Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3 cz.1 - Książęce zacięcie

Serdecznie dziękuję za betę Winter-381 <3.

✧⋄⋆⋅⋆⋄✧⋄⋆⋅⋆⋄✧

Proszę, co mogę wam powiedzieć? Mały Imperator nie wrócił z Chattreau taki sam. Zresztą nikt nie wrócił, ale jego dotknęło to chyba najbardziej. Na początku było nas tysiąc godnych stania się Kościstymi. Ambitna zbieranina, z której wróciło dwustu. Z samozwańczej kompani Małego Imperatora najwięcej, aż siedemdziesięciu. Z czterech tysięcy Kościstych został jeden tysiąc. Straciliśmy dwa krążowniki powietrzne, dwadzieścia tysięcy z armii potencjalnej, bezpotencjalnej, a poszło nas ile osób? Czterdzieści tysięcy? Wygraliśmy, ale jakim kosztem? Pytam siebie o to każdego dnia. I to wszystko o kawałek gór, jedną linię z małym księstwem czy raczej zacofanym regionem księstw. Każdy wie, że Jehino nie było tylko Jehino.

Znowu powiem, że nie byłoby nas tyle, gdyby Mały Imperator nie dokonał Buntu Kompanii. Wróciłaby może połowa, a ja może nie rozmawiałbym z wami. Jego babka to Beatrice deu Alletey, pierwsza Wielka Imperatorowa Gerdeńczyków, więc to jasne nie mógł zachować się inaczej. Co ona zrobiła? Polegała na hierarchii? Pozostała na swoim miejscu jako świeżo upieczona generała i czekała na ruch starszych rangą? Czekała, aż zakończą się bale? Nie, zauważyła błędy, ruszyła i doprowadziła Gerdes do porządku, do naszej chwały.

My wierzyliśmy w Geralda, brygada, korpus, nadal wierzymy. Marszałkowie, marszałkinie ratowali tyłek Beatrice nie raz, nie dokonała stworzenia Imperium sama, nie poszła na Brasburię sama, nie zajęła Północy sama. Tak tutaj Gerald miał nas, mnie nadal ma. Czy kawalera potencjalnego, czy po prostu obywatela, czy przyjaciela.

Żal mi tylko, jak zapłacił za naszą ochronę. Wyliże się z tego. To jest w końcu Gerdes, gdzie prawie wskrzeszamy zmarłych. Mam nadzieję, że szybko wróci do zdrowia.

[Wykreślone przez imperialną cenzurę]

Pomyśleć, że lata temu go nie znosiłem. Teraz nawet za nim tęsknię. Wiem, co go czeka, gdy już wyliże się ze swoich ran i za nic nie zgadzam się z osądem dokonanym podczas jego śpiączki. Nie zasłużył na przetrzymywanie w twierdzy, na kwestionowanie swoich praw do dziedziczenia imperialnego tronu. Dla każdego... nikt inny nie może przejąć dziedzictwa tego imperium. Gdybyście go tylko widzieli!

[Koniec wykreślenia]

Nicolas deu Emerays dla Gońca Nyes, 1851

✧⋄⋆⋅⋆⋄✧⋄⋆⋅⋆⋄✧

17 Quinn 1853

Nie sądził, że gdy rok temu prosił nowo wybraną Mistrzynię Szeptów o jakieś zajęcie, będzie się babrał w czymś gorszym niż mieszanie w zakutych łbach wysokich rangą wojskowych. Od czasu do czasu wspomagał Kościstych w co trudniejszych przesłuchaniach, gdy to umysły podejrzanych zdawały się zamknięte na cztery spusty, ale tutaj patrzył na coś gorszego, co mroziło krew w żyłach.

Gerald oddałby wszystko, żeby pozostać w jedwabnej pościeli przy boku z... jak ta dwójka miała na imię? Pamiętał, że byli młodym małżeństwem. On dostał od matki pieniądze na założenie praktyki alchemicznej, ona kończyła purystykę, jednak ich imiona za nic nie przychodziły mu do głowy. Miękka skóra, zapach potu tak i do tego w akompaniamencie lekkiego kaca. Nie wypił dużo, lecz murcia robi swoje pomimo zbawiennego działania na umysł. Pociągnął obolałym nosem, licząc, że nie poleci z niego świeża krew.

Na nosie wciąż ciążyła mu metalowa maska filtrująca cuchnące powietrze w kostnicy. Otulała ciasno żuchwę, a gdy trzeba było, poruszała wraz z nią. Trybiki zachodziły na siebie z cichym brzdękiem, tym razem wypuszczając mokre powietrze na zewnątrz.

Książę oddałby wiele, żeby zapalić. Jeszcze więcej, żeby zamiast obracać cylindryczny pojemniczek pomiędzy palcami w kieszeni spodni, wysypać trochę, ale tylko trochę białego proszku na wierzch dłoni. Zdecydowanie dodałoby mu to otuchy albo nawet lepiej, kurażu, jak zwykło się mówić elokwentnie na salonach.

Przechylił głowę, przypatrując się Elisabeth schowanej za czarną szatą poprzeszywaną złotymi piórami feniksa oraz haftami przywodzącymi na myśl języki ognia. Mistrzyni Szeptów ściągnęła gęste brwi. Przez to już harda twarz nie raz oszpecona przez blizny stała się jeszcze mniej przystępna. Prezentowała się upiornie: blada, umięśniona, z włosami tak jasnymi, że prawie białymi, ale w tym momencie nawet poruszyła księcia. Znał ją od lat, widział w wielu sytuacjach, więc od razu rozpoznał, co oznaczało to zastygnięcie.

— Zapomniałam cię chyba wdrożyć w ten przypadek — powiedziała Elisabeth, pozostając tak samo posągowa.

Stała tuż obok Geralda, opierając się plecami o kamienną ścianę zapomnianych krypt dawnych sługusów Wszechmatki. Ich kości dawno wrzucono do masowych, nieoznakowanych grobów, a przestrzeń służyła jako kostnica skryta przed oczami i uszami Nyes. Mało kto zapuszczał się daleko w katakumby biegnące pod miastem.

Gerald obrzucił obojętnym spojrzeniem sofrarzy pochylonych nad metalowym stołem. Ustawili się akurat tak, że nie mógł dostrzec nic poza ich białymi fartuchami sięgającymi do ziemi oraz maskami nawiązującymi do pierwszych maladystów czy raczej doktorów plagi. Porzucili skórzane dzioby na rzecz tych metalowych, proste, szklane okulary ustąpiły miejsca goglom z masą soczewek i obręczy dostosowujących obraz. Czarodzieje pieczołowicie oporządzali na wpół żywe ciało przy stukaniu maszyny podtrzymującej życie. Cylindry poruszały się rytmicznie, wtłaczając powietrze do płuc, przez szerokie rurki przepływała zatęchła krew, żeby oczyścić się i powrócić z powrotem do na wpół żywego nieszczęśnika.

Na wpół żywego to przesada.

— Nie sądzę, aby wiele zmieniło się oprócz ostatniego — burknął, wzruszywszy ramionami.

— Czwarty taki okaz w przeciągu dwóch miesięcy. — Elisabeth obróciła nerwowo obrączkę zawieszoną na szyi między palcami, potem zacisnęła na niej palce, aż zatrzeszczała skórzana rękawiczka.

— Znaleziono go tak jak resztę? W brudzie, szlamie i wszystkim najlepszym, co Ouen ma do zaoferowania?

— Tak jak resztę. Moi kościści nieźle się namęczyli, żeby wyciągnąć go z kratek filtracyjnych. Zaplątał się w nie, przez co fabryka nie mogła pracować z powodu braku wody. Zmusili pompy do zassania wody pomimo regulacji i przez to pojawił się okropny zapach. To ich zaalarmowało. Dyrektor na początku chciał wszystko ukryć, lecz...

— Mój ulubiony gatunek ludzi — prychnął gorzko.

Doskonale widział ich przed oczami. W garniturach o możliwie jak najjaśniejszych kolorach, kobiety w sukniach podszytych białą albo kremową koronką. Tak bali się ubrudzić pracą, że wyglądali komicznie na salonach. Albo to Gerald tak bardzo przyzwyczaił się do noszenia ciemnych, przerobionych wojskowych mundurów, że uważał to za absurd.

— Nie ma to jak poranna kąpiel w Vapalei — kontynuował w podobnym tonie. — Założę się, że pobudza zmysły. Tylko pytanie jakie.

— Będziesz żartował nawet w kostnicy? Miej trochę szacunku dla zmarłych — powiedziała, choć po iskierce w zielonych, głęboko osadzonych oczach domyślił się, że nie mówiła poważnie.

— Będę żartował zwłaszcza w kostnicy. Przy mnie trup tak by się uśmiał, że z powstałby i z powrotem zapakował do grobu. — Uśmiechnął się, mimo że kobieta nie mogła tego dostrzec.

Elisabeth uniosła brew. Chciała go chyba w ten sposób zganić, ale nie powiedziała ani słowa. Może zmęczyło ją zmaganie się z maską tłumiącą i zniekształcającą głos albo sam Gerald. Wielu ludziom brakowało do niego cierpliwości.

Świeżo upieczona Mistrzyni Szeptów znów skupiła się na dwójce sanguinistów-sofrarzy. Jedna z nich, kobieta, podtrzymywała ciało leżące na boku, podczas gdy mężczyzna powoli rozwierał poranione tkanki. Szczątki mięśni na plecach zwisały, poddając się działaniu potencjału. Z każdym kolejnym dotykiem wszczep przylegający ciasno do kręgosłupa zostawał wyswobodzony z uścisku kości.

Pręty wysunęły się z kolektorów oraz liberatorów scalonych z kręgami. W przeciwieństwie do poprzednich przypadków pozostały nietknięte. Oblepiała je czarna, smolista ciecz, ale nic więcej.

Gerald wstrzymał oddech. Nawet w umiejętnych rękach i przy doskonałym wykonaniu coś mogło pójść nie tak, gdyż płyn Yvletta nie znosił dobrze oddziałów potencjalnych poza metalową kapsułą. Jeden zły ruch i kościsty-barierowiec będzie musiał interweniować.

Sofrarz ostrożnie wyciągnął kolejne cylindry. Prędko przełożył je do metalowej skrzyni o bokach grubych na kilkanaście centymetrów. Gdyby zneutralizowali płyn, straciliby tyle cennych poszlak.

— Wciąż nie wierzę, że wreszcie to mamy. Realną poszlakę. A dzięki tobie może wkrótce zakończy się to szaleństwo. — Usłyszał drobną ekscytację w raczej statecznym Elisabeth.

— Nielegalny handel jak istniał, tak będzie istnieć. Nie sądzę, abyś dała radę go zdusić, rozbijając jedną siatkę.

— Jedną siatką mogę wysłać ostrzeżenie dla innych — podniosła nieznacznie głos. — Zasady gry się zmieniły od momentu, gdy moja kandydatura spotkała się z... chłodną aprobatą. Moja poprzedniczka zrujnowała to stanowisko, więc mam nadzieję, że będą tą, która przywróci mu dawną świetność.

Gerald przytaknął mruknięciem. Elisabeth powoli z byłej, zawziętej komandor Kościstych stawała się urzędniczką, na szczęście z sercem we właściwym miejscu. Czasami wciąż nie wierzył, że udało mu się to ugrać świeżo po wyjściu z twierdzy. Jednak obietnice przyszłego Wielkiego Imperatora potrafiły być wiele warte w odpowiednim miejscu i czasie, zwłaszcza gdy większość wyspecjalizowanych, zabójczych czarowników opierała się na jego zdaniu.

— Nie próbuj mnie wysadzić w powietrze, to dojdziemy do porozumienia. Nie chciałem podważać twojego zdania. — Przyłożył dłoń do maski, chcąc potrzeć twarz. — Doceniam je, jednak usiłuję myśleć realistycznie.

— To już twój interes, gdy stary Bernard wyzionie ducha, żeby zminimalizować ten proceder. — Nawet na niego nie spojrzała, otulona czarnym, aksamitnym kapturem ozdobionym haftami płomienistych skrzydeł feniksa. — Jeżeli mielibyśmy odpowiedni system do wszczepów, uniknęlibyśmy tych tragedii. Studia to jedno, ale czarownicy coraz bardziej ich potrzebują przy wyższym zużyciu w procesach.

Poczuł tę szpilkę dość dotkliwie. Jęknął cicho. Jakby to było takie łatwe. Jakby mógł po prostu wejść na obrady Rady Stanowej, na której ojciec ledwo co trzymał się na zaszczytnym miejscu, a Oberon robił, co sam chciał do pary z konsulem potencjalnym. Kandydatura Elisabeth nie stanowiła reguły, raczej ewenement w pozycji Małego Imperatora i to tylko dlatego, że cudem zdobył poparcie Kościstych.

Mój „cud" to uratowanie im dup. Przynajmniej paru powróciło do domu jako synowie, córki, bracia, siostry.

— Zrobiłbym więcej, gdybym mógł. Zostaje mi pisanie artykułów i obrażanie starej, statecznej gwardii, co pamięta przekroczenie Hyeen. Zapomniałaś, że wsadzili mnie do pierdla na pół roku? — Nie odważył się wspomnieć o brutalniejszym aspekcie tamtej sytuacji.

Elisabeth spojrzała na niego z urazą, na co Gerald powstrzymał się od wywrócenia oczami. W końcu rozluźniła się, masując skroń.

— Raczej nie mamy przed sobą ofiary typowego, spartaczonego wszczepu. — Powrócił do tematu, dla którego wszyscy się tutaj zebrali. — Inaczej zawołałabyś kogoś z ministerstwa do spraw potencjalnych, a nie mnie. Najwidoczniej zależy ci na tym, żeby zainteresował się tym ktoś ważny, a co za tym idzie...

— Potrzebuję kogoś, komu mogę bezgranicznie zaufać oraz ma serce po właściwej stronie. — Więc myśleli o sobie to samo. — Przyjmę nawet twoje metody.

— Mamy cztery podejrzane trupy pod drzwiami, w tym trzy sfajczone i wysadzone, ich wszczepy w kawałkach. Raczej liczę, że przyjmiesz moje metody. Nie chcę przejąć władzy z takim burdelem w foyer. — Dobrze, że te najgorsze mógł zachować w rękawie.

— Ostrzegam cię, że nie będzie łatwo.

— Inaczej byś mnie nie wezwała, więc spodziewam się tego. — Nie dali rady nawet kościści, więc wezwano mentalistę-mutanta.

— Zgadza się, ale nie jestem pewna, że wiesz, na co się szykujesz.

— Proszę cię, Elisabeth, niepoprawna pani-matko. — Rozłożył szeroko ramiona, przechadzając się parę kroków tam i z powrotem. — Wiesz, jakie rzeczy widziałem, babrając się w umysłach szanowanych osób. Raczej mnie nie zaskoczysz, chyba że postanowisz, czy raczej — wskazał na metalowy stół — on postanowi, kimkolwiek jest.

Obrócił to wszystko w podły żart, choć wewnątrz wcale nie było mu do śmiechu. Natychmiast poczuł, jak gardło zacisnęło mu się z nerwów, serce stało się jakby cięższe i obce w klatce piersiowej. Wiele z tego, co robił podczas tych operacji, wymazał sobie z pamięci. Lecz zawsze pozostawał ten drobny ślad, coś, co odzywało się w nim głębiej, dotykało własnych ran.

— Nie ma to, jak odkryć sekretną kochankę i gromadkę bękartów. Zawsze wzburza to ludzi bardziej od pieniędzy — mówił dalej. — Piękny materiał do szantażu — parsknął, przypomniawszy sobie swój największy popis w Chattrau. — Chociaż chyba męską miłość postawiłbym wyżej. Jeszcze wyżej inne, pierdolone upodobania. — Czuł się brudny, kiedy tak delikatnie określił tych ludzi.

— To coś większego — mruknęła.

— Większego? — Uniósł brwi bez przekonania.

— Kimkolwiek był ten człowiek, przeszedł przez porządne pranie mózgu. Poprzestawiano mu tak wspomnienia, że nie jest czy też — stęknęła — nie był pewien, kim dokładnie jest.

— Typowa zagrywka dla szpiegów. Autopsja poprzednich przypadków nie wykazała zmian związanych z modyfikacjami mentalistycznymi?

— Ich stan okazał się zbyt zły, żeby nawet o tym myśleć. Tutaj sprawa ma się inaczej. Mózg przeszedł przez niedotlenienie, ma nieodwracalne zmiany, ale możemy wciąż być w stanie wyciągnąć jakieś wspomnienia. Albo powinniśmy. — Nabrała powietrza w płuca, następnie wypuściła je wolno. — Ten człowiek... On nawet nie jest pewien, jakiej jest płci, gdzie się urodził. Nie ma wspomnień matki ani ojca albo są one zagłuszone. Postacie zmieniają twarz, imiona, wszystko się miesza. On sam się miesza, nie zna swojej twarzy, choć dzięki łańcuchowi odtworzyliśmy jego prawdopodobny wygląd. — Odeszła parę kroków, aby sięgnąć po gruby grymuar, a potem otworzyła go na kamiennej półce w pustej wnęce. Uniosła dłoń, przywołując do siebie potencjał, a ten w jednej chwili zaczął przepływać, wypełniając karty iskrzącą bielą. Tęczówki Elisabeth zanikły.

— Podejrzewam, że wykluczyliście dysmorfię oraz traumę z dzieciństwa — skomentował Gerald, czekając, aż Elisabeth znajdzie to, czego szukała pomiędzy grubymi kartami.

— Jedyne, co udało się odczytać moim mentalistom, to zieleń, szmaragdowy kolor oraz strzępki liter. Zabrakło im siły, żeby przedrzeć się dalej czy wykonać technikę nakazu. — Wreszcie księga przestała się poruszać. Otwarła się wprost na rysunku przedstawiającym siatkę połączeń neuronów, kolejne obszary w ogólnym zarysie.

Gerald ściągnął brwi, przypatrując się zapiskom. Już miał unieść dłoń, nawet napiął przedramię, czując kłębiącą się w nim moc. Wtem Elisabeth złapała go w żelaznym uścisku.

— Powinienem rozczytać ten zapis.

— Wolałabym nie. — Puściła go wolno, ale Gerald wciąż patrzył na nią podejrzliwie. — Po tym mój kościsty musiał przejść przez rekonstrukcję. Kiedy dotarł do tego miejsca — zakreśliła miejsce wokół obszaru odpowiedzialnego za silne, nowe wspomnienia — zaczął słabnąć, potem twierdził, że zaczął się palić. Odskoczył, krzyczał.

Gerald odsunął się nieznacznie, nie spuszczając z niej oczu. Znów powrócił do niego głód, lecz wcale nie ten na jedzenie. Przełknął ślinę, praktycznie czując, jak ta przemieszcza się w gardle. Zmusił się do czarującego uśmiechu, pomimo że nikt nie mógł tego dostrzec. Może dało się zauważyć fałszywy błysk w oczach.

Za nic nie podobały mu się słowa Elisabeth, ani to, co stało się z jej mentalistami. Gerald odetchnął głęboko, ściągając brwi. Gerdes żyło intrygami, więc nie zdziwiłby się, gdyby to zadanie okazało misternie zastawioną pułapką... ale przez kogo? Czy świeżo upieczona Mistrzyni Szeptów miała jakiś motyw? Raczej zakładał, że pozostała mu lojalna i to nie bez powodu. Wziął na siebie całą winę za bunt, cudownie zapomniawszy o udziale komandor.

— Liczysz na to, że akurat mnie się to nie przydarzy? — Zmusił się do lekko ironicznego tonu.

— Liczę na najsilniejszego mentalistę w Gerdes z tego, co mi wiadomo i co widziałam nie raz. — Stanęła po żołniersku z rękami splecionymi na plecach i szeroko rozstawionymi nogami. — Nie pozostawiłam cię bez wsparcia — Skinęła głową w kierunku szczupłego mężczyzny stojącego zaraz obok barierowca przewyższającego wzrostem nawet Geralda.

Maurus zamknął swoje prawdziwe oko, pozwalając mechanicznemu odpowiednikowi przebadać księcia od stóp do głów. Trybiki za uchem oraz na boku szyi zaczęły się obracać, kiedy żyły nabrały głębokiego, granatowego koloru. Coś przeliczał w głowie, wspomagając się swoim eksperymentalnym wszczepem. Dostał go po jednym wczesnych ataków w Chattrau. Oberwał odłamkami, ale ślady po tym dawno się zagoiły.

Gerald popatrzył to na Elisabeth przypatrującą się mu w napięciu, to na Maurusa, który w tym samym momencie zakończył swoją analizę. Bez problemu mógłby przedrzeć mu się do głowy i odkryć prawdziwą naturę tego zajścia. Ale jaki miałoby to sens? Jeżeli książę miałby dzisiaj zginąć, żałowałby jedynie Nicolasa oraz Gerdeńczyków skazanych na łaskę i niełaskę upadającego systemu.

— Mentalista do pomocy, jak widzę — rzucił, dostrzegłszy fioletową opaskę ze wszechwidzącym okiem na ramieniu kompana Maurusa.

Cmoknął cicho. W razie czego mógł go wykorzystać do przyjęcia najgorszego ciosu.

— Jest osłabiony po ostatniej próbie, ale wciąż uważam, że ci pomoże.

— Przejdźmy do rzeczy, Elisabeth.

— Wyjąłeś mi to z ust.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro