Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Smutek

Obudziłam się rano na łóżku mojego chłopaka. Chciałam wstać ale coś mi to uniemożliwiło. Odwróciłam wzrok i zobaczyłam Freda, który trzymał mnie w talii. Spojrzałam na zegarek, okazało się że jest 10.00. George również jeszcze spał.

- Fred, wstawaj. - zaczęłam szturchać chłopaka, a ten się po chwili obudził

- Hmm, jeszcze pięć minut - powiedział zaspanym głosem

- Fred... Jest dziesiąta. Pora wstać! - krzyknęłam na tyle głośno że George się obudził

- Co się dzieje? - zapytał drugi z bliźniaków

- Jest dziesiąta, a my jeszcze w łóżku to się dzieje. - powiedziałam i wyzwoliłam się z objęcia chłopaka po czym skierowałam się do wyjścia - Zaraz wracam.

Poszłam do pokoju mojego i Ginny. Wzięłam jakieś randomowe ciuchy z szafy. Padło na szarą bluzę z kapturem i czarne jeansy. Weszłam do łazienki i zaczęłam się ubierać. Gdy wyszłam zobaczyłam Ginny siedzącą na łóżku.

- I jak, już lepiej? - zapytałam

- Tak, o wiele - odpowiedziała. Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, aż z dołu rozbiegł się hałas.

- Pewnie Nimfadora... - powiedziałam do dziewczyny

- Na sto procent... Tylko niech się ten obraz nie obu.... - nie dokończyła bo z pół półpiętra dobiegły nas krzyki matki Syriusza

- Szlamy! wilkołaki! zdrajcy krwi w moim domu! - można było słyszeć kroki, któregoś z domowników, prawdopodobnie usiłującego uciszyć portret. Zeszłam na dół, byli tam już bliźniacy, państwo Weasley, Nimfadora oraz Syriusz i Remus uciszający obraz.

°°°°°UWAGA ZMIANA CZASU I MIEJSCA°°°°°

Siedziałam na starym placu zabaw z Fredem i Georgem. Rozmawialiśmy o różnych sprawach. Chwilę później usłyszałam jakiś szelest w krzakach za nami.

- Amelia... Hej... - powiedział do mnie George

- Słyszałam coś. - powiedziałam ale gdy się odwróciłam, uderzyło we mnie jakieś nieznane mi zaklęcie.

Pov George

- Amelia... Hej... - powiedziałem do dziewczyny 

- Słyszałam coś. - powiedziała. Gdy się odwróciła, uderzyło w nią  jakieś nieznane mi zaklęcie. Z krzaków było tylko słychać dźwięk teleportacji. Fred od razu wziął Amelie na ręce i poszliśmy do kwatery.

- Mamo! - krzyknąłem, a kobieta szybko zjawiła się w korytarzu

- Merlinie! Co jej się stało?! - krzyknęła Molly

- Dostała jakimś zaklęciem. - zaczął Fred

- Trzeba ją zabrać do Munga. - dokończyłem - I to jak najszybciej. - powiedziałem, a mama kiwnęła głową i chwilę później byliśmy w szpitalu. Poszliśmy do recepcji.

- Dzień dobry. Moja synowa - zdziwiło mnie, zresztą Freda też, że tak powiedziała - oberwała jakimś zaklęciem. Nie wiemy jakim, a od jakiejś półgodziny się nie budzi. - dokończyła, a recepcjonistka zaprowadziła nas do pustej sali. Fred położył Amelie na łóżku. Po chwili przyszedł lekarz.

- Proszę wyjść! - powiedział dość głośno.

- Poczekam na korytarzu - powiedziała mama i wyszła

- Ja też idę. Trzeba trochę uspokoić mame. - powiedziałem do brata i wyszedłem z sali

Pov Fred

Mama i George wyszli z sali, ale ja nie miałem zamiaru. Musiałem skłamać że Amelia to moja żona, inaczej by mnie wywalili.

- A ty na co czekasz. Wychodź chyba że jesteś mężem lub najbliższą rodziną! - krzyknął oburzony lekarz

- Jestem mężem... - powiedziałem bez zastanowienia

- Dobrze. Może Pan zostać, wiem pan może jakim zaklęciem dostała? - zapytał lekarz

- niestety nie..

- Yhmm. To może trochę utrudnić sytuację. Pańska żona jest w bardzo ciężkim stanie - dziwnie było słuchać jak mówi o Amelii, ja o mojej żonie, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie fajnie to brzmi, jednakże nadal bardzo się o nią martwię.

- Proszę powiedzieć jakieś podstawowe informacje na temat żony. - powiedziała uzdrowicielka

- Ma 15 lat. Proszę nie pytać o to jakim cudem jesteśmy małżeństwem. Jest Animagiem... - nie dokończyłem bo lekarz mi przerwał

- Dobrze to wystarczy. Mam do Pana ważne pytania.

- Słucham - powiedziałem

- Czy możemy podać jej eliksir dzięki któremu będzie zdrowa, jednak nie będzie już mogla się zmieniać w zwierzę?

- Jeśli dzięki temu będzie zdrowa, to tak. - podkreśliłem ostatnie słowo

- Dobrze

°°°°°ileś tam minut później°°°°°

Amelia już dostała eliksir. Siedzę przy niej i czekam aż się obudzi. Powoli zaczynam tracić nadzieję. Spojrzałem jeszcze raz na moją dziewczynę. Uśmiechnąłem się, gdy zaczęła otwierać powieki.

- Gdzie?.. Gdzie ja jestem?

- W szpitalu, kochanie - odpowiedziałem i złapałem ją za rękę

- C..Co dlaczego? - chciała usiąść ale ją powstrzymałem

- Leż, musisz odpoczywać. Dostałaś jakimś zaklęciem. Lekarze padali ci jakiś eliksir, dzięki niemu jesteś zdrowa ale....

- Ale co?

- Niestety skutkiem ubocznym jest to że..... Nie jesteś już animagiem. - powiedziałem ze smutkiem

- Żartujesz tak? To jest kolejny żart. Nie j..ja nie wierzę. Nie mogę.. Nie! - rozpłakała się, a ja ją przytuliłem i pocałowałem w czubek głowy.

°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°

Chyba powoli zamieniam się w Polsat

Jestem ciekawa czy rozdział wam się spodobał?

Swoje opinie możecie wyrażać w komentarzu.

Możecie również zostawić gwiazdkę.

Do następnego! 💖

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro