Wyjazd
Właśnie się obudziłam, jest 9.00. Wstałam i zaczęłam wybierać ciuchy. Postanowiłam na czarną przylegającą bluzkę na długi rękaw i ciemno niebieskie jeansy. Poszłam do łazienki się ubrać i zrobić poranną rutynę. Gdy się ogarnęłam pogłaskałam się po jeszcze nie widocznym brzuszku. Nie wiem czemu...jakoś tak. Wiem że to dobiero koniec pierwszego miesiąca i nic nie widać ale... W sumie, nie ważne... Wyszłam z łazienki i zaczęłam budzić chłopaków którzy postanowili spać u nas w dormitorium. Dziewczyn już nie było, prawdopodobnie poszły na śniadanie..
- FRED! GEORGE! WSTAWAĆ! - krzyczałam, a oni nic - WSTAWAĆ IDIOCI! - to powinno zadziałać, ale zamiast obudzenia bliźniaków, do dormitorium wpadła McGonagall.
- Coś się stało? Słyszałam krzyki. - powiedziała
- Nie nic. Próbuję ich obudzić. - wskazałam na śpiące rodzeństwo
- A co oni tutaj właściwie robią?
- Spali tu.. - odpowiedziałam - A teraz nie mogę ich obudzić..
- Próbowałaś zaklęciem?
- Nie, ale spróbuję - powiedziałam i rzuciłam na nich oboje zaklęcie Aquamenty. Zadziałało
- Która godzina? - zapytał zaspany Fred. Podeszłam do niego
- WSTAWAJ! JEST 9.30! - krzyknęłam mu prosto do ucha
- Nie krzycz mi do ucha. Już wstaje - powiedział i usiadł na łóżku - Dzień dobry pani profesor..... Profesor McGonagall? Co pani tu robi?
- Przyszłam was poinformować, że to nie pan Malfoy was wydał, a panna Parkinson..
- Zabij.... - zaczął Fred, ale nie dokończył bo zasłoniłam mu usta dłonią
- Dobrze to ja już pójdę.. Do widzenia, mam nadzieję. - i wyszła. Usłyszałam stukanie w okno, a jak się obróciłam zobaczyłam sowę Syriusza. Otworzyłam jej i wzięłam list.
- Fred masz jakieś przekąski dla sowy? - odwróciłam wzrok i zobaczyłam mojego chłopaka bez koszulki. Niby już go tak widziałam, ale zawsze dziwnie się wtedy czuje.
- Ty coś masz w kufrze. Poczekaj - powiedział i podszedł do mojego kufra z którego wyciągnął pokruszone na kawałeczki ciasteczka. Padał jedno mi, a ja dałam je sowie. Zaczęłam otwierać list, a w między czasie obudził się George. Zaczęłam czytać na głos.
- Cześć Amelia! McGonagall pisała do Molly, że Ty i bliźniacy jesteście zawieszeni. Mam nadzieję że nie z waszej winy. W każdym razie, około 10.00 będzie ktoś z zakonu czekał na was na stacji. Syriusz. - przeczytałam - Która godzina?
- 9.45. - odezwał się George
- Wstawaj i się ubieraj. No już, już.. - poganiałam chłopaka. Dziesięć minut później wszyscy byliśmy gotowi. Wyszliśmy z sypialni, a na dole czekali wszyscy nasi przyjaciele.
- Ej, ale my na zawsze nie wyjeżdżamy - zaśmiał się Fred
- Ale zobaczymy się dopiero w święta, pacanie. - powiedziała Ginny, a ja się zaśmiałam
- Wracajcie szybko i piszcie - powiedziała Hermiona, a ja kiwnęłam głową
- Papa! - powiedziałam do wszystkich
- Pa! - odkrzyknęli, a my wyszliśmy z pokoju wspólnego
- Daj, wezmę to. - powiedział Fred i wziął mój kufer
- Fred to nie jest ciężkie. Mogę nieść naprawdę.
- Ale nie powinnaś dźwigać ciężkich rzeczy - dodał George
- Znawca się znalazł..
- Ty lepiej wymyśl jak się Syriuszowi wytłumaczysz. - odezwał się Fred
- A wy Molly. - powiedziałam i poszłam dalej. Doszliśmy na stacje i tak jak Syriusz pisał, czekali na nas osoby z zakonu. Miała przyjść jedna osoby, ale w tym wypadku jak jedno tak i drugie, bo przyszła Nimfadora i Remus.
- Miała przyjść jedna osoba. - palnęłam gdy podeszliśmy do nich
- Ale ktoś się uparł że idzie ze mną. - powiedział Lupin
- Aha.... Idziemy? A tak właściwie to jak ty przyszliście? - zapytałam
- Deportowaliśmy się. I tak też wrócimy.. - powiedziała Tonks i podała mi rękę, ja złapałam rękę Freda, a on George. Usłyszałam trzask teleportacji i zobaczyłam mury Kwatery.
- Zaraz zwymiotuję - odezwałam się, ale nikt mi nie odpowiedział bo zwróciłam w krzaki..
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
Hejka..
Jest kolejny rozdział. Spodobał się?
Możecie zostawiać gwiazdki i komentarze, będzie mi miło 😊
Do następnego ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro