"To nie miało tak zabrzmieć"
- Fred! Czy ty możesz w końcu zrozumieć, że wracam do szkoły i zdania nie zmienię?! - krzyknęłam po raz kolejny na swojego męża.
- A czy ty możesz zrozumieć, że nie puszczę cię do Hogwartu, gdy dyrektorem jest Snape?! - krzyknął osiemnastolatek
Pov George
- Długo już tak się kłócą? - zapytałem Ginny
- Dwadzieścia minut na pewno... - odpowiedziała mi
- Fred nie chce Amelii pościć do Hogwartu, a ona chce jechać. - powiedziałem
- Według mnie powinna zostać. - powiedziała Ginny
- Możecie się nie wtrącać! - usłyszałem krzyk obojga zza drzwi.
- Możecie przestać się kłócić! - odkrzyknąłem. Po chwili dziewczyna wyszła z pokoju, oczy ma całe we łzach. Wzięła ode mnie Monny, po czym gdzieś poszła. Wszedłem do pokoju i zobaczyłem Freda. Siedział na łóżku, a twarz miał schowaną w dłoniach.
- Co powiedziałeś? - zapytałem
- Że jak chce jechać do Hogwartu to niech jedzie, ale jak zginie to nie moja sprawa. - powiedział mój bliźniak.
- Masz przejebane, mój drogi. Idź do niej zanim coś sobie zrobi - powiedziałem.
- A może coś sobie zrobić? - zapytał
- Nie wiem, dlatego właśnie masz do niej iść i ja przeprosić. - odpowiedziałem
Pov Fred
"Co ja właśnie zrobiłem?" Pytam samego siebie w myślach. Wyszedłem z pokoju i zacząłem szukać Amelki. Znalazłem ją siedzącą przy jeziorze razem z Monny, która się bawiła.
- Tata.. - powiedziała dziewczynka, gdy mnie zobaczyła, a ja się uśmiechnąłem. Podbiegła do mnie. Wziąłem ją na ręce, po czym podszedłem do Amelii.
- To nie miało tak zabrzmieć.. - odezwałem się
- Ale zabrzmiało. - powiedziała. Usiadłem obok niej, ale ta od razu się odsunęła.
- Martwię się o ciebie.. - powiedziałem
- Nie musisz.
- Przepraszam... - powiedziałem - Kiedy wreszcie zrozumiesz, że nie chce cię stracić. Nie chcę żeby coś ci się stało, dlatego nie każe ci jechać. - dodałem, prawie na jednym tchu. Zobaczyłem jak dziewczyna się uśmiecha, jednak nic nie mówi. - To że ty możesz każdego uleczyć, nie znaczy że każdy może uleczyć ciebie. Zacznij martwić się też o siebie. Ja naprawdę nie chcia... - zacząłem, ale dziewczyna przerwała mi pocałunkiem
- Zamkniesz się w końcu? Próbuje być obrażona. - powiedziała, a jej włosy zrobiły się lekko czerwone. Ja zamiast odpowiedzieć, pocałowałem ją - Zgadzam się z tobą..
- W jakiej kwestii? - zapytałem
- Że nie powinnam wracać do Hogwartu, ale te słowa naprawdę zabrzmiały jakby ci nie zależało.. - powiedziała
- Ale zależy. Ja wiem że czasami mówię niestworzone rzeczy, ale nie mówię tego na serio. - zacząłem - I wiem, że to co teraz powiedziałem nie ma sensu, ale...
- Oj przestań już gadać... - powiedziała i mnie pocałowała - Chodźmy. Zimno mi już.
- Ciepło jest, ty chora przypadkiem nie jesteś.. - powiedziałem i przyłożyłem dłoń do czoła dziewczyny. - Jesteś rozpalona. Idziemy od domu. - dodałem. Wziąłem Monny na ręce, a następnie złapałem dziewczynę za dłoń i zaprowadziłem do domu. Poszliśmy prosto do naszego pokoju. Amelia położyła się w łóżku i przykryła kołdrą. Ja położyłem śpiącą Monny do łóżeczka, a sam poszedłem do kuchni. Zrobiłem dwie herbaty, gdy nagle usłyszałem ciche uderzenie w szybę. Odwróciłem głowę i zobaczyłem nie znaną mi sowę. Podszedłem do okna i je otworzyłem, a sowa wleciała do domu. Wziąłem list, przyczepiony do jej nóżki. Jest on do George'a od.. Angeliny. Chciałem mu go oddać, jednak ciekawość wygrała. Otworzyłem kopertę i rozwinąłem list.
Drogi George'u
Bardzo mi bez ciebie, Freda i Amelii nudno. W domu nie mam co robić, niedługo nowy rok szkolny w Hogwarcie, ale my już się narazie nie zobaczymy. Wiem że ten list nie ma sensu, ale poprostu chciałam do ciebie napisać. Mam pytanie, kiedy powiemy wszystkim o nas?
Kocham cię, Angela
To co właśnie przeczytałem, bardzo mnie zszokowało.
- Co czytasz? - zapytał dobrze znany mi głos
- Proroka.. - skłamałem
- Taa.. Jasne. Co czytasz? - zapytał jeszcze raz Geogre
- List, od Angeliny... Do ciebie. - powiedziałem, a chłopak do mnie podszedł. Podałem mu list, a ten się uśmiechnął. - Jesteś wściekły?
- Zły?... Nie... - odpowiedział
- Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć? - zapytałem
- Kto i co powiedzieć? - powiedziała Amelka, która właśnie weszła do kuchni.
- Melka, powinnaś leżeć w łóżku. - powiedziałem
- Jestem z Angeliną. - powiedział prostu z mostu George
- To świetnie! - krzyknęła - Ale twoi rodzice cię słyszeli
- Co?! J..jak to, słyszeli? - zaczął się jąkać mój bliźniak.
- No.. Tak to. Stoją za ścianą. - powiedziała i wskazała na miejsce za sobą. Zza ściany wyłonili się nasi rodzice. Myślałem że mama zacznie się drżeć, przez to że George nic nie powiedział, ale ona się tylko uśmiechnęła i przytuliła mojego bliźniaka.
- GRATULACJE! - krzyknęła kobieta. Ja wziąłem kubki z herbatą którą wcześniej zrobiłem i zaprowadziłem Amelie z powrotem do pokoju.
- Już mi pod kołdrę. - powiedziałem i wskazałem na łóżko. Dziewczyna położyła się i przykryła. Po chwili zasnęła.. Ja wypiłem herbatę i sam poszedłem spać...
Rano obudziło mnie pukanie do drzwi.
- Wejdź. - powiedziałem siadając na łóżku - Ale zależy kto!
- Klaudia! - krzyknęła osoba zza drzwi
- To wejdź.. - wymamrotałem. Dziewczyna weszła do pokoju.
- Mam rosół od Molly. - powiedziała
- Jasne.. Możesz położyć tu. - wskazałem na szafkę nocną obok naszego łóżka. Ona położyła miskę z zupą, a ja zacząłem budzić Amelie. - Amelia. Wstawaj. Śniadanie. - mówiłem tak, aż w końcu dziewczyna się obudziła.
- Daj mi spać. - mruknęła
- Siadaj. Śniadanie do łóżka.. - powiedziałem, a ta od razu usiadła
- Jak się żyje kilka dni jako małżeństwo? - zapytała
- Jeszcze tydzień nie minął.. Nic za bardzo się nie zmieniło.. Amelka? - powiedziałem i spojrzałem na dziewczynę jedzącą rosół.
- Sądzę to samo.. - wymruczała z pełną buzią, a Klaudia się zaśmiała.
- Dobra.. Ja już muszę wracać. Zostawiłam dzieciaki sama z Draco. On oszaleje, jak zaczną płakać. - zaczęła dziewczyna - W każdym razie, szybkiego powrotu do zdrowia. Papa..
Pov Klaudia
Teleportowałam się do domu. Mojego i Draco. Weszłam do środka, jednak w salonie nie zastałam.
- Draco! Jesteś tu?! - krzyknęłam
- Jestem na górze - usłyszałam głos mojego chłopaka.. Poszłam na górę do naszego pokoju, a tam zobaczyłam Draco usypiającego, a raczej usiłującego uśpić Louisa. Lucy płakała w kołysce.
- Nie uśpisz ich. Muszę go nakarmić. - powiedziałam, po czym wzięłam od chłopaka dziecko. Usiadłam na łóżku i zaczęłam je karmić... Gdy dzieciaki w końcu zasnęły, sama położyłam się do łóżka. Chwilę później przyszedł Draco.
- Jak się czujesz? - zapytał
- Mam być szczera? - zapytałam, a ten kiwnął głową na znak zgody - Jest dopiero dziesiąta, a ja jestem wykończona...
- Oj, nie długo święta... - powiedział
- Jest sierpień. - odpowiedziałam - Jeszcze kilka miesięcy. Chłopak przewrócił oczami i podszedł do mnie. Usiadł na łóżku, po czym mnie pocałował. Ściągnął ze mnie bluzkę i rzucił ją gdzieś w kąt. Zaczął schodzić pocałunkami na szyję i biust. Ja nie byłam mu dłużna i ściągnęłam jego bluzkę. Chłopak przez chwilę męczył się z odpięciem mojego stanika.
- Co za cholerstwo.. - odezwał się zrezygnowany
- Poczekaj, pomogę. - powiedziałam i zdjęłam bieliznę, po czym ona wylądowała na podłodze.
Draco zaczął ssać moje piersi. Niedługo później byliśmy już nadzy. Chłopak zaczął pocierać palcami po mojej kobiecości. Po chwili włożył w nią palce i poruszał nimi po łechtaczce. Czułam jak robi się wilgotna.
- Kurwa..Draco! - jęknęłam. Gdy przestał złapałam za jego przyrodzenie i poruszałam nim w każdą stronę, co wywołało u chłopaka jęk. Chwilę później Draco wszedł we mnie i zaczął poruszać biodrami... Gdy oboje doszliśmy chłopak mnie namiętnie pocałował i położył obok mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro