Smutek
Obudziłam się rano na łóżku mojego chłopaka. Chciałam wstać ale coś mi to uniemożliwiło. Odwróciłam wzrok i zobaczyłam Freda, który trzymał mnie w talii. Spojrzałam na zegarek, okazało się że jest 10.00. George również jeszcze spał.
- Fred, wstawaj. - zaczęłam szturchać chłopaka, a ten się po chwili obudził
- Hmm, jeszcze pięć minut - powiedział zaspanym głosem
- Fred... Jest dziesiąta. Pora wstać! - krzyknęłam na tyle głośno że George się obudził
- Co się dzieje? - zapytał drugi z bliźniaków
- Jest dziesiąta, a my jeszcze w łóżku to się dzieje. - powiedziałam i wyzwoliłam się z objęcia chłopaka po czym skierowałam się do wyjścia - Zaraz wracam.
Poszłam do pokoju mojego i Ginny. Wzięłam jakieś randomowe ciuchy z szafy. Padło na szarą bluzę z kapturem i czarne jeansy. Weszłam do łazienki i zaczęłam się ubierać. Gdy wyszłam zobaczyłam Ginny siedzącą na łóżku.
- I jak, już lepiej? - zapytałam
- Tak, o wiele - odpowiedziała. Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, aż z dołu rozbiegł się hałas.
- Pewnie Nimfadora... - powiedziałam do dziewczyny
- Na sto procent... Tylko niech się ten obraz nie obu.... - nie dokończyła bo z pół półpiętra dobiegły nas krzyki matki Syriusza
- Szlamy! wilkołaki! zdrajcy krwi w moim domu! - można było słyszeć kroki, któregoś z domowników, prawdopodobnie usiłującego uciszyć portret. Zeszłam na dół, byli tam już bliźniacy, państwo Weasley, Nimfadora oraz Syriusz i Remus uciszający obraz.
°°°°°UWAGA ZMIANA CZASU I MIEJSCA°°°°°
Siedziałam na starym placu zabaw z Fredem i Georgem. Rozmawialiśmy o różnych sprawach. Chwilę później usłyszałam jakiś szelest w krzakach za nami.
- Amelia... Hej... - powiedział do mnie George
- Słyszałam coś. - powiedziałam ale gdy się odwróciłam, uderzyło we mnie jakieś nieznane mi zaklęcie.
Pov George
- Amelia... Hej... - powiedziałem do dziewczyny
- Słyszałam coś. - powiedziała. Gdy się odwróciła, uderzyło w nią jakieś nieznane mi zaklęcie. Z krzaków było tylko słychać dźwięk teleportacji. Fred od razu wziął Amelie na ręce i poszliśmy do kwatery.
- Mamo! - krzyknąłem, a kobieta szybko zjawiła się w korytarzu
- Merlinie! Co jej się stało?! - krzyknęła Molly
- Dostała jakimś zaklęciem. - zaczął Fred
- Trzeba ją zabrać do Munga. - dokończyłem - I to jak najszybciej. - powiedziałem, a mama kiwnęła głową i chwilę później byliśmy w szpitalu. Poszliśmy do recepcji.
- Dzień dobry. Moja synowa - zdziwiło mnie, zresztą Freda też, że tak powiedziała - oberwała jakimś zaklęciem. Nie wiemy jakim, a od jakiejś półgodziny się nie budzi. - dokończyła, a recepcjonistka zaprowadziła nas do pustej sali. Fred położył Amelie na łóżku. Po chwili przyszedł lekarz.
- Proszę wyjść! - powiedział dość głośno.
- Poczekam na korytarzu - powiedziała mama i wyszła
- Ja też idę. Trzeba trochę uspokoić mame. - powiedziałem do brata i wyszedłem z sali
Pov Fred
Mama i George wyszli z sali, ale ja nie miałem zamiaru. Musiałem skłamać że Amelia to moja żona, inaczej by mnie wywalili.
- A ty na co czekasz. Wychodź chyba że jesteś mężem lub najbliższą rodziną! - krzyknął oburzony lekarz
- Jestem mężem... - powiedziałem bez zastanowienia
- Dobrze. Może Pan zostać, wiem pan może jakim zaklęciem dostała? - zapytał lekarz
- niestety nie..
- Yhmm. To może trochę utrudnić sytuację. Pańska żona jest w bardzo ciężkim stanie - dziwnie było słuchać jak mówi o Amelii, ja o mojej żonie, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie fajnie to brzmi, jednakże nadal bardzo się o nią martwię.
- Proszę powiedzieć jakieś podstawowe informacje na temat żony. - powiedziała uzdrowicielka
- Ma 15 lat. Proszę nie pytać o to jakim cudem jesteśmy małżeństwem. Jest Animagiem... - nie dokończyłem bo lekarz mi przerwał
- Dobrze to wystarczy. Mam do Pana ważne pytania.
- Słucham - powiedziałem
- Czy możemy podać jej eliksir dzięki któremu będzie zdrowa, jednak nie będzie już mogla się zmieniać w zwierzę?
- Jeśli dzięki temu będzie zdrowa, to tak. - podkreśliłem ostatnie słowo
- Dobrze
°°°°°ileś tam minut później°°°°°
Amelia już dostała eliksir. Siedzę przy niej i czekam aż się obudzi. Powoli zaczynam tracić nadzieję. Spojrzałem jeszcze raz na moją dziewczynę. Uśmiechnąłem się, gdy zaczęła otwierać powieki.
- Gdzie?.. Gdzie ja jestem?
- W szpitalu, kochanie - odpowiedziałem i złapałem ją za rękę
- C..Co dlaczego? - chciała usiąść ale ją powstrzymałem
- Leż, musisz odpoczywać. Dostałaś jakimś zaklęciem. Lekarze padali ci jakiś eliksir, dzięki niemu jesteś zdrowa ale....
- Ale co?
- Niestety skutkiem ubocznym jest to że..... Nie jesteś już animagiem. - powiedziałem ze smutkiem
- Żartujesz tak? To jest kolejny żart. Nie j..ja nie wierzę. Nie mogę.. Nie! - rozpłakała się, a ja ją przytuliłem i pocałowałem w czubek głowy.
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
Chyba powoli zamieniam się w Polsat
Jestem ciekawa czy rozdział wam się spodobał?
Swoje opinie możecie wyrażać w komentarzu.
Możecie również zostawić gwiazdkę.
Do następnego! 💖
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro