1
— Mia!
— Tak? — weszłam do głównego holu z rudym kociakiem na rękach.
—Ja już wychodzę. Za godzinę przyjdzie Samantha i cię zmieni — odparła Elen, moja szefowa.
Pokiwałam głową i skierowałam się z powrotem do pomieszczenia, w którym są trzymane kociaki.
— A i jeszcze jedno! — zawołała i zaraz potem pojawiła się w tym samym pomieszczeniu co ja.
Odłożyłam śpiącego już kociaka na kocyk w jego klatce i odwróciłam się w stronę kobiety.
— Około 17 przywiozą szczeniaki. Jak dobrze wiem, ma to być czwórka czekoladowych labradorków. Znaleziono je na ulicy, bez matki. Zajmij się nimi, w porządku?
— Spokojnie, wszystko będzie zrobione — uśmiechnęłam się, co kobieta oddała.
— Wierzę w ciebie — uśmiechnęła się pogodnie — Do jutra i pamiętaj, nie bądź tu za długo Mia... — odparła, puszczając oko w moją stronę i zaraz później, opuściła teren schroniska.
Westchnęłam cicho i rozejrzałam się po otoczeniu. Szukałam czegoś, czym mogłabym się zająć do czasu przyjazdu szczeniąt. Zostało mi jeszcze pół godziny, więc wypadałoby coś sobie znaleźć.
Spojrzałam na podłogę - czysta.
Klatki - wczoraj sprzątane.
Zwierzęta - nakarmione i napojone.
I co teraz? Pozostał mi komputer...
Usiadłam przy głównym biurku i zaczęłam przeglądać strony internetowe. W pewnym momencie, do moich uszu doszedł dźwięk dzwonka przy drzwiach. Było ledwo po wpół do 17, więc nie mogły być to szczeniaki. Wstałam ze swojego miejsca i wyszłam zza lady, a moim oczom ukazał się na oko w moim wieku chłopak. Ale nie byle jaki, bo naprawdę przystojny chłopak...
— W czym mogę panu pomóc? — wydusiłam z siebie.
O rany...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro