Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

POV Harry
Krople wody spadały na szybę, rozbryzgując się na całej jej powierzchni. Wycieraczki pracowały pełną parą, ale widoczność i tak była mocno ograniczona. Nie wiedziałem, o czym wcześniej myślałem. To nie był chyba najlepszy pomysł, żeby za nią jechać. W końcu ledwo się znamy. Mówiąc szczerze, prawie w ogóle, bo ledwie parę godzin. Tak więc, pomimo ostrego poczucia winy, postanowiłem jednak wrócić do domu. Po dzisiejszym dniu, zdecydowanie najlepszym pomysłem było już tylko położenie się do łóżka. Jutro rano będę musiał wpaść na chwilę do studia, ale postaram się załatwić to jak najszybciej, żeby potem od razu pojechać do schroniska.

Zaparkowałem w centrum, nieopodal swojego wieżowca. O tej porze ciężko znaleźć jakiekolwiek wolne miejsce. Deszcz padał nieustannie, ale od budynku dzieliło mnie zaledwie kilka kroków. Stwierdziłem, że pomimo pogody, te kilka kroków mnie nie zabije i przejdę się jeszcze na chwilę do sklepu po coś do picia...

Wyszedłem z samochodu, zamykając go i naciągając bardziej na swoje włosy kołnierz płaszcza, ruszyłem w zupełnie innym kierunku niż dom. Budynek za budynkiem, wieżowiec za wieżowcem, mijałem je pogrążony we własnych rozmyślaniach. Nie zauważyłem, nawet kiedy przez przypadek wpadł na mnie, zapewne mocno wstawiony, mężczyzna.
Odwróciłem się gwałtownie. Obejrzałem się za pijakiem, sprawdzając jednocześnie kieszenie, żeby sprawdzić, czy na pewno mam wszystko...a przede wszystkim portfel.

— Na szczęście... — westchnąłem z ulgą, kiedy wyciągnąłem z kieszeni czarny przedmiot.
Spojrzałem jeszcze raz na mężczyznę, który chwiejnym krokiem zniknął w ciemnej uliczce, Przewróciłem oczami i wszedłem do małego sklepu. Kiwnąłem głową w stronę młodej kasjerki, od wejścia przywitała mnie entuzjastycznym „Dzień dobry". Zbyt entuzjastycznym jak na mój gust. Swoją drogą, nigdy wcześniej jej tu nie widziałem. Zazwyczaj była tu miła, starsza pani, która nie zwracała uwagi na to, kim jestem.
Kiedy minąłem kasę, od razu ruszyłem na dział z napojami. Wziąłem pierwszą, lepszą butelkę wody i skierowałem się do kasy. Nie przejmowałem się maślanymi oczkami, które posyłała w moją stronę rudowłosa. Położyłem na ladzie odpowiedni banknot i chwytając w dłoń napój, wyszedłem ze sklepu.

Teraz miałem zamiar skierować się już prosto do domu, jednak zatrzymało mnie coś niepokojącego. Podniesiony ton głosu, wręcz bliski krzyku. Nie zastanawiając się długo, skierowałem się za dźwiękiem, przyspieszając swoje tempo. Na chodniku ani w najbliższej okolicy nikogo nie było. Tym bardziej czułem się odpowiedzialny, za sprawdzenie tego.

Skręciłem w uliczkę, którą wcześniej mijałem. Było tu ciemno, a deszcz padał z coraz większą siłą. Jedyne oświetlenie stanowiła smuga światła, wychodząca z głównej ulicy. Jednak pomimo niewielkiego światła, nie miałem trudności w dostrzeżeniu dwóch postaci na końcu ulicy. Jedna z nich wyrywała się, po jej głosie, domyśliłem się, że jest to kobieta. Jej głos wydawał się dziwnie znajomy, jednak nie wiedziałem do końca skąd. Stałem i obserwowałem całą sytuację z odległości, do momentu, kiedy jedna z postaci nie została pchnięta na ścianę. Nie mogłem nie zareagować. Pobiegłem szybko w tamtą stronę. Odruchowo, chwyciłem mężczyznę za ramię i mocno szarpnąłem. Mężczyzna zachwiał się i spojrzał na mnie. W tym momencie rozpoznałem w nim mężczyznę, który wpadł na mnie przed sklepem. Nie powstrzymywałem się dłużej, po prostu go walnąłem. Mężczyzna upadł na ziemię z łoskotem, wpadając w jedną z większych kałuży. Spojrzał na mnie zdezorientowany.
— Wynoś się stąd! — warknąłem w jego stronę.
— Spo-spo-kojnie — bąknął, próbując się podnieść.
— Słuchaj, jeszcze raz cię tu zobaczę i ta sytuacja będzie miała dla ciebie zupełnie inny koniec, rozumiesz?!
— Po co, nerwy? — spytał, powoli się ewakuując.
Obserwowałem go do czasu, kiedy nie znalazł się w odpowiedniej odległości od nas, po czym przykucnąłem przy skulonej kobiecie.
— Nic Ci nie jest? — spytałem, zagarniając jej włosy za ucho.
Podniosłem delikatnie buzię brunetki do góry, żeby padało na nią choć trochę światła. Byłem w szoku, rozpoznając tę drobną brunetkę. Położyłem dłoń na jej policzku, zanurzając palce w jej mokrych włosach i gładząc jej policzek kciukiem.
— Mia... — szepnąłem delikatnie w jej stronę, jednak kobieta nie reagowała.
Jej powieki powoli opadały. Nagle, koniuszkami palców wyczułem coś ciepłego z tyłu głowy. Wyplątałem palce z jej włosów, kierując je w stronę światła... Krew.
— Mia, trzymaj się, proszę...

*************************************

POV Mia
Pip, pip, pip...

O nie, tylko mi nie mówicie, że...Moja świadomość zaczęła do mnie wracać. Słyszałam dźwięki aparatur, szelest i ciche przekręcanie kartek. Jednak, wraz z powrotem na "ten świat" wrócił także ból, towarzyszący z tyłu głowy. Próbowałam otworzyć oczy, jednak zamknęłam je od razu, kiedy spotkało je ostre światło. Powoli przyzwyczaiłam się do światła i dopiero w tym momencie, mogłam w pełni zobaczyć, gdzie się znajduje. W białej, czystej sali. Na szpitalnym łóżku... Tyle chyba wystarczy, żeby wiedzieć, że trafiłam do szpitala, tylko jak? Ktoś mnie znalazł? Chciałam powoli się podnieść, ale zatrzymałam się w połowie, kiedy głowa zaczęła niemiłosiernie boleć.
— Połóż się... — usłyszałam zachrypnięty, męski głos i poczułam na ramieniu czyjś delikatny dotyk.

Wykonałam polecenie, kładąc się z powrotem na szpitalnym łóżku. Odwróciłam się na bok, nie wierząc własnym oczom.
Brunet usiadł na krzesełku obok, opierając się o stelaż łóżka.
— Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że się obudziłaś. Kiedy cię znalazłem, byłaś już prawie nieprzytomna. Przywiozłem cię tu jak najszybciej.
— Skąd... Jak mnie znalazłeś? — spytałam, nie bardzo łącząc wątki. Mój umysł najwyraźniej musi się "zrestartować".
Brunet westchnął, opuszczając ręce wzdłuż swojego ciała. Odwrócił wzrok, przejeżdżając dłonią po włosach.
— Uwierzysz, jeśli Ci powiem, że mieszkam niedaleko? — spytał, wracając do mnie wzrokiem.
— Głowa mnie tak boli, że uwierzę nawet w różowego jednorożca... — odparłam.
Na usta bruneta wkradł się delikatny uśmiech.
—Cieszę się, że humor Ci wraca.
Pomiędzy nami zapanowała cisza.
— Ja... Dziękuje Ci. W sumie, gdyby nie ty, to...
— Drobiazg — stwierdził szybko — Powinnaś odpoczywać — szepnął, głaszcząc mnie delikatnie po policzku — Prześpij się.
— A co z tobą? — spytałam, kiedy Harry rozpiął i ściągnął swoją bluzę — Możesz już iść do domu...
— Nie, zostanę z tobą, dopóki ktoś do ciebie nie przyjedzie — odparł — Nawet nie próbuj odmawiać. Raz już uległem i więcej tego błędu nie popełnię — westchnął, biorąc do ręki swoją komórkę i rozsiadając się w wygodnej pozycji, na plastikowym krzesełku — Śpij mała.
Spodobało mi się, jak powiedział do mnie w ten sposób, jednak nie podobało mi się to, że chce tu zostać. Nie, żeby przeszkadzała mi jego obecność, ale chciałabym mu jednak oszczędzić spotkania z moim ojcem. Jeśli tu przyjedzie, (o ile to zrobi, w co wątpię) nie będzie za przyjemnie, ale dopóki nie przyjedzie... Harry zostanie ze mną, marnując swój czas...
Jednak nie mogłam z tym nic zrobić. Obawiam się, że cokolwiek bym nie powiedziała, to i tak by został. Cóż, może rano uda mi się go stąd...wygonić, ale jak na razie, sen był dobrym rozwiązaniem. Powieki same mi się zamykały, a rozsadzający czaszkę ból, jeszcze bardziej to potęgował. Stwierdziłam, że wymyślę coś jutro rano, kiedy będę się czuła lepiej.
— Dobranoc — szepnęłam zaspana, zamykając oczy.
— Dobranoc

_____________________________________

Wybaczcie, że tak późno, no ale jeszcze dzisiaj ;)))

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro