2
— W czym mogę panu pomóc? — wydusiłam z siebie.
Chłopak obejrzał się po pomieszczeniu, po czym swój wzrok skierował na mnie. Jego oczy miały cudowny odcień zieleni. Wręcz hipnotyzujący. Otrząsnęłam się z transu i czekałam na jego wypowiedź...
— Panu? — podniósł brew i w dwóch krokach stanął naprzeciwko mnie — Nie wyglądam chyba tak staro? - na jego ustach pojawił się rozbawiony uśmiech.
— Taki jest zwrot grzecznościowy... — wzruszyłam ramionami.
— Ja wolę mimo to po imieniu — stwierdził — Harry — wyciągnął w moją stronę dłoń.
Przeskakiwałam wzrokiem pomiędzy jego dłonią a tęczówkami. Ostatecznie podałam mu ją.
— Mia... — odpowiedziałam, wyrywając się delikatnie z uścisku.
— Ślicznie — stwierdził, wkładając dłonie z powrotem do kieszeni płaszcza.
—Dziękuje — szepnęłam cicho i odchrząknęłam — A więc, w czym Ci mogę pomóc? — zapytałam.
— Szukam towarzysza, którym mógłbym się zająć — odparł.
— Tak. Dziwne by było, gdybyś przyszedł tu z innego powodu... — uśmiechnęłam się lekko. Harry odwzajemnił uśmiech. Odwróciłam się i podeszłam do biurka, otwierając jedną z szuflad — Pies czy kot? — spytałam, grzebiąc w różnych papierach w poszukiwaniu kluczy.
— Kot — odpowiedział szybko.
Widać, że adopcja była pewną decyzją, a to się ceni. Dużo ludzi nie jest pewnych co do tego, przez co przywożą później zwierzęta z powrotem lub najprościej w świecie... Porzucają je.
— Kociak czy starszy?
— Bez znaczenia... — zamyślił się na chwilę — Ale wolałbym, gdyby był to jednak młodszy kotek — odparł, opierając się ramionami o ladę.
Wyciągnęłam odpowiedni kluczyk i podniosłam głowę. Moja twarz znajdowała się teraz kilka centymetrów od niego. Zdecydowanie za blisko. Odchrząknęłam i wyprostowałam się, co zrobił również chłopak...
— Taak... Zapraszam — powiedziałam i skierowałam się do pomieszczenia obok. Otworzyłam drzwi i wpuściłam chłopaka przodem — Tu znajdują się kociaki. Najstarsze z nich mają rok — odparłam.
Chłopak kiwnął głową i zaczął się rozglądać. Chodził pomiędzy klatkami, do niektórych zaglądając, do niektórych nie. Ja stałam z boku i obserwowałam go. W pewnym momencie zatrzymał się. Była to jedna z ostatnich klatek...
— Te są śliczne — stwierdził, spoglądając to na mnie to za kratki.
— Magic i Hope — stwierdziłam, powoli zmierzając w ich stronę — Rodzeństwo. Kocurek i kotka — dopowiedziałam, kiedy stałam już obok chłopaka.
— Który z nich to kocurek? — spytał, wskazując na dwie szaro-białe kulki.
Spały sobie spokojnie, wtulone w swoje futerko. Do czasu. Jeden z nich najwyraźniej nas usłyszał i podniósł swój łebek, nasłuchując i strosząc uszkami. Kiedy nas zobaczył, od razu wstał i podszedł do kratki, wysuwając między prętami swoją mordkę.
Harry podał mu palce do obwąchania, a kociak od razu wsunął pod nie swoją małą mordkę.
— A jak myślisz? — zachichotałam.
— Ten? — stwierdził z rozbawieniem, drapiąc zwierzaka za uszkiem.
Pokiwałam ze śmiechem głową.
— Są do adopcji?
— Obecnie nie — chłopak się wyprostował i jakby zasmucił — Znaleźliśmy te dwa Słodziaki kilka dni temu. Nie mają jeszcze wszystkich szczepień i są trochę za małe. Ale myślę, że jak przyjdziesz tu...może za dwa tygodnie, to spokojnie będziesz mógł jednego wziąć, a może i dwójkę? — uśmiechnęłam się do niego.
— Za dwa tygodnie? — dopytał, przygryzając wargę.
Jego wzrok, dalej był wbity w kociaka łaszącego się przy kratce, domagającego się pieszczot i uwagi.
— Tak... — chłopak stał zamyślony — Chciałbyś go potrzymać? — spytałam, czym wybudziłam Harry'ego z transu.
— Mogę? — spytał, patrząc na mnie z lekkim zaskoczeniem.
— Jeśli go nie upuścisz... — wzruszyłam ramionami.
Na jego twarzy w jednym momencie pojawił się szeroki uśmiech. Otworzyłam powoli klatkę, żeby kociak się nie spłoszył, po czym wzięłam Magic'a na ręce. Podałam kociaka chłopakowi i zamknęłam klatkę, na wypadek, gdyby Hope się obudziła. Harry delikatnie wziął ode mnie zwierzątko i oparł go przednimi łapkami o jego tors...
— W takim razie... Za dwa tygodnie zabieram cię do domku — uśmiechnął się do kociaka.
— To pewne, że on? — spytałam, przygryzając wargę.
Owszem, chciałabym, aby każdy kociak w schronisku miał dom, ale rozdzielenie tej dwójki mogłoby się trochę źle skończyć. Obydwoje wcześnie stracili swoją matkę, więc wychowali się w swoim towarzystwie, a teraz je również mieli stracić? Chłopak spojrzał na mnie i nie pewnie kiwnął głową. Otworzyłam z powrotem klatkę, żeby mógł włożyć do niej kociaka.
— A, nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli zostawię tę dwójkę razem? W innej sytuacji musiałabym go przenieść, ale...
— Pewnie... — przerwał mi — Boisz się o nią? — spytał, spoglądając przez chwilę na zwiniętą Hope.
— Ja... Tak. — odparłam — Jest jeszcze malutka, a poza bratem nie ma nikogo... — dokończyłam, lekko łamiącym się głosem.
Czułam, jak pod moimi powiekami zaczynają się gromadzić łzy. Skierowałam swój wzrok na sufit, ale jedna łezka i tak znalazła ujście i popłynęła po moim policzku. Poczułam, jak ktoś mnie przytula. Spojrzałam zdezorientowana na bruneta i odsunęłam się gwałtownie. Przetarłam mokre policzki i zamknęłam klatkę kociaków.
— Przepraszam... — szepnęłam.
— Hej, nic się nie dzieje — odparł, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu — Każdy z nas ma czasem gorsze chwile, a w twoim przypadku to nawet oczywiste — stwierdził.
Spojrzałam na niego nie zrozumiale.
— Podziwiam cię za to, że potrafisz tu pracować — wytłumaczył.
— Nie pracuje tu...jestem tylko wolontariuszką — stwierdziłam i skierowałam się w stronę biura.
—Nie pracujesz? — spytał, równając się ze mną.
-Nie można tego uznać za pracę, a mam trochę więcej uprawnień niż wolontariusz. Poza tym nie mogę myśleć o normalnej pracy, kiedy jeszcze się uczę — powiedziałam.
Wyszliśmy z pomieszczenia, które zamknęłam, po czym klucz schowałam z powrotem do szuflady.
— Jestem studentką, na kierunku biologicznym. Jakby cię to interesowało — stwierdziłam, wycierając oczy chusteczką.
— Bardzo dobry kierunek
— Dzięki
— Który rok? — kontynuował, opierając się o ladę biurka.
—Trzeci... — odparłam.
Pomiędzy nami nastała niezręczna cisza, która przerywana była cichymi szczeknięciami z dworu. Przerwał ją dopiero odgłos szeleszczących kamieni, które były wysypane na placu. Ktoś przyjechał...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro