Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9

Kilka dni później...
— Ja przepraszam — szepnęłam, kiedy Sam pomagała mi pozbierać stłuczone szkło po szklance.
Przez trzęsące dłonie, tak jakoś sama wypadła mi z ręki i zderzyła się z podłogą, roztrzaskując na drobne kawałeczki.
— Nic się przecież nie stało. Na pewno dobrze się czujesz? — spytała z troską, schylając się po większe kawałki szkła.
— Ja... Chyba nie. Cały czas kręci mi się w głowie, jestem zmęczona i wszystko leci mi z rąk. Do tego dochodzi jeszcze nieustająca migrena — odparłam, kładąc dłoń na czole, podczas gdy Sam wyrzucała odłamki do małego wiaderka.
— To pewnie po tym uderzeniu. Och, dlaczego ojciec cię tam nie zostawił? Powinnaś iść do lekarza... — odparła — I najwyraźniej nie tylko — spojrzałam na swoją rękę.
Podwinął mi się rękaw, przez to stały się widoczne siniaki. Opuściłam szybko rękaw.
— To nic...
— Nic?! Mia, słyszysz sama siebie? — spytała — Trafiasz do szpitala, ledwo żywa. A ojciec przychodzi, siłą bierze cię do domu i jeszcze bije? To uważasz za nic? — wyszeptała — Jak dla mnie to dalekie od granic normy.
— A co mam niby zrobić?
— Wyprowadź się. Chodź do mnie, zamieszkamy razem.
— Dobrze wiesz, że nie mogę. Nie mogę zostawić tam mojej siostry, a nie chcę, żeby trafiła do domu dziecka — usiadłam na ziemi, opierając się plecami o szafkę.
— Jeśli tak dalej pójdzie, to zostawisz ją, ale już tak na zawsze — mruknęła, siadając obok.
Westchnęłam, opierając ostrożnie głowę o szafki i przymykając powieki.
— Wytrzymamy jeszcze kilka lat. Potem, jak skończę studia, znajdę jakąś pracę, mieszkanie i pójdę na policję. A potem będę mogła ją adoptować i skończą się nasze problemy — odparłam, zaciskając palce na skroni.
Głowa znowu zaczęła o sobie przypominać.
— Obawiam się, że to o kilka lat za dużo, jak na ciebie — westchnęła, przyglądając mi się — To chodź, chociaż do lekarza — odparła, wstając — Pojadę z tobą. Zrobimy tak, żeby twój ojciec się o tym nie dowiedział. Co ty na to? — spytała, pomagając mi wstać.
— No nie wiem — westchnęłam.
Chwyciłam dłoń przyjaciółki i skorzystałam z jej pomocy. Kiedy tylko wstałam, świat ponownie zawirował. Najpewniej upadłabym, gdyby nie dłonie przyjaciółki.
— I ty się jeszcze zastanawiasz? — westchnęła, pomagając mi stanąć w pionie — Alex dzisiaj wpadnie po południu. Podwiezie nas i nie ma „ale". Już ja tego dopilnuje, bo naprawdę nie podoba mi się twój stan.
Westchnęłam cicho. Sam naprawdę potrafi być uparta, a jak sobie coś postanowi to szczególnie.
Nagle usłyszałyśmy dzwonek przy drzwiach. Przyjaciółka posłała i przepraszające spojrzenie i wyszła z pomieszczenia. Ja natomiast wzięłam do rąk miotłę i próbowałam pozamiatać resztki szkła.
— Ktoś do ciebie — odpowiedziała blondynka, wchodząc z powrotem do pomieszczenia.
Spojrzałam na nią zdezorientowana, kiedy ta odebrała mi przedmiot. Ktoś do mnie?
— Hej — usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się i kogo zauważyłam? No chyba wiadomo...
— O, hej — na moich ustach od razu pojawił się uśmiech — Skąd wiedziałeś, że jestem tu o tej godzinie? W ogóle, że tu jestem? — poprawiłam się
— Sam mi powiedziała — odparł z uśmiechem, wskazując dyskretnie na dziewczynę.
— Znacie się? — spytałam zmieszana, patrząc to na niego, to na blondynkę.
— No, powiedzmy... — przejechał dłonią po karku.
— Nie znamy się... - odpowiedziała za niego blondynka — Ale trzy dni temu Twój kochaś przyszedł tu i wypytywał się o ciebie. Wtedy mu powiedziałam — zakpiła pod nosem.
— Co?! — spytaliśmy razem.
Nasz wzrok spotkał się na moment i mogę przysiąc, że na moich policzkach wykwitły lekkie rumieńce.
— Ja, martwiłem się o ciebie — zaczął — Od tamtego wieczoru cię nie widziałem. Czułem się za ciebie odpowiedzialny. Wszystko w porządku? Jak się czujesz? — spytał z troską.
Wydało mi się to naprawdę uroczę.
— Ja... — spojrzałam kątem oka na przyjaciółkę, która przerwała na chwilę. Przysłuchiwała się dokładnie temu, co powiem — Jest w porządku. Tak, czuje się świetnie. — odparłam szybko.
— Na pewno? Szczerze mówiąc, dalej bym się upierał, że ojciec powinien zostawić cię na obserwacji. Mocno się uderzyłaś. To nie było byle co...
— To, tylko tak wyglądało. Jest w porządku — uśmiechnęłam się w jego stronę, próbując go w ten sposób przekonać.
— Całe szczęście — powiedział z wyraźną ulgą.
Nagle Sam odłożyła z hukiem wiadro i miotłę, a zaraz potem wyszła z pomieszczenia. Harry spojrzał na mnie zdezorientowany, przesuwając się na chwilę w progu, żeby zrobić przejście wściekłej blondynce.
— A jej co się stało? — szepnął, kiedy zostaliśmy sami.
— Nieważne. Nie przejmuj się nią. Pokłóciłyśmy się i tyle — westchnęłam — Nie spodziewałam się, że tu wrócisz. Znaczy, wróciłbyś, ale zapewne nie tak wcześnie.
— Obiecałem — stwierdził — O, to dla ciebie — szepnął, wyciągając zza pleców różową maskotkę — W szpitalu mówiłaś coś o różowym jednorożcu, prawda?
— Hah, tak... Ale to było tylko porównanie — zaśmiałam się, biorąc w dłonie różowego konika z rogiem.
— Może i tylko porównanie, ale chciałem Ci uświadomić, że one istnieją — zaśmiał się, ukazując swoje dołeczki — A skoro wiesz, że istnieją, to jesteś skłonna mi wierzyć.
— Już i tak Ci wierzyłam, ale dziękuje — szepnęłam cicho.
— Nie musisz — uśmiechnął się słodko — To, jak mogę trafić do szefowej? — spytał, pocierając swoje dłonie.
— Nie, czekaj. Wait... Ty mówiłeś naprawdę? Tak na poważnie?
— A czemu nie? Nie boje się wyzwań — zaśmiał się.
— No wiesz, nie mówię, że nie, ale... Jesteś pewny?
— Na 100%.
— Okej... No skoro tak, to korytarzem prosto, trzecie drzwi na lewo — szepnęłam, wskazując dłonią drogę.
— Raczej się nie zgubię — stwierdził — Zaraz wracam — uśmiechnął się i zniknął, wychodząc z pomieszczenia.
Odłożyłam słodką maskotkę do swojej torebki i również wyszłam, opierając się bokiem o blat biurka. Blondynka spojrzała na mnie zła, opierając się twardo o oparcie krzesła. Odprowadziłam chłopaka wzrokiem i spojrzałam na nią z obawą.
— Ty mu powiesz czy ja? — burknęła, dalej wpatrzona w ekran monitora.
— Nic mi nie jest. Poza tym znamy się ledwo kilka dni. Nie musi wiedzieć o mnie wszystkiego.
— Znacie się kilka dni, a od razu widać, że świata poza tobą nie widzi — mruknęła.
— Skąd Ci to w ogóle przyszło do głowy? Znasz go jeszcze krócej niż ja. Nie znasz go.
— A zdziwiłabyś się. Znam go o wiele dłużej, niż ty — stwierdziła, wstając.
— Skąd? Ale... Mówiłaś, że...
— Z internetu, z gazet, z telewizji
— To, kim on jest?
— Kim? Ty się pytasz kim?! Kobieto, to gwiazda, czaisz?
— Nie żartuj sobie Sam, nie mam nastroju...
— Proszę bardzo. Mnie możesz nie wierzyć, ale za to możesz spytać się jego samego.
Przewróciłam oczami na jej uwagę. Raczej wątpię w to, co powiedziała, jednak, to nie jest rzecz, którą byłaby w stanie wymyślić. Ostatecznie, Harry nie powiedział mi, czym się zajmuje. Może faktycznie warto się tego dowiedzieć?
—To jak? Zadzwonić do Alexa, żeby przyjechał trochę wcześniej? Żebyśmy się z wszystkim wyrobili? — spytała, wyrywając mnie tym z zamyślenia.
— Zdajesz sobie z tego sprawę, że jesteś uparta? — westchnęłam.
— Nie jestem uparta. No może trochę. Po prostu martwię się o ciebie i nie chcę, żeby coś Ci się stało, rozumiesz? Jesteś dla mnie jak siostra — stwierdziła, po czym mnie przytuliła
— Ty też jesteś dla mnie ważna — oddałam uścisk — A co do lekarza, to...okej, pójdę. Ale proszę cię, nie mów nic przy Harry'emu, okej?
— Ekhem... — odsunęłyśmy się od siebie i razem spojrzałyśmy na szefową — Dziewczynki, mamy nowego wolontariusza — spojrzałam na Harry'ego, który wzruszył ramionami z zalotnym uśmiechem — Pokażcie mu wszystko. Na razie będzie chodził razem z wami, a później pomyślimy, jak podzielić godziny na waszą trójkę — odparła, po czym wróciła do swojego biura.
Całą trójką odprowadziliśmy kobietę wzrokiem, dopóki do naszych uszu nie dotarł trzask drzwi. Odwróciłam się w stronę Sam i wyciągnęłam w jej stronę mały palec.
— Obiecujesz? — spytałam blondynki, a ona posłała mi niepewne spojrzenie.
— No, dobrze. Obiecuję, ale i tak uważam, że to nie jest dobry pomysł — westchnęła z lekkim uśmiechem, podając mały paluszek — Chodź, trzeba coś z nim zrobić — stwierdziła ze śmiechem, wskazując ruchem głowy chłopaka.
— Hmm, tylko co? — zamyśliłam się.
— Zrobię wszystko, co karzecie — zaśmiał się, unosząc ręce do góry.
— Wszystko? — posłałyśmy sobie porozumiewawcze spojrzenie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro