Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"To nie miało tak zabrzmieć"

- Fred! Czy ty możesz w końcu zrozumieć, że wracam do szkoły i zdania nie zmienię?! - krzyknęłam po raz kolejny na swojego męża.

- A czy ty możesz zrozumieć, że nie puszczę cię do Hogwartu, gdy dyrektorem jest Snape?! - krzyknął osiemnastolatek

Pov George

- Długo już tak się kłócą? - zapytałem Ginny

- Dwadzieścia minut na pewno... - odpowiedziała mi

- Fred nie chce Amelii pościć do Hogwartu, a ona chce jechać. - powiedziałem

- Według mnie powinna zostać. - powiedziała Ginny

- Możecie się nie wtrącać! - usłyszałem krzyk obojga zza drzwi.

- Możecie przestać się kłócić! - odkrzyknąłem. Po chwili dziewczyna wyszła z pokoju, oczy ma całe we łzach. Wzięła ode mnie Monny, po czym gdzieś poszła. Wszedłem do pokoju i zobaczyłem Freda. Siedział na łóżku, a twarz miał schowaną w dłoniach.

- Co powiedziałeś? - zapytałem

- Że jak chce jechać do Hogwartu to niech jedzie, ale jak zginie to nie moja sprawa. - powiedział mój bliźniak.

- Masz przejebane, mój drogi. Idź do niej zanim coś sobie zrobi - powiedziałem.

- A może coś sobie zrobić? - zapytał

- Nie wiem, dlatego właśnie masz do niej iść i ja przeprosić. - odpowiedziałem

Pov Fred

"Co ja właśnie zrobiłem?" Pytam samego siebie w myślach. Wyszedłem z pokoju i zacząłem szukać Amelki. Znalazłem ją siedzącą przy jeziorze razem z Monny, która się bawiła.

- Tata.. - powiedziała dziewczynka, gdy mnie zobaczyła, a ja się uśmiechnąłem. Podbiegła do mnie. Wziąłem ją na ręce, po czym podszedłem do Amelii.

- To nie miało tak zabrzmieć.. - odezwałem się

- Ale zabrzmiało. - powiedziała. Usiadłem obok niej, ale ta od razu się odsunęła.

- Martwię się o ciebie.. - powiedziałem

- Nie musisz.

- Przepraszam... - powiedziałem  - Kiedy wreszcie zrozumiesz, że nie chce cię stracić. Nie chcę żeby coś ci się stało, dlatego nie każe ci jechać. - dodałem, prawie na jednym tchu. Zobaczyłem jak dziewczyna się uśmiecha, jednak nic nie mówi. - To że ty możesz każdego uleczyć, nie znaczy że każdy może uleczyć ciebie. Zacznij martwić się też o siebie. Ja naprawdę nie chcia... - zacząłem, ale dziewczyna przerwała mi pocałunkiem

- Zamkniesz się w końcu? Próbuje być obrażona. - powiedziała, a jej włosy zrobiły się lekko czerwone. Ja zamiast odpowiedzieć, pocałowałem ją - Zgadzam się z tobą..

- W jakiej kwestii? - zapytałem

- Że nie powinnam wracać do Hogwartu, ale te słowa naprawdę zabrzmiały jakby ci nie zależało.. - powiedziała

- Ale zależy. Ja wiem że czasami mówię niestworzone rzeczy, ale nie mówię tego na serio. - zacząłem - I wiem, że to co teraz powiedziałem nie ma sensu, ale...

- Oj przestań już gadać... - powiedziała i mnie pocałowała - Chodźmy. Zimno mi już.

- Ciepło jest, ty chora przypadkiem nie jesteś.. - powiedziałem i przyłożyłem dłoń do czoła dziewczyny. - Jesteś rozpalona. Idziemy od domu. - dodałem. Wziąłem Monny na ręce, a następnie złapałem dziewczynę za dłoń i zaprowadziłem do domu. Poszliśmy prosto do naszego pokoju. Amelia położyła się w łóżku i przykryła kołdrą. Ja położyłem śpiącą Monny do łóżeczka, a sam poszedłem do kuchni. Zrobiłem dwie herbaty, gdy nagle usłyszałem ciche uderzenie w szybę. Odwróciłem głowę i zobaczyłem nie znaną mi sowę. Podszedłem do okna i je otworzyłem, a sowa wleciała do domu. Wziąłem list, przyczepiony do jej nóżki. Jest on do George'a od.. Angeliny. Chciałem mu go oddać, jednak ciekawość wygrała. Otworzyłem kopertę i rozwinąłem list.

Drogi George'u

Bardzo mi bez ciebie, Freda i Amelii nudno. W domu nie mam co robić, niedługo nowy rok szkolny w Hogwarcie, ale my już się narazie nie zobaczymy. Wiem że ten list nie ma sensu, ale poprostu chciałam do ciebie napisać. Mam pytanie, kiedy powiemy wszystkim o nas?

Kocham cię, Angela

To co właśnie przeczytałem, bardzo mnie zszokowało.

- Co czytasz? - zapytał dobrze znany mi głos

- Proroka.. - skłamałem

- Taa.. Jasne. Co czytasz? - zapytał jeszcze raz Geogre

- List, od Angeliny... Do ciebie. - powiedziałem, a chłopak do mnie podszedł. Podałem mu list, a ten się uśmiechnął. - Jesteś wściekły?

- Zły?... Nie... - odpowiedział

- Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć? - zapytałem

- Kto i co powiedzieć? - powiedziała Amelka, która właśnie weszła do kuchni.

- Melka, powinnaś leżeć w łóżku. - powiedziałem

- Jestem z Angeliną. - powiedział prostu z mostu George

- To świetnie! - krzyknęła - Ale twoi rodzice cię słyszeli

- Co?! J..jak to, słyszeli? - zaczął się jąkać mój bliźniak.

- No.. Tak to. Stoją za ścianą. - powiedziała i wskazała na miejsce za sobą. Zza ściany wyłonili się nasi rodzice.  Myślałem że mama zacznie się drżeć, przez to że George nic nie powiedział, ale ona się tylko uśmiechnęła i przytuliła mojego bliźniaka.

- GRATULACJE! - krzyknęła kobieta. Ja wziąłem kubki z herbatą którą wcześniej zrobiłem i zaprowadziłem Amelie z powrotem do pokoju.

- Już mi pod kołdrę. - powiedziałem i wskazałem na łóżko. Dziewczyna położyła się i przykryła. Po chwili zasnęła.. Ja wypiłem herbatę i sam poszedłem spać...

Rano obudziło mnie pukanie do drzwi.

- Wejdź. - powiedziałem siadając na łóżku - Ale zależy kto!

- Klaudia! - krzyknęła osoba zza drzwi

- To wejdź.. - wymamrotałem. Dziewczyna weszła do pokoju.

- Mam rosół od Molly.  - powiedziała

- Jasne.. Możesz położyć tu. - wskazałem na szafkę nocną obok naszego łóżka. Ona położyła miskę z zupą, a ja zacząłem budzić Amelie. - Amelia. Wstawaj. Śniadanie. - mówiłem tak, aż w końcu dziewczyna się obudziła.

- Daj mi spać. - mruknęła

- Siadaj. Śniadanie do łóżka.. - powiedziałem, a ta od razu usiadła

- Jak się żyje kilka dni jako małżeństwo? - zapytała 

- Jeszcze tydzień nie minął.. Nic za bardzo się nie zmieniło.. Amelka? - powiedziałem i spojrzałem na dziewczynę jedzącą rosół.

- Sądzę to samo.. - wymruczała z pełną buzią, a Klaudia się zaśmiała.

- Dobra.. Ja już muszę wracać. Zostawiłam dzieciaki sama z Draco. On oszaleje, jak zaczną płakać. - zaczęła dziewczyna - W każdym razie, szybkiego powrotu do zdrowia. Papa..

Pov Klaudia

Teleportowałam się do domu. Mojego i Draco. Weszłam do środka, jednak w salonie nie zastałam.

- Draco! Jesteś tu?! - krzyknęłam

- Jestem na górze - usłyszałam głos mojego chłopaka.. Poszłam na górę do naszego pokoju, a tam zobaczyłam Draco usypiającego, a raczej usiłującego uśpić Louisa. Lucy płakała w kołysce.

- Nie uśpisz ich. Muszę go nakarmić. - powiedziałam, po czym wzięłam od chłopaka dziecko. Usiadłam na łóżku i zaczęłam je karmić... Gdy dzieciaki w końcu zasnęły, sama położyłam się do łóżka. Chwilę później przyszedł Draco.

- Jak się czujesz? - zapytał

- Mam być szczera? - zapytałam, a ten kiwnął głową na znak zgody - Jest dopiero dziesiąta, a ja jestem wykończona...

- Oj, nie długo święta... - powiedział

- Jest sierpień. - odpowiedziałam - Jeszcze kilka miesięcy. Chłopak przewrócił oczami i podszedł do mnie. Usiadł na łóżku, po czym mnie pocałował. Ściągnął ze mnie bluzkę i rzucił ją gdzieś w kąt. Zaczął schodzić pocałunkami na szyję i biust. Ja nie byłam mu dłużna i ściągnęłam jego bluzkę. Chłopak przez chwilę męczył się z odpięciem mojego stanika.

- Co za cholerstwo.. - odezwał się  zrezygnowany

- Poczekaj, pomogę. - powiedziałam i zdjęłam bieliznę, po czym ona wylądowała na podłodze.

Draco zaczął ssać moje piersi. Niedługo później byliśmy już nadzy. Chłopak zaczął pocierać palcami po mojej kobiecości. Po chwili włożył w nią palce i poruszał nimi po łechtaczce. Czułam jak robi się wilgotna.

- Kurwa..Draco! - jęknęłam.  Gdy przestał złapałam za jego przyrodzenie i poruszałam nim w każdą stronę, co wywołało u chłopaka jęk. Chwilę później Draco wszedł we mnie i zaczął poruszać biodrami... Gdy oboje doszliśmy chłopak mnie namiętnie pocałował i położył obok mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro