. Podeszłam do niego. Po jakiejś półtorej godzinie w końcu mogliśmy ruszyć w kierunku domu. Jechaliśmy dobrą godzinę jak nie lepiej, a po drodzę nie zamieniliśmy ani jednego słowa. Spojrzałam na niego kątem oka, kiedy byliśmy jakieś dziesięć minut drogi od domu. Po prostu się odezwij, przecież cię nie ugryzie. Chyba...
— Dziękuję, że mnie obroniłeś... — Powiedziałam i poczułam na sobie jego wzrok.
— Nie ma za co... — Odpowiedział.
— Jest... — Nagle się zatrzymał na poboczu.
— Na serio, to nic takiego... X chce dorwać ciebie, a ja mu na to nie pozwolę... — Spojrzałam na niego zaskoczona.
— Dlaczego tak bardzo ci zależy? — Zdziwił się moim pytaniem, po czym odwrócił wzrok.
— Nie wiem o co ci chodzi... — Odpowiedział, po czym ponownie włączył się do ruchu.
Powoli zaczyna wschodzić słońce. Cało nocna akcja. Wczorajsza noc nieprzespana, dzisiejsza tak samo. Czy ja w tym tygodniu wogóle prześpię się o dobrej godzinie? Czytaj, jakiejś może wieczornej? Kto to wie? Chyba tylko ten na górze, który grzeje tyłek na swoim tronie wśród trójcy świętej. Po kilku minutach znaleźliśmy się w domu. Odrazu ruszyliśmy w kierunku przejścia na parter.
Sądząc po ilości samochodów w garażu, wszyscy już wrócili. Weszliśmy po schodach, a tam natychmiast dało się wyczuć napiętą atmosferę. Zmarszczyłam brwi.
— Coś się stało? — Zapytał Heaven, kiedy znaleźliśmy się przy kanapach.
— Fernandes nie żyje... — Oboje się zdziwiliśmy. — Dostał kulkę w łeb... — Spojrzał na mnie. — Bernie go sprawdził... Strzelano do niego z pistoletu o kalibrze czterdzieści pięć... — Opuścił wzrok. — Stepha... Jesteś jedyną osobą w domu, której pistolet ma taki kaliber... — Zauważył.
— Chyba mnie nie podejrzewasz... — Nie wierzę. — Przecież ci obiecałam, że go nie zabiję... — On mi nie wierzy.
— Daj swój pistolet... — Wyciągnął rękę w moim kierunku.
Sięgnęłam po swoją broń, a następnie mu ją podałam. Nie wymieniałam ostatnio magazynka, więc cały czas jest ten sam. Max o tym wie.
— Brakuje jednego naboju... — Powiedział, gdy wyjął magazynek.
— Nie zabiłam go... — Zabrałam swój pistolet.
— Przepraszam Stepha, ale... Nie wierzę ci... Ty i Heaven jako ostatni wyjeżdżaliście z domu... A jeśli dobrze pamiętam, to jeszcze się po coś wracałaś... — Przecież go nie zabiłam. — Dom był zabezpieczony do naszego powrotu, więc nikt by się tutaj nie włamał... Stepha, przykro mi, ale jesteś jedyną... — Już nie wytrzymałam.
— Nie zabiłam go! — Wydarłam się na całe gardło, a mój głos stał się tak piskliwy, jakbym zmieniła się w małą dziewczynkę.
Wszystkich zaskoczyłam swoją reakcją. No tak, nie ma innych podejrzanych. Jestem jedyna. I jak zawsze sama niczym palec.
— Stepha, nie zachowuj się jak dziecko... — Dodał jeszcze Max.
— Nigdy nim nie byłam... — Powiedziałam cicho, a wzrok wszystkich padł na mnie.
— Co? — Zaskoczyłam go.
— Nigdy nie byłam zwyczajnym dzieckiem... Nigdy nie miałam normalnego dzieciństwa, a wiesz czemu? — Podniosłam na niego wzrok, a on zdziwił się kiedy zobaczył w moich oczach czysty ból. — Bo moi „rodzice”, nigdy nie byli moimi prawdziwymi rodzicami... — Wszyscy szeroko otworzyli oczy. — To przez nich jestem, jaka jestem. Jestem popierdoloną dziewczyną, która zabija z uśmiechem na twarzy... To oni doprowadzili do tego, że mam tak nagiętą psychikę. Ja się nie potrafię zachowywać jak dziecko. Zapomniałam o takim zachowaniu, kiedy mój „ojciec” postanowił mnie zgwałcić, bo chciałam jakoś znaleźć swoich prawdziwych rodziców... Ty i reszta byliście jedynymi osobami, które kiedykolwiek uważałam za rodzinę, ale aktualnie jedyne co zrobiliście, to wbicie mi noża prosto w serce... Może rzeczywiście kiedyś powinnam była sobie strzelić kulkę w łeb, żeby w końcu przestać być raniona przez wszystkich wokół... — Odwróciłam się i ruszyłam w kierunku swojego pokoju.
— Stepha! — Zawołał za mną, ale nie zwróciłam na niego uwagi.
— Stepha! — Zawołali za mną jeszcze pozostali, ale skręciłam i wbiegłam po schodach.
Weszłam do siebie, po czym zamknęłam zamki przy obu parach drzwi. Zasoniłam rolety, aby nie musieć na nikogo patrzeć, a następnie zdjęłam kurtkę i położyłam się na łóżku. Ktoś chciał wejść do mojego pokoju, ale to zignorowałam.
— Stepha, proszę... Otwórz drzwi... — Usłyszałam głos Maxa, dlatego sięgnęłam po słuchawki. — Stepha... — Odezwał się jeszcze, ale ja zaczęłam słuchać muzyki.
Zakryłam swoje czoło prawym przedramieniem i gapiłam się w sufit. W jednej chwili wróciły mi wspomnienia z czasów, kiedy to poznałam Maxa.
Jestem tu już drugi dzień, ale nadal nie wiem co powinnam ze sobą zrobić. W tej chwili usłyszałam, że ktoś wszedł w kałuże, która powstała przez padający deszcz. Złapałam za nóż, który miałam w kieszeni, po czym zwolniłam kroku. Gdy tylko chciał mnie złapać za ramię, odwróciłam się, przy okazji zostawiając na jego dłoni szramę.
— Spokojnie, nic ci nie zrobię... — Powiedział odrazu, kiedy od niego odskoczyłam.
W jego brązowych oczach dostrzegłam, że mówi prawdę. Nie chciał mnie skrzywdzić. Widać, że on chce innym pomagać.
Zamknęłam oczy i położyłam się na boku. Nie zamierzam z nikim o tym rozmawiać. Wbili mi nóż w plecy. Obudziłam się kilka godzin później. Nadal miałam w uszach słuchawki, ale nie leciała już w nich muzyka. Wyjęłam je z uszu, po czym wstałam i podeszłam do szafy. Wcześniej gotowałam się ze złości, a teraz jestem tylko smutna. Przebrałam się w białe jeansy, szarą, o wiele za dużą bluzę kangurka i najzwyklejsze Vansy w szachownice.
Odblokowałam drzwi na balkon, po czym cicho wyszłam ze swojego pokoju. Zeszłam ze schodów, ale zatrzymałam się przy ścianie, kiedy usłyszałam jak reszta ze sobą rozmawia.
— Może jednak to nie była ona? — Zaproponował Ashley.
— Wszystko wskazuje na nią... — Powiedział Max, a mi zrobiło się naprawdę smutno. — ...ale oczy kłamać nie umieją... — Zaskoczył mnie.
— Co masz na myśli? — Usłyszałam Ivy.
— Znam Stephę od trzech lat, ale ani razu nie widziałem, aby w jej oczach było aż tyle bólu... — Wszyscy zamilkli.
— To nie Stepha... — Powiedział nagle Luka.
— Skąd wiesz? Przecież ona jest zdolna do wszystkiego... — Dodał Tobias.
— Wiem to, bo... Bo to ja go zabiłem... — Wszyscy ucichli, a ja poczułam jak moje serce zakłuło.
— Luka, o czym ty mówisz? — Zapytała po chwili Roonie.
Chwilę trwała tam cisza, którą przerwał Max.
— X cię szantażował? — Zapytał.
— Powiedział, że jeśli Fernandes nie zginie, to on zabije Roonie... Co miałem niby zrobić? — Wyjęłam nóż z kieszeni, który natychmiast rozłożyłam.
Wyszłam zza ściany, a następnie rzuciłam nim w kierunku Luki. Nóż trafił prosto w...
Ile osób mnie zabije tym razem?
Pewnie wszyscy...
*Szybka zmiana tematu*
Mam nadzieję, że rozdział się podobał!
😅😅
Stepha się wkurzyła, co raczej nie wróży nic dobrego.
Jutro przygotujcie się na szok!
Ponieważ stanie się coś, czego pewnie nikt się nie będzie spodziewać!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro