Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Czarna Mamba

Uśmiechnęłam się złośliwie do tego idioty, który próbował mnie okraść. Wykręciłam mu rękę do tyłu, po czym powaliłam na asfaltową ziemię w jednej z uliczek. Jęknął z bólu, a ja wyjęłam swój nóż z kieszeni przy kurtce. Otworzyłam metalowe narzędzie, które barwiło się cholograficzną taflą, a następnie oblizałam krawędź ostrza językiem.

— Chciałeś mnie okraść? — Zapytałam słodziutko, ale nadal mając swój przerażający uśmiech na twarzy, na co chłopak zadrżał.

— Ni..ni..ni..ni... Nie... Ja... Ty...ty..ty.. Tylko... — Jąkał się niemiłosiernie, a ja miałam z tego coraz większy ubaw, kiedy widziałam jak praktycznie każdy robi w gacie na mój widok.

— Zgwałcić? — Zadałam kolejne pytanie.

— Ni.. Nic z tych... — Przyłożyłam nóż do jego policzka.

— Więc co, jesteś moim stalkerem?! — Wydarłam się na niego, po czym szybko przesunęłam nożem po jego skórze, tym samym sprawiając, że pojawiła się mała szrama.

— Tak! Dokładnie! — Przyznał się przerażony, a ja schowałam nóż, wcześniej wycierając go o czarną koszulkę chłopaka.

— Rada na przyszłość... — Zaczęłam mu mówić do ucha. — Nie zadzieraj ze mną, chyba, że chcesz dostać w łeb kilka ołowianych kulek... — Skulił się, a ja z niego wstałam.

Kopnęłam go jeszcze w brzuch, przez co jęknął z bólu. Nie dziwię się, że go zabolało. Dostał z piętnasto centymetrowej koturny, która ma jeszcze dodatkową platformę. Ruszyłam w kierunku ulicy, ale zanim na nią wyszłam, usłyszałam jeszcze jęczenia tego gościa.

— Kim ty jesteś, u diabła? — Wydukał, a ja spojrzałam na niego spod mojej grzywki.

— Jestem Fallen Angel, jedna z członków gangu Stray Dogs... I najgorszy koszmar każdego, kto stanie mi na drodzę... — Zauważyłam na jego twarzy przerażenie, przez co jeszcze bardziej powiększył się mój uśmiech.

Nic nie powiedział, a ja wyszłam z uliczki. Ledwo wyszłam od tego chuja, Andersa, który żadnej kobiety do orgazmu nie doprowadzi, i już miałam coś na poprawę humoru. Stanęłam przy swoim czarnym ścigaczu. Wzięłam kask, który następnie założyłam na głowę i przerzuciłam nogę nad motorem. Odpaliłam go, zapięłam swoją skórzaną kurtkę, aż po samą szyję, a następnie schowałam nóżkę.

Wycofałam do tyłu, a następnie włączyłam się do ruchu. Odrazu przekręciłam jedną z rączek, aby dodać dużo więcej gazu. Dojeżdżałam już do świateł, kiedy to zobaczyłam jak zmienia się kolor światła. Samochody zaczęły zwalniać, a ja jeszcze bardziej przyśpieszyłam. Minęłam wszystkie auta, a następnie z prędkością jakichś 120 km na godzinę przejechałam przez skrzyżowanie.

Usłyszałam klaksony kilku pojazdów, ale nic se z tego nie zrobiłam. Po jakichś dziesięciu minutach drogi znalazłam się niedaleko nabrzeża. Od kiedy się tu przeniosłam, minęły trzy lata. Jakieś cztery miesiące temu skończyłam osiemnastkę. Trafiłam do gangu. To w nim zyskałam rodzinę. Nawet pomimo tego, że z takim jednym się nie dogaduję. Po kolejnych dziesięciu minutach, kiedy to wyprzedzałam każdy samochód, w końcu znalazłam się w naszej posiadłości.

Willa z trzema piętrami, z czego jedno spore pomieszczenie to garaż podziemny.

Z daleka widziałam samochód naszego szefa, Maxa. Oj, czuje już ten opieprz za wczorajszą akcję w klubie. Wechałam do piwnicy, gdzie był garaż, a następnie zgasiłam silnik. Zdjęłam kask, który zostawiłam na siedzeniu ścigacza, po czym ruszyłam po schodach na górę. Wyszłam obok basenu i starałam się najciszej jak umiem przejść do drugiej klatki schodowej, która prowadzi prosto na balkon mojego pokoju.

— Aniołek z różkami wrócił! — Wzdrygnęłam się, kiedy usłyszałam Ashley'a, w którego w następnej chwili rzuciłam nożem.

Zasłonił się poduszką, która leżała na kanapie, a ostrze się w nią wbiło.

— Zwariowałaś?! Mogłaś mnie zabić! — Wydarł się z wyrzutem, kiedy opuścił swoją prowizoryczną tarczę.

— Morda w kubeł, psie! — Podeszłam do niego, jak i do kilku innych członków gangu.

W tym Tobiasa, który jest moim rywalem we wszystkim. Poza nim na kanapie uwaliło się kilku innych chłopaków, a także w tym trzy dziewczyny. Był tu ten chodzący feromon, który zabijał mnie wzrokiem, Tobias, Steve, Luka i Ashley, a z dziewczyn była Roonie, Kylie i Ivy.

— Nie jestem psem! — Powiedział, jednocześnie wyjmując z poduszki mój nóż barwiący się na cholograficzne kolory.

Po chwili rzucił go w moim kierunku, ale był złożony. Złapałam go, po czym schowałam do go kieszeni.

— Stary... Ty znowu nie załapałeś tego, że ona to mówi w formie żartu, odnosząc się do nazwy gangu? — Zapytał zmarnowanym głosem Luka, a wszyscy, poza Tobiasem się zaśmiali.

— W końcu jesteśmy Bezpańskimi Psami... — Zauważyła Roonie, która uwaliła się na kolanach Luki.

— Tak przy okazji, gdzie cię wywiało po wczorajszej akcji? Max chciał ci dać opieprz za wczorajszą samowolkę w klubie... — Dołączył do rozmowy Steve.

— Zapewne wychaczyła jakiegoś idiotę na noc... — Powiedziała Ivy.

— Ta, idiotę... I to dosłownie... — Przez tą rozmowę przypomniałam sobie, jak słaby był w łóżku Anders.

— Oj, chyba cię nie zaspokoił... — Zaśmiała się Kylie.

— A kogo by zaspokoił prawiczek? — Dziewczyny się zaśmiały, za to chłopacy udawali odgłosy rzygania.

— Uważaj żebyś się wenerycznej nie nabawiła... Albo w ciąże nie zaszła... — Dogryzł mi Ashley.

— ... — Machnęłam ręką. — O to się nie ma co martwić... Zawsze mam przy sobie paczkę prezerwatyw, gdyby któryś idiota nie miał przy sobie... Zresztą... Sperma idiotów takich inteligentnych dziewczyn nie zapładnia... — Zaśmiałam się.

— Mogłaś nam oszczędzić takich szczegółów, Stepha! — Powiedzieli wszyscy, poza rudzielcem, gdy zaczęłam odchodzić.

Wbiegłam po schodach, a następnie ruszyłam do swojego pokoju. Zdjęłam kurtkę, którą następnie rzuciłam na łóżko. To samo zrobiłam z gnatem, którego miałam pod koszulką, zachaczonego o spodnie, ale zanim to zrobiłam, to okręciłam go kilka razy na palcu, po czym wycelowałam w swoje odbicie w lustrze. Pozłacany pistolet z grawerem litery S na rączce.

S jak Stephanie. Tak się nazywam. Stephanie Roux, dla członków gangu Stepha. Rzuciłam nieodbezpieczony pistolet na łóżko, a następnie podeszłam do wysokiej komody, z której wyjęłam pałeczki do perkusji. Rozerwałam kartonową laminację, aby w kolejnej chwili zasiąść przy swoim instrumencie. Skoro tamten debil nie był w stanie mnie zaspokoić, to muszę się wyrzyć.

Położyłam pałeczki na werblu, a następnie sięgnęłam po swoje słuchawki. Załączyłam jakąś pierwszą piosenkę z mocnym brzmienie, a następnie wzięłam swoje pałeczki.

Tobias

Jak ja jej nie cierpię. Niech się nabawi wenerycznej, błagam. Może w końcu będzie spokój. A przynajmniej taką mam nadzieję, bo ta laska mnie już serio wkurwia. Ona się chyba już przespała z każdym chłopakiem w mieście. W tym momencie usłyszałem dźwięk perkusji. Znowu wali w te bębny.

— Czy naprawdę jestem jedyną osobą, która uważa, że ona jest jak wrzód na dupie? — Zapytałem pozostałych, a oni się zaśmiali.

— Znasz powiedzenie „Kto się czubi, ten się lubi”? — Zaśmiała się Kylie.

— Prędzej właduję jej kulkę w łeb, niż do czegoś takiego dojdzie... — Ponownie wszyscy się zaśmiali.

— Tobias, masz w roku chociażby jeden dzień, kiedy nie narzekasz na nikogo? — Na pytanie Luki pokręciłem głową.

— Czyli mamy rozumieć, że nie ma opcji, żebyś kiedykolwiek miał dobry humor? — Potwierdziłem kiwnięciem głowy, patrząc w kierunku gabinetu Maxa.

Wyszedł z niego w towarzystwie jakiegoś chłopaka. Oby tylko jego Stepha nie przeleciała, bo będzie słabo. Wygląda na takiego, z którym lepiej nie zadzierać. Czyli tak samo, jak wszystkie osoby w tym domu. Z nikim tutaj lepiej nie zadzierać.

— Dobra... — Podszedł do nas Max. — Od dzisiaj mamy nowego domownika i członka gangu... To Heaven Price... Pseudonim Black Mamba... — Wszyscy zamarli.

— Zaraz, zaraz... Ten Black Mamba? Zostałeś wyrzucony ze swojego poprzedniego gangu, bo... — Wszedł Steve'owi w zdanie szatyn.

— Nie posłuchałem się rozkazów szefa? To nie do końca prawda, ale nikt nie chciał słuchać moich tłumaczeń... — Powiedział, a po chwili znowu zaczęliśmy słyszeć perkusję, która ucichła jakiś czas wcześniej.

— Wróciła? — Zapytał wkurwiony Max, a my wszyscy kiwnęliśmy głowami. — To najwyższa pora, aby dać jej opierdol za wczorajszą samowolkę... — Ruszył w kierunku schodów na balkon Stephy.

— O kogo chodzi? — Zapytał Heaven.

— Zaraz się dowiesz... — Odpowiedziała mu Ivy.


Witam cię serdecznie, czytelniku!
Jeśli jesteś tu od niedawna(w sensie, że w ogóle mnie nie kojarzysz i jesteś u mnie pierwszy raz), to raczej nie wiesz, że poza pisaniem, również rysuję.
Stwierdziłam, że pokażę jak mniej więcej wyglądają trzy główne postaci.
Pozostałych pododaje z biegiem historii.
W każdym razie, dajcie znać jak wam się podobają!


Wiem, że nie jest to super realistyczne i w ogóle.
Ale teraz to już wasza wyobraźnia doda im realizmu.
Ja się tymczasem żegnam.

Dajcie znać jak się rozdział podobał.

Pozdrawiam!
Harpia_rikitiki


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro