9
Kilka dni później...
— Ja przepraszam — szepnęłam, kiedy Sam pomagała mi pozbierać stłuczone szkło po szklance.
Przez trzęsące dłonie, tak jakoś sama wypadła mi z ręki i zderzyła się z podłogą, roztrzaskując na drobne kawałeczki.
— Nic się przecież nie stało. Na pewno dobrze się czujesz? — spytała z troską, schylając się po większe kawałki szkła.
— Ja... Chyba nie. Cały czas kręci mi się w głowie, jestem zmęczona i wszystko leci mi z rąk. Do tego dochodzi jeszcze nieustająca migrena — odparłam, kładąc dłoń na czole, podczas gdy Sam wyrzucała odłamki do małego wiaderka.
— To pewnie po tym uderzeniu. Och, dlaczego ojciec cię tam nie zostawił? Powinnaś iść do lekarza... — odparła — I najwyraźniej nie tylko — spojrzałam na swoją rękę.
Podwinął mi się rękaw, przez to stały się widoczne siniaki. Opuściłam szybko rękaw.
— To nic...
— Nic?! Mia, słyszysz sama siebie? — spytała — Trafiasz do szpitala, ledwo żywa. A ojciec przychodzi, siłą bierze cię do domu i jeszcze bije? To uważasz za nic? — wyszeptała — Jak dla mnie to dalekie od granic normy.
— A co mam niby zrobić?
— Wyprowadź się. Chodź do mnie, zamieszkamy razem.
— Dobrze wiesz, że nie mogę. Nie mogę zostawić tam mojej siostry, a nie chcę, żeby trafiła do domu dziecka — usiadłam na ziemi, opierając się plecami o szafkę.
— Jeśli tak dalej pójdzie, to zostawisz ją, ale już tak na zawsze — mruknęła, siadając obok.
Westchnęłam, opierając ostrożnie głowę o szafki i przymykając powieki.
— Wytrzymamy jeszcze kilka lat. Potem, jak skończę studia, znajdę jakąś pracę, mieszkanie i pójdę na policję. A potem będę mogła ją adoptować i skończą się nasze problemy — odparłam, zaciskając palce na skroni.
Głowa znowu zaczęła o sobie przypominać.
— Obawiam się, że to o kilka lat za dużo, jak na ciebie — westchnęła, przyglądając mi się — To chodź, chociaż do lekarza — odparła, wstając — Pojadę z tobą. Zrobimy tak, żeby twój ojciec się o tym nie dowiedział. Co ty na to? — spytała, pomagając mi wstać.
— No nie wiem — westchnęłam.
Chwyciłam dłoń przyjaciółki i skorzystałam z jej pomocy. Kiedy tylko wstałam, świat ponownie zawirował. Najpewniej upadłabym, gdyby nie dłonie przyjaciółki.
— I ty się jeszcze zastanawiasz? — westchnęła, pomagając mi stanąć w pionie — Alex dzisiaj wpadnie po południu. Podwiezie nas i nie ma „ale". Już ja tego dopilnuje, bo naprawdę nie podoba mi się twój stan.
Westchnęłam cicho. Sam naprawdę potrafi być uparta, a jak sobie coś postanowi to szczególnie.
Nagle usłyszałyśmy dzwonek przy drzwiach. Przyjaciółka posłała i przepraszające spojrzenie i wyszła z pomieszczenia. Ja natomiast wzięłam do rąk miotłę i próbowałam pozamiatać resztki szkła.
— Ktoś do ciebie — odpowiedziała blondynka, wchodząc z powrotem do pomieszczenia.
Spojrzałam na nią zdezorientowana, kiedy ta odebrała mi przedmiot. Ktoś do mnie?
— Hej — usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się i kogo zauważyłam? No chyba wiadomo...
— O, hej — na moich ustach od razu pojawił się uśmiech — Skąd wiedziałeś, że jestem tu o tej godzinie? W ogóle, że tu jestem? — poprawiłam się
— Sam mi powiedziała — odparł z uśmiechem, wskazując dyskretnie na dziewczynę.
— Znacie się? — spytałam zmieszana, patrząc to na niego, to na blondynkę.
— No, powiedzmy... — przejechał dłonią po karku.
— Nie znamy się... - odpowiedziała za niego blondynka — Ale trzy dni temu Twój kochaś przyszedł tu i wypytywał się o ciebie. Wtedy mu powiedziałam — zakpiła pod nosem.
— Co?! — spytaliśmy razem.
Nasz wzrok spotkał się na moment i mogę przysiąc, że na moich policzkach wykwitły lekkie rumieńce.
— Ja, martwiłem się o ciebie — zaczął — Od tamtego wieczoru cię nie widziałem. Czułem się za ciebie odpowiedzialny. Wszystko w porządku? Jak się czujesz? — spytał z troską.
Wydało mi się to naprawdę uroczę.
— Ja... — spojrzałam kątem oka na przyjaciółkę, która przerwała na chwilę. Przysłuchiwała się dokładnie temu, co powiem — Jest w porządku. Tak, czuje się świetnie. — odparłam szybko.
— Na pewno? Szczerze mówiąc, dalej bym się upierał, że ojciec powinien zostawić cię na obserwacji. Mocno się uderzyłaś. To nie było byle co...
— To, tylko tak wyglądało. Jest w porządku — uśmiechnęłam się w jego stronę, próbując go w ten sposób przekonać.
— Całe szczęście — powiedział z wyraźną ulgą.
Nagle Sam odłożyła z hukiem wiadro i miotłę, a zaraz potem wyszła z pomieszczenia. Harry spojrzał na mnie zdezorientowany, przesuwając się na chwilę w progu, żeby zrobić przejście wściekłej blondynce.
— A jej co się stało? — szepnął, kiedy zostaliśmy sami.
— Nieważne. Nie przejmuj się nią. Pokłóciłyśmy się i tyle — westchnęłam — Nie spodziewałam się, że tu wrócisz. Znaczy, wróciłbyś, ale zapewne nie tak wcześnie.
— Obiecałem — stwierdził — O, to dla ciebie — szepnął, wyciągając zza pleców różową maskotkę — W szpitalu mówiłaś coś o różowym jednorożcu, prawda?
— Hah, tak... Ale to było tylko porównanie — zaśmiałam się, biorąc w dłonie różowego konika z rogiem.
— Może i tylko porównanie, ale chciałem Ci uświadomić, że one istnieją — zaśmiał się, ukazując swoje dołeczki — A skoro wiesz, że istnieją, to jesteś skłonna mi wierzyć.
— Już i tak Ci wierzyłam, ale dziękuje — szepnęłam cicho.
— Nie musisz — uśmiechnął się słodko — To, jak mogę trafić do szefowej? — spytał, pocierając swoje dłonie.
— Nie, czekaj. Wait... Ty mówiłeś naprawdę? Tak na poważnie?
— A czemu nie? Nie boje się wyzwań — zaśmiał się.
— No wiesz, nie mówię, że nie, ale... Jesteś pewny?
— Na 100%.
— Okej... No skoro tak, to korytarzem prosto, trzecie drzwi na lewo — szepnęłam, wskazując dłonią drogę.
— Raczej się nie zgubię — stwierdził — Zaraz wracam — uśmiechnął się i zniknął, wychodząc z pomieszczenia.
Odłożyłam słodką maskotkę do swojej torebki i również wyszłam, opierając się bokiem o blat biurka. Blondynka spojrzała na mnie zła, opierając się twardo o oparcie krzesła. Odprowadziłam chłopaka wzrokiem i spojrzałam na nią z obawą.
— Ty mu powiesz czy ja? — burknęła, dalej wpatrzona w ekran monitora.
— Nic mi nie jest. Poza tym znamy się ledwo kilka dni. Nie musi wiedzieć o mnie wszystkiego.
— Znacie się kilka dni, a od razu widać, że świata poza tobą nie widzi — mruknęła.
— Skąd Ci to w ogóle przyszło do głowy? Znasz go jeszcze krócej niż ja. Nie znasz go.
— A zdziwiłabyś się. Znam go o wiele dłużej, niż ty — stwierdziła, wstając.
— Skąd? Ale... Mówiłaś, że...
— Z internetu, z gazet, z telewizji
— To, kim on jest?
— Kim? Ty się pytasz kim?! Kobieto, to gwiazda, czaisz?
— Nie żartuj sobie Sam, nie mam nastroju...
— Proszę bardzo. Mnie możesz nie wierzyć, ale za to możesz spytać się jego samego.
Przewróciłam oczami na jej uwagę. Raczej wątpię w to, co powiedziała, jednak, to nie jest rzecz, którą byłaby w stanie wymyślić. Ostatecznie, Harry nie powiedział mi, czym się zajmuje. Może faktycznie warto się tego dowiedzieć?
—To jak? Zadzwonić do Alexa, żeby przyjechał trochę wcześniej? Żebyśmy się z wszystkim wyrobili? — spytała, wyrywając mnie tym z zamyślenia.
— Zdajesz sobie z tego sprawę, że jesteś uparta? — westchnęłam.
— Nie jestem uparta. No może trochę. Po prostu martwię się o ciebie i nie chcę, żeby coś Ci się stało, rozumiesz? Jesteś dla mnie jak siostra — stwierdziła, po czym mnie przytuliła
— Ty też jesteś dla mnie ważna — oddałam uścisk — A co do lekarza, to...okej, pójdę. Ale proszę cię, nie mów nic przy Harry'emu, okej?
— Ekhem... — odsunęłyśmy się od siebie i razem spojrzałyśmy na szefową — Dziewczynki, mamy nowego wolontariusza — spojrzałam na Harry'ego, który wzruszył ramionami z zalotnym uśmiechem — Pokażcie mu wszystko. Na razie będzie chodził razem z wami, a później pomyślimy, jak podzielić godziny na waszą trójkę — odparła, po czym wróciła do swojego biura.
Całą trójką odprowadziliśmy kobietę wzrokiem, dopóki do naszych uszu nie dotarł trzask drzwi. Odwróciłam się w stronę Sam i wyciągnęłam w jej stronę mały palec.
— Obiecujesz? — spytałam blondynki, a ona posłała mi niepewne spojrzenie.
— No, dobrze. Obiecuję, ale i tak uważam, że to nie jest dobry pomysł — westchnęła z lekkim uśmiechem, podając mały paluszek — Chodź, trzeba coś z nim zrobić — stwierdziła ze śmiechem, wskazując ruchem głowy chłopaka.
— Hmm, tylko co? — zamyśliłam się.
— Zrobię wszystko, co karzecie — zaśmiał się, unosząc ręce do góry.
— Wszystko? — posłałyśmy sobie porozumiewawcze spojrzenie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro