Powrót
Dzisiaj wracamy do Hogwartu, bardzo się cieszę bo w końcu zobaczę się z Klaudią. Poszłam go pokoju bliźniaków zobaczyć czy są gotowi. Gdy weszłam do ich pokoju zobaczyłam ogromny bałagan
- Co tu się stało? - zapytałam
- George czegoś szuka. Powiedział że to bardzo ważne... - odpowiedział mi Fred
- Jeśli chodzi o tego sztucznego pająka, to jest na stole w jadalni - George nagle stanął w miejscu, podszedł do mnie i przytulił.
- Dziękuję! Jesteś najlepsza - powiedział i wyszedł, a ja się roześmiałam. Po chwili dołączył do mnie Fred
- Mam być zazdrosny? - zapytał przez śmiech
- Co on taki wdzięczny? Życia mu nie uratowałam - odpowiedziałam. Spojrzałam na brzuszek który był lekko wypukły i położyłam na nim rękę - Wszyscy się będę na mnie gapić..
- Ja na pewno, dwadzieścia cztery godziny na dobę - odpowiedział Fred i podszedł do mnie. Położył swoją dłoń na mojej i przytulił mnie od tyłu.
- Zawsze masz takie poczucie humoru?
- Zawsze.. - powiedział i mnie pocałował. Całowaliśmy się dopuki nam ktoś nie przerwał.
- Amelia zaraz musimy jechać! - przerwał nam Syriusz który właśnie wszedł do pokoju
- Emm, tak tak. Rzeczy mam już na dole - powiedziałam
*time skip*
Kilka godzin później byliśmy już w Hogwarcie. Poszliśmy do gabinetu profesor McGonagall. Zapukałam, a gdy otrzymałam odpowiedź weszliśmy.
- Dzień dobry - odpowiedzieliśmy wszyscy razem.
- Ach, już jesteście.. Amelia, wszystko dobrze? - zapytała kobieta
- Tak. Wszystko jest w porządku.. - odpowiedziałam
Po krótkiej rozmowie z prof. McGonagall, wyszliśmy z jej gabinetu, a przed drzwiami czekała na nas Klaudia.
- Hej.. W końcu wróciliście. Jak tam? - pytanie powiedziała raczej do mnie, bo to na mnie spojrzała
- Dobrze... A u ciebie? - zapytałam
- Jakoś się trzymam... - odpowiedziała spokojnie
- Jeszcze jedno, na lekcje idziecie dobiero jutro - powiedziała McGonagall, która właśnie wyszła ze swojego gabinetu, jednak po chwili do niego wróciła.
- Dobra, ja idę na lekcje. Papa - powiedziała Klaudia
- Okej, my idziemy się rozpakować.. Zobaczymy się później - powiedziałam i poszliśmy po pokoju wspólnego Gryffindor'u. Nikogo tam nie było, bo prawdopodobnie byli na lekcjach. Chciałam już iść do mojego dormitorium, gdy Fred wziął mój kufer.
- Fred, ja naprawdę mogę to nieść. - powiedziałam do chłopaka. Spojrzał na mnie z politowaniem - To nie jest ciężkie
- No właśnie, nie jest, to ja mogę Ci ponieść. - powiedział i skierował się do mojego dormitorium
- Poczekaj! - krzyknęłam i pobiegłam za nim, a za nami George.
- Zwariowałeś!? - krzyknęłam na chłopaka
- Już dawno.. - odpowiedział ze śmiechem - On też zwariował czy jest normalny
- Z kim ja się zadaje? - zapytałam sama siebie - Jakiś problem przy porodzie, się na waszych mózgach odbił czy jak?
- Odpowiadając na pytanie pierwsze: Z nami, a na drugie: przy porodzie wszystko było doskonale, więc raczej nie. - udawał poważnego George.
- Tak, tak.... Ja idę się rozpakować. Jak skończycie to przyjdzie do mnie. - powiedziałam i weszłam do dormitorium, a kufer pociągnęłam za sobą
- Nie jest ciężkie, co? - powiedział Fred
- Oj, daj już spokój.. - powiedziałam i się odwróciłam. Otworzyłam kufer i wzięłam z niego kosmetyki, po czym zaniosłam je do łazienki. Gdy wróciłam zobaczyłam siedzących na moim łóżku bliźniaków. - Już się rozpakowaliście? - zapytałam z niedowierzaniem
- Tak. - odezwał się George
- Minęło pięć minut. - powiedziałam - Jakim cudem?
- Wszystkie rzeczy trzymamy w kufrach. Jest szybciej - powiedział Fred, a ja się zaśmiałam
- Jesteście niemożliwi. - odpowiedziałam przez śmiech. Podeszłam do łóżka i usiadłam obok bliźniaków - Co będziemy robić? Jest dobiero 13.00.
- Nie mam pojęcia - odpowiedział George
- Możemy przejżeć mapę.. - odezwał się Fred
- W sumie.... Możemy.. - powiedziałam i zajrzałam do mojego kufra. Chwilę później trzymałam w ręku mapę huncwotów. Wyciągnęłam różdżke - Uroczyście przysięgam że knuje coś niedobrego. - powiedziałam i stuknęłam w pergamin, a na nim pojawił się chyba wszystkim dobrze znany napis. - Od kogo by tu zacząć?
- Umbridge. - odpowiedział George. Poszukałam na mapie nazwiska, a gdy je znalazłam, wskazałam na nie palcem
- Siedzi w swoim gabinecie... Norma - powiedział Fred
- Pewnie znowu popija tą swoją herbatę z za dużą ilością cukru. Ile to ona wsypuje? Cztery łyżeczki... - zaśmiałam się - Jak byłam u niej na szlabanie, akurat piła herbatę. Ręce jej się trzęsły bardziej niż na w zimie na śniegu. - dalej się śmiałam. Na takich pogaduszkach i innych rzeczach zleciał nam cały dzień, aż w końcu zasnęliśmy wszyscy w jednym dormitorium. Ja z Fredem na łóżku, a George, już przez sen, spadł na podłogę.
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
Hejka.
Jest kolejny rozdział, mam nadzieję że się spodoba
Możecie zostawiać gwiazki i komentarze, będzie mi miło 😊
Do następnego ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro