18. Złamana
Caspar zaczynał powoli rozumieć, jak okropną przypadłością była bezsenność. Do tej pory nie miewał trudności ze snem, szczególnie jeśli w grę wchodziły jedwabiste pościele i wygodne łoża. Zdarzały się mu koszmary, jednak wciąż wolał je od przerażającego braku siły, który ogarniał ciało pozbawione odpoczynku. Jego umysł — zwykle ostry, przenikliwy — spowił się dziwną mgłą, a czas płynął nienaturalnie wolno, by za chwilę przyspieszyć szaleńczo.
Obrazy przesuwały się dookoła, ale on pozostawał nieruchomy. Wpatrzony w piękną, bladą twarz Ralii, nieustannie ściągniętą w grymasie bólu, choć wszyscy twierdzili, że fizycznie nic jej nie dolegało. Bał się ruszyć, bał się oddychać, jakby mógł zrobić jej krzywdę. Pragnął, aby się obudziła. Pragnął ponownie ujrzeć błysk w granatowych oczach i usłyszeć znajomy głos. Jednak ponad wszystko pragnął dowiedzieć się, co właściwie wydarzyło się, gdy tylko dotknęła nieznanej kobiety.
"Cud", mówili uzdrowiciele, wyjątkowo jednogłośnie. Do tej pory żadne leczenie nie przynosiło efektów, tymczasem wystarczył łagodny dotyk Edelaan —zaledwie kilka chwil — by życie wróciło do opuszczonego ciała z siłą burzy, przetaczającej się przez pustynię. Gdyby ktokolwiek spytał, wyparłby się tego w mgnieniu oka, ale w głębi duszy wiedział, że wcale nie wyobraził sobie łez spływających po swoich policzkach na widok światła w tęczówkach zaginionej. Łzy oszołomienia i radości szybko zaczęły jednak palić skórę, gdy Ralia osunęła się na ziemię, a powietrze rozdarł wrzask tak okropny, że wszystkie włosy na ciele Caspara zjeżyły się boleśnie.
Edalaan krzyczała i krzyczała, i krzyczała, aż w końcu nie mogła wydać z siebie żadnego dźwięku. Najgorsze było jej spojrzenie — puste, przepełnione mrokiem zupełnie nieprzypominającym blasku gwiazd, które ujrzał w jej oczach jakiś czas temu, a które wciąż prześladowały go w snach. Sprawiała wrażenie, jakby oddała całe swoje światło nieznanej kobiecie, wyciągając ją z transu, jednocześnie pogrążając w ciemności samą siebie.
Nie odstępował jej łoża nawet na krok, powtarzając sobie, że mogła obudzić się w każdej sekundzie, a on nie zamierzał przegapić tego wydarzenia. Zmuszał się do zachowywania przytomności i bez przerwy próbował znaleźć wyjaśnienie całej sytuacji, które nie tylko brzmiałoby rozsądnie, ale również ukoiłoby szalejące w nim niepewność oraz najprawdziwszy strach.
Bał się o jej życie, chociaż jeszcze kilka tygodni wcześniej uważał ją za bezbożnicę, która odwróciła się od Aesira. Obecnie nie wyobrażał sobie, że mogłaby się nie obudzić i zostawić ich samych. Najwyraźniej posiadała umiejętności, które stanowiły potencjalną broń w walce, a o których zapomniała wspomnieć — jak o wielu innych rzeczach.
Nie chodziło mu jednak tylko i wyłącznie o jej użyteczność. Zdążył, w jakiś sposób, przyzwyczaić się do chłodnego obycia kobiety, do jej ciętego języka, nieustępującego niczym jego własnemu. Być może zbyt często wracał myślami do tamtego dnia w ogrodzie, kiedy po raz pierwszy przyglądał się jej twarzy, włosom, oczom — i naprawdę zauważył w niej coś wyjątkowego.
Ponad wszystko pragnął usłyszeć odpowiedzi na nurtujące go pytania. Czy Ralia wiedziała, co robi? Czy była świadoma, co wydarzy się, gdy tylko dotknie kobiety, czy może poruszała się po omacku — jak pozostali Eshaar od wielu lat? Nie wierzył, że mogłaby oszukać go w tak kluczowej sprawie. W końcu sama przyznała, że nigdy nie wyrzekła się Aesira. Twierdziła tylko...
Twierdziła tylko, że Bóg traktował ich jako narzędzia w swoich rękach. Prowadził ich za ręce, mamiąc zmysły, by wykonywali jego plan bez podawania go w jakąkolwiek wątpliwość. Niczym marionetki.
Dreszcz targnął jego ciałem, gdy wspomnienie szkarłatnej krwi Ralii po raz kolejny zawitało w jego umyśle. Pragnął zapomnieć tamten znamienny wieczór, a jednocześnie wiedział, że to nigdy nie nastąpi. Tym bardziej nie po tym, jak wrzask kobiety wyrył się w jego pamięci, dźwięcząc w uszach i czyniąc jej słowa o Aesirze znacznie realniejszymi.
Zupełnie nieoczekiwanie zaczął rozumieć, jak czuła się Ralia po swoim Błogosławieństwie.
— Książę... — Czyjś głos wyrwał go z głębokiego zamyślenia, a on przeniósł spojrzenie na niewysoką blondynkę, stojącą w drzwiach.
Nosiła szaty charakterystyczne dla służących, co znaczyło, że została przysłana najpewniej przez Hiriona. Skrzywił się teatralnie, po czym odwrócił wzrok, ponownie wbijając go w nieruchome ciało Edelaan. Znał jej sylwetkę niemalże na pamięć, ze wszystkimi jej krzywiznami, ale i tak nie potrafił zmusić się do wpatrywania się w cokolwiek — lub kogokolwiek — innego. Czy można było to już nazwać obsesją?
— Książę, jego wysokość pragnie cię widzieć — spróbowała raz jeszcze służka. — Przybył Virren Dal'var.
Tym razem zwrócił się w jej stronę z zaskoczeniem i zmrużył oczy. Virren? Czy nie powinien przebywać przypadkiem w swoich rodzinnych stronach, bawiąc się w dziedzica? Jeśli faktycznie zjawił się w Erhadzie, musiało wydarzyć się coś niepokojącego.
Wstał z krzesła, by zaraz zdusić jęk bólu; całe ciało zaprotestowało przeciwko gwałtownej zmianie pozycji. Zdążył zesztywnieć przez kilkanaście godzin bezruchu, a brak snu czynił go dziwnie ociężałym. Wiedział jednak, że nie mógł pozwolić sobie na słabość — nie teraz.
Wyszedł z pomieszczenia, gdy tylko dziewczyna odsunęła się, robiąc mu przejście, po czym natychmiast zlokalizował wzrokiem strażników.
— Nikt, poza mną i królem, nie ma tutaj prawa wstępu. Zrozumiano? — warknął, a strażnicy skinęli głowami bez zawahania.
Droga do sali obrad upłynęła mu szybciej niż zwykle. Być może przez gnające, chaotyczne myśli, a może przez towarzyszące mu otępienie. Zastanawiał się, co takiego mogło skłonić Virrena do nieplanowanej wizyty, ale żadne z rozwiązań podstawianych przez wykończony umysł nie napawało Caspara optymizmem.
W końcu stanął przed wielkimi drzwiami i wkroczył do środka bez chwili zwłoki. Tym razem wcale nie planował teatralnego wejścia, ale i tak zwrócił na siebie uwagę trzech osób w pomieszczeniu. Obecność Hiriona oraz Virrena była całkowicie uzasadniona, jednak całkowicie nie spodziewał się ujrzeć swojej matki. Nie widział jej w końcu od długiego czasu — na tyle długiego, że w pierwszej sekundzie nie wiedział, kim była.
Postarzała się. Zawsze była piękną kobietą, ale życie w małżeństwie z człowiekiem takim jak Hirion miało swoje konsekwencje; jej skóra nie promieniowała zdrowym blaskiem, oczy zapadły się dziwnie, a zmarszczki poorały czoło oraz okolice ust. Niegdyś uśmiechała się radośnie, podnosząc małego Caspara wysoko ku słońcu, podczas gdy jej oczy błyszczały, pełne miłości i uwielbienia. Przez lata obserwował, jak blask znikał, zastępowany obojętnością, a nawet pogardą — do ludzi, do życia, ale przede wszystkim do siebie samej.
Nie myślał o niej zbyt często. Jedynie w momentach osamotnienia wspominał wspólnie spędzone chwile, zanim Aesir postanowił uczynić go swoim. Jako jedyna chciała go wspierać, ale szybko okazało się, że decyzja Boga Harmonii zniszczyła jej życie. A wtedy... Wtedy Caspar przestał być jej wymarzonym dzieckiem, stając się zamiast tego przykrym wspomnieniem czasów, gdy miała wszystko — zdrowego, silnego dziedzica oraz dozgonną miłość i wsparcie męża, który niczego nie pragnął tak bardzo, jak kontynuacji rodu.
Aesir zabrał jej syna, ale odmówił również dania kolejnego dziecka. Jej łono wyschło, a Hirion nigdy nie pogodził się z tym, że jego jedyny syn z prawego łoża trafił do Świątyni Aesira. Valeria Silverius została usunięta w cień, zastąpiona kochankami — młodszymi, piękniejszymi, płodnymi, choć król nigdy nie uznał żadnego z bękartów. Caspar wiedział o ich istnieniu i często zastanawiał się, czy spotka kiedyś swoje lustrzane odbicie, podróżując po kraju; Hirion bowiem nie zamierzał pozwolić, aby nieślubne dzieci dorastały pod jego dachem.
Nie dziwił się matce, że zrezygnowała z życia publicznego. Większość dni spędzała z dala od Erhadu, w posiadłości oddalonej od stolicy, gdzie panował spokój i cisza. Na początku odwiedzał ją co jakiś czas, ale ona pozostawała nieobecna, zbyt obojętna, by mógł kontynuować starania. Koniec końców odwróciła się od niego tak jak wszyscy pozostali.
Skrzywił się, tłumiąc wspomnienia, po czym spojrzał na Virrena.
— Dal'var, co cię tu sprowadza? — spytał bez ogródek, a Eshaar wstał od stołu i podszedł do Caspara.
Uściskał go mocno, po czym szepnął tak cicho, by tylko książę go usłyszał:
— Musimy porozmawiać na osobności. Tylko my i Ralia.
Najwyraźniej Hirion nie powiedział mu, co przytrafiło się Edelaan. Być może nie był pewny, czy powinien przekazywać jakiekolwiek informacje Virrenowi, a może zwyczajnie nie wiedział, jak opisać sytuację. Niemniej Caspar zamierzał szybko wyprowadzić Dal'vara z błędu — niekoniecznie w obecności króla i królowej. Nie miał pewności, jak zareaguje szlachcic z Keshiru, ale jego relacje z Ralią były... skomplikowane. Darzył ją uczuciem, co do tego nikt nie miał wątpliwości, a Silverius wolał nie ryzykować emocjonalnego wybuchu.
Niemalże skrzywił się na myśl o ewentualnych łzach i rozpaczy Virrena. Nigdy nie rozumiał, dlaczego nieustannie uganiał się za Edelaan, jeżdżąc za nią po całym świecie, ale teraz czuł dziwną niechęć na myśl, że przez te wszystkie lata nie zrobił nic, by do niej dotrzeć, podczas gdy Casparowi udało się rozbić jej skorupę w zaledwie kilka dni. Gdyby nie niewłaściwe podejście Virrena, być może nie doszłoby do całej tej sytuacji.
Gdyby tylko Dal'var w porę dostrzegł, że Ralia, którą znał, przestała już istnieć, stając się zamiast tego kimś zamkniętym we własnej krzywdzie, kimś wyjątkowo upartym i bystrym, kimś tajemniczym...
Powstrzymał swoje myśli, zanim zaszły za daleko. Jego nowoodkryta obsesja na punkcie Edelaan nie pomagała nikomu, włącznie z nim samym. Zacisnął dłonie w pięści i rozluźnił je od razu, gdy poczuł na sobie spojrzenie matki. W jednej chwili zdał sobie sprawę, że wzrok kobiety wydawał się znacznie żywszy, niż kiedy widział ją po raz ostatni.
— Obawiam się, że nie mam dobrych wieści — mruknął Dal'var, ścierając sztuczny uśmiech z twarzy Caspara.
Usiedli przy stole, a on, jak to miał w zwyczaju, położył nogi na blacie ku niezadowoleniu swojego ojca. Zignorował piorunujące spojrzenie i uniósł brwi, przyglądając się Virrenowi.
— Świetnie! Tego w końcu nam brakuje, czyż nie? — odparł ironicznie, a drugi Eshaar westchnął ciężko.
— Wasza Wysokość — zwrócił się do Hiriona z szacunkiem. — W Keshirze, zgodnie z traktatem zawartym z Asheinem, przebywa Ilia Nermes, córka króla Alluina z Ardesii. Poinformowała mnie o tym, że nie tylko w Darenarze dochodzi do zniknięć, jednak dotyczą one...
— Tylko osób pochodzących z Darenaru — skończył Hirion, wchodząc w słowo Virrenowi.
Szlachcic uniósł brwi zaskoczony, po czym skinął głową.
— A więc wieści już dotarły do Erhadu — mruknął cicho.
— Kilka dni temu odwiedzili nas posłańcy z Yirelle — odparł obojętnie, chociaż Caspar znał go zbyt dobrze, by nie dostrzegać na jego twarzy oznak oczywistego napięcia. — Przekazali nam podobną historię. Nie omieszkali również zaznaczyć, że królowa Viria niezmiernie troszczy się o naszą sytuację.
— Królowa Viria zapewne nie pragnie niczego tak bardzo jak naszej porażki — zauważył książę, a jego ojciec zgodził się powściągliwym uśmiechem.
— Zgodnie z informacjami przekazanymi mi przez Ilię, Viria po kryjomu szykuje się do wojny. Obserwuje sytuację, ale nie omieszka wykorzystać słabości Darenaru – oznajmił Virren.
Hirion roześmiał się głośno. Był to śmiech człowieka przekonanego o własnej wielkości — głupca, jak określił go w myślach Caspar. Przez wiele lat dzierżył władzę, osłabiając znacząco pozycję Darenaru, ponieważ nie było nikogo, kto mógłby mu zagrozić. W swoich oczach nie różnił się niczym od Aesira; Bóg przewodził Bogom, a on przewodził ludziom. Głupiec, pomyślał raz jeszcze, ale i tym razem zachował komentarz dla siebie.
— Viria nie dysponuje wystarczającą armią, by najechać Darenar. Roznieślibyśmy ich w pył — oznajmił kpiąco król, a Virren zmarszczył brwi, przyjmując typową dla siebie, zatroskaną minę.
Caspar w jednej chwili poczuł, jak jego serce zamiera. Zrozumiał, że Dal'var nie fatygowałby się aż do Erhadu, gdyby nie stało za tym coś więcej, niż jedynie plotki o mobilizacji w szeregach Virii. Przełknął ślinę nerwowo, co nie uszło uwadze jego ojca i matki.
— Mów, Virrenie — poprosił wyzutym z emocji głosem, a szlachcic westchnął ponownie.
— Królowa nie dysponuje taką siłą. Planuje jednak zwrócić się o pomoc do drugiego sąsiada, o ile już tego nie zrobiła.
Hirion zerwał się z miejsca. Poczerwieniał na twarzy, a jego zwykle chłodne oblicze zaczęło kipieć furią. Wyraźnie nie spodziewał się, że ktokolwiek mógłby przeciwstawić się jego władzy — a już na pewno nie dopuszczał do siebie myśli, iż którykolwiek z sojuszników mógłby wystąpić przeciwko niemu. Myśl o połączeniu sił Yirelle z Asheinem napawała go złością, ale również strachem — właśnie on błyszczał w jego oczach, przykryty butą i próżnością, którą Caspar znał aż za dobrze.
— Hirionie... — Cichy głos Valerii rozległ się w pomieszczeniu, a książę poczuł ukłucie tęsknoty.
Być może straciła dawną urodę i pasję, ale wciąż brzmiała jak kobieta, którą przez długie lata kochał bezgranicznie. Od dawna jednak nie słyszał, by zwracała się do kogokolwiek z taką czułością. Niemalże nie chciał wierzyć, że wyrzekła się miłości do niego — swojego jedynego syna — podczas gdy dalej wielbiła mężczyznę, który traktował ją niczym bezużyteczną rzecz.
— Wysłuchaj, co Eshaar ma do powiedzenia — poprosiła cicho, kładąc dłoń na ramieniu męża.
Miał ochotę roześmiać się gorzko, gdy jego ojciec strząsnął rękę Valerii i spojrzał na nią z odrazą, zmuszając kobietę do skulenia się. Tyle masz ze swojej miłości, matko, pomyślał z bólem, po czym odwrócił wzrok.
Virren przyglądał mu się ze zrozumieniem, które sprawiło, że poczuł się jeszcze bardziej parszywie. Dotąd Eshaar nigdy nie widzieli, jak wyglądały relacje w rodzinie królewskiej, a on nie był wystarczająco głupi, by się tym dzielić. Teraz prawda wyszła na jaw, na dodatek w obecności najbardziej uporczywie troskliwego człowieka, jakiego miał okazję poznać.
— Ilia twierdzi, że jej ojciec nie jest wcale skory do pomocy królowej Yirelle. Niekoniecznie spieszy mu się również do udzielenia wsparcia Darenarowi. W ostatnich latach Ashein stał na uboczu, jednak Alluin zdaje sobie sprawę, że taki stan rzeczy nie może się utrzymać długo. Dlatego wesprze tego, kto zaoferuje więcej — oświadczył Dal'var i w końcu odwrócił wzrok, przenosząc go z powrotem na króla.
— Wychowałem jego córkę — wycedził przez zęby Hirion. — Twój ojciec wychował drugą.
— Jednak żadna z nich nie została wydana za mąż — zauważył Caspar. — Ilia nie wyszła za Virrena, czego zapewne pragnął Alluin, a Enila nie jest moja. — Skrzywił się mocno na wspomnienie asheińskiej księżniczki.
Była piękna, tego nie mógł jej odmówić. Nigdy nie pragnął jednak wiązać się z posłuszną do granic możliwości, uległą kobietą, która nie potrafiła wypowiedzieć słowa w swojej obronie. Przyglądał się swojej matce zbyt długi czas, by sądzić, że poddańczość stanowiła zaletę. Dlatego też nigdy nie zabiegał o jej względy, a kiedy ojciec oznajmił mu, że oczekuje od niego ślubu z księżniczką, dołożył wszelkich starań, aby odwieść go od tego pomysłu. Koniec końców Aesir zrobił to za niego; gdy tylko otrzymał znamię, Enila zaczęła uciekać przed nim w popłochu.
Ilia, w przeciwieństwie do siostry, miała w sobie znacznie więcej ikry. Caspar przez pewien czas sądził nawet, że to właśnie ją wolałby u swego boku, jeśli faktycznie przyszłoby mu rządzić. Z perspektywy czasu dostrzegał, jak wielkiej katastrofy uniknął, patrząc na zmarnowane oblicze Virrena, który musiał znosić jej towarzystwo.
— I czyja to wina, synu? — wysyczał Hirion, a książę uniósł brwi.
— Jeśli znów zamierzasz obrażać Aesira, ojcze, radziłbym się zastanowić — oznajmił zimno, a Valeria opadła na krzesło, wyraźnie cierpiąc na widok relacji syna z ojcem.
— Cóż, skoro już mowa o małżeństwie... — wtrącił się Virren. — Ilia uważa, że jej ojciec zgodziłby się poprzeć Darenar, gdyby doszło do jakiejkolwiek wojny, jeśli... — przełknął ślinę. — Jeśli zgodzę się ożenić z Ilią.
Hirion przez moment przyglądał mu się z uwagą. Pod maską spokoju wciąż buzowała w nim wściekłość, a Caspar nie wątpił, że najchętniej sam wypowiedziałby Asheinowi wojnę, bo Alluin ośmielił się odwrócić od sojuszu. Na dodatek odważył się negocjować poprzez swoją córkę — i to nie z samym królem, a ze zwykłym, podrzędnym szlachcicem.
— Alluin pozwala sobie na zbyt wiele — warknął władca. — Jeśli sądzi, że zwyczajnie zgodzę się na jego warunki, to się grubo myli.
— Właśnie w tej sprawie tu przybywam, Wasza Wysokość — zapewnił od razu Virren. — Wraz z ojcem uznaliśmy, że musimy bezzwłocznie poinformować cię o zaistniałej sytuacji. Wydaje się nam, że najlepszym rozwiązaniem...
— Sam o tym postanowię — przerwał wściekły Hirion. — To rozmowa, która powinna się toczyć w obecności Rady, a nie... — urwał, zerkając na Valerię oraz Caspara.
— Dziedzica tronu, którego od lat dyskredytujesz, oraz kobiety, którą szczerze gardzisz — parsknął książę, ignorując zaskoczenie w oczach Virrena oraz ból matki. — To twoja ukochana Rada doprowadziła do tej sytuacji, musisz zdawać sobie z tego sprawę. Od lat podejmujesz fatalne decyzje, zarówno jako władca, jak i ojciec. Myślisz, że dlaczego Viria choćby pomyślała o zaatakowaniu Darenaru? Dlaczego Alluin uznał, że może cię szantażować?
Z każdym kolejnym słowem król znajdował się coraz bliżej syna, a on wstał, wiedziony wściekłością. Gdy tylko skończył mówić, Hirion zamachnął się w furii, zmuszając Caspara do obrony. Uchylił się, po czym chwycił jego rękę i wykręcił za plecy, wykorzystując rozpęd ciała króla, który zatoczył się do przodu po nieudanym ciosie.
— Nie pozwolę, żeby twoja duma i arogancja doprowadziły do upadku tego królestwa. Nie dlatego, że Aesir tego ode mnie wymaga, ale dlatego, że wciąż jestem twoim jedynym dziedzicem, a ludzie, którzy giną, to moi poddani — powiedział cicho, nie pozwalając Hirionowi wyrwać się z uścisku.
Po raz pierwszy od długiego czasu poczuł się jak książę, a nie jak wyrzutek. Poczuł władzę, która zaślepiła jego ojca do tego stopnia, że był gotów zniszczyć wszystko, byle się przy niej utrzymać. Caspar zamierzał jednak zrobić co w jego mocy, żeby nie pójść tą samą drogą. Na przekór każdemu, kto kiedykolwiek w niego zwątpił. Ku czci Boga, który powierzył mu misję.
W tamtej chwili nie dbał o swoje wątpliwości, które jeszcze godzinę wcześniej dręczyły umysł i spędzały sen z powiek. Był ostrzem w ciemności, Cieniem, kroczącym ukrytą drogą, ale był również gotów stać się kimś więcej — jedną z licznych twarzy Aesira, którą będzie znał każdy, kto odważy się mu sprzeciwić.
Rozluźnił ucisk i wyprostował się z dumą. Omiótł spojrzeniem pozostałych — zszokowanego Virrena oraz płaczącą cicho matkę. Cieszył się, że ta chwila miała świadków. Cieszył się, że byli to akurat oni — kobieta, która się od niego odwróciła, oraz druh, który stał się jego prawdziwą rodziną, choć nigdy nie był tego świadomy.
— Zwołuj swoją radę. Oczekuję jednak, że zarówno ja, jak i Virren będziemy na niej obecni. Jeśli nie, pożałujesz — oznajmił lodowatym tonem, po czym skinął Dal'varowi głową i obaj ruszyli do wyjścia.
***
Virren nie mógł powstrzymać łez. Kolejne krople spływały po jego twarzy, a na ich miejsce pojawiały się nowe, równie gorące i piekące. Ralia Edelaan wydawała się martwa, chociaż jej klatka piersiowa unosiła się rytmicznie; mimo to za każdym razem obawiał się, że dzieje się to po raz ostatni. Jej ciemne oczy pozostawały zamknięte; widziały jedynie mrok. Bał się, że gdy tylko je otworzy, ciemność zamieszka także w nim, jeśli pozwoli sobie na zbyt długi kontakt.
Jak do tego doszło? Jakim cudem leżała tutaj, pozbawiona życia, podczas gdy nieznana kobieta, która padła wcześniej ofiarą porwania, wróciła do pełni zdrowia? Pomyślał o Tessie Edelaan, kolejnej zaginionej, zapewne błąkającej się po Darenarze w poszukiwaniu drogi do domu. Jeśli istniała jakakolwiek szansa na ratunek również dla niej, Ralia bez żadnego zawahania oddałaby za to życie. Tymczasem nie była nawet świadoma, że jej matka zniknęła. Spóźnił się. Spóźnił się, choć obiecał, że przekaże jej wieści.
Skąd jednak mógł wiedzieć?
Widok dawnej miłości wstrząsnął nim jeszcze bardziej, niż widok Caspara sprzeciwiającego się królowi. Nie spodziewał się, że rozmowa z Hirionem przebiegnie w takiej atmosferze, ale po raz pierwszy czuł się, jakby zajrzał w głąb duszy księcia — i nienawidził tego, co tam ujrzał. Podczas gdy on — Virren Dal'var — dorastał w kochającej, acz wymagającej rodzinie, dziedzic tronu zmagał się z arogancją i próżnością ojca oraz nieobecnością matki, która niewiele różniła się od zaginionych ludzi, pozbawionych iskry życia.
Mimo to w obliczu nieruchomego ciała Ralii, wszelkie inne problemy traciły na znaczeniu.
— Uzdrowiciele nie mogą niczego zdziałać? — spytał drżącym szeptem, a Caspar pokręcił głową, przyglądając się kobiecie z czymś, co Virren uznał za niezwykle znajome.
— Fizycznie nic jej nie dolega. Cokolwiek się dzieje, nie sądzę, by był to problem znany ludzkości.
Obserwował dłoń księcia ze skupieniem, gdy ten przesunął palcami po chłodnym policzku Ralii. Wydawał się niemalże nieobecny, co tylko potwierdzało autentyczność gestu. Z jakiegoś powodu Caspar nie uważał jej już za wroga — wprost przeciwnie. Virren poczuł ukłucie zazdrości, po czym przypomniał sobie, że jego relacja z Edelaan należała do przeszłości — a przynajmniej ta romantyczna część. Przez długi czas nie chciał z niej rezygnować, ale ostatnie wydarzenia i zachowanie kobiety skutecznie uświadomiły mu, że żył wspomnieniami.
— Myślisz, że się obudzi? — spytał, a Silverius ocknął się, po czym natychmiast opuścił dłoń.
Przez moment wpatrywał się we własne palce ze zmarszczonymi brwiami, by w końcu zacisnąć je w pięść i odwrócić się w stronę okna, zapewne w wyrazie buntu wobec własnych myśli oraz uczuć.
— Mam szczerą nadzieję. Musi odpowiedzieć na wiele pytań — mruknął pustym głosem.
— Aesir nie pozwoliłby, żeby stała jej się krzywda — stwierdził Virren. — Jest jego ulubienicą, czyż nie?
— Owszem. Z jakiegoś powodu wybrał akurat ją. Zapewne nie wiesz, ale Aesir składa jej regularne wizyty — powiedział ironicznie Caspar. — Przychodzi do niej we śnie i przekazuje informacje.
Virren zamarł, kompletnie zaskoczony. Niemalże nie chciał wierzyć w te słowa, ale książę wydawał się śmiertelnie poważny. Jeśli jednak mówił prawdę, dlaczego Ralia pozwalała pozostałym Eshaar poruszać się po omacku? Skoro posiadała wiedzę, dlaczego nic nie mówiła? Czy nienawidziła ich wszystkich tak bardzo, by radować się ich nieustannym zagubieniem?
— Jakie informacje? — spytał zmęczonym głosem i opadł na szezlong stojący przy ścianie.
— Nie udało mi się wydobyć ich wszystkich. Wiem jednak, że w dniu Błogosławieństwa podzielił się z nią wizją końca świata. Wiem również, że z jakiegoś powodu pokazał mi ten sam obraz co jej, a raczej jego namiastkę. Pojedynczą scenę wyrwaną z kontekstu. Tymczasem nasza droga Ralia otrzymała znacznie więcej. I zdaje się, że właśnie to ją złamało.
Virren milczał, oczekując na ciąg dalszy opowieści, jednak słowa Caspara zdążyły obudzić w nim współczucie dla Edelaan. Przez pierwsze lata pogoni za przyjaciółką naprawdę wierzył, że chodziło jedynie o czerń i to, co oznaczała. Być może wykazywał się głupotą, sądząc, iż kobieta okazałaby się na tyle małostkowa, żeby obrazić się na Aesira z powodu jego decyzji. Uważał również, że wróci do Świątyni, kiedy tylko dotrze do niej, jak pochopnie postępowała.
Tymczasem ona nie tylko nie wracała, ale również oddalała się coraz bardziej. Dawna, wiecznie uśmiechnięta i pogodna dziewczyna zniknęła bezpowrotnie, a on desperacko walczył, by sprowadzić ją do domu. Domu, najwyraźniej kojarzącego jej się nie tylko z latami beztroski, ale również z cierpieniem, ofiarowanym przez tego, którego kochała najmocniej.
— Jeśli wierzyć jej słowom, nie otrzymała od niego żadnych konkretnych informacji. Żadnych wskazówek, co do miejsca, czasu, a już na pewno nie przekazał jej planu działania. Dał tylko wizję tego, co stanie się, jeśli zawiedziemy — kontynuował Caspar, po czym westchnął, pozwalając, by na jego twarzy pojawił się ból. — Nie wiem, co w niej było, Virrenie, ale widziałem, co samo wspomnienie tego dnia robi z Ralią. — Potarł nieprzytomnie przedramię, zupełnie jakby sam zniknął w czeluściach pamięci.
— Jeśli faktycznie zobaczyła coś tak strasznego, dlaczego nie podzieliła się tym ciężarem z nami?
— Też o to pytałem — prychnął Caspar. — Dalej sądzę, że właśnie tak powinna była postąpić, jednak coraz bardziej rozumiem, dlaczego tego nie zrobiła. Od lat żyje z paskudnym wspomnieniem, a jednocześnie nie wie nic, co pozwoliłoby powstrzymać nadchodzące wydarzenia. Wie tylko, że nastąpią, jeśli zawiedziemy, a jako jedyna zna ogrom zniszczeń. Co by nam przyszło z tej wiedzy, Virrenie? Czy zrobiłbyś cokolwiek inaczej? Jak przygotować się na koniec świata, który nadejdzie nie wiadomo kiedy i nie wiadomo dlaczego?
Niezależnie od trafności słów Caspara, nie mógł powstrzymać poczucia zdrady. Obowiązkiem Ralii było stanięcie na czele Eshaar, tym bardziej w obliczu relacji, łączącej ją z Aesirem. Tymczasem pozwoliła, żeby miotali się przez lata, szukając sensu istnienia. Być może planowała nieść ciężar sama, ale w rzeczywistości wcale tak nie było; dzielili go wszyscy. Nie wiedzieli tylko, co właściwie nieśli.
Myśl o tym, że gdyby Ralia zaufała mu tak jak w dniach przed Błogosławieństwem, uniknąłby perspektywy ślubu z Ilią, napawała go żałością. Po raz pierwszy od lat naprawdę się na nią złościł.
— Nie spodziewałbym się, że akurat ty będziesz jej bronić — stwierdził, a brzmienie jego głosu zmusiło Caspara do spojrzenia w stronę Virrena.
Książę przekrzywił głową i pozwolił sobie na ironiczny uśmiech, tak często goszczący na jego obliczu.
— Nie spodziewałbym się, że akurat ty przestaniesz — odparł beztrosko. — Daj spokój, Dal'var. Obawiam się, iż szansa na utarcie jej nosa minęła bezpowrotnie. Jeśli Ral się obudzi, cała i zdrowa, z miejsca awansuje na naszą jedyną broń przeciwko temu, co nadchodzi. Albo już nadeszło.
— Sądzisz, że to zasługa Aesira?
— A kogóż innego? Czy to nie on decyduje o naszych losach? Być może właśnie dlatego nawiedza właśnie ją. Ze względu na to, co jej ofiarował w Darze.
Virren otworzył usta ze zdziwienia, kiedy dotarł do niego sens słów Caspara. Przez lata zastanawiał się, czym jest Ilaan Ralii, która chroniła tę informację lepiej niż cokolwiek innego. Co, jeśli nie robiła tego z czystej przekory? Co, jeśli, aż do tego momentu, sama go nie znała?
Wcześniejsza złość wyparowała, a współczucie wróciło ze zdwojoną siłą. Nie chciał mieć racji — nie tym razem. Gdyby jego podejrzenia okazały się prawdziwe, znaczyłoby to, że Aesir przez tyle lat kazał jej dźwigać ciężar przyszłości, jednocześnie pozwalając wierzyć, iż pozbawił ją tego, czego pragnął każdy kapłan. Serce zakłuło go na samą myśl, że Bóg mógłby być tak okrutny, ale jego umysł szybko podsunął mu wspomnienie legend o Cieniach Aesira.
Nie powinien być tym zaskoczony. Nie powinien również odwracać się od Ralii, skoro ona nie odwróciła się od nich, mimo że została złamana. Słowo, którego użył Caspar, by opisać jej stan, nagle wydało mu się znacznie właściwsze niż wcześniej.
— Och, Ral... — westchnął cicho, a Caspar zacisnął usta.
Przez moment milczeli, wpatrując się w nieruchomą sylwetkę kobiety. Virren pogrążył się w chaotycznych myślach, krążących wokół wszystkiego i niczego. Miał wrażenie, że dopiero czas pomoże mu ułożyć wszystko w całość. Nie był za to pewny, czy spodobają mu się wnioski, do jakich dojdzie. Jego los został jednak przypieczętowany dawno temu, a sprzeciwianie się nieuniknionemu zdawało się bezcelowe.
W końcu ciszę przerwał Silverius, który w międzyczasie ponownie podszedł do łóżka i przysiadł na jego krawędzi.
— Nie mogę wyrzucić z głowy jej słów... Jesteśmy jedynie Cieniami, idącymi tam, gdzie on wskaże — wyszeptał, a coś w jego głosie sprawiło, że Virren zadrżał. — Wtedy czułem wściekłość, że ośmieliła się to powiedzieć. Zasugerowała, że jesteśmy tylko narzędziami, bezwolnymi, niemającymi wpływu na podejmowane decyzje. Teraz zaczynam się zastanawiać, czy mała buntowniczka nie ma czasem racji.
— To niebezpieczne myślenie, Casparze — zauważył, a książę roześmiał się lekko.
— Ralia myśli w ten sposób od lat. Nie widzę, żeby Aesir próbował ją jakoś ukarać.
— Ralia jest...
— Wyjątkowa — przerwał mu Silverius. — Tak, wiem. Wskazują na to wszystkie znaki na niebie i ziemi. Przez długi czas nie rozumiałem twojej pogoni za tą głupią dziewuchą, której wydawało się, że ona jedna straciła wszystko. Tak się składa, że ja również nieco ucierpiałem — dodał gorzko, a Virren po raz pierwszy naprawdę rozumiał ogrom strat poniesionych przez przyjaciela. — Zastanawiałem się, co daje jej prawo do zachowywania się w ten sposób, podczas gdy ja pozostaję do bólu lojalny.
— Aesir bez wątpienia docenia twoją wiarę — odparł automatycznie, a Caspar zaśmiał się ponownie, tym razem gorzko.
— Czyżby? Mam wrażenie, że celowo splótł losy moje i Ral, chcąc przetestować, jak wierny naprawdę się okażę. Ta kobieta... — Zacisnął usta, po czym pokręcił głową. — To katastrofa, Virrenie. Chodząca katastrofa, nieufna, wredna, oziębła...
— A ty i tak nie możesz przestać o niej myśleć, czyż nie?
Caspar odwrócił się w jego stronę i przez moment nie mówił nic, wyraźnie szukając na twarzy przyjaciela oznak złości czy zazdrości. Virren, wbrew swoim wcześniejszym myślom, czuł jednak tylko rozbawienie.
— Nigdy ci tego nie powiedziałem, ale w dniu mojego Błogosławieństwa oprócz Daru otrzymałem także polecenie. Prowadź ją, Virrenie — powiedział, a Silverius wstrzymał oddech zaskoczony. — Od tamtego dnia nieustannie próbowałem sprowadzić ją do domu, z wiadomym skutkiem. Jednak z jakiegoś powodu Aesir wcale mnie za to nie ukarał.
— Może dlatego, że prowadzenie Ralii Edelaan zakrawa o cud — burknął Caspar.
— Prawdopodobnie — zgodził się Virren, uśmiechając się łagodnie. — Nie zmienia to faktu, że z chęcią oddam ci ten obowiązek, przyjacielu. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują również, że masz na nią większy wpływ niż ja.
— To by znaczyło, że Aesir się pomylił — zauważył Silverius, ale on jedynie wzruszył ramionami.
— Nie sądzę. Uważam raczej, że spełniłem swoją rolę na tyle, na ile to było możliwe. Znalazła się w końcu tam, gdzie powinna.
— Naprawdę sądzisz, że powinna tu być?
Spojrzał na Ralię i zdusił budzący się ponownie smutek. Powinna rozmawiać z nimi, próbując ustalić jakiś sensowny plan. Powinna im wszystko wyjaśnić, by nie pozostało już żadnych tajemnic, mogących obrócić się przeciwko nim. Leżała jednak nieruchomo, pozbawiona życia, a oni nie umieli jej pomóc.
— Aesir nie pozwoli jej odejść — oznajmił z mocą i zacisnął pięści. — Jest jej to winien.
— Obawiam się, że to marny argument.
— Wciąż jedyny, jaki mamy. Poza tym Ralia to wojowniczka. Niezależnie od wszystkiego, zawsze stawia na swoim. Nie da się pokonać jakiejś błahostce.
— Wieczny optymista — parsknął Caspar. — Mam jednak nadzieję, że tym razem się nie mylisz. Brakowałoby mi jej wiecznego zrzędzenia.
Virren ponownie się roześmiał, słysząc cień sentymentu w głosie księcia. Nigdy nie spodziewał się, że akurat oni staną się sobie bliscy, ale miało to sens. Oboje stracili wiele, oboje mierzyli się z demonami, o których Dal'var mógł jedynie słuchać. Posmutniał, kiedy przypomniał sobie o Tessie Edelaan, jednak zdusił smutek w zarodku. Powiedział przecież prawdę — Ralia naprawdę była wojowniczką. Bał się, że wieści o matce ją złamią, ale...
Wyglądało na to, iż Aesir zdołał dokonać tego wcześniej.
***
Wyjątkowo długi wyszedł ten rozdział, ale dobrze - nie sądzę, żebym mogła sobie pozwolić obecnie na pobieżne opisywanie zdarzeń :D
Zaczęłam już prace nad kolejną częścią, co może być zwiastunem większej regularności, ale jedna jaskółka wiosny nie czyni, więc nie będę tutaj składać obietnic ani deklaracji... Trzymam kciuki sama za siebie xd
Jak się podobał rozdział? :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro