10. Artysta
Ralia wiedziała, że coś się zmieniło, nawet jeśli świat wciąż wyglądał dokładnie tak jak wcześniej, z żarem lejącym się z nieba i sporadycznymi podmuchami wiatru, niosącymi za sobą tumany kurzu, osiadające na jej twarzy, włosach, szatach.
Coś się zmieniło, a ona nie potrafiła nawet zerknąć na jadącego obok Caspara, chociaż czuła na sobie każde jego spojrzenie, zupełnie jakby one także odciskały piętno na jej skórze. Paliły niemalże tak mocno jak dłonie — poranione i obolałe od nieustannego trzymania wódz. Mimo to łatwiej jej było udawać, że nic się nie stało, a prawda wciąż spoczywała tak głęboko w czeluściach umysłu, jak wcześniej.
Wstydziła się. Wstydziła się tego, że po raz kolejny pozwoliła, aby przeszłość powróciła i zdobyła nad nią władzę, czyniąc ją jednocześnie bezbronną. Momentami zastanawiała się nawet, czy była to wina tłumienia emocji, swego rodzaju wyparcia wspomnień, czy może raczej czegoś zupełnie innego — boskiej ingerencji. Mimo wcześniejszego nakazu milczenia, wcale nie zdziwiłaby się, gdyby to Aesir postanowił zmusić ją do wyznania chociaż części prawdy, ale nie potrafiła znaleźć ani jednego powodu, dla którego miałoby mu zależeć na tym, aby akurat Caspar Silverius stał się kolejnym powiernikiem sekretu.
Wstyd nie był jedynym, co czuła. Nawet przyznanie tego przed samą sobą stanowiło nie lada wyzwanie, ale Ralia nie umiała zwalczyć porażającej fali ulgi, która zalewała jej ciało. Po raz pierwszy od długiego czasu towarzystwo nie wydawało jej się zbędnym balastem. Wciąż strzegła tajemnicy, powierzonej jej przez Aesira, jednak nie musiała już pilnować każdego słowa, każdego gestu, by ukryć sam fakt jej istnienia. Wątpiła, by Caspar zrezygnował z prób dotarcia do prawdy, ale przynajmniej przestał uważać Ralię za zdrajczynię, co widziała w każdym jego spojrzeniu.
Mimo to nie umiała powstrzymać dziwnej nieśmiałości, która obudziła się w niej na skutek wydarzeń poprzedniej nocy. Czuła się dziwnie naga; pozwoliła mu dostrzec coś, czego nie pokazywała nikomu wcześniej — nawet Virrenowi, który przecież podążał za nią, gdziekolwiek się nie udała. Być może dlatego milczała? Może i Caspar milczał, aby zwyczajnie obserwować jej twarz w poszukiwaniu kolejnych przebłysków emocji, które do tej pory trwały w uśpieniu?
Mimo całej niepewności oraz niepodważalnej zmiany, która zaszła w ich relacji, Ralia nie zamierzała zdradzać księciu więcej. I tak wiedział już zdecydowanie zbyt dużo.
— Twoje ręce znowu krwawią — powiedział w końcu cicho Caspar, a ona zerknęła na niego kątem oka, po czym przeniosła wzrok na przesiąknięte szkarłatem opatrunki. — Wciąż nie rozumiem, jak zdołałaś przebić skórę paznokciami. I to w tak paskudny sposób...
— Nie myślałam trzeźwo — odparła suchym tonem i wypuściła wodze z dłoni.
Frilla momentalnie opuściła łeb, choć szła posłusznie dalej — prosto, w sam środek pustyni, która zdawała się nigdy nie kończyć. Ralia podejrzewała, że od Erhadu dzieliło ich jeszcze kilka godzin drogi, ale nieubłagany żar opóźniał podróż, podobnie jak ciężka atmosfera, która czyniła każdy krok trudniejszym.
— Ral...
— Nie mów tak do mnie — przerwała mu ostro i zmarszczyła brwi. — Wczorajsza rozmowa nie czyni nas przyjaciółmi.
— Tylko czekałem, aż zaczniesz ponownie budować wokół siebie mur — parsknął Caspar. — Powinnaś się cieszyć, Ral. Nie uważam cię już za bezbożnicę. W gruncie rzeczy chyba bliżej ci do boskiej wybranki, choć nie wierzę, że w ogóle przeszło mi to przez usta.
Ralia spojrzała w niebo z irytacją, a po wcześniejszej uldze nie został żaden ślad. Być może czuła się lepiej, wiedząc, że istniał ktoś, kto znał choć część prawdy, ale jednocześnie Silverius wydawał się najgorszą osobą, by dzielić z nią jakiekolwiek tajemnice.
— Już ci mówiłam... Jestem narzędziem, podobnie jak ty. Nie ma w tym nic zaszczytnego.
— Być może patrzyłbym na sprawy w ten sposób, gdybym znalazł się na twoim miejscu. A może nie. — Caspar wzruszył ramionami. — Wciąż jesteś tą, której Aesir postanowił powierzyć jakieś informacje, czyż nie? Nie chcesz wyznać nam prawdy, ale, prędzej czy później, będziesz musiała zaakceptować, że bez naszej pomocy nie osiągniesz niczego. Po co więc czekać? I na co?
— Nie wiem, co nadchodzi ani jak to zatrzymać — przypomniała mu Ralia, a Silverius nie odpowiedział.
Wbił wzrok w horyzont, a na jego czole pojawiła się zmarszczka. Edelaan nie miała jednak wątpliwości, że wcale nie zrezygnował z dalszych prób dotarcia do prawdy. Mimo to, nawet chwila milczenia dawała jej upragnione wytchnienie. Otarła pot z czoła, a dłonie zapiekły wściekle pod wpływem soli. Zdusiła jęk, który próbował wyrwać się z gardła, i zacisnęła powieki, walcząc z mdłościami.
— A świat spłonie krwią tych, którzy wyprą się jej imienia.
Głos Caspara zmusił ją do otworzenia oczu; w jego ustach słowa te brzmiały niemalże poetycko. Pierwszy raz nie poczuła jedynie obezwładniającego strachu, ale również dziwną fascynację, zupełnie jakby przysłuchiwanie się przepowiedni wypowiedzianej w tak melodyjny, niemalże śpiewny sposób całkowicie zmieniło jej wydźwięk.
— Kim jest ona? — spytał Silverius i spojrzał na Ralię.
— Nie wiem — odparła szczerze, choć jej głos zabrzmiał słabo, niepewnie. — Gdybym wiedziała, sprawy miałyby się inaczej.
— Gdybyś nam powiedziała... — zaczął Caspar i pozwolił, aby reszta słów zawisła w powietrzu, chociaż wyraźnie nie zamierzał kończyć zdania.
— Dajże już spokój, co? Zrobiłam to, co uważałam za słuszne i postąpiłabym tak samo, gdybym dostała szansę cofnięcia się w czasie. — Wypuściła ze świstem powietrze. Nie musiał wiedzieć, że działała na polecenie samego Aesira — Kiedy podejmowałam decyzję, nie było zresztą żadnych nas. Byłam tylko ja i Bóg, który milczał. Który wciąż milczy...
— A jednak kazał ci odpowiedzieć na wezwanie — zauważył Silverius, ku niezadowoleniu Ralii.
Samo wspomnienie tamtej nocy wzbudzało w niej silną niechęć, połączoną z goryczą i wstydem. Spuściła wzrok, wbijając go w ciemną grzywę Frilli, maszerującej dzielnie przed siebie, chociaż co jakiś czas potykała się o pojedynczy kamień w wyrazie zmęczenia. Ralia nie odpowiedziała, a z ust księcia wyrwało się ciężkie westchnienie. Nie zrezygnował jednak z zadawania kolejnych pytań.
— Skąd wiedziałaś, czego od ciebie oczekuje? W jaki sposób powiedział ci, co masz robić?
Jak właściwie mogła to wytłumaczyć? Przyznać, że zjawiał się wtedy, gdy najmniej się tego spodziewała, przyjmując postać pięknego młodzieńca, mamiącego zmysły? Nawet w jej głowie nie brzmiało to wiarygodnie, a nie chciała, aby Caspar uznał ją za kłamcę. Już i tak doszukiwał się w każdym jej słowie drugiego dna i oznak fałszu. Co zrobiłby, gdyby poznał prawdę? Czy w ogóle by jej uwierzył?
Nieistotne, skarciła się w myślach. Aesir wciąż wymagał od niej posłuszeństwa. Musiała strzec sekretu tak długo, jak to możliwe, nawet jeśli wiązało się to z kolejnymi kłamstwami, które zapewne miały ją słono kosztować.
— Sen — powiedziała w końcu z niechęcią. — Zesłał sen, w którym pokazał mi ciało jednej z zaginionych. A potem usłyszałam jego głos, nakazujący stawienie się w Świątyni.
— Tylko tyle? — spytał książę, brzmiąc na wyraźnie rozczarowanego.
— Tak. Możesz więc przestać uważać mnie za boską wybrankę — dodała kpiąco i umilkła, chwytając ponownie wodze.
Zignorował przekleństwa, cisnące się na usta, gdy ból ponownie dał o sobie znać, po czym ścisnęła boki konia łydkami, a zwierzę posłusznie ruszyło nieco szybciej.
— Do Erhadu już niedaleko. Pospieszmy się — mruknęła, a Caspar wymamrotał coś pod nosem, chociaż nie zaprotestował.
Nie dziwiła się, że postanowił dać jej chwilowy spokój. Wciąż czekało ich wiele wspólnie spędzonych dni, co wiązało się z ogromną ilością czasu, by spróbować osłabić wolę Ralii. Spojrzała na niego kątem oka i skrzywiła się, gdy dostrzegła na jego twarzy nieznaczny uśmiech, dodający mu niejako chłopięcego uroku. W dalszym ciągu nie mogła uwierzyć, że nawet w samym środku pustyni mógł wyglądać jak arystokrata, ale w obecnej sytuacji był to jej najmniejszy problem.
Pod figlarnym uśmiechem krył się ktoś niezwykle niebezpieczny — cwany, przebiegły i ponadprzeciętnie inteligentny. Od początku wiedziała, że musi się mieć na baczności, ale...
Coś się zmieniło, a ona zaczęła obawiać się Caspara z zupełnie innego powodu — nie dlatego, że próbował odkryć jej sekret. Bała się, że w pewnym momencie przekona ją do swoich racji, roztaczając przed nią niezwykle kuszącą wizję współpracy i wsparcia, które — w przeciwieństwie do samotności — uczyniłyby wizję przyszłości nieco bardziej znośną. Nie wiedział, że próbował przekonać ją do zignorowania boskiego polecenia, a ona niespecjalnie chciała mu o tym mówić.
Wiara Caspara, w przeciwieństwie do fanatycznej miłości Virrena, została ugruntowana w przeświadczeniu o jej słuszności. Zastanawiała się, czy dalej myślałby w ten sposób, gdyby wiedział, kto postanowił ukryć prawdę przed pozostałymi Eshaar. Jakaś jej część — ta niedorzecznie lojalna wobec Aesira — obawiała się reakcji księcia. Rozłam był wszakże ostatnią rzeczą, której potrzebowali w świetle nadchodzących wydarzeń.
Wolała wziąć winę na siebie. Wolała dalej odgrywać rolę zbuntowanej, pełnej goryczy kobiety, niż przyznać, że Bóg oszukał ich wszystkich.
***
Caspar czuł się dziwnie. Nie przypominał sobie, aby pałac w Erhadzie kiedykolwiek gościł kilku Eshaar na raz, ale chyba nie tylko on boleśnie zdawał sobie z tego sprawę; nawet z odległości wyczuwał napięcie w ciele Ralii, która stawała się tym bardziej ponura, im bliżej stolicy się znajdowali. Wyraźnie nie cieszyła się z wizyty w Klejnocie Pustyni, jak wielu określało piękną twierdzę, w której wychował się Silverius. Zastanawiał się, czy kobieta kiedykolwiek zapuściła się tak daleko na wschód kraju, ale szczerze w to wątpił, sądząc po tym, jak ciężko zniosła podróż.
Gdy tylko dotarli do bramy, położonej tuż u podnóża Wzniesienia Irlana, na którym został zbudowany pałac, strażnicy natychmiast zastąpili im drogę, chociaż bez wątpienia rozpoznali Caspara. Ich nieufne spojrzenia zatrzymały się jednak na Ralii i dosiadanym przez nią wierzchowcu.
— Książę Silverius — mruknął jeden z mężczyzn. Po sygnecie, znajdującym się na jego palcu, Caspar wywnioskował, że pełnił rolę dowódcy oddziału. — Kolejna wizyta w tak krótkim czasie? To dość nietypowe.
— Podobnie jak zadawanie księciu takich pytań — odparł Silverius i zmrużył oczy. — Otwórzcie bramę.
— Obawiam się, że to niemożliwe. Król Hirion wydał rozporządzenie, na mocy którego nikt obcy nie ma wstępu do pałacu.
— Rozumiem, że to rozporządzenie obejmuje także jego syna? — zakpił, a strażnicy wymienili spojrzenia.
— Nie, panie. Ale twoja towarzyszka...
— Jest, jak sam powiedziałeś, moją towarzyszką. Na dodatek nie przybyła tutaj w poszukiwaniu rozrywki, tylko jako Eshaar. Otwórzcie bramę — nakazał bardziej stanowczo, używając tonu zarezerwowanego dla księcia.
Ralia posłała mu dziwne spojrzenie, ale udał, że wcale nie zauważył nagłego poruszenia kobiety. Wciąż przeszywał wzrokiem dowódcę, aż ten skapitulował i wydał sygnał otwarcia bramy, której wrota rozchyliły się z głośnym jękiem.
Chwilę później wspinali się już w górę, a Caspar zmusił ramiona do rozluźnienia, gdy zdał sobie sprawę z tego, jak to krótkie spotkanie zdołało wpłynąć na jego postawę. Nie lubił wchodzić w rolę arystokraty; oczywiście nie dało się zaprzeczyć, że był rozpuszczony do granic możliwości i uwielbiał korzystać z uprzywilejowanego życia, ale rzadko miewał okazje, by faktycznie wykazywać się wyższością. A już na pewno nie działo się to w towarzystwie Eshaar, którzy stali się jego rodziną, gdy tylko opuścił Jaskinię Słowa.
W oczach Aesira byli równi — równie wyjątkowi, chciałby rzec. A przynajmniej tak wydawało mu się do niedawna, zanim zrozumiał, że Ralia miała rację w wielu aspektach; nikt nie wiedział, do czego tak naprawdę zostali wybrani, a we wzroku Edelaan nieustannie widział ból, który nie mógł być podyktowany jedynie rozczarowaniem, związanym z powierzoną jej rolą pierwszej. Nawet teraz, gdy rozglądała się wokół, próbując nie okazać zachwytu pięknem ścieżki, potrafił dojrzeć w jej tęczówkach echo cierpienia, rozświetlanego przez błyszczące gwiazdy.
Dreszcz przemknął wzdłuż jego kręgosłupa, gdy wspomnienie powróciło do niego ze zdwojoną siłą, a słońce, chylące się ku zachodowi, zamieniło się na moment w księżyc. Za każdym razem, gdy próbował zmusić się do nawiązania rozmowy, obraz krwi wsiąkającej w jego koszulę zamykał mu usta i związywał klatkę piersiową grubym, parzącym sznurem, uniemożliwiającym wzięcie pełnego oddechu.
Zastanawiał się, czemu aż tak trudno było mu podjąć temat i zmusić kobietę do rozmowy. Mógłby przecież wykorzystać swój Ilaan, sprytnie wmanipulować ją w wyznanie prawdy, ale... Im dłużej o tym myślał, tym większą niechęć czuł.
— Całkiem łatwo zapomnieć, że faktycznie jesteś księciem — wymamrotała Ralia, wyrywając go z zamyślenia.
Była to pierwsza rozmowa zainicjowana przez nią, chociaż nie mógł powiedzieć, że bardzo go to zaskoczyło — nie w obecnej sytuacji.
— Jestem Eshaar — poprawił ją i wzruszył ramionami. — Mój ojciec nie pozwala mi o tym zapomnieć, nawet na sekundę.
— A ty zapewne nie pozwalasz mu zapomnieć, że wciąż jesteś jego synem — odparła kpiąco Ralia, na co Caspar uśmiechnął się niewinnie.
— Och, nie ma nic, co bolałoby go bardziej niż świadomość, że nie może się mnie wyprzeć. Choć, bez wątpienia, gdyby zależało to od niego...
— Czy jako król nie powinien właściwie cieszyć się, że akurat ty zostałeś... wybrany? — skrzywiła się, wypowiadając ostatnie słowo, a Caspar ponownie wzruszył ramionami.
— Życie na dworze rządzi się swoimi prawami. Niewielu arystokratów można by określić mianem religijnych, a doskonale wiesz, że Hirion nie stanowi żadnego wyjątku. Być może sprawy wyglądałby inaczej, gdybym przywdział srebro i błękit. A może nie. Prawdą jest, że czerń wymusza respekt.
— Czerń budzi strach.
— Tak. Ale to wciąż nie zmienia faktu, że ludzie nie ośmieliliby się podważyć mojego zdania, nawet gdybym nie był księciem. Czerń daje władzę, jeśli tylko umiesz ją wykorzystać.
Ralia zamilkła, chociaż po wyrazie jej twarzy widział, że wcale nie zgadzała się z jego opinią. Uważała czerń za przekleństwo, za wyrok, którego wolałaby uniknąć za wszelką cenę, nawet jeśli oznaczałoby to stanie się zupełnie przeciętną, nic nieznaczącą dziewką z niewielkiej mieściny. W przeciwieństwie do niego, pozwoliła sobie uwierzyć, że zasługuje na strach i pogardę, jakimi obdarzali ją inni ludzie.
W przeciwieństwie do niego, nie była wcale wyrachowana, chociaż zapewne miała o sobie inne zdanie.
— Nie przetrwałbym tyle lat na dworze, gdybym nie nauczył się walczyć o swoje, Ral — powiedział pogodnie, używając zdrobnienia, które momentalnie przywołało na jej twarz grymas niezadowolenia. — Sama zresztą przekonasz się, że nigdzie nie znajdziesz większego zepsucia niż za murami Klejnotu Pustyni.
Edelaan nie odpowiedziała, a jedynie wbiła wzrok w powiększające się z każdą chwilą zabudowania. Pałac w Erhadzie nie należał do budowli typowych dla jakiegokolwiek innego miejsca na świecie; górował nad miastem, ale wcale nie za sprawą imponującej wysokości czy wież, które zwykle stanowiły podstawowy element fortyfikacji.
Położony na wzniesieniu, rozciągał się na olbrzymiej powierzchni, tworząc swego rodzaju labirynt, który dla Caspara od zawsze stanowił powód fascynacji. Uwielbiał biegać po licznych, krętych korytarzach, z których część prowadziła donikąd, kończąc się niewielkimi ogrodami albo pojedynczymi, samotnymi komnatami. Kochał wyszukiwać zamknięte drzwi, które tylko czekały, aż znajdzie się śmiałek, który podejmie się ich otwarcia. Jako dziecko spodziewał się, że tajemnicze pomieszczenia kryły skarby, o jakich nikomu się nie śniło, a tylko on był w stanie je odnaleźć.
Pałac stanowił jedną wielką zagadkę, a każda jego część nosiła znamiona kolejnych władców, którzy chcieli zapisać się jakoś w historii. Jego ojciec był pierwszym, który postanowił zaprzestać nieustannej rozbudowy, a zamiast tego skupił się na, jak lubił określać, nasłuchiwaniu głosu ludu. Caspar nie wątpił, że kiedyś faktycznie zależało mu na dobrobycie swoich poddanych, ale czasy te minęły na długo przed narodzinami dziedzica tronu. Misterne plany, aby przywrócić państwu dawną świetność, rozsypały się niczym domek z kart, zostawiając za sobą jedynie gorycz mieszkańców i wieczne uciechy dworzan, pławiących się w swoim bogactwie.
Caspar zatrzymał konia, gdy tylko wjechali na dziedziniec — jedną z nielicznych otwartych przestrzeni w całym pałacu — a Ralia uczyniła to samo, mrużąc podejrzliwie oczy. Plac był niemalże opustoszały, oprócz kilku strażników oraz szlachciców, oczekujących na zachód słońca, który z tego miejsca był wyjątkowo zachwycający; gdy tylko świetlista kula chowała się za horyzontem, niknąc niejako za budynkami położonego niżej miasta, zalewała je czerwienią tak intensywną, że cały Erhad zdawał się płonąć.
— Posłuchaj mnie uważnie — mruknął do Ralii, gdy dwóch młodzieńców, ubranych w zwiewne koszule i spodnie, zaczęło zmierzać w ich stronę. — Najlepiej będzie, jeśli zachowasz milczenie. Mój ojciec nie przyjmie twojej obecności z zadowoleniem i zapewne zrobi wszystko, aby sprowokować cię do popełnienia jakiejś głupoty. Tylko czeka na okazję, by móc zmieszać Eshaar z błotem.
Ku jego zdziwieniu kobieta skinęła głową i zeskoczyła z konia, stając pewnie na nogach. Wyprostowała się dumnie, po czym naciągnęła na głowę kaptur, ukrywając twarz. Żaden z Cieni nie lubił afiszować się ze swoją tożsamością, a ona nie była wyjątkiem — wprost przeciwnie.
— Milczę jak grób — powiedziała ironicznie i opuściła brodę.
Zanim zdążył jej odpowiedzieć, młodzieńcy doskoczyli do nich z powitaniami na ustach. Caspar nie wątpił, że część ich entuzjazmu wiązała się ze strachem, jaki bez wątpienia czuli na widok nie jednego, a dwóch Eshaar. Nie miało to jednak znaczenia, o ile zamierzali zająć się końmi w odpowiedni sposób.
Silverius uśmiechnął się z rozbawieniem, gdy jeden z chłopców chwycił wodze klaczy Ralii i zacmokał łagodnie, chcąc zachęcić konia do ruchu — bezskutecznie. Edelaan skrzyżowała ramiona na piersi, co tylko spotęgowało niepewność stajennego.
— Weź głęboki wdech, pogładź ją po szyi i, na litość boską, uspokój się nieco — powiedziała cicho, unosząc głowę, co pozwoliło młodzieńcowi dojrzeć jej twarz. — Frilla nie lubi nerwusów.
— Frilla... Nietypowe imię, jak na konia, p-pani — powiedział chłopiec, a Ralia wzruszyła ramionami.
— Czasami zwierzęta zasługują na noszenie naszych imion bardziej niż my sami. — Kobieta poklepała klacz po szyi i zabrała z siodła swój dobytek. — Jest strasznym żarłokiem i, niestety, umie aż za dobrze żebrać. Nie dajcie się zwieść.
Nie czekając na Caspara, odeszła kilka kroków, chowając się w cieniu dziedzińcowego filara. Silverius podążył za nią, nie przestając się uśmiechać. Wystarczyła zaledwie chwila, aby obaj stajenni przestali się obawiać, a w ich oczach pojawiła się fascynacja. Nie wiedział, czy było to celowe działanie Ralii, ale wystarczyło, by zaskarbić sobie szacunek.
— Rzadko kiedy ktoś traktuje ich w tak... normalny sposób — powiedział, opierając się o kolumnę naprzeciwko Edelaan. — Zapewne na długo zapamiętają to spotkanie.
— Kolejny dowód potwierdzający, że ludzie naprawdę są gorsi niż zwierzęta — odparła i wywróciła oczami. — Jaki jest plan?
— Naszym planem jest brak planu. Po prostu chodźmy i zobaczmy, jak zostaniemy przyjęci.
— Doskonale. Cóż może pójść nie tak? — prychnęła Ralia, a Caspar uśmiechnął się szeroko.
— Wszystko. Albo nic. Zależy, czy nam się poszczęści.
***
Caspar nie spodziewał się, że król Hirion zechce przyjąć ich jeszcze tego samego dnia. Oczekiwał, że gdy tylko dotrą do niego wieści o kolejnej wizycie syna, za wszelką cenę będzie próbował odwlec czas konfrontacji tak, aby odbyła się ona na jego warunkach. Widocznie był jednak na tyle ciekawy Ralii, by zaniechać zwyczajowych gierek, które w normalnych okolicznościach stanowiły niejako chleb powszedni dla każdego dworzanina.
Młody Silverius nie krył zdziwienia, gdy jeden ze służących zatrzymał ich w połowie drogi do komnat księcia, informując, że król Hirion oczekuje ich w sali obrad — tej samej, do której Caspar wtargnął nieproszony podczas ostatniej wizyty w Erhadzie. Wymienił spojrzenia z Ralią, a ona zmarszczyła brwi; najwyraźniej nie tylko on został zaskoczony działaniami króla.
Książę westchnął ciężko, mierząc wzrokiem Edelaan; wyglądała jak chodzące nieszczęście. Brudna od pustynnego kurzu, spocona od żaru lejącego się z nieba i...
Zatrzymał spojrzenie na przesiąkniętych krwią bandażach, po czym podjął decyzję, która bez wątpienia miała doprowadzić króla do szału. Caspar uznał, że nie byłby to pierwszy raz, gdy postawił go w podobnej sytuacji, a w obliczu czekającej ich rozmowy, wolał nie dawać mu powodów do gnębienia kobiety.
— Przekaż mojemu ojcu, że pojawimy się tam najszybciej, jak to możliwe. Podróż okazała się zaskakująco trudna, a moja towarzyszka nie przywykła do pustynnego żaru. Pragnie powitać króla z należytą prezencją.
Sługa skulił się nieco, ale posłusznie oddalił się w stronę, z której przybył, podczas gdy Ralia uniosła brwi i wbiła pytające spojrzenie w Caspara.
— Zdaję sobie sprawę, że daleko mi do Waszej Wysokości — zaczęła, patrząc na niego znacząco — ale nie nie sądzę, bym zdołała obrazić kogoś moim wyglądem.
— Nie, ale bandaże na twoich rękach nie sprawiają dobrego wrażenia. Mimo wszystko czeka cię spotkanie z królem, Ral — dodał rozbawiony na widok złości w jej oczach.
— W takim razie co proponujesz?
— Chodź.
Poprowadził ją do swoich komnat, a ona nie protestowała, chociaż na jej twarzy nieustannie malowała się podejrzliwość. Wiedział, że próbowała zapamiętać drogę, aby — w razie zagrożenia — móc znaleźć wyjście z pałacu. Mimo to wątpił, żeby faktycznie zdołała powrócić na dziedziniec. Pokoje rodziny królewskiej znajdowały się w samym sercu labiryntu, a dostęp do nich mieli jedynie wybrani.
Korytarze świeciły pustkami tym mocniej, im bliżej celu się znajdowali. Niemniej Caspar boleśnie odczuwał każde spojrzenie, rzucane w ich stronę przez mijanych arystokratów, uczonych czy nawet służących. Kwestią czasu było, zanim plotki rozejdą się po całej stolicy, a Erhad rozgorzeje ekscytacją: Eshaar znowu pojawili się w mieście i to w niezwykle krótkim czasie. Traktowani jako zwiastuny burzy, zawsze stanowili źródło dyskusji, a ich przybycie budziło wiele wspomnień i legend, które poczynały rozbrzmiewać we wszystkich karczmach, nawet tych z pozoru zapomnianych.
Plotki były nie do uniknięcia, ale młody Silverius i tak czuł niechęć na myśl o niepokoju, który podążał za nimi w każdy zakątek. Szczególnie teraz było im to nie na rękę; próbowali utrzymać świat w błogiej nieświadomości i zapobiec masowej histerii, która niechybnie wybuchłaby, gdyby tylko lud zrozumiał, że nikt nie był już bezpieczny, a król nie mógł zrobić nic, aby powstrzymać nadchodzącą ciemność.
Caspar ponownie westchnął, kiedy tylko dotarli do książęcych komnat. Przez moment wahał się, wpatrując w drzwi wykonane ze zdobionego, złoconego drewna, na którym wyryto historię jego rodu. Jako dziecko spędzał długie godziny, zapamiętując każdy szczegół, aby móc potem oddać je wszystkie na płótnie, za pomocą farb i pędzli.
Teraz wydawały mu się ciężkie i nawet nie w połowie tak majestatyczne jak lata temu, gdy jego umysł wciąż szukał piękna nawet w najciemniejszych zakamarkach świata. Wtedy, gdy jego własny świat nie miał żadnych granic.
Pchnął drewniane wrota, po czym wszedł do środka, ledwo zauważając uważne spojrzenie Ralii, która przyglądała mu się przez całą drogę. Nie czuł się swobodnie z myślą, że którekolwiek z pozostałych Eshaar zobaczy część jego świata, stanowiącego do tej pory tajemnicę, trzymaną z dala od ciekawskich oczu oraz uszu. Wszyscy wiedzieli, kim był, ale jednocześnie nikt nie miał pojęcia, z czym to się wiązało i jak naprawdę wyglądało jego życie, zanim Aesir postanowił go naznaczyć.
Znajomy zapach wyschniętych farb dotarł do jego nozdrzy, a widok sztalugi, stojącej tuż przed otwartym na oścież balkonem, wzbudził w jego sercu dziwną nostalgię — iskrę bólu, który nigdy do końca nie znikał, ale na co dzień stawał się znośny. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz trzymał w dłoni pędzel, choć dołożył wszelkich starań, by nikt nie odważył się nawet przesunąć sztalugi i spoczywającego na niej obrazu, pod groźbą wzbudzenia wielkiej złości księcia.
— Witaj w moich skromnych progach — powiedział cicho i odwrócił się w stronę Ralii, która wciąż stała w przejściu, bojąc się ruszyć.
Jej wzrok był utkwiony w płótnie, na którym widniało ostatnie dzieło Caspara: postać, stojąca tyłem, odziana w czarne szaty, mieniące się w świetle ogniście czerwonego księżyca, którego promienie zdawały się otaczać ciało tak szczelnie, jakby próbowały je objąć.
Obraz przedstawiał Eshaar, a Ralia doskonale o tym wiedziała. Silverius nie oczekiwał zresztą niczego innego. Nie umiał jednak powstrzymać zaskoczenia, gdy jej zwykle blada twarz stała się jeszcze bledsza, a krew zaczęła kapać na podłogę, spływając po zaciśniętych mocno pięściach. W jej oczach nie widział już gwiazd, ale i tak miał nieodparte wrażenie, że patrzyła na płótno z tym samym cierpieniem, które poprzedniej nocy zepchnęło ją na granice świadomości.
— Ral? — spytał cicho i zrobił krok w jej stronę, a ona wypuściła wstrzymywane powietrze ze świstem.
— Skąd... Jak... — wymamrotała nieprzytomnie, kręcąc powoli głową.
— Namalowałem ten obraz tuż po Błogosławieństwie. Chciałem zapamiętać to, co pokazał mi Aesir, chociaż lata później wciąż nie umiem znaleźć w tym sensu — wyjaśnił cicho i zmrużył oczy. — Wiesz, co przedstawia?
— Eshaar — odparła automatycznie. — Eshaar, stojącego samotnie pośród ognia i popiołu, na ziemi wilgotnej od krwi niewinnych. Eshaar wypełniającego wolę boską aż do ostatniego dnia świata, nie zważając na nic i na nikogo. Nawet na siebie.
Caspar zdał sobie sprawę, że przygląda się Ralii z otwartymi ustami, pozwalając, aby jej słowa wsiąknęły głęboko w jego umysł i wyryły się w nim tak mocno jak obraz, w który wciąż wpatrywała się bez mrugnięcia okiem. Nie wiedział, jak skomentować wypowiedź, która zdawała się płynąć z miejsca skrytego tak głęboko, że Silverius wątpił, aby sama Ralia była świadoma jego istnienia.
Przez moment miał wrażenie, że w pomieszczeniu znajduje się ktoś jeszcze; wiatr niespodziewanie poruszył zwiewnymi firanami, a zachód słońca rozświetlił pokój, zalewając go czerwoną poświatą. Oczy Edelaan rozbłysły chłodnym, czystym błękitem, a powietrze zaczęło smakować jak popiół oraz łzy — słone i gorzkie jednocześnie.
— Jeśli się nam nie uda... Z tym właśnie będziemy się mierzyć. Aesir wyraził się zaskakująco jasno, zmuszając mnie do doświadczenia tego na własnej skórze podczas Błogosławieństwa. — Odwróciła wzrok, a atmosfera nieco się rozrzedziła, zostawiając Caspara ze skrajnym niezrozumieniem i zwątpieniem.
Może mu się przywidziało? Może jego umysł spłatał mu figle?
— Nie spodziewałam się, że ktokolwiek zdoła odwzorować tę scenę w tak idealny sposób. Jedynie prawdziwy artysta byłby do tego zdolny — dodała i uśmiechnęła się krzywo. — Miałbyś przed sobą świetlaną przyszłość jako malarz, Wasza Wysokość.
Caspar nie odpowiedział. Nie istniały bowiem słowa, które opisałyby emocje, szalejące w jego ciele niczym piaskowa burza na pustyni. W milczeniu zbliżył się do Ralii i, walcząc z targającymi nim dreszczami, odwinął bandaże z jej dłoni, a krew kobiety ponownie splamiła jego własną skórę.
***
Ło bożu kochany, jak mnie tu dawno nie było. Milion lat chyba minął.
Niestety życie ostatnio mnie trochę pokonuje, a Wattpad zszedł na dalszy plan. Ale pragnę poinformować, że wcale o tym opowiadaniu nie zapomniałam, jak i o całej reszcie.
Za to rozdział z jednej strony przejściowy, a z drugiej... No cóż, był mi bardzo potrzebny i jestem całkiem zadowolona, bo przerwa od pisania była naprawdę długa. Mam nadzieję, że się podobało :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro