Rozdział 2 cz. 1 - Sprawy małe i duże
Niesamowicie dziękuję za betę Winter-381.
✧⋄⋆⋅⋆⋄✧⋄⋆⋅⋆⋄✧
Dwór Warońskich to rój, gdzie one, dumne królowe noszące lisie futra są otoczone od poranka do nocy przez swoje damy, wikałki, natomiast Umiłowani Kochankowie raz przychodzą, raz odchodzą. Władczynie i ich córki powtarzają, że to w poszukiwaniu najlepszego pyłu dla przyszłego kwiecia, że mocniejsze wybija słabsze, przez co ich moc rośnie z pokolenia na pokolenie. Gdy już dziedziczki i dziedzice mitycznych czarodziejek przychodzą na świat, magią wyrywa się ich z łona bez szkód, natomiast Jaśnie Panie już następnego dnia nie noszą ani jednego śladu radosnego czasu z dzieckiem pod sercem. Dziecię kąpie się w wodzie aż iskrzącej od magii, dopiero potem podaje Umiłowanym i rozpoczyna się rytuał rozszyfrowywania, który z mężczyzn jest ojcem. To festiwal przekrzykiwania się, licytowania kolejnych cech dziecka na swoją korzyść.
Dzieci pozbawione mocy nie mają miejsca na dworze dulawskim. Królowe tkają magię przez cały okres noszenia kwiecia, jak to mówią, w przeciwieństwie do kobiet podążających za Naszą Umiłowaną Wszechmatką. Oczywiście dzieci prawdziwe tego nie przeżywają lub są wyrywane odpowiednio wcześnie z łona. Ich malutkie ciałka wrzuca się z zimną krwią w błękitne odmęty Hajenca, wypuszczając przy tym stado kruków na cześć Pani Nocy.
Gdyby nie ratunek przyniesiony nam prawie wiek temu, pewnie ich dziwactwa nie byłyby tak ignorowane przez Stąpających W Świetle Wszechmatki. Moc ma wszakże nie wykraczać poza naturę. Na dworze Warońskich tę zasadę łamie się nagminnie. Przyjdzie kiedyś dzień, kiedy ich zasługi zostaną zapomniane i co wtedy się stanie?
Fragment z „O Ziemi Dulawskiej"
pióra Siostry Odwiecznej Attici Farvary z 1702
✧⋄⋆⋅⋆⋄✧⋄⋆⋅⋆⋄✧
Biel kamienia pokrywającego każdy skrawek łaźni królewskich jeszcze bardziej podkreślała zawieszona w powietrzu para wodna. Przyklejała się do licznych luster oraz skóry. Aurelia zanurzyła się w pokaźnej, marmurowej wannie aż po szyję i wynurzyła się z powrotem. Kropelki zaczęły się ślizgać po palcach, dalej po ramieniu. Przywołała do siebie potencjał, aby spętać parę z nich. Rozbiła je do kręgu, potem zaczęła bawić się niczym lassem.
Helena uniosła ciemne, okrągłe oczy tak zawsze pełne rozbawionych iskierek. Wydęła małe, choć pełne wargi, jakby starając się zamaskować cisnący się na nie uśmieszek. Miała coś do powiedzenia. Czekała na odpowiedni moment, unosząc brwi o kształcie pięknych, wysokich łuków. Stanisław wybrał ją doskonale do odwracania uwagi urodą.
— Co, jaśnie panienka, ma zamiar zaganiać tym lassem? Albo lepiej — zachichotała, wciąż trzymając dłoń na ostatniej stronie książki — kogo?
W jednej chwili krople ponownie upadły w toń. Aurelia obdarzyła Helenę rozbawionym spojrzeniem. Prawdę powiedziawszy, nie miała żadnych konkretnych pomysłów. Pokręciła głową i bezradnie wzruszyła ramionami.
— Jaśnie panienka nie ma nic konkretnego na myśli? A ty, Emilio? Kogo złapałabyś na nasze lasso?
W lustrzanej tafli Aurelia dostrzegła Emilię klęczącą zaraz obok krawędzi wanny. Zastygła w bezruchu, wciąż ze złotym grzebieniem w dłoni. Przymknęła powieki na krótką chwilę. Zdecydowanie wolała zajmować się włosami księżniczki niż takimi pytaniami Heleny, a przynajmniej tak się wydawało. Z irytacją odgarnęła kosmyk, który wysmyknął się spod haftowanej opaski, na której wyhaftowano irysy kontrastujące z rudymi, kręconymi puklami.
— Jaka odpowiedź cię usatysfakcjonuje? — zapytała Emilia, nieznacznie zaciskając usta. — Zakładam, że jak zwykle chodzi o mężczyzn.
— Natomiast ty jak zwykle nie masz poczucia humoru.
— Och wybacz mi, kochana Heleno. — Uniosła na nią blado-błękitne oczy i zmarszczyła drobny nosek. — Niestety ci stracili moją miłość po tym, co widziałam w teatrze. Profesja garderobianej otwiera oczy i to bardzo, bardzo szeroko.
— Nie każdy taki jest! Moi bracia...
Emilia wyraźnie się spięła, co Aurelia zaraz poczuła, ponieważ została lekko pociągnięta za włosy.
— Tak, twoi bracia będą właśnie tym niespotykanym wyjątkiem. — Westchnęła.
— Widzisz? Jest dokładnie tak, jak mówiłam.
Księżniczce wyrwał się cichy chichot. Nie bez powodu ta dwójka była jej wikałkami i nie zamieniłaby ich na nikogo innego. Zawsze miały coś do powodzenia, a nie istniał nawet jeden temat, w którego sprawie by się zgadzały. Ich odmienność przejawiała się nawet w wyglądzie.
Helena od długiego czasu podążała za modą zza morza. Lekkie, prawie prześwitujące koszule podkreślały śniadą skórę i spadziste ramiona. Do tego obcisłe spodnie z lampasami, zawsze w towarzystwie wysokich oficerek z lekkim obcasem. Chyba tylko teraz, w łaźniach, nie miała ich na sobie.
Emilia zaś pozostała wierna tradycji: kolorowym haftom, pasiastym spódnicom oraz krótkim gorsecikom dobrze podtrzymującym okrągłe piersi. Takie stroje pasowały jej, jeszcze bardziej podkreślając dulawską urodę. Gdyby tylko Aurelia tak się prezentowała — miała pulchne policzki, ciało, nikt by jej nie krytykował. Wpisywałaby się wprost idealnie w wizję kobiety. Jednak nie, nie miałaby spokoju — przecież zawsze znajdzie się jakiś inny powód.
— Czekam na dzień, kiedy zgodzicie się w chociaż jednej sprawie — dopowiedziała Aurelia, a wikałki popatrzyły po sobie. Za nic się na to nie zapowiadało, ale nagle Helena rozpromieniła się, odsłaniając przy tym prościutkie ząbki.
— Jest jedna sprawa, czy też osoba, co do której na pewno się zgodzimy. I uprzedzam: nie jest to jaśnie panienka.
— O nie — jęknęła cicho Emilia.
— Niezmiernie mnie ciekawi, jak to się stało, że się w czymś zgadzacie. — Aurelia przyłożyła dłoń do policzka. Nie mogła doczekać się tych rewelacji.
— Chodzi o podhrabicza, jaśnie pani, tego podhrabicza — wyszeptała Helena, popatrzywszy to na jedną, to na drugą stronę. Na sam koniec zawiesiła przenikliwe spojrzenie na Emilii. — Uważamy, mam nadzieję, że to jaśnie panienki nie obrazi, podhrabicz Konstanty mógłby poprawić swoje zachowanie.
— Heleno! — Emilia nieznacznie podniosła głos. — Sądziłam, że to zostanie między nami.
— Dobro jaśnie panienki miało pozostać między nami?
Aurelia przygryzła dolną wargę, czując, że jej policzki czerwienieją nie tylko od buchającego ciepła. Krew napłynęła jej do głowy, a serce zadudniło w klatce piersiowej z niespotykaną szybkością. Zdawała sobie sprawę już od dłuższego czasu, że nie wszystko w jej relacji z Kostią było odpowiednie, lecz teraz mierzyła się z tym faktem twarzą w twarz.
Helena, z błyskiem w oczach, wydawała się wprost podekscytowana zaistniałą sytuacją, ale tego nastroju wcale nie podzielała Emilia. Ta, wpatrzona w lustrzane tafle, skutecznie unikała uwagi księżniczki.
— O jakie dobro konkretnie chodzi? — zapytała Aurelia z kwaśnym grymasem.
Helena wreszcie wsunęła koralikową zakładkę między strony książki sprowadzonej po cichu za niebotyczną kwotę. Cenzura wedle czystości i skromności Wszechmatki miała się aż za dobrze w Dulawach. Wszak zgorszenie różowymi wypiekami Bogini Nad Boginiami i Bogami nie wypadało nawet tym z inną religią w cesarstwie. Biblioteczka księżniczki ostatnio pękała w szwach od ksiąg zakazanych.
— Jakby to ująć delikatnie dla jaśnie panienki... — zaczęła Helena, odłożywszy tom na bok. — Podhrabicz za bardzo wymusza na jaśnie panience swoją wolę albo próbuje raz po raz.
— Umiem mu się przeciwstawić. Rozumiem twoje obawy o jego ingerencję, ale są bezpodstawne. Nawet dzisiaj...
— A czy jaśnie panienka tego właśnie chce? — zapytała nieśmiało Emilia, prędko rozdzielając kolejne pasma i zaplatając z nich długie warkocze ciągnące się od skroni księżniczki.
Aurelia zastygła. Usiłowała poruszyć głową w giętki sposób, ale po mięśniach rozeszło się spięcie.
— Och, nieważne. Niech jaśnie panienka nie zadręcza się tym pytaniem — powiedziała Emilia aż za szybko.
Ujęła ramię księżniczki, ponownie wzięła w dłoń mokrą szmatkę i zaczęła nią masować napięte mięśnie. Nagle ściągnęła brwi i przejechała jeszcze raz, jakby chcąc coś zmyć.
— Pozwolę sobie zmienić temat. — Zmierzyła Helenę chłodnym spojrzeniem, zaciskając usta w cienką linię. — Skóra księżniczki poddaje się treningom.
— Co masz na myśli? — Taka zmiana wcale nie przyniosła poprawy.
Serce Aurelii zabiło z niepokojem. Podniosła się nieznacznie, starając się odkryć, dlaczego Emilia powiedziała coś takiego? Czy ponownie zbliżało się przeładowanie? Od razu odszukała wzrokiem wisiorek leżący w pobliżu zwiniętych ubrań. Poruszyła palcami, czując, jak już przesuwają się po nich iskierki. Na szczęście uniknęła błysku potencjału.
— O tutaj. Różowe paseczki — powiedziała Emilia z wyraźnym zadowoleniem. — Niech się jaśnie panienka nie przejmuje. Też takie mam cały czas. Niektórzy za tym szaleją. I za — dotknęła pulchny, jak reszta ciała, policzek — za piegowatymi.
— Ach tak, racja — burknęła Aurelia, usiłując ponownie się zrelaksować.
Kostii się nie ucieszy na ten widok, skoro uwielbiał delikatne, filigranowe panny rodem z najlepszych salonów w Ettzen. Do tego jeszcze wysokie. Natomiast Aurelii sporo brakowało do tego miana. Akurat odziedziczyła odwieczne przekleństwo Listtenderów, którego rodzice nie zdecydowali się poprawić jak innych mankamentów. Nic nie zmieniało faktu, że nigdy nie wpisywała się dokładnie w preferencje podhrabicza i jeszcze się to pogłębiało z roku na rok.
Dlaczego jeszcze się tym przejmowała? Przecież już zrozumiała, gdzie prowadził ten związek. Każdy widział oraz zdawał się sugerować swoje zdanie. Mimo wszystko lepiej było o tym zapomnieć, aż do dnia gdy pokojowe rozstanie będzie możliwe. Może dalej mogła zachowywać się tak nieznośnie, żeby sam podhrabicz z niej zrezygnował? Nie, takie rozwiązanie również nie wchodziło w grę. Kto w końcu porzucał księżniczkę?
Księżniczka z frustracją przywołała do siebie potencjał, chcąc dać ujście choć odrobinie mocy. Tym razem palce zadrżały przyjemnie. Para wodna trochę przeszkadzała, ciążąc na płucach. Aurelia skupiła się na wilgoci zawieszonej w powietrzu i tak odstającej od reszty cząsteczek. Wyciągnęła ją jednym, płynnym ruchem, po czym szybko odrzuciła do umywalek.
— Doskonały rzut — powiedziała Helena z podziwem wymalowanym na twarzy. — Na szczęście nie w nas, droga Emilio. Kiedy jaśnie panienka się piekli, trzeba uciekać w siną dal, nie tak?
— Odpuść jaśnie panience, Heleno. Nie słyszałaś od Franza, co się dzisiaj stało?
— Ach, od Franza, przybocznego, ka-pi-ta-na — wypowiedziała te słowa bardzo przeciągle, wyraźnie drażniąc się. — Jest słodki z tym wąsem i blond włosami, ale czy taki uzdolniony? Sądzisz, że dorównałby kapitanowi z naszej powieści?
— Może? Franz jest... wszechstronnie utalentowany — odpowiedziała Emilia przez zaciśnięte zęby.
— Nie pokonałby Małego Imperatora.
Aurelia uniosła brew. Skąd nagle ten pojawił się w rozmowie?
— Dlaczego nagle o nim mówisz? — Emilia wyjęła jej to z ust. — Co ma książę Gerdeńczyków do książki?
— Wiele! Niesamowicie wiele! Zauważyłaś, że nasza najnowsza pozycja wstydu ma z nim bardzo wiele wspólnego? — Helena jeszcze bardziej się podekscytowała, prawie podskakując na wyściełanym taborecie.
— Nie widzę żadnego podobieństwa. Od kiedy historia o kapitanie-renegacie to...
— Książę i kapitan ze względu na bycie dziedzicem okazuje się naprawdę warty tego tytułu. Do tego — wyliczała na palcach kolejne podobieństwa — duszotkacz, ekstrawagancki, piękny, z upodobaniem do każdego. Czy tak wolno mówić przy jaśnie panience?
— Żyjesz plotkami, kochana, a powinnaś się zająć tkaniem potencjału. — Emilia zaśmiawszy się pod nosem, rzuciła w nią mokrym ręczniczkiem. — Od kiedy znasz go osobiście? Nie słyszałam, żebyś była w Gerdes, a nie jedziesz ze Stanisławem.
— Czy to ważne? — Wzruszyła ramionami wciąż rozbawiona. — Jestem czarownicą, więc mam szansę. Muszę pozostać doinformowana.
Teraz to Aurelia się roześmiała. Helena naprawdę w żadnym przypadku nie trzymała języka za zębami.
— Czy mi się wydaje, czy jaśnie panienka go zna? — zapytała jeszcze Helena.
Księżniczka, potrząsnąwszy głową, ledwo zauważalnie przewróciła oczami. Spotkała go raz i pamiętała to jak przez mgłę: blond chłopca o wyglądzie podobnym do Umiłowanych Synów o nieskazitelnych, pociągłych rysach, prostym nosie i pełnych, malinowych wargach. Pewnie gdyby nie spadła z jego winy z kucyka, ponieważ zachciało mu się szarżować podczas polowania, nie zapamiętałaby go zupełnie jak resztę wielu książąt, hrabiów i innych.
— „Znam" to zdecydowanie za dużo powiedziane. Spotkałam raz lata temu i przez niego skończyłam w niezbyt dogodnej pozycji.
— To znaczy, jaśnie pani? — zapytała Emilia, strzepując wodę z palców. Ta powoli stawała się letnia, lecz tak samo, jak nie chciało się księżniczce z niej wychodzić, tak samo była zbyt leniwa, żeby używać mocy do ponownego podgrzania jej.
— Spadłam do rowu głową w dół. — Parsknęła. — Może dlatego ledwo go pamiętam oraz wątpię, czy bym go rozpoznała. Słyszałam plotki, że zmienił się nie do poznania za sprawą nowej estetyki.
— Znajdziemy fotografię albo portret do porównania, prawda? — rzuciła rezolutnie Helena, na co Emilia przytaknęła bardzo niechętnie.
Aurelia przypatrzyła się badawczo swoim towarzyszkom. Helena wydawała się doskonale bawić, brylując w plotkach, ale Emilia zdawała się bardziej poruszona niż zwykle. Nerwowo wycierała palce w fartuszek, przełykając ślinę i oblizując wargi. Uniknęła spojrzenia księżniczki i prawie się podniosła.
— Więc cię przekonał, oczywiście — szepnęła speszona.
Aurelia obdarzyła ją zdawkowym spojrzeniem. Nie po raz pierwszy dzisiaj jej otoczenie wydawało się dziwnie tajemnicze, zupełnie jakby wiedzieli coś więcej. Jednak za każdym razem, gdy to się działo, wszystko sprowadzało się do jednej osoby: Stanisława Nostrzyckiego oraz jego tak zawiłych planów.
Do listy nigdy niekończących się tematów właśnie doszedł kolejny. Księżniczka uniosła kącik ust w kwaśnym grymasie.
— Chyba na dziś wystarczy — rzuciła.
Podniosła się gwałtownie i zaraz wyszła z wanny. Emilia wraz z Heleną od razu chwyciły za ręcznik oraz peniuar, aby zasłonić ciało księżniczki odbijające się w dziesiątkach luster poprzecinanych złotymi ramkami.
Jednak zanim prześwitujący, błękitny materiał przykrył skórę Aurelii, dostrzegła ponownie pełniejsze uda, piersi okrąglejsze niż jeszcze parę miesięcy wcześniej. Wciąż była szczupła, widziała zarys mięśni na brzuchu, ale nie aż tak. Coś się w niej zmieniło i to widocznie. To ciało nie należało do dziewczyny, ale kobiety.
Szybko zakryła się szczelniej. Myślała za dużo o drobiazgach, więc teraz przyszedł czas na poważniejsze sprawy.
✧⋄⋆⋅⋆⋄✧⋄⋆⋅⋆⋄✧
Może jesteśmy w połowie rozdziału, ale serdecznie zachęcam do snucia teorii, zostawienia komentarza albo gwiazdki. Okazuje się, że pewna dwójka zna się, choć pytanie, co jeszcze z tego wyniknie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro