Prolog
— Hej Gemma... — przytuliłem siostrę na powitanie i wpuściłem do domu.
— Hej braciszku... — oddała uścisk i weszła do holu.
Pomogłem zdjąć jej płaszcz i powiesiłem go w szafie. Następnie udałem się za nią do salonu...
— Napijesz się czegoś? — zapytałem grzecznościowo.
— Nie dzięki... — odparła i usiadła na jednym z foteli.
— W takim razie czym sobie zasłużyłem na tak nieoczekiwaną wizytę? — podniosłem brew
Usiadłem na kanapie naprzeciwko niej i wyczekiwałem, co dziewczyna ma mi do powiedzenia. Ta tylko wzruszyła ramionami i wygładziła materiał swojej spódnicy.
— To już siostra nie może wpaść do brata? — spytała
— Wiesz, w twoim przypadku to podejrzane. Musisz mieć jakiś interes lub dobry powód, żeby tu przychodzić...— zaśmiałem się, a ona wraz ze mną.
— Może i tak... — westchnęła.
—No już, gadaj. Widzę, że aż cię skręca w środku... — parsknąłem.
— No wiesz... Myślałyśmy tak z mamą, że jesteś tu ciągle sam. Może, powinieneś zacząć myśleć też nad swoim życiem prywatnym, a nie tylko karierą? — wypaliła.
W środku spodziewałem się takiego obrotu spraw. Coś takiego słyszałem już od nie jednej osoby, ale głównie od Anne.
— Wiesz, co o tym myślę...
— Tak, że jak ją znajdziesz, to wtedy zwolnisz z karierą — przewróciła oczami — Ale mimo to mógłbyś na taki wielki dom, załatwić sobie jakiegoś współlokatora... — stwierdziła, wymachując rękami.
— Wiesz, ile znalazłoby się chętnych? — zapytałem z rozbawieniem — To nie jest dobry pomysł, ale jeśli dzięki temu będziecie spokojniejsze, mogę adoptować jakiegoś zwierzaka...
—Na dobry początek, wystarczy. — odparła zrezygnowana.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro