Aether...
Z zszokowanych oczu Lumine zaczęły lecieć łzy, a jej miecz upadł z głośnym brzdękiem o posadzkę. Przed nią stał on. Jej brat, Aether, którego tak długo szuka.
-Aether - Wypowiedziała jego imię łamiącym się głosem. - Wreszcie cię znalazłam...
Chłopak spojrzał na zapłakaną twarz Lumine. Serce mu się krajało na widok płaczącej siostry, ale nie mógł z nią tu zostać. Nie gdy nie zakończy swoich spraw. W głębi duszy zawsze się modlił by nie wpadła ona na pomysł by przeszkodzić mu. Nie chciał walczyć z nią. Nie chciał jej zranić, ale tym razem musiał, dla ich dobra.
Lumine patrząc na chłopaka nie słyszała rozmowy Dainsleifa i Aethera ani nawoływania zmartwionej Paimon.
W jej zapłakanych oczach tańczyły iskierki prawdziwego szczęścia, którego nie czuła od dawna. Tak chciała by go przytulić, pokazać mu ten świat.
Nim się obejrzała Aether miał zaraz zniknąć jej sprzed oczu, znowu. Nie zbyt docierało do niej to co mówił.
Gdy znowu miał zniknąć jej nie umiała tego przyjąć. Za dużo informacji, ale najważniejszy był jej brat. Wyskoczyła w biegu by złapać go, ale jedyne co osiągnęła to ponowna samotność.
Gdy portal zniknął podeszła do odwróconej staty Arecheona Anemo i padła na kolana.
Płakała i krzyczała. Znowu została sama. Znowu go straciła. W przepływie gniewu uderzyła pięścią w schodek.
W środku toczyła walkę sama ze sobą. Jej cierpienie wkradało się w każdy zakątek jej ciała. Przed pełnymi oczami łez pojawiały się wspomnienia, ich wspólne przygody, wesołe chwilę. Nienawidziła tego uczucia bezradności, które znowu ją dopadło.
Paimon nie wiedziała co ma zrobić. Był to pierwszy raz kiedy uśmiechnięta i pomocna Lumine płakała krzycząc z bólu. Nie był to ból fizyczny, bo dziewczyna nie została ranna podczas walki.
Paimon podleciała do niej i przytuliła się do jej ramienia nie wypowiadając ani jednego słowa. Nie chciała pogorszyć jej stanu. Usłyszała słowa, które wypowiedziała w pustkę podnosząc błagalnie wzrok ku górze.
- Aether...- Poraz kolejny wypowiedziała jego imię tym razem nie z gniewu kub rozpaczy tylko z zagubienia pomieszanego z zagubieniem. - Proszę... Wróć... Nie zostawiaj mnie samej znowu
Lumine skuliła się i oddała rozpaczy. Nie miała siły płakać, a gardło zdarła sobie ciągłym nawoływaniem lub wyzywaniem brata.
Gdy dziewczyna nie mogła już krzyczeć ani wołać imię jej brata to wtedy podniosła się do siadu na piętach. Spojrzała na zmartwioną Paimon uśmiechnęła się miły. Gdyby nie opuchnięte oczy od płaczu nic by nie wskazywało, że bardzo cierpi. W jej jednym spojrzeniu można było dostrzec w tej chwili cały ból jaki nagromadził się w niej.
Powoli wstała i ruszyła ku wyjściu z tego miejsca. Akurat na horyzoncie malowało się wschodzące słońce.
Lumine przybrała swój życzliwy uśmiech i zaczęła dzień jakby nic nigdy się nie stało.
_______________________________________
>>>>>>>>>>>>>KONIEC<<<<<<<<<<<<
_______________________________________
Bruh nie pamiętam już tego questa, a to wygląda na ciulowe... Cóż może kiedyś rozwinę :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro