20 - moja Pani, mój Książę
Adrien
Nadeszły w końcu dni w których rozpoczęły się przygotowania do szkolnego balu. Podczas niektórych lekcji uczniowie z trójki klasowej - w której byłem - pomagali przy niektórych dekoracjach oraz samym rozplanowaniu balu. Z Nino mianowanego rolą mojego zastępcy, ogarnialiśmy akurat listę jedzenia które trzeba było jakoś zorganizować.
Cieszyłem się z faktu że ominie mnie przynajmniej matma, szczególnie że dzisiaj mieliśmy pisać kartkówkę.
Mojemu kompanowi chyba to jeszcze bardziej odpowiadało.
Aktualnie siedzieliśmy w jednej z pustych sal rozmawiając oraz planując potrzebne rzeczy na bal.
- Skoro już wykonałeś swój pierwszy krok do zdobycia serca Marinette, to może na balu w końcu będziesz miał sposobność aby wyznać jej też swoje uczucia? - zaproponował Nino grzebiąc za czymś w pudle z dekoracjami.
- O ile wiem to miałeś mi pomagać sporządzać tę listę a nie bawić się dekoracjami - skarciłem rozbawionego mulata który właśnie zarzucił sobie jedną z serpentyn jak szal.
- Odpowiedź lepiej na moje pytanie. Zamierzasz w końcu powiedzieć jej co do niej czujesz czy nadal tkwić w niepewności do końca swoich dni? - zapytał przysiadając obok mnie.
Już od jakiegoś czasu myślałem nad tym jak chciałbym wyznać swoje uczucia Marinette i jedyne co mi przychodziło do głowy był właśnie szkolny bal.
Sytuacja byłaby wręcz idealna, o ile by wszystko dobrze poszło i oczywiście jeśli...ona również czuję do mnie to samo.
- Myślisz że...że również ja jej też się podobam? - zapytałem, na chwilę odkładając plik kartek które trzymałem.
- Z dnia na dzień chyba coraz bardziej - mówiąc to brunet trącił mnie łokciem - poza tym, ona sama dobrze wie że Adrienette to zbyt piękny ship aby go nie ziścić.
- Co wy macie z tym Adrienette!? - zapytałem skołowany.
- Oj Adrien... Adrien... Lepiej zajmuj się tą listą bo w dobre nazwy shipów chyba jeszcze nie umiesz - przyjaciel wstał od stolika przy którym siedzieliśmy po czym znowu zaczął szperać w pudle z dekoracjami.
Przewróciłem na to rozbawiony oczami, po chwili znowu wracając do mojej pracy. Mieliśmy się wyrobić w ciągu tej jednej lekcji a z Nino który jako pierwsze do kupienia zaproponował alkohol...cóż, wolałem go trzymać na dystansie od tej listy zanim zacznie dopisywać tam coś, czego nauczyciele lepiej żeby nie zobaczyli.
•••
Na całe szczęście wyrobiliśmy się w sam raz na następną lekcję, którą była historia. Jeden z najnudniejszych przedmiotów, jednak muszę przyznać że przynajmniej nauczycielka była miła. Przeważnie nawet pozwala nam ściągać "udając" że niczego nie widzi.
Naprawdę, złota kobieta.
W sali czekały już na nas Marinette i Alya które zajęły miejsca w ławce za naszą. Granatowowłosa kończyła właśnie jabłko które jadła jeszcze podczas przerwy. Gdy tylko zauważyła że wchodzimy do klasy, uśmiechnęła się w naszą stronę.
- Leci na ciebie jak nic - szepnął w moją stronę niespodziewanie Nino na co podskoczyłem - radzę ci lepiej przejść do akcji zanim ktoś inny zamąci jej w głowie.
- Skupmy się na tym abym w miarę normalnie zachowywał się przy niej podczas tej lekcji - odpowiedziałem kierując się w stronę ławki.
- Zawsze to jakiś progres.
Usiedliśmy na przeciwko dziewczyn na co od razu poczułem jak moje serce przyśpiesza gdy ujrzałem iskierki a oczach Marinette. Zawsze miała je gdy się cieszyła. Na mój widok, dość często tak bywało co dawało mi dodatkowe nadzieję.
- Jak tam? - zapytałem patrząc na nią uważnym wzrokiem.
Po naszej ostatniej rozmowie co do jej diety, starałem się pilnować aby jadła w miarę wartościowe posiłki. Przynajmniej w takim stopniu w jakim tylko mogłem. Marinette zgodziła się na to również tylko dlatego że dzięki temu będzie mogła w miarę normalnie funkcjonować, co rzeczywiście się udawało.
- Podczas kartkówki z matmy, nauczycielka mało co nie wywaliła Kima z klasy który trochę pajacował - opowiadała wyciągając przy okazji zeszyty z torby.
- Gdy już to miała zrobić zadzwonił dzwonek - dopowiedziała siedząca obok niej Alya - ale coś czuję że na następnej lekcji nie da mu żyć.
- A niby liceum to takie wspaniałe lata życia - zaśmiał się sucho Nino.
- Dla mnie jest - powiedziała Marinette. Wiedziałem że było to szczere - dzięki liceum mogłam poznać was.
- Ohhh a my ciebie - mówiąc to Alya mocno ją do siebie przytuliła.
Uśmiechnęłem się na ten widok. Nie sądziłem że dzięki przebywaniu w szkole ktokolwiek może czuć się lepiej niż we własnym domu. Marinette najwidoczniej była jednym z takich wyjątków.
- Macie już gotowe kreacje na bal? - zapytał Nino uśmiechając się w szarmancki sposób w stronę Alyi.
- Prawie, mam zamiar jeszcze poszukać idealnych dodatków do niej - odpowiedziała brunetka - a ty Marinette?
- Dzisiaj miałam zamiar zapytać mojego ojca o jego nową kolekcje. Mają się tam również pojawić sukienki w tematyce zimowej.
- Zgodził się ostatecznie żebyś poszła na bal? - dopytalem z nadzieją.
Fiołkowooka spięła się na chwilę po czym spuściła swój wzrok na zeszyt. Chyba już dobrze znałem odpowiedź na to pytanie.
- Chce z nim o tym dzisiaj pogadać gdy zapytam o sukienkę - odpowiedziała z lekkim zakłopotaniem - ale...raczej się zgodzi. Ostatnio zrobiłam dobre wrażenie na pokazie i na sesjach.
- Mam nadzieję, muszę wiedzieć jak dopasować marynarkę do twojej sukni - mówiąc to mrugnąłem do niej okiem uśmiechając się.
Marinette zaśmiała się rumieniąc.
Po chwili do sali weszła lekko spóźniona nauczycielka po czym rozpoczęliśmy lekcje. W mojej głowie jednak miałem już obraz mnie wraz z Marinette tańczących razem na balu.
•••
Odwożąc Marinette pod jej dom, widziałem jak bardzo denerwuje się rozmową z ojcem. Bała się że i na to się nie zgodzi. Ja jednak starałem się być mimo wszystko dobrej myśli i ją wspierałem. Granatowowłosa jednak nie wydawała się być ani trochę bardziej pewna siebie. Co chwilę bawiła się palcami u rąk lub przygryzała dolną wargę w zamyśleniu. Stwierdzilem że najwyższy czas coś z tym zrobić.
- Musisz się odstresować jeśli zamierzasz dzisiaj rozmawiać z ojcem - na moje słowa dziewczyna popatrzyła w moją stronę - chyba mam pomysł. Lekcje skrzypiec masz dopiero za godzinę?
- No...tak. Ale co to właściwie zmienia? - zapytała.
- Zobaczysz - odpowiedziałem tajemniczo, skręcając w stronę parku niedaleko mojego domu - nie musisz się martwić, wyrobimy się w sam raz na czas.
Marinette nie zadawała już więcej pytań.
Przez resztę drogi siedziała cicho a gdy wysiedliśmy z auta kazałem zamknąć jej oczy i zaprowadziłem powoli w stronę miejsca do którego zmierzaliśmy. Z początku nie była co do tego wszystkiego zbyt pozytywnie nastawiona, jednak udało mi się ją przekonać.
Dziewczyna stawiała niepewnie kroki jednak gdy tylko chwyciłem ją za rękę chyba zaczęła mi bardziej ufać.
Po chwili zatrzymaliśmy się przed niewielka zieloną kamieniczką z cegły.
Już z samego wejścia mogłem wyczuć ciepło bijące ze środka. Uśmiechnęłem się na przyjemne wspomnienia związane z tym miejscem po czym zerknąłem w stronę Marinette, która przez cały czas stała z zamkniętymi oczami.
- Możesz już otworzyć oczy - powiedziałem przy jej uchu.
Marinette otworzyła powoli oczy w zdumieniu patrząc na niewielką kawiarnie przed nami. W jej oczach zagościły maleńkie iskierki a na twarzy zawitał delikatny uśmiech.
Od razu wiedziałem że się jej tu spodoba.
- Zapraszam do środka M'Lady - mówiąc to otworzyłem drzwi do kawiarni wpuszczając ją jako pierwszą.
- Dziękuję ci mój Książę - zaśmiała się dygając.
Wszedłem zaraz za nią do środka rozkoszując się zapachem świeżo zmielonej kawy oraz ciast które również tu mieli.
Postanowiliśmy zająć stolik przy oknie. Jako że w środku nie było za dużo ludzi, nie było z tym problemu. Marinette wciąż rozglądała się po wnętrzu tego miejsca. Było tu bardzo przytulnie. Na kanapach leżały poduszki i gdzieniegdzie koce. Na suficie i ścianach wysiadły lampki które dodawały tu klimatu a na stolikach i podłodze stałe kwiaty i kilka innych roślin.
Widać było że od razu trafiłem w gusta Marinette.
- Skąd znasz to miejsce? - zapytała rozglądając się wokół.
- Gdy byłem mały to moi rodzice mnie tu dość często zabierali - odpowiedziałem chwytając za menu - do dziś tu od czasu do czasu chodzę. Widzę że tobie również się tu podoba.
- To miejsce jest tak...spokojne...- powiedziała z zachwytem - może rzeczywiście pozwoli i mi się trochę uspokoić - mówiąc to również chwyciła za menu które leżało tuż przed nią.
Po chwili podeszła do nas kelnerka. Dla siebie zamówiłem kawę z dużą ilością mleka i do tego sernik. Marinette została jednak tylko przy cappuccino. Widziałem jak z rozmarzeniem patrzy w stronę mojego sernika gdy tylko dostaliśmy nasze zamówienia.
Sama nie mogła zjeść całego jednakże...
- Chcesz spróbować? - zapytałem wyciągając w jej stronę wydelczyk z kawałkiem ciasta.
- Ja...chyba nie powinnam. Poza tym to twoje ciasto i-
- I nic się nie stanie gdy je spróbujesz - powiedziałem twardo, nie spuszczając z niej wzroku - spróbuj. Nie pożałujesz.
Dziewczyna przez chwilę się wahała jednak ostatecznie chwyciła za widelczyk biorąc kawałek ciasta do ust. Od razu gdy tylko poczuła ten smak na jej twarzy zawitał rozmarzony uśmiech na który ja również się uśmiechnąłem. Uwielbiałem taką Marinette.
Swobodną.
Wesołą.
I bez ograniczeń.
- I jak? - zapytałem podnosząc rozbawiony jedną brew ku górze.
- Jedno z lepszych ciast chyba jakiekolwiek kiedy jadłam...- powiedziała z uśmiechem przymykając oczy - dziękuję.
- Za ten kawałeczek ciasta? - ponownie się zaśmiałem popijając kawę.
- Za to że mnie tu zabrałeś głupku - zaśmiała się - to miejsce...jest naprawdę cudowne. Od razu czuję się o wiele spokojniejsza przed moją rozmową z ojcem.
- Na to właśnie liczyłem - mówiąc to chwyciłem ją za dłoń którą trzymała na stoliku.
Przez chwilę nie byłem pewny czy dobrze że to zrobiłem jednak dziewczyna nic nie odpowiedziała. Widziałem jedynie jak próbuję ukryć rumieniec za swoimi włosami. Muszę przyznać jednak że była naprawdę śliczna i urocza gdy tak robiła.
Sama w sobie była urocza.
Wszystko co robiła sprawiało że miałem motylki w brzuchu. Poza tym, chyba pierwszy raz od dawna tak swobodnie czułem się w jej towarzystwie.
- Czy podać coś jeszcze? - niespodziewanie z transu wyrwała mnie rudowłosa kelnerka która znienacka pojawiła się koło naszego stolika.
Marinette speszona schowała rękę pod stół udając że grzebie za czymś w torebce. Że też tak cudowna chwila musiała zostać tak zrujnowana.
- Nie, wszystko w porządku - odpowiedziałem posyłając uprzejme spojrzenie kelnerce.
- Naprawdę urocza z was para. Gdybyście cokolwiek potrzebowali, podejdźcie - po tych słowach odeszła zostawiając pomiędzy nami dziwną cisze.
Na twarz Marinette wszedł jeszcze większy rumieniec podobnie jak i na mojej. Podrapałem się nerwowo po karku myśląc nad zmianą tematu.
Nie chciałem aby Marinette poczuła się jeszcze bardziej zawstydzona, szczególnie że to wyjście służyło temu aby się odstresowała.
Musiałem więc wymyśleć coś na szybko.
- Opowiadałem ci kiedyś historię o tym jak Nino próbował poderwać na początku Alyę? - zapytałem chcą zmienić temat.
- Opowiadaj! - zaciekawiona podparła głowę na rękach upijając łyk kawy.
Ja zaś zabrałem się za opowiadanie tej jakże rozkosznie piękniej i przy tym jakże zabawnej historii o tym jak mój przyjaciel chciał podczas wycieczki na basen skacząc oznajmić swoją miłość Alyi.
•••
Po jakiś 30 minutach musieliśmy się zbierać. Marinette musiała zdążyć jeszcze na lekcje skrzypiec tak więc zapłaciłem za nas obydwu - nawet pomimo narzekań dziewczyny - po czym pojechaliśmy prosto pod jej dom.
Wydawała się być spokojniejsza przed jej nadchodzącą rozmową z ojcem na temat balu co i mnie uspokoiło.
Gdy tylko zatrzymałem się pod jej domem, poraz ostatni przytuliłem ją mocno do siebie szepcząc słowa odwagi.
- Na pewno ci się uda - powiedziałem starając się włożyć cała pewność siebie w to co mówię - pójdziemy na ten bal wraz z Nino i Alyą i będziemy się świetnie bawić! Zobaczysz.
Granatowowłosa uśmiechnęła się w moją stronę również oddając uścisk. Tym razem jednak czułem że przytula mnie nieco dłużej na co moje serce szybciej zabiło.
- Jeszcze raz dziękuję, za wszystko - powiedziała otwierając drzwi - dam znać jeszcze dziś wieczorem o wszystkim. Obiecuję.
Poraz ostatni pomachaliśmy sobie nawzajem po czym odjechałem spod villi kierując się do swojego domu gdzie czekali już na mnie rodzice z milionem pytań. Wcześniej wspomniałem mojej mamie w SMS'sie że będę nieco później bo chciałem pokazać Marinette kawiarnie. Od conajmniej godziny przychodziły mi wiadomości z pytaniami od mojej mamy czy aby na pewno dobrze ją traktuje oraz jak idzie mi "randka".
Gdy tylko wszedłem do domu od razu naskoczyła na mnie zadając przy tym po dziesięć pytań na sekundę.
- Jak tam randka? Dobrze się bawiliście? Odwiozłeś ją bezpiecznie do domu? Była zadowolona? Zabezpieczy-
- Emily, chyba wystarczy tych pytań - przerwał jej mój ojciec za co byłem mu wdzięczny. Naprawdę, chyba nie chciałem poznawać następnego pytania...
- Było...naprawdę bardzo dobrze - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem - i podkreślam,to nie była randka - dodałem.
- Wszyscy tak zawsze mówią - powiedziała pod nosem moja mama machając na to ręką - idziecie na bal jak rozumiem razem?
- Dzisiaj miala porozmawiać z ojcem czy może na niego iść - odpowiedziałem opierając się przy tym o blat w kuchni - jestem dobrej myśli że się zgodzi.
- Ta dziewczyna ma doprawdy ciężko w życiu...- westchnął mój tata kładąc na stole ciepłe pączki - jest młoda a już ma sporo obowiązków.
- Dlatego tak się cieszę że jesteś przy niej - powiedziała zielonooka w moją stronę - dla takich osób ważni są właśnie tacy ludzie.
Uśmiechnęłem się na te słowa. Być może była to nawet i prawda. Sama Marinette również wspominała że dopiero w liceum wsrod nas odnalazła swoje miejsce.
- Pójdę już lepiej na górę sprawdzić czy Plagg nie rozwalił mi pokoju - zmieniłem temat lekko zakłopotany.
- Nie kładź się zbyt późno! - zawołała moja mama gdy wbiegałem już na górę.
W pokoju przywitał mnie Plagg który na całe szczęście nie narobił bałaganu.
Jedynie kilka kartek walało się gdzieniegdzie po podłodze jednak nie dziwiło mnie to jakaś zbytnio, szczególnie że rano wyszedłem dość szybko.
Gdy już miałem położyć się na łóżku aby trochę odetchnąć poczułem jak w mojej tylnej kieszeni wibruje telefon.
Gdy tylko zobaczyłem nick "Kropeczka", od razu odebrałem.
- Hej Marinette, rozmawiałaś już z ojcem o tym balu? Zgodził się? - zapytałem od razu mając nadzieję na to.
- Adrien ja...- z głośnika w telefonie usłyszałem słaby głos Marinette. Od razu podniosłem się do pozycji siedzącej.
- Czy coś się stało? - poczułem jak się spinam.
- Ja...ja nie mogę iść na bal. Mój ojciec...nie zgodził się..
🐞🌻🐞🌻
Wstawiawiam to kilka minut przed północą (☞゚∀゚)☞ help, mój internet nie istnieje więc nawet nwm czy ten rozdział wstawi się w czwartek czy jak już będzie piątek.
Coś czuję że i tak osoby które to czytają to przeczytają dopiero jutro (w piątek). No chyba że podobnie jak ja siedzą do późna w telefonie.
Tradycyjnie - mam nadzieję że rozdział był zadowalający.
A teraz żegnam i pozdrawiam 💙
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro