24 - niedługo się zobaczymy
Adrien
Rano obudziłem się cały naładowany energią. Pierwszy raz od dawna chyba porządnie się wyspałem. Nie miałem w nocy żadnych wątpliwości ani głębszych przemyśleń. Liczyło się tylko to że Marinette również coś do mnie czuła i co najważniejsze - pocałowałem ją a ona mnie. Może oficjalnie parą jeszcze nie byliśmy jednak byłem pewny że to tylko kwestia czasu.
Z przeciągnięciem wstałem z łóżka głaszcząc przy okazji Plagga. Owczarek leżał na swoim posłaniu brzuchem do góry jeszcze połowicznie spiąc. Ten to w życiu nie miał chyba żadnych problemów. No, nie licząc wtedy gdy zapomniałem mu dać ten kawałek camembertu jednego dnia. Jeszcze nigdy nie słyszałem żeby pies tak dramatyzował z powodu braku sera.
Ze względu, że była przerwa świąteczna, miałem sporo czasu na ogarnięcie się. Była dopiero 9:30 a z Marinette miałem się widzieć o 13. Już na samo wspomnienie o tym chciałem skakać z radości.
- Plagg, chyba w końcu zaczynamy spowrotem żyć! - zawołałem z dumą stając przed psem który popatrzał na mnie swoim typowym znużonym wzrokiem.
Zszedłem na dół do kuchni w piżamie. Nie było sensu abym tak wcześnie przebierał się w swoje normalne ciuchy tak więc zadowolony z siebie usiadłem przy stole patrząc jak moja mama kręci się po kuchni przygotowując śniadanie.
- O! Dobrze że już jesteś Adrien, mam ci mnóstwo pytań do zadania - powiedziała stawiając przedemną ciepłe tosty - mów, jak było na balu? W końcu powiedziałeś Marinette o swoich uczuciach? Piłeś alkohol? Jeśli tak to mam nadzieję że nie za dużo. Tańczyliście razem? Kiedy będę miała wnuki? Odprowadziłeś ją do domu tak żeby-
- Chwila chwila, co!? - na wzmiankę o w wnukach popatrzyłem tępo na moją mamę - mamooo!
- No co? To tylko pytanie przyszłościowe - blondynka wzruszyła ramionami - ale odpowiedz chociaż na resztę pytań.
- Ehhh...- jęknąłem wiedząc że przed moją mamą niczego nie idzie ukryć - na balu było mega fajnie i tak, piłem alkohol i nie, nie przesadziłem. Z Marinette tańczyliśmy razem i...- przez chwilę się zawahałem widząc jakim wyczekującym wzrokiem patrzy na mnie moja mama - powiedziałem jej o swoich uczuciach a ona je...odwzajemnia. Pocałowaliśmy się...nieraz i-
- NA WSZYSTKO CO ŚWIĘTE TAK! W KOŃCU! - na krzyki radości mojej mamy musiałem zatkać na chwilę uszy.
Zaczęła skakać po całej kuchni i salonie aż mój tata przyszedł zaciekawiony co wywołało u niej aż tak entuzjastyczne emocje. Ostatni raz pamiętam że tak się cieszyła gdy w sklepie znalazła ostatnią sztukę jednej z jej ukochanych torebek. Ale to i tak chyba było nic w porównaniu z tym.
- Wszystko w...porządku Emily? - zapytał mój ojciec podchodząc.
- Nasz syn w końcu ma dziewczynę! - zawołała radośnie nie przestając skakać.
- Tak właściwie...nie jesteśmy jeszcze parą - na te słowa moja mama przez chwilę się uspokoiła patrząc na mnie w zadziwieniu.
- Nie zapytałeś jej czy chce zostać twoją dziewczyną? - ojciec również spojrzał na mnie z lekka zdziwiony.
- Nie myślałem o tym zbytnio wczoraj...- powiedziałem z lekkim zakłopotaniem - ale dzisiaj się z nią widzę więc...chyba to będzie dobra okazja aby pójść ten jeszcze jeden krok dalej - dodałem widząc jak moja mama chyba coraz bardziej traci we mnie wiarę.
- W takim razie dobrze się przyszykuj! Musisz ją o to zapytać dzisiaj! Nie ma w ogóle innej opcji! - kobieta zaczęła chodzić ponownie po całej kuchni mówiąc sama do siebie.
- Emily, może zostawmy te sprawy miłosne Adrienowi - starał się uspokoić ją mój ojciec - wszystko pójdzie dobrze synu, ale nie zapomnij też jakiegoś dnia zaprosić ją do nas. Chętnie ją lepiej poznamy - powiedział w moją stronę ojciec, prowadząc już mamę w stronę pokoju aby tam trochę ochłonęła.
Uśmiechnąłem się na te słowa. Cieszyłem się że mam wspierających rodziców. Nawet jeśli czasem byli aż zbyt wspierający.
No dobra Adrien, czas się wziąć w garść i w końcu porozmawiać szczerze o tej relacji.
Co może pójść nie tak?
•••
Czekałem na Marinette dokładnie przy tym samym stoliku przy którym siedzieliśmy ostatnio. Byłem trochę przed czasem tak więc postanowiłem coś dla nas już zamówić. Wiedziałem na całe szczęście jaką kawę Marinette lubi najbardziej tak więc chociaż z tym nie miałem problemu.
Nie byłem też jakoś zbyt zestresowany tym spotkaniem. Po naszym wyznaniu uczuć, czułem się o wiele pewniej w tej relacji. Miałem nadzieję że w przypadku Marinette również tak będzie.
Akurat gdy kelnerka przyniosła zamówienie, do kawiarni weszła granatowowłosa. Dziewczyna miała delikatne rumieńce z powodu panującego na dworze mrozu. Na jej płaszczu wciąż były widoczne płatki padającego śniegu. Zdziwiło mnie to ponieważ myślałem że przyjedzie samochodem. Czyżby jej ojciec pozwolił na trochę więcej samowoli?
- Przepraszam jeśli musiałeś długo czekać, nie byłam pewna ile zajmie mi dojście tu - powiedziała lekko zdyszana siadając naprzeciwko mnie.
- Czekałem tylko chwilę, w międzyczasie zdążyłem coś zamówić - mówiąc to podsunąłem jej latte z dużą ilością mleka na co uśmiechnęła się - myślałem że przyjedziesz samochodem. Gdybym wiedział że będziesz szła pieszo to bym po ciebie podjechał.
Dziewczyna na chwilę spuściła głowę przygrywając dolną wargę.
Myślała nad czymś. Nad czymś co musiało ją męczyć. Dobrze znałem większość jej zachowań i min tak więc byłem tego pewny.
- Stwierdziłam że spacer nie będzie najgorszym pomysłem - powiedziała starając się zignorować swoje wcześniejsze zamyślenie.
- Twój ojciec dał ci trochę więcej luzu? - zapytałem mając na to nadzieję.
Marinette zdecydowanie zbyt długo miała swoje życie w rękach ojca.
Gdyby tylko miała teraz więcej luzu... moglibyśmy częściej się spotykać.
Dziewczyna jednak na te słowa zesztywniała o mało co nie krztusząc się kawą. Spojrzałem w jej stronę niepewnie. Widać było że coś ją ewidentnie męczyło.
Widząc jej jeszcze większe zakłopotanie chwyciłem ją za dłoń którą trzymała na blacie stolika. Granatowowłosa na ten gest spojrzała w moją stronę z lekka przygnębiona.
- Chciałaś...o czymś porozmawiać - zacząłem nie spuszczając wzroku z jej oczu - wydajesz się strasznie zamyślona i nerwowa a znam cię na tyle długo Aby zauważyć że coś jest nie tak.
Marinette na moje słowa spuściła głowę starając się ukryć swoje emocje za grzywką. Nie dałem się na to nabrać.
Podniosłem jej brodę tak aby znów na mnie spojrzała.
W jej oczach widziałem smutek i zagubienie. Wyglądała tak jakby miała się zaraz rozpłakać.
Może żałuję tego wczorajszego wyznania?
Może jednak stwierdziła że nigdy nie powinno do tego dojść?
Nie...nie...przecież ona również odwzajemniła moje uczucia.
Dlaczego więc wydaje się być tak przygnębiona?
Jeśli to znowu sprawka jej ojca to przysięgam że-
- Mam wyjechać z Paryża na ponad miesiąc...- dopiero te słowa przywróciły mnie spowrotem do rzeczywistości.
- C-co? - zapytałem tępo.
- Mój ojciec...mój ojciec chciał mnie wysłać na sesję do Londynu za jakiś czas... dowiedziałam się tego gdy była u mnie Kagami...- czułem jak każde kolejne słowa przynoszą jej ból - nie wiedziałam wtedy kiedy to nadejdzie, aż do wczoraj...- dziewczyna na chwilę przerwała biorąc głębszy wdech - wczoraj gdy wróciłam do domu...był tam już mój ojciec. Chloe zadzwoniła do niego mówiąc że wymonęłam się na szkolny bal i...i...nie dał mi wyboru...- na te słowa dwie łzy spłynęły po jej policzkach. Natychmiast starłem jej kciukiem ujmując jej twarz - mam wyjechać jutro wieczorem na...ponad miesiąc...może nawet i dłużej. Mam mieć sesje...wywiady...i pokazy wraz z Kagami...
Na te słowa poczułem jak sztywnieje. Marinette miała wyjechać JUTRO na PONAD MIESIĄC, może nawet i więcej.
Miała wyjechać na sesję i pokazy których tak nienawidziła. Miała spędzić czas z kuzynka której nienawidzi.
Poczułem jak cały pękam od środka gdy to słyszę.
- Może da się jeszcze coś zrobić? Może uda się przekonać twojego ojca żeby-
- Adrien...to nic nie da - przerwała mi szeptem - nawet Nathalie nic nie mogła zdziałać. To koniec. Będę musiała się pogodzić z faktem że...życie modelki nie zawsze wiąże się z tym normalnym życiem - powiedziała z bólem zwieszając głowę.
- Ale...ale to znaczy że...- nie mogłem się z tego wszystkiego wysłowić - że nie będzie cię tu przez ponad miesiąc...a przecież dopiero co...
- Wiem...wiem...- mówiąc to granatowowłosa pogładziła mnie po ręce - nasz kontakt...może być trudny... Nie będziemy się widzieć w szkole...na spotkaniach...przez te ciągłe pokazy mogę nawet nie znaleźć czasu na chwilę wytchnienia i zadzwonienia do ciebie...- ostatnie słowa powiedziała z jeszcze większym bólem.
- Ale...wrócisz...po ponad miesiącu ale mimo wszystko...będziesz tu spowrotem. Być może wtedy...wtedy będziemy mieli okazję nadrobić tamte chwile...- powiedziałem szczerze wierząc w te słowa.
W oczach Marinette przez ułamek sekundy dostrzegłem iskierki nadziei. Szybko jednak one zgasły gdy spuściła wzrok na swoją kawę.
Po chwili jednak zaczęła grzebać za czymś w swojej torebce. Po kilku uderzeniach serca wyjęła z tamtąd niewielkie czarne pudełeczko. Zaciekawiony spojrzałem na nie.
- Chce ci coś dać...może to nie polepszy tego...wszystkiego ale zawsze można spróbować - mówiąc to podała w moją stronę pudełeczko - ty dałeś mi kolczyki, więc pomyślałam że i tobie coś z biżuterii się przyda.
Zdziwiony otworzyłem czarne pudełeczko ostrożnie oglądając przedmiot w środku. Był to srebrny pierścionek z żeźbioną na samym środku kocią łapką. Tak jakby ktoś chciał zrobić płaskorzeźbe na pierścionku. Zachwycony ująłem pierścionek w ręce po chwili uśmiechając się w stronę Marinette.
- To chyba ja powinien ci coś dać...- dziewczyna na te słowa zrobiła z lekka zdziwiona minę - trochę...sytuacja temu nie sprzyja ale...chciałem cię zapytać czy...- dasz radę Adrien - czy zostaniesz moją dziewczyną?
Granatowowłosa przez chwilę patrzyła na mnie w szoku. Iskierki na nowo zagościły w jej fiołkowych oczach co mnie ucieszyło.
- Adrien... oczywiście że tak! - mówiąc to bez słowa podeszła do mnie całując w usta.
Przytuliłem ją do siebie mocniej czując magię tej chwili. Jej ojciec mógł ją wysyłać do Londynu na ponad miesiąc ale nic nie zmieni tego uczucia między nami. Nigdy.
•••
Obiecałem Marinette że jeszcze przed jej wyjazdem do Londynu, podjadę pod jej dom aby się pożegnać. Pomimo tego że wyjeżdżała tylko na trochę ponad miesiąc...czułem że oboje będziemy tęsknić. I to bardzo. Jakby nie patrzeć, na co conajmniej miesiąc zostanie odcięta od znajomych, szkolnego środowiska, przyjaciół...my zostaniemy od siebie oddzieleni. Na szczęście nie na długo. Nie wyobrażam sobie co by było gdyby miała wyjechać na rok lub chociażby pół roku kompletnie gdzieś indziej.
Przez resztę dnia pomagałem rodzicom w przygotowaniach do świąt. Oczywiście moja mama zdążyła mnie już wypytać jak mi poszło. Gdy tylko powiedziałem jej o wyjeździe Marinette była chyba równie mocno przybita co ja.
- Na szczęście to tylko na nieco ponad miesiąc - starała się mnie pocieszyć wkładając przy tym pierniczki do piekarnika - nie wierzę że jej ojciec wysyła ja do Londynu akurat w święta. Miałam nadzieję że ją zaprosisz...
Też miałem taką skrytą nadzieję jednak umarła ona wraz z momentem gdy dowiedziałem się o jej wyjeździe.
- Jej ojciec zbyt mocno kontroluje jej życie...- westchnąłem kończąc lepić pierogi - to przez niego w życiu Marinette jest tyle...chaosu.
- Dlatego też cieszę się że ma kogoś takiego jak ty - na słowa mojej matki uśmiechnąłem się - możesz już iść do siebie. Wieczorem dorobimy jeszcze trochę pierników i mamy wszystko skończone. Nie zapomnij też wyprowadzić Plagga na spacer! - dodała gdy wbiegałem już po schodach na górę
- Nie zapomnę! - zawołałem wchodząc do swojego pokoju.
Do końca dnia jedyne co robiłem to zabawa z Plaggiem oraz projektowanie. Teraz kiedy była przerwa świąteczna miałem trochę więcej czasu na rozwijanie swoich zainteresowań. Do nocy pracowałem nad projektem granatowej sukienki w srebrne gwiazdki które miałem zamiar uszyć jako następną.
Niestety, przez to że spałem dość krótko nawet poprzez spanie do dziesiątej rano, wciąż czułem się jak trup. Niestety dalsze leżenie w łóżku nie wchodziło w grę gdyż moi rodzice chcieli abym pomagał im dalej w przygotowaniach do wigilii. Mieli przyjechać moi dziadkowie tak więc woleli aby wszystko było gotowe już na osiemnastą. Miałem więc idealna ilość czasu aby móc jeszcze pojechać do Marinette.
- Podaj mi ten garnek Adrien - rzucił w moją stronę ojciec mieszając w jednym z garnków na gazie.
Bez słowa wciąż zamyślony podałem mu wcześniej powiedziany garnek po czym wróciłem do dekorowania pierników. Co jak co ale miałem do tego rękę.
Siedząc tak i dekorując nagle poczułem jak mój telefon zaczyna wibrować. Przerwałem więc na chwilę pracę patrząc zaciekawiony kto do mnie dzwoni. Jak się okazało była to Marinette.
- Hej, co tam? - zapytałem chwytając ponownie za lukier do pierników.
- Adrien...ja...mój ojciec przełożył mój lot do Londynu. Mam wyjeżdżać już za kilka minut spod domu...
Automatyczne przerwałem dekorowanie upuszczając lukier na podłogę. Mój ojciec popatrzył zdziwiony w moją stronę marszcząc brwi.
- Zaraz tam będę - rzuciłem tylko od razu biegnąc po kurtkę i klucze do auta - niedługo wracam! - zawołałem tylko do rodziców którzy stali zdziwieni przyglądając się całej tej scenie.
Szybko wybiegłem z mieszkania od razu kierując się do samochodu. Bez większego namysłu wsiadłem do środka od razu kierując się w stronę villi Marinette. Musiałem się z nią jeszcze pożegnać. Nie było opcji abym tego nie zrobił.
Nacisnąłem mocniej pedał gazu po czym ruszyłem prosto do jej domu. Nie zważałem zbytnio uwagi na to co się wokół mnie działo. Słyszałem tylko jak jakiś inny kierowca dzwoni na mnie klaksonem jednak miałem to aktualnie gdzieś.
Musiałem się z nią jeszcze spotkać.
Jechałem jak wariat przez następne dziesięć minut aż w końcu dojechałem pod villę. Na miejscu mnie jednak przywitał tylko obraz stojącej przy bramie Nathalie która wyglądała jakby tu na mnie czekała. Czym prędzej wysiadłem z auta kierując się w jej stronę.
- Gdzie jest Marinette czy ona-
- Wyjechała pięć minut temu - oznajmiła mi szybko Nathalie - zdążysz ją jeszcze dogonić jeśli się pospieszysz. Jedź na najbliższe lotnisko! - zawołała gdy biegłem już w stronę samochodu.
Ponownie już praktycznie ze łzami w oczach jechałem w stronę lotniska.
Nie pozwolę na to aby wyjechała bez pożegnania. Nie w taki sposób!
Czując jak łzy coraz bardziej przeszkadzają mi jeździe, otarłem oczy rękawem koszuli którą na sobie miałem.
Do lotniska miałem jeszcze dobre dziesięć minut jazdy. Jeszcze bardziej przyspieszyłem o mało co ponownie nie powodując jakiegoś wypadku.
Po kolejnych siedmiu minutach jazdy w końcu dostrzegłem lotnisko. Zaparkowałem tylko gdzie popadnie po czym wybiegłem od razu kierując się na samolot który miał lecieć zaraz do Londynu. Prowadził do niego niewielki tunel gdzie samolot był zarezerwowany dla VIP-ów.
- Hej! Nie powinno cię tu być! - zawołał jakiś mężczyzna którego wyminołem.
Nie zwracałem jednak na niego uwagi. Biegłem dalej szukając wzrokiem Marinette aż w końcu ją dostrzegłem. Szła właśnie w stronę samolotu prowadzona przez jednego z ochroniarzy.
- Marinette! MARINETTE! - wołałem w jej stronę na co dziewczyna obróciła się.
- Adrien! - od razu wymknęła się ochroniarzowi zbiegając w moją stronę.
Już z daleka widziałem jej łzy szczęścia i smutku w oczach. Gdy tylko spotkaliśmy się po drodze, z całych sił ją do siebie przytuliłem całując w usta. Dziewczyna wtuliła się w moje ramię podczas gdy ja gładziłem jej włosy.
- Przyjechałeś...a jednak ...- zaśmiała się przez łzy.
- Nigdy bym nie pozwolił abyś wyjechała bez pożegnania Kropeczko - również się zaśmiałem chwytając ją za ręce.
Patrzyła w moją stronę z delikatnym uśmiechem i rumieńcami na twarzy.
Gdy poraz kolejny zamierzałem ją pocałować usłyszałem z boku wściekłe warknięcie.
- Dosyć tego! Proszę zabrać mi z tąd tego chłopaka. To prywatny lot! - ojciec Marinette stanął z jej boku chwytając za ramię.
Po chwili obok mnie pojawił się ochroniarz z lotniska. Marinette poraz ostatni posłała mi spojrzenie pełne bólu jednak mimo to wciąż się uśmiechała.
Również postanowiłem być silny i uśmiechnąłem się w jej stronę.
- Niedługo się zobaczymy! - zawołałem poraz ostatni gdy wsiadała już do samolotu.
Byłem pewny swoich słów jak jeszcze nigdy niczego innego. Nie ma murów które by przeszkodziły temu co między nami jest.
Prawda...?
🐞🌻🐞🌻
Tradycyjnie rozdział późno - ale jest 🤌
Trzeba zostawić tu ponownie nieco dramaturgii tak więc zakończymy ten rozdział pod znakiem zapytania co dalej będzie. Scenę końcową tu ogólnie chciałam zrobić podobnie jak ta która dostaliśmy w oryginale. Chodzi mi o moment gdy w kreskówce Adrien musi wyleć z Paryża a Marinette biegnie by móc się z nim pożegnać. Mam więc nadzieję że też wyszło.
A teraz żegnam i pozdrawiam 💙
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro