Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6 - porozumienie

Adrien

- Chce zobaczyć życie na tym boisku! Biegajcie no mi tam! Adrien przyjmij tą piłkę dalej! Max podnoś się z tej podłogi ale już!

Już od rana musiałem męczyć się z nauczycielem od wf-u który postanowił nam chyba dzisiaj nieźle popalić.
Czego on się spodziewał w sumie?
Że niby o 9 rano każdy będzie na tyle przytomny aby grać w siatkówkę?
Nie sądzę. A nawet jeśli, to naprawdę chyba miał za duże wymagania co do naszej klasy.

- Adrien na lewo! - z moich myśli wyrwało mnie wołanie Alyi która wskazywała na piłkę lecącą prosto w moją stronę.

Czym prędzej pobiegłem w kierunku w którym piłka zmierzała jednak przez przypadek przy tym wpadłem na Marinette która z jękiem wraz ze mną upadła na podłogę. Piłka w tym czasie zdążyła upaść na naszym polu co dawało przeciwnikom punkt.

- Cholera - warknąłem patrząc na miejsce gdzie spadła piłka.

- Mógłbyś na przyszłość uważać gdzie biegniesz? - Marinette popatrzyła w moją stronę z piorunami w oczach - i przy okazji przeprosić...

- Przepraszam szanowaną panią w takim razie że stoi pani jak mimoza czekając aż ktoś inny przyjmie piłkę - odpowiedziałem podnosząc się z podłogi.

Marinette strzeliła w moją stronę piorunami z oczu. Czyżby księżniczka zamierzała coś jeszcze dodać?

- Przecież leciała w twoją stronę!

- Mogłaś w takim razie się odsunąć!

- Nie moja wina że przez ciebie nasz team stracił punkt! - dziewczyna stanęła na równi ze mną patrząc wściekła.

- Nie moja wina że nie orientujesz się w grze!

- Nie moja wina że nie orientujesz się w życiu!

- Nie moja wina że jesteś tak cholernie wkurzająca! - coraz bardziej traciłem cierpliwość.

- NIE MOJA WINA ŻE JESTEŚ TAK OGRANICZONY!

Najchętniej wyrzuciłbym ją przez drzwi tej sali jednak pochamował mnie w tym nauczyciel wf-u który podszedł do naszej dwójki rozdzielając nas.
Najwidoczniej nie był zbyt zadowolony faktem że ponownie przeszkadzamy w lekcji.

- Czy nastanie dzień kiedy wasza dwójka choć trochę się uspokoi i przestanie się kłócić!? - zapytał miażdżąc nas wzrokiem na co poczułem się głupio - może zostanie po dzisiejszych lekcjach i pomoc w posprzątaniu składzika czegoś was nauczy.

Nauczyciel odszedł szybkim krokiem gwiżdżąc gwizdkiem do ponownego rozpoczęcia gry zanim którekolwiek z nas zdążyło coś powiedzieć.
Widząc minę Marinette odczułem niewielką satysfakcję. Panna idealna chyba jednak nie będzie znowu aż taka idealna.
Niestety ta chwila trwała równie krótko jak się pojawiła gdy zdałem sobie sprawę że ja również w tym siedze. W dodatku z nią.
Zajebiście Adrien. Nie ma to jak rozpocząć dobrze dzień.

•••

Razem z Marinette od razu po lekcjach zjawiliśmy się pod składzikiem z półkami i innymi sprzętami sportowymi.
Obydwoje mieliśmy dość niechętne miny i marne chęci do robienia czegokolwiek.
Najwidoczniej chociaż w tej jednej kwestii obydwoje się zgadzaliśmy.

Nauczyciel zjawił się dopiero po przerwie. Przy sobie miał dwie ścierki i jakiś płyn. Wychodzi na to że czeka nas dość sporo sprzątania.
W myślach jęknąłem żałując tej kłótni.
Dla jasności - tylko tej jednej.

- Waszym zadaniem będzie ogarnąć w składziku - powiedział na dzień dobry wfista wręczając nam ścierki i płyn - posegregujecie odpowiednio piłki i wyczyście niektóre przyrządy. Wszystko ma lśnić gdy wrócę tu za godzinę. Do dzieła! - mężczyzna klasnął w ręce po czym odszedł nie oglądając się za nami.

Z Marinette popatrzyliśmy tylko na siebie z zawiścią w oczach po czym od razu przystąpiliśmy do pracy.
Ona zajęła się segregacją piłek a ja zacząłem ogarniać kurz na przyrządach.
Im szybciej skończymy to robić, tym lepiej.

Praca strasznie nam się dłużyła. Szczególnie że robiliśmy wszystko w kompletnej ciszy. Z początku chciałem włożyć słuchawki i mieć chwilę dla siebie jednak mój pech postanowił że zostawię słuchawki w domu.
Moja frustracja sięgała już powoli granic a szczególnie wtedy gdy Marinette zdawała się być tu kompletnie nie obecna bo to odciągało mnie od pracy.
Z jakiegoś dziwnego powodu wydała mi się wtedy ciekawsza. O czym może myśleć dziewczyna która ma praktycznie wszystko?

- Ekhem może weźmiesz się do pracy? - podskoczyłem zaskoczony gdy stanęła przedemną. Najwidoczniej nieźle odleciałem.

- Wypraszam sobie, świetnie mi idzie! - powiedziałem z dumą wskazując na oczyszczoną przeze mnie bieżnie - nie byłoby nas tu gdybyś się nie wykłócała na wfie.

- Było na mnie nie wpadać - odpowiedziała szorstko wrzucając piłkę od siatkówki do odpowiedniego pojemnika - twoim jedynym zadaniem było odbicie tej piłki w taki sposób aby na nikogo nie wpaść a ty i tak to schrzaniłeś!

- Przynajmniej to nie ja kazałem poprosić swojego ojca o nowego szofera! - wybuchłem rzucając swoją szmatkę na podłogę.

Marinette wydała się być zdziwiona. Cofnęła się o krok patrząc zaskoczona w moją stronę. Ona serio ma mnie za tak głupiego?

- Nie wiem co ci się tam uroiło w tym pustym łbie ale nigdy bym nie poprosiła ojca abyś został moim miesięcznym szoferem - odpowiedziała na co i jak lekko się zdziwiłem - jeśli myślisz że czuje satysfakcje za każdym razem gdy musisz po mnie przyjeżdżać i wozić na zajęcia i do szkoły kłócąc się przy okazji to jesteś w błędzie.

Zacząłem zbierać myśli. Może rzeczywiście w tym coś jest? Po tych wszystkich kłótniach szczerze wątpię aby chciała abym ją woził cały czas.
Przecież to sensu nie ma a już tym bardziej nie dawałoby jej żadnej satysfakcji.
Chyba.

- Być...być może...- odpowiedziałem po chwili drapiąc się po karku - to ma po części sens.

- Nie jestem typem osoby która chce utrudnić ludziom życie - odpowiedziała ponownie wracając do sortowania.

- Pff w to akurat nie uwierzę - odwróciłem się wracając do polerowania - dobrze wiem co widziałem twojego pierwszego dnia. Nie próbuj mi nawet zamydlić oczu. Już nie raz przerabiałem podobną sytuację z Chloe...

- To była tylko jedna taka sytuacja! Poza tym już ci mówiłam że tego nie chciałam...- westchnęła na chwilę opierając się o kosz z piłkami - chciałam się z początku z tobą zaprzyjaźnić a nie tworzyć sobie wroga. Od początku chciałam tu zdobyć przyjaciół. Nie wrogów.

Milczałem również na chwilę przerywając swoją pracę.
Do mojej głowy wkradło się wspomnienie naszego pierwszego spotkania na schodach. Nie wydawała się być wtedy taka wredna...
Pozory jednak mogą mylić a rzeczywistość może być inna. Westchnąłem ponownie wracając do swojego zadania.

- Nasze kłótnie są...męczące - przyznałem nie odwrywając wzroku od maszyny którą pucowałem - mam być twoim szoferem jeszcze przez conajmniej trzy tygodnie więc chyba musimy prędzej czy później nauczyć się siebie tolerować.

- Też o tym myślałam - przyznała dziewczyna podchodząc o krok - musimy obydwoje o to zadbać.

- Taa...ten jeden raz chyba mogę się z tobą zgodzić - przyznałem z lekka niechętnie stając obok niej.

- Co powiesz więc na chociażby tymczasową zgodę? Przynajmniej do końca miesiąca - dziewczyna wyciągnęła w moją stronę dłoń.

Przez chwilę się wahałem.
Co jeśli to jej podstęp? Może razem coś kombinują z Chloe...?
Nie.
Nawet Nino wielokrotnie proponował mi abym spróbował się jakoś z nią dogadać i być może w końcu mam ku temu okazję.
Poza tym może to jedyne wyjście aby nie skończyć w więzieniu za wyrzucenie nostalatki przez okno rozpędzonego samochodu?
Ta... zdecydowanie wolałbym uniknąć więzienia za tak głupią rzecz.

- Zgoda - mówiąc to oddałem swój uścisk dłoni - przysięgam jednak że jeśli to jakiś twój i Chloe podstęp to przysięgam że utrudnie ci twoje życie jeszcze bardziej niż to robiłem podczas naszych tymczasowych kłótni - dodałem.

- Przekonasz się że ja i Chloe to dwie różne odoby gdy tylko mnie lepiej poznasz - mówiąc to dziewczyna ruszyła spowrotem do sortowania piłek - a teraz lepiej się z tym pospieszmy. Po południu mam jeszcze sesje której wolę nie przegapić.

Tak oto chyba rozpoczęliśmy nowy rozdział w naszej znajomości. Być może nie będzie aż tak źle?

•••

Dzisiaj po szkole wyjątkowo nie musiałem odwozić Marinette pod jej dom ani na żadne zajęcia. Ze względu że zostaliśmy po lekcjach, musiała od razu iść na sesję do pobliskiego parku który był praktycznie naprzeciw szkoły.
Nie powiem, nawet mi ulżyło. Mogłem pozbierać trochę myśli i wykombinować przy okazji w jaki sposób mógłbym dogadać się z tą dziewczyną.
Łatwo nie będzie ale trzeba jakoś spróbować.

Ze względu na fakt że miałem całe wolne popołudnie, postanowiłem nadrobić kilka moich szkolnych zaległości. Przez worzenie Marinette na jej wszystkie zajęcia również byłem całkiem zabiegany przez co odstawiłem kilka moich prac domowych na później.
Ciekawe jak ona ogarnia całą naukę przy takiej ilości zajęć dodatkowych?
To jest w ogóle wykonalne?

- Adrien ty już w domu? - zdziwiła się moja mama gdy tylko pojawiłem się w drzwiach piekarni.

Wraz z ojcem akurat obsługiwała klientów więc cały czas zabiegana chodziła aby wyciągać nowy towar na ladę i półki.

- Marinette miała teraz sesje w pobliskim parku więc jestem nieco wcześniej - odpowiedziałem ruszając w stronę swojego pokoju - popołudniu pójdę jeszcze się spotkać z Nino więc wezmę Plagga na spacer - wolałem na te chwilę nie wspominać o tym że musiałem zostać po szkole za karę.

- Pamiętaj żeby go tym razem dobrze wybiegać. Dzisiaj o mało co nie zdemolował twojego pokoju - mówiąc to posłała mi typowe spojrzenie każdej matki.

- Następnym razem zostawię mu więcej tego sera - powiedziałem już sam do siebie kierując się na górę.

W pokoju przywitał mnie istny chaos.
Moja pościel była do połowy zdjęta z łóżka, książki walały się po podłodze a jedna półka ledwo trzymała się na ścianie. Na samym środku tego widowiska siedział Plagg która na mój widok zaczął machać ogonem i szczekać.
Wyglądało to jakby był całkiem dumny ze swojej pracy.

- Ty chyba naprawdę chcesz przejść na tą dietę bez serową - starałem się udawać złego jednak gdy tylko Plagg wskoczył na mnie i zaczął lizać od razu się zacząłem śmiać - no dobra już dobra! Pójdziemy na długi spacer gdy tylko skończę się uczyć.

Zanim jednak przystąpiłem do jakiejkolwiek nauki zacząłem ogarniać to co rozwalił Plagg. Na całe szczęście w miarę szybko mi to poszło tak więc dało się przeżyć.
Szkoda ze tego samego nie mogłem powiedzieć o nauce...
Conajmniej godzinę zajęło mi odrabianie zaległości z matematyki a musiałem przy tym nauczyć się jeszcze na najbliższy sprawdzian z geografii i przeczytać lekturę. No może streszczenie...ale wiecie o co mi chodzi!

Załamany walnąłem głową w biurko tak że kartki z mojego szkicownika podskoczyły upadając na podłogę.
Szybko zacząłem je zbierać żeby Plagg żadnej z nich nie ukradł. Nad niektórymi projektami potrafiłem siedzieć kilka godzin tak więc wolałem aby nie były całe w psiej ślinie.
Westchnąłem widząc że niektóre projekty domagają jeszcze dopracowania. Chciałem niektóre z nich wystawić na galę młodych projektantów jednak...przy tak dużej ilości innych spraw miałem dość mało czasu aby cokolwiek przygotować.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu. Jak się okazało, Nino czekał już na mnie na dole. Najwidoczniej postanowił być nieco wcześniej.
Czym prędzej zapiąłem Plagga na smycz i zbiegłem na dół gdzie czekał już na mnie przyjaciel. Moi rodzice aktualnie chyba zagadywali go na śmierć.

- Już jestem - zawołałem podchodząc w ich stronę.

- Nino nam właśnie opowiadał co nieco o szkole, dlaczego nie wspominałeś że zostałeś za kare po lekcjach? - matka rzuciła mi podejrzliwe spojrzenie.

- Bo...chyba nie jest się czym do końca chwalić - zaśmiałem się pocierając nerwowo kark - gdyby nie Marinette to by w ogóle do tej sytuacji nie doszło.

- Cały czas obwiniasz tą dziewczynę a może jest kompletnie inaczej - odezwał się mój ojciec wyciągając z piekarnika chleb - gdy tylko o niej wspominamy od razu myślisz o niej w zły sposób. Próbowałeś z nią jakkolwiek porozmawiać aby do niej trafić?

- To samo mu cały czas powtarzam! Dziękuję panie Agreste - Nino posłał mojemu tacie wdzięczny uśmiech.

- Dzisiaj podczas naszej "kary" uzgodniliśmy że spróbujemy się jakoś...dogadać - westchnąłem.

- No i o to chodzi! Nawet nie wiedząc państwo jak ich kłótnie są uciążliwe w szkole - Nino dojrzał na mniej wymownie na co lrzywalilem my lekko barkiem w ramie.

- Słyszeliśmy już jak ją dość mocno oczerniał w domu...- zaśmiała się moja mama.

- Chodźmy już lepiej się przejść. Wrócę wieczorem!

- Uważajcie na siebie - dopowiedziała jak zwykle moja rodzicielka.

Chyba każde mamy tak już mają. To dosłownie leży w ich naturze. Z jednej strony irytujące a z drugiej...nawet miłe.

•••

Dzisiaj odpuściliśmy sobie spacer po parku. Nino musiał odebrać z jednego ze sklepów nowe słuchawki tak więc akurat tam zmierzaliśmy. Na ulicach na szczęście kręciło się niewiele ludzi tak więc o wiele łatwiej mi było pilnować Plagga.

- Tak więc mówisz że ty i Marinette w końcu wkroczyliście na ścieżkę pokoju? - zaczął brunet gdy szliśmy do sklepu.

- To się okaże dopiero jutro - stwierdziłem - a to nie będzie łatwe. Jak już wytrwamy w zgodzie wspólną jazdę samochodem to to będzie cud.

- Zawsze to już połowa sukcesu - poklepał mnie po plecach przyjaciel - zobaczysz, jeszcze stworzymy wspaniałą czteroosobową paczkę a gdy będziemy dorośli będziemy się śmiać z tych waszych kłótni - rozmarzył się na chwilę na co przewróciłem oczami.

- Zapewne Nino...zapewne...

Naprawdę chciałem w to wierzyć ale...
No właśnie, było za dużo "ale".
Nawet nie wiemy czy w ogóle nasz miesięczny pokój będzie dobrze funkcjonować. Szczególnie jeśli mamy wytrzymywać te jazdy do szkoły sam na sam. W szkole zawsze była okazją aby się gdzieś ulotnić a tutaj? Może być ciężko.
Tak...jakim cudem ten miesiąc stał się jeszcze cięższy niż tydzień temu?

🐞🌻🐞🌻


No iiii witam witam w ten czwartkowy wieczór (☞゚∀゚)☞
Robimy mały progres w relacji Adriena i Marinette. Mam nadzieję że w miarę dobrze to rozłożę (wsns ich relacje). Póki co mam chyba napisaną już w szkicu wszystkie rozdziały do tej książki tak więc na 100% ukarze się ona w całości. Nie lubię zostawiać czegoś w trakcie pisana.

A teraz żegnam i pozdrawiam 💙


Ps. Tak - zmieniłam okładkę. Jakoś ta lepiej mi tu leży ( ・ω・)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro