Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Misja cz.III

Dzisiaj jeszcze jeden, a co mi tam!

Heaven

Dobra, spodziewałem się każdej metody odwracania uwagi, ale nie takiej. Jeszcze trochę, a ci latynosi użądzą tu sobię jakąś orgie. A Stepha będzie w samym centrum tych chodzących białek, które musieli przyswoić podczas siedzenia na siłowni. Takich mięśni nie wyrobi się samymi ćwiczeniami. Ale znając latynoskie gangi, to wszyscy są teraz jeszcze na prochach. W końcu to jest głównie ich specjalność. 

Spojrzałem na resztę. Wszyscy w skupieniu obserwowali jak Stepha doprowadza naszych wrogów do wzwodu. Ale nie tylko ich, bo Steve i Ashley też już mają nie lada problemy w spodniach. Luka jest na szczęście w stanie się ogarnąć, bo w końcu Roonie to jego dziewczyna. Natomiast Tobias jedyne co robi, to zgrzyta zębami ze zdenerwowania. Gościu jej naprawdę nienawidzi. 

— W życiu nie zdobędę się na taką odwagę, aby zrobić coś takiego chłopakowi... A już tym bardziej, kiedy gapi się na mnie przynajmniej z trzydziestu innych chłopów... I przyjaciele który się chowają, ale i tak wiesz, że się gapią... — Wyszeptała Kylie, a dziewczyny przyznały jej rację. 

— Uspokójcie się... Chłopaki, weźcie się ogarnijcie, a już tym bardziej ten problem w spodniach... Za moment wchodzimy... Stepha wystarczająco się już nimi pobawiła... — Powiedział patrząc przez kotarę. 

Zobaczyłem jak Fernandes posadził czarnowłosą na stole, a ona złapała gnata, który leżał na blacie. Co ona chce zrobić? 

Stephanie

Złapałam za pistolet, który leżał na stole, po czym przyłożyłam lufę do klatki piersiowej latynosa. 

— Bang! — Udałam, że strzeliła i zaśmiałam się, a on złapał za gnata, po czym próbował mnie pocałować. — A! — Położyłam mu palec na wargach. — Ja nie całuje w usta... — Zaśmiał się. 

— Masz chłopaka? — Zapytał, a ja pokręciłam głową. — Jakim cudem? — Zalotnie się uśmiechnęłam. 

— Nie lubię związków... Czuję się w nich, jakby ktoś mnie trzymał na smyczy i nie mogę się zabawić na własnych zasadach... — Przejechałam dłonią po jego klatce piersiowej. — Związków nie lubię, ale za to uwielbiam seks... Tylko jeszcze nie trafił się taki, który byłby w stanie mnie zaspokoić... — Złapałam za jego białą koszulkę, a następnie przyciągnęłam. 

— Może to będę ja? — Udało mi się go zmusić, do mojej gry, w której jestem mistrzynią. 

— Może... Ale już udało ci się mnie zranić... — Wydęłam dolną wargę. — W tym klubie zawsze grał zespół, którego jestem perkusistką... — Uśmiechnął się. 

— Czyli lubisz walić, co? — Ale podtekstem rzucił! 

— To moja druga ulubiona rzecz po seksie... — Mam wrażenie jakby latynos tonął w moich oczach. 

— Chętnie dowiedziałbym się o tobie jeszcze czegoś... Może pojedziemy do domu naszego gangu i wszystko mi o sobie opowiesz? — I tak oto złapałam grubą rybę na haczyk. 

— Hmmm, kusząca propozycja, ale... — Przerzuciłam włosy na prawe ramię, co było znakiem dla pozostałych. — ...muszę odmówić, bo to nasz teren... — Zmarszczył brwi nie rozumiejąc, a reszta wybiegła zza kotary. 

Podniósł wzrok, a ja uniosłam nogi i popchnęłam Fernandesa na krzesło. Zrobiłam przewrót w tył, po czym podeszłam do pozostałych. Latynosi złapali za swoje pistolety, które leżały na stole, ale jedyne co się stało podczas naciśnięcia spustu, to to, że usłyszeli głuche strzały podczas przeskakiwania mechanizmu. 

— Co jest?! — Odezwał się jeden. 

Każdy z nich spojrzał na spód rączki, dzięki czemu zauważyli, że w żadnym z pistoletów nie ma magazynku. A trzeba było dokładnie obserwować co robię, kiedy bajerowałam waszego szefa. Gwizdnęłam w ich kierunku, na co wzrok każdego ni nich padł prosto na mnie. 

— Zgubiliście coś? — Odchyliłam rant kurtki, dzięki czemu zobaczyli zaczepione przy niej magazynki z amunicją. 

— Kiedy ty...? — Odezwał się Fernandes. 

— Może jak byś nie tonął w moich oczach i myślał czymś innym, niż to co masz w spodniach, to może byś zauważył co robiłam przez całą naszą rozmowę... — Uśmiechnęłam się złośliwie w jego kierunku. 

— Rozwalić ich! — Rozkazał latynos, a jego podwładni załadowali swoje pistolety. 

Nim jeden strzelił, dostał od Maxa kulkę w łeb. 

— To jest nasz teren... — Nie dokończył, bo zaczęli do nas strzelać. — Za bar! — Powiedział do reszty, a następnie wszyscy się schowaliśmy. — Cholera... — Przeklnął pod nosem. 

— Czy my tu zginiemy? — Zapytała Roonie, która siedziała na ziemi, zaraz obok Luki. 

— Wszystko będzie dobrze... — Pogłaskał ją po włosach, próbując uspokoić. 

Kilka alkoholi, które stały na półce, zostało przestrzelone, przez co substancje wylądowały na ziemi. Ivy i Kylie złapały się za ręce, Tobias przeklinał pod nosem, a Heaven co chwilę próbował wyjrzeć, aby komuś władować ołów do głowy, ale nie miał na to cierpliwości. 

— Chyba nie mam wyboru... — Odezwał się Max, który następnie na mnie spojrzał. — Stepha... — Podniosłam na niego znudzony wzrok. — Załatw ich... — Zaskoczył mnie, że tak szybko daje mi pozwolenie, aby się zabawić. 

Uśmiechnęłam się złośliwie, po czym zdjęłam kurtkę, aby mieć większą swobodę ruchów. Wyjęłam swój pistolet, po czym obróciłam go kilka razy. Do drugiej ręki wzięłam nóż, po czym spojrzałam na butelkę jakiegoś wina, które stoi na półce. Podniosłam się do kucka, kiedy zobaczyłam w jego odbiciu, że kilku latynosów zmienia magazynki. Wychyliłam rękę, w której trzymałam gnata ponad bar. 

— Stepha? — Zapytał zdezoriętowany Ashley, który nie wiedział co robię. 

Szeroko się uśmiechnęłam, ale był to już typowo psychiczny uśmiech, po czym kilkukrotnie strzeliłam. 

— Kurwa! Zastrzeliła pięciu! — Usłyszałam informacje, na co się zaśmiałam

Wymieniłam szybko magazynek, po czym podniosłam się i przeskoczyłam przez bar. Widząc, że wylądowałam centralnie przed nimi, nałogowo zaczęli zmieniać amunicję. Wycelowałam w kilku, po czym strzeliłam im prosto w środek czoła. Zauważyłam, że jeden wpadł na świetny pomysł, aby spróbować mnie podejść od prawej strony, dlatego też odrazu rzuciłam w jego kierunku nożem. 

Trafiłam go prosto w gardło, na co padł na ziemię i zaczął się dusić i szamotać. Wyjęłam magazynek, który upadł z hukiem na ziemię, po czym włożyłam kolejny. Odbezpieczyłam i ponownie strzelałam do wszystkiego co się rusza. Jak bardzo popierdolona muszę być, że z uśmiechem na twarzy jestem w stanie kogoś zabić? 

Heaven

Wszyscy się wychyliliśmy zza baru po jakichś może pięciu minutach. Na podłodze leżało od groma ciał, a każde jedno miało jedną ranę postrzałową. W głowe. Spojrzałem na Stephę, która z dość bliskiej odległości wymierzyła któremuś kulkę w brodę. Krew bryzgnęła w kilka stron. W tym na samą dziewczynę. Odwróciła się do Fernandesa, który ostał się jako ostatni. W tym momencie otworzył szerzej oczy. 

— Jesteś... Jesteś rangi Morderca... — Musiał zauważyć grawer na jej pistolecie. 

Zaśmiała się, a następnie odwróciła się tak, że byliśmy w stanie zobaczyć jej twarz. Na lewym policzku miała krople krwi po ostatnim strzale. Jej usta wykrzywiały się w aż niesamowicie złośliwym uśmiechu, a może nawet psychicznym. Dodatkowo w oczach można było dostrzec czysty obłęd. Czyli to jest Fallen Angel. 
Wyjęła magazynek, który uderzył z hukiem o parkiet, po czy włożyła nowy. 

Ruszyła w jego kierunku, a my wszyscy spojrzeliśmy po sobie. Stepha potrafi być naprawdę przerażająca. Nawet ja czuję, jak szybko bije mi serce. I wątpię, że jest to kwestia akcji sprzed chwili. Strzeliła mu w nogę, przez co natychmiast upadł. 

— Kim ty jesteś do cholery? — Zapytał uciskając swoją ranę, a Stepha się zaśmiała. 

— Ona... — Przeraził się blondyn. 

Max szybko wyszedł zza baru, a następnie jak najszybciej ruszył w jej kierunku, kiedy wycelowała w niego pistoletem. 

— Jestem Nożownikiem z Rosenburg... — Już miała nacisnąć spust, kiedy nagle... 

Jak myślicie, co się mogło stać?

Jestem ciekawa, jakie wy macie podejrzenia, więc dajcie znać.

I tak, wiem.
Jestem strasznym Polsatem, ale jakoś w napięciu co się stanie dalej trzeba trzymać!

Mam nadzieje, że rozdział się podobał, a tymczasem życzę wam miłego południa!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro