Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. Przedstawienie

 Shiana niemalże nie pamiętała uczucia kropli deszczu, spływających po skórze. Zaczęła za to rozumieć, dlaczego ludzie pochodzący z nieco bardziej słonecznych miejsc niż Irinei także znajdowali powody do narzekań.

Żar lejący się z nieba bezlitośnie osiadał na jej ramionach, zamieniając blady, niemalże przezroczysty odcień skóry we wściekle czerwony, zaogniony do granic możliwości. Każdy dotyk bolał, a słony pot nieustannie podrażniał tworzące się rany i pęcherze. Całe ciało dziewczyny było trawione przez gorączkę, a mięśnie drżały przy ruchach, niezdolne do podjęcia jakiejkolwiek pracy.

Pierwsze tygodnie podróży przypominały drogę przez mękę, a Shiana zaczynała powoli wątpić, że podjęła dobrą decyzję. W chwilach trzeźwości umysłu miała ochotę przeklinać wysłannika Aesira, który podsycił budzącą się w niej iskrę buntu i pragnienia zmian w mizernym dotychczas życiu. Modliła się do Nevelli, błagając ją o ratunek, o wyrwanie ze szponów okrutnego gorąca, odbierającego nie tylko siłę, ale — przede wszystkim — zmysły.

Kiedy gorączka zaczęła stopniowo ustępować, a klarujące się myśli na powrót zdominowały świadomość dziewczyny, zrozumiała, że los się do niej uśmiechnął. Zewsząd otaczali ją życzliwi ludzie, a żar, który niemalże doprowadził do jej śmierci, miał także pozytywne aspekty; nie musiała, choć raz, martwić się o odzież i ciepły posiłek. Nie musiała martwić się o nic; podróżująca trupa aktorów, która zgodziła się zabrać ją i Flynna ze sobą, zapewniała wszystko, czego potrzebowali do przeżycia. Shiana wiedziała, że nigdy nie zapomni ich wyrozumiałości i ciepła, niemającego nic wspólnego z nieubłaganym gorącem Pustyni Ihvirskiej. Traktowali ją jak swoją; nie oczekiwali od niej jakiejkolwiek zapłaty, choć była skora oddać im większość pieniędzy, zostawionych jej przez Virrena. Pragnęli jedynie, by pomagała w codziennych obowiązkach, którymi dzielili się z zaskakującą sprawiedliwością.

— Ach, obudziłaś się! — powiedziała Darmila, żona właściciela taboru, Mirtena.

Była piękną kobietą — ciemnowłosą, wysoką i smukłą, chociaż nikt nie mógłby odmówić jej kobiecego powabu. Shiana czuła się przy niej jak mała dziewczynka, która dopiero czekała na moment rozkwitu.

— Jak się czujesz? Lepiej?

— Odrobinę — przyznała i uśmiechnęła się nieśmiało. — Pęcherze zaczynają się goić.

Darmila pokiwała głową, po czym podeszła do jednego z kufrów i wyciągnęła z niego kolorowy szal. Wręczyła go dziewczynie i pogładziła ją po włosach w iście matczynym geście. Biła od niej czułość, która wydawała się Shianie nieco dziwna; niezależnie od tego, jak obcy by nie byli — ona i jej brat — wciąż traktowała ich jak własne dzieci. Może dlatego, że sama ich nie posiadała? A może dlatego, że była po prostu dobrą osobą, jakich nie spotykało się zbyt często?

— Owiń się tym i wyjdź na zewnątrz — zachęciła Darmila. — Mirten planuje nowe przedstawienie, a twój brat chyba chciałby wziąć w nim udział.

— Flynn? — zdziwiła się Shiana, a starsza kobieta zachichotała. — Mogłam się domyślić...

— Zapewne nigdy nie podejrzewałaś, że dane wam będzie podróżować z aktorami, a to dość... ryzykowna profesja. Niezbyt dochodowa, w każdym razie — zaśmiała się, a dziewczyna uniosła brwi ze zdziwieniem.

Zarówno Darmila, jak i Mirten wyglądali na niezwykle zadowolonych z życia. Robili to, co kochali, a otaczający ich artyści także nie narzekali na los. Shiana podejrzewała, że miało to ogromny związek z umiejętnościami całej trupy, a także z wyjątkowo dobrym okresem. Niemniej ciężko było zaprzeczyć oczywistym faktom — przyjęcie dwójki sierot nie stanowiło dla nich żadnego problemu.

— Bardziej przejmowałam się bezpieczeństwem — przyznała cicho i spuściła wzrok. — Flynn lubi pakować się w tarapaty, a nawet bez dodatkowych kłopotów nie było wcale łatwo.

Darmila nie odpowiedziała, ale wyraźnie miała ochotę zadać kilka pytań. Shiana nie dziwiła się specjalnie; ciężka sakiewka, która spoczywała na dnie jej torby podróżnej, wciąż nienaruszona, musiała stanowić nie lada zagadkę; ani ona, ani Flynn nie wyglądali przecież na bogatych, a ich wychudzone ciała oraz zniszczone, brudne ubrania zdradzały, w jakich warunkach żyli. Byli poza tym młodzi — zbyt młodzi, by podróżować przez świat, gdyby ich rodzice wciąż żyli.

Przyjmowała milczenie kobiety z ulgą; nie chciała opowiadać o dotychczasowym życiu, o rzeczach, do których została przez nie zmuszona. Po części obawiała się, że dobroć gospodarzy w końcu się wyczerpie, a przyznawanie się do kradzieży i innych pomniejszych przestępstw wydawało się doskonałym sposobem na przyspieszenie naturalnych kolei losu.

Mimo to każdy dzień spędzony w trupie Mirtena pokazywał jej, że czarne scenariusze nie zawsze musiały się ziszczać. Nikt nawet nie próbował jej okraść, choć — co uświadomiła sobie po czasie — już w pierwszych minutach znajomości dała im ku temu sposobność, oferując pieniądze w zamian za przygarnięcie jej oraz Flynna. Gdziekolwiek nie poszła, witały ją uśmiechy i serdeczne pozdrowienia, na które Shiana nie umiała w pełni odpowiedzieć. Życie nauczyło ją nieufności, podejrzliwości, które stanowiły nieodzowny element przetrwania w tak wrogim miejscu jak Irinei. Wolała zresztą od początku nastawiać się na najgorsze, zamiast wypłakiwać oczy, gdy ludzie po raz kolejny okazywali się zepsutymi, przegnitymi od środka istotami.

Tymczasem życie z trupą aktorów rządziło się, najwyraźniej, zupełnie innymi prawami, których Shiana pragnęła się nauczyć.

— Dobrze, że na nas trafiliście — stwierdziła w końcu Darmila, gdy przez dłuższy czas panowało milczenie, i jeszcze raz pogładziła dziewczynę po włosach. — Powiem Mirtenowi, żeby poczekał.

Shiana pokiwała głową, odprowadzając kobietę wzrokiem do wyjścia, po czym wstała i podeszła do stołu, na którym leżało niewielkie lusterko. Westchnęła na widok swojej zarumienionej skóry, stopniowo przyjmującej odcień ciepłego brązu. Na jej nosie pojawiły się piegi, których zazdrościłaby jej każda irinejska arystokratka, a twarz wydawała się jeszcze chudsza. Ze zdumieniem zaobserwowała, że także jej włosy — wcześniej w kolorze jasnego brązu — nabrały złocistych refleksów, sprawiając wrażenie jaśniejszych.

— Wyglądasz jak chodzący trup — wymamrotała do siebie i wzdrygnęła się nieznacznie.

Zgodnie z poleceniem Darmili, owinęła się kolorowym szalem, a na głowę założyła kapelusz, aby choć trochę osłonić twarz. Powolnym krokiem wyszła na zewnątrz i zmrużyła oczy, gdy ostre światło natychmiast wpadło w źrenice, oślepiając ją na moment.

— Ana! — zawołał natychmiast Flynn i, zanim zdążyła w pełni przyzwyczaić się do słońca, rzucił się na nią, a pęcherze na zaognionej skórze zaprotestowały przeciwko nagłemu kontaktowi.

Mimo to uśmiechnęła się, obejmując brata. Cieszyła się, że chociaż on nie cierpiał z powodu trudów podróży. Po raz pierwszy od dawna wyglądał na zdrowego chłopca, a nie na sierotę, dla której każdy kęs czerstwego pieczywa mógł stanowić różnicę między życiem a śmiercią.

— Jak dobrze, że już lepiej się czujesz! — zawołał wesoło i pociągnął ją za rękę w stronę niewielkiego stolika, wokół którego zgromadziło się kilka osób, w tym Mirten i Darmila.

Nie rozpoznała wszystkich. Kojarzyła wysokiego blondyna, którego smukła sylwetka i kręcone włosy przywodziły jej na myśl pięknego arystokratę, chociaż zdążyła już dowiedzieć się, że wcale nim nie był. Nie pamiętała jego imienia, podobnie jak nie pamiętała imienia ciemnowłosego, nieco niższego oraz bardziej krępego mężczyzny, który uśmiechał się do niej figlarnie. Nieco dalej, ze stopami ułożonymi na stole, wylegiwała się kolejna aktorka — Ingar. Kobieta była niemalże tak blada jak Shiana, ale nie zdradzała przy tym żadnych oznak oparzenia. Brązowe, krótkie włosy nadawały jej nieco chłopięcego wyglądu, ale jej twarz — pełna symetrii i delikatności — rozwiewała wszelkie wątpliwości dotyczące płci.

— Witamy wśród żywych! — powitał Shianę Mirten, a pozostali posłali jej przyjazne uśmiechy. — Wyglądasz już nieco lepiej, moja droga.

Dziewczyna wzruszyła ramionami i podeszła do stołu, wciąż obejmując brata.

— Czuję się także lepiej. Przynajmniej jestem w stanie znieść słońce — dodała nieśmiało, po czym powoli usiadła na wolnym miejscu, pomiędzy Ingar a blondynem. — Moglibyście przypomnieć mi wasze imiona?

— Niltem — odparł ciemnowłosy i skinął głową. — A ten tu — wskazał na mężczyznę obok niej — to mój brat, Ardel.

Brat?, zdziwiła się w myślach, ale nie skomentowała słów Niltema. Najwyraźniej jednak nie musiała, bo Ardel parsknął śmiechem na widok jej zafrasowanej miny.

— Tak, jesteśmy braćmi. Nie ma jednak wątpliwości, że tylko jeden z nas jest prawdziwie utalentowany.

— I jestem to ja — wtrącił się Niltem, wywołując śmiech Mirtena i irytację blondyna.

— Tak sobie wmawiaj... Zobaczymy podczas kolejnego występu — burknął, a Ingar prychnęła głośno i zdjęła stopy ze stołu, siadając w nieco innej pozycji.

— Przestalibyście się licytować, a zamiast tego udowodnilibyście te swoje rzekome... zdolności — stwierdziła, po czym zwróciła uwagę na Shianę. — Jestem Ingar. I śmiem twierdzić, że ten urwis, uczepiony twojej spódnicy, ma więcej talentu niż nasze chwalipięty.

— Czyżby? — spytała dziewczyna i potargała włosy Flynna z czułością. — Nawet tutaj wiedzą już, że lubisz rozrabiać?

Chłopiec wyplątał się z objęć, by stanąć dumnie obok Mirtena, który obserwował rozmowę z rozbawieniem.

— Wcale nie rozrabiam! Pan Mirten mówi, że mógłbym im pomóc z następnym przedstawieniem!

Shiana uniosła brwi, posyłając właścicielowi taboru pytające, niepewne spojrzenie. Nie miałaby nic przeciwko zostaniu z trupą, szczególnie, jeśli istniał jakiś sposób, aby odwdzięczyć się za gościnę — choćby użytecznością. Podejrzewała jednak, że sama nie potrafiłaby wystąpić na scenie przed nawet niewielką publiką. Zwykle starała się pozostawać z daleka od centrum uwagi; na porządku dziennym łamała prawo, próbując utrzymać zarówno siebie, jak i Flynna. Krycie się w cieniu było znacznie mądrzejszym zachowaniem niż afiszowanie się ze swoimi zdobyczami.

A jednak... Tutaj nie obowiązywały zasady, które jeszcze niedawno pętały jej ręce. Znajdowała się pośrodku niczego, w samym sercu Pustyni Ihvirskiej, gdzie od najbliższego miasta dzieliło ich co najmniej kilka dni drogi — a przynajmniej tak wnioskowała z urywków rozmów, które zdołał przyswoić jej umęczony umysł.

Być może nie musiała wcale przejmować się tym, co zwykle. Być może powinna, choć raz, odpocząć od nieustannego zamartwiania się o przyszłość, a zamiast tego skupić się na tu i teraz. Flynn zdecydowanie wyglądał, jakby tego potrzebował.

— W takim razie lepiej weź się do roboty — powiedziała do brata i zerknęła na Mirtena, który nie przestawał się uśmiechać. — Chyba nie chciałbyś rozczarować naszego życzliwego gospodarza?

Oczy chłopca błysnęły radośnie, a ciało zatrzęsło się z ekscytacji. Shiana w jednej chwili zrozumiała, że podjęła dobrą decyzję, chociaż nie miała pewności, czy faktycznie dane im będzie zostać. Ona sama nie chciała być ciężarem dla kogokolwiek, a i tak czuła się zobowiązana, aby w jakiś sposób odpłacić za dobroć, którą spotkała ją ze strony Darmili i jej męża.

Wiedziała jednak, że na poważne rozmowy przyjdzie jeszcze czas, a rozluźniona postawa starszego mężczyzny utwierdziła ją w tym przekonaniu; nie wyglądał na oburzonego jej słowami ani nawet na nieufnego wobec przybłęd. Shiana pozwoliła więc sobie na moment oddechu. Przymknęła oczy i wsłuchała się w ciszę.

***

Wieczór zapadł nadzwyczaj szybko — a może tylko jej się wydawało. Przebywanie na słońcu wciąż było dla niej męczące, tym bardziej, że wiązało się z odpowiadaniem na liczne pytania i wysłuchiwaniem historii z życia podróżujących aktorów. Większość z nich jedynie podsyciła pragnienie, jakie powoli zaczynało budzić się w ciele Shiany — chciała z nimi z zostać, nie tylko ze względu na wszechogarniające poczucie bezpieczeństwa, ale także ze względu na niepowtarzalną atmosferę przyjaźni i rodzinnego ciepła, jaka unosiła się w powietrzu.

Przespała znaczną część dnia, a dopiero donośne pukanie do drzwi zdołało wyrwać ją z letargu. W pomieszczeniu ponownie pojawiła się Darmila, a jej uśmiech momentalnie odesłał w niepamięć resztki senności. Wyglądała na podekscytowaną, a Shiana zrozumiała, co miało się za moment wydarzyć: przyszedł czas na opowieść Mirtena. Opowieść, która stanowiła przecież podstawę dla stworzenia kolejnej sztuki.

Dziewczyna zwlekła się z łóżka i wyszła na zewnątrz, tym razem nie dbając o kolorowy szal ani kapelusz; słońce zdążyło już ukryć się za górami, rzucającymi cień na pustynię, umożliwiając setkom gwiazd wzbicie się wysoko na nieboskłon, skąd mrugały i oświetlały drogę zbłądzonym wędrowcom.

Szybko przekonała się, że mogła jednak wziąć ze sobą jakiekolwiek okrycie. Noc była nadzwyczaj chłodna, a nagrzana ziemia zdawała się oddawać ciepło w zatrważającym tempie. Ingar parsknęła śmiechem na widok jej odzienia, po czym przesunęła się nieco, robiąc jej miejsce tuż obok płonącego wesoło ogniska.

— Ktoś tutaj musi się jeszcze wiele nauczyć — zaśmiał się Niltem i uniósł brwi z rozbawieniem.

Shiana zarumieniła się nieznacznie i potarła ramiona dłońmi, zauważając, że zimno posiadało właściwości kojące; jej skóra nie piekła aż tak mocno, a jedynie mrowiła. Dziewczyna zdecydowała, że wolała marznąć, niż znowu skazać się na cierpienie.

— Przy ogniu nie jest wcale tak zimno — stwierdziła cicho, a Ardel westchnął.

— Przyjemnie, czyż nie? Zawsze lubię obserwować płomienie. Mam wrażenie, że to jeden z piękniejszych spektakli, jakie codziennie przygotowuje dla nas natura.

Niltem posłał Shianie znudzone spojrzenie, po czym dyskretnie wskazał na brata i udał, że wymiotuje. Na jego nieszczęście Ardel był całkiem spostrzegawczy i nie omieszkał skomentować zachowania brata, uderzając go pięścią w udo. Ciemnowłosy jedynie skrzywił się lekko i wymamrotał pod nosem coś, co brzmiało niepokojąco jak: „Nawet bije jak baba".

Shiana zaśmiała się, a jej wzrok zatrzymał się na milczącym Mirtenie i towarzyszącej mu Darmili, na której twarzy malował się tajemniczy uśmiech. Poczuła mimowolny dreszcz, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, a płomienie odbiły się w ciemnych oczach starszej kobiety, nadając im dzikiego wyglądu. Wyglądała zjawiskowo, a Shiana natychmiast zrozumiała, że była to część czekającego ją przedstawienia — takiego, z którym nawet tańczące szaleńczo języki ognia nie mogły się równać.

— Co wiecie o Aesirze? — Cichy głos najstarszego z aktorów przeciął powietrze, a wokół zapanowało milczenie.

Miała dziwne wrażenie, że pytanie było retoryczne, a Mirten wcale nie oczekiwał od nich jakiejkolwiek odpowiedzi. Pozostali zgadzali się z jej oceną; Ingar pochyliła się, opierając łokcie na kolanach, a Ardel skrzyżował ramiona na klatce piersiowej w oczekiwaniu na dalszy ciąg opowieści. Flynn podskoczył nieco na swoim miejscu, ale nie pisnął ani słowa, chociaż Shiana wiedziała, że prędzej czy później wspomni o spotkaniu z kapłanem Aesira. Jedynie Niltem pozostał niewzruszony, ale nawet w jego oczach dostrzegła błysk zainteresowania.

— Nazywają go Bogiem Bez Twarzy — powiedział po chwili Mirten i przymknął powieki, dodając swoim słowom dramatyzmu. — Od zarania dziejów powstało całe mnóstwo mitów, opisujących jego piękno. Powstawały też takie, które opisywały go jako brzydkiego, a nawet nieludzkiego. Kto miał rację, spytacie? Nikt. Aesir nie jest bowiem człowiekiem. Aesir nie jest miłosierny ani nawet łaskawy. Aesir jest Bogiem Bez Twarzy, bo nikt nie może być pewny jego zamiarów.

Shiana poczuła dreszcz, gdy przypomniała sobie pozdrowienie, jakim pożegnał ją Virren. Niech wzrok Aesira nigdy cię nie dosięgnie. Słowa te, wypowiedziane z powagą, już wtedy utkwiły jej w głowie i sprawiły, że zaczęła kwestionować słuszność wiary Błogosławionych, mimo tego, co uczynił dla niej kapłan. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego z takim oddaniem pragnął służyć Bogu, który wzbudzał aż tyle strachu i niepewności, nie dając ludziom nic w zamian.

Mirten wypuścił powietrze ze świstem i kontynuował:

— Istnieją pogłoski, że to on stoi za istnieniem wszystkiego, co znamy. Istnieją legendy, które mówią, że także on odpowiada za narodziny pozostałych Bogów. Nie ma jednak ani jednej osoby, będącej w stanie potwierdzić te pogłoski. Nikt nie wie, jak naprawdę powstał świat i co sprawia, że rodzimy się, żyjemy... umieramy. — Mirten otworzył oczy, a na jego twarzy wykwitł drapieżny uśmiech. — Jedno nie ulega wątpliwościom. Nasz los nie należy do nas samych.

Przez moment ponownie panowała cisza, aż w końcu mężczyzna wstał i powolnym krokiem zaczął okrążać ognisko, podczas gdy blask płomieni odbijał się od jego prostej tuniki, zdobionej gdzieniegdzie złotymi nićmi. On także wyglądał jak swego rodzaju kapłan — kapłan słowa, mający zdolność przenikania w głąb umysłów i odciskania na nich piętna zaledwie kilkoma zdaniami. Shiana wiedziała, że jego opowieść zapadnie jej w pamięć równie mocno, co samo spotkanie z Eshaar.

— Tak długo, jak na świecie panuje harmonia, Aesir pozwala nam podejmować decyzje i zachować złudną iluzję wolnej woli. Wystarczy jednak moment — machnął ręką, a wszyscy podążyli za nią wzrokiem, obserwując, jak powoli zaciska się w pięść — by nasze życia zostały starte w pył. Puf.

Shiana otworzyła usta, gdy z zaciśniętej dłoni Mirten wysypał się piasek, którego przed chwilą jeszcze w niej nie było. Magia, pomyślała zdumiona, po czym zarumieniła się, gdy siedzący obok niej Niltem zaśmiał się cichutko. Umilkł jednak pod wpływem spojrzenia Darmili, które nagle stało się dziwnie ostre.

— Aesir, w całej swojej wszechmocy, nie byłby w stanie zapanować nad wszystkim samodzielnie. Rozdzielił więc zadania między Bogów, z których każdy przysiągł służyć mu, dopóki nie wypali się jego światło. Nevella, Pani Życia i Śmierci, uczyniła ludzi śmiertelnymi; Serrah, Bogini Żywiołów, tchnęła życie w jałowe ziemie, a Paeris, Bóg Czasu, nadał wszystkiemu wymiar.

Każdy słyszał legendy o powstaniu świata, chociaż ich wersji było więcej niż ludzi, którzy je opowiadali. Shiana, nawet żyjąc w Podmurzu, poznała ich dziesiątki; żadna z nich nie umywała się do tej wygłaszanej przez Mirtena. Hipnotyzujący głos mężczyzny, w połączeniu z nadzwyczajnymi zdolnościami aktorskimi, co rusz wywoływał dreszcze, zabierając dziewczynę w czasy, których nie mogła pamiętać — nikt nie mógł.

— Świat nabrał barw i zaczął tętnić życiem, a każdy z Bogów nadzorował jego części: Darenar stał się królestwem Aesira, Yirrelle należało do Nevelii, Serrah panowała nad Asheinem, a Paeris nad Chalą. Po dziś dzień zachowały się jednak podania, mówiące o władczości Aesira, o jego twardych rządach, które... nie wszystkim się podobały.

Shiana zmarszczyła brwi, wiedząc doskonale, do czego zmierzała historia — do części, której ona sama szczerze nie cierpiała. Spojrzała na Flynna, zasłuchanego w słowa mężczyzny, i zdusiła chęć westchnięcia. Wiedziała, że gdy tylko Mirten skończy, chłopiec wda się z nim w dyskusję, broniąc zarówno Aesira, jak i Eshaar, którzy dla wielu stali się synonimem śmierci i zagłady — a ta legenda była jedną z przyczyn.

— Paeris otrzymał od Aesira nadzwyczaj potężny dar. Czas był bowiem czymś, bez czego świat nie mógł funkcjonować, a Bóg doskonale o tym wiedział. Zapragnął większej władzy. Zapragnął stanąć na czele boskiego orszaku. A Aesir... — Mirten urwał na moment, przymykając oczy, aby otworzyć je sekundę później i zmrozić wszystkich wokół siłą spojrzenia. — A Aesir doprowadził do jego klęski, wymordowując cały naród Chali. Wymordowując cały naród rękami swoich wysłanników... Eshaar.

Shiana przygryzła wargę, gdy wyjątkowo gwałtowny dreszcz targnął jej ciałem, a włoski zjeżyły się na skórze. Nie chciała myśleć o tym, czy legenda była prawdziwa; mieszkańcy Darenaru, w którym wiara w Aesira wciąż kwitła, zdawali się wierzyć w każde słowo obarczające Cienie winą za to, co się stało. Postrzegali wysłanników w czerni jako narzędzia, służące do zabijania. Narzędzia, których moralność istniała tak długo, jak pozwalał na to Bóg Harmonii.

Dziewczyna nie widziała jednak powodu, dla którego pozostali Błogosławieni, choć sami także wypełniali wolę Aesira, traktowali ich niemalże jak trędowatych, jak zarazę. Virren, którego poznała jeszcze w Irinei, nie wyglądał wszakże jak morderca i pozbawiony uczuć człowiek. Jego ciepły uśmiech sięgał zielonych oczu, a miękki głos otulał, niemalże uspakajając rozmówcę. Okazał jej dobroć, nie oczekując niczego w zmian. Czy rzeczywiście mógł być zły?

Mimo to... Mimo to uważano go za wyrzutka — żywe wspomnienie cierpienia tysięcy istnień, które zniknęły niemalże z dnia na dzień. Zniknęły, zabierając ze sobą Boga, odpowiedzialnego za ich stworzenie.

— Chala spłynęła krwią, a ziemia przybrała odcień głębokiego szkarłatu, który po latach zaczął kontrastować z bielą kości i czaszek, stanowiących jedyną pamiątkę po tym, co niegdyś było Królestwem Czasu. — Głos Mirtena ucichł, a Shiana zmarszczyła brwi przygnębiona. — Słuch o Paerisie zaginął, a ci nieliczni, którzy wciąż wierzą w jego powrót, traktowani są jak bajarze, chociaż wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Bóg wcale nie zniknął, nie tak naprawdę. — Uniósł obie ręce wysoko nad głowę, spoglądając w niebo, a wszyscy uczynili to samo. — Czas bowiem nigdy się nie zatrzymuje.

Przez długie minuty panowała cisza, a straszy mężczyzna usiadł obok żony i uśmiechnął się wesoło, zupełnie jakby nie dostrzegał atmosfery napięcia i skrajnego przygnębienia. W końcu Niltem przerwał milczenie.

— I to o tym będzie przedstawienie? — spytał nieco kpiąco, podczas gdy Mirten roześmiał się szczerze.

— Ależ skąd. Przedstawienie będzie o miłości.

— A więc po co była ta historia? — wtrąciła się Ingar.

— Przedstawienie będzie o miłości... Między Eshaar a Bogiem — wyjaśnił Mirten, a Shiana otworzyła usta ze zdumieniem. — O nierozerwalnej więzi, zdolnej zmusić nawet najlepszego człowieka, do zatracenia się w mroku. Tak... To będzie dobry temat.

Pomyślała o Virrenie i o tym, czy byłby w stanie dokonać mordu na setkach niewinnych ludzi, tylko ze względu na tę więź. Zacisnęła dłonie, gdy doszła do wniosku, że nie umiała odpowiedzieć na to pytanie. Wątpiła także, by sam Eshaar znał odpowiedź.

Miała zresztą nadzieję, że nigdy nie będzie musiał jej poznać. Na jego miejscu wolałaby w nieskończoność zastanawiać się nad sensem istnienia, niż dowiedzieć się, że jej przeznaczeniem było ludobójstwo. 

***

W następnym rozdziale prawdopodobnie wrócimy do reszty bohaterów, a Shiana znów będzie musiała czekać na swoje pięć minut. Mimo wszystko odegra w moim przedstawieniu dużą rolę :D 

Jak się podobało? :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro