Misja siedmiu Potter'ów
Dzisiaj lecimy po Harrego. Tak jak ustaliliśmy wcześniej, w Harrego zamieniam się ja, George, Hermiona, Ron, Mundungus i Fleur. Do obrony lecą Nimfadora, Remus, Moody, Kingsley, Bill, Artur, Fred i Syriusz oraz Hagrid.
- Na pewno chcesz lecieć? - zapytał mnie po raz setny Fred.
- Tak, lecę z tobą i koniec. - powiedziałam
- Dobra, koniec rozmów i niepotrzebnego zamartwiania, lecimy - powiedział Moody... Jakąś godzinę później byliśmy już na Privet Drive 4.
- Cześć Harry - powiedział Hagrid, gdy chłopak otworzył drzwi.
- Cześć - odpowiedział i przytulił Rona oraz Hermionę
- Świetnie wyglądasz - dodał półolbrzym
- Taak, chodząca ślicznotka. Lepiej zamknij drzwi zanim go ktoś zabije. - wtrącił się Moody, a ja się cicho zaśmiałam. Weszliśmy wszyscy do domu.
- Kingsley, nie pilnujesz premiera mugoli? - zapytał mężczyznę Harry
- To ty, jesteś teraz ważniejszy - odpowiedział mu
- Cześć Harry, Bill Weasley - powiedział najstarszy z rodzeństwa Weasley
- Och, miło cię poznać - odezwał się Harry i podał chłopakowi rękę
- Nie zawsze był taki przystojny - odezwał się Fred
- Zabójczo nie? - dodał George
- Dorwał mnie wilkołak, stary Grayback. - odpowiedział Bill - Któregoś dnia mi za to zapłaci..
- Dla mnie jesteś uroczy - odezwała się ze swoim akcentem Fleur
- Pamiętaj Fleur, Bill teraz będzie wolał krwiste steki.. - powiedział Remus
- Mój mąż to jak coś powie... - zaczęła Dora - A tak przy okazji, m..musimy wam coś ogłosić. Remus i ja..... - nie dokończyła bo Moody jej przerwał
- Dobra, dobra nie pora teraz na słodkie gadki - przerwał kobiecie - Musimy się stąd wynosić...i to szybko. Potter jesteś nieletni i masz jeszcze na sobie namiar.
- A co to znaczy? - zapytał Harry
- Że jak kichniesz, to wszyscy będą wiedzieli kto ci wytarło nos - odpowiedział mu Szalonooki - Użyjemy transportu którego namiar nijak nie wykryje. Na miotłach polecimy parami. Jeśli ktoś będzie na ciebie czekał, a na pewno tak będzie. Nie odróżni który Harry jest prawdziwy.
- Prawdziwy? - odezwał się Harry
- Chyba nie powiesz, że nie znasz tego eliksiru - powiedział Moody, wyciągając eliksir wielosokowy.
- Nie, absolutnie nie. - mówił dalej Potter
- Wiedziałam, że się nie zgodzi - odezwała się Hermiona
- Jak myślicie, że pozwolę żebyście dla mnie ryzykowali - zaczął Harry, ale Ron mu przerwał
- To niby pierwszy raz... - powiedział Ronald
- Nie! Nie, to co innego. Wypić to, stać się mną - mówił ciągle Harry
- W sumie, to głupawy pomysł - odezwał się Fred, za co dostał ode mnie w bark
- No, jakby coś poszło nie tak to mogli byśmy skończyć jak gamonie w okularach - dodał George i wytrzeszczył oczy pod koniec swojej wypowiedzi. Oboje się zaśmiali, a ja i Dora razem z nimi
- Wszyscy tu są pełnoletni, Potter - odezwał się Moody - I każdy chce zaryzykować. - dodał, a do rozmowy wtrącił się Mundungus. Hermiona wrzuciła włos Harrego do buteleczki z eliksirem. Ustawiliśmy się w szeregu.
- Tych, którzy jeszcze nie pili eliksiru wielosokowego - zaczął Moody - Ostrzegam, gorszy niż siki goblina..
- No, widzę że z ciebie niezły znawca - odezwał się Fred, który cały czas trzymał mnie za rękę, a ja się zaśmiałam - Nie to żebym coś sugerował...
- Oj, już dawaj to - powiedziałam i wzięłam eliksir, po czym się napisałam i podałam George'owi. Po chwili każdy wyglądał jak Harry. - Wow, jesteśmy identyczni - powiedziałam równo z George'm.
- Jeszcze nie - dodał swoje trzy grosze Szalonooki
- Nie było czegoś ładniejszego - powiedziałam
- Nie marudź, nie jesteś sobą. A teraz zakładaj to co jest - powiedział Moody, a ja przewróciłam oczami - Lecimy parami, każdy Potter z kimś do ochrony. Mundungus lecisz ze mną, chce mieć na ciebie oko. Za to Harry..
- Tak? - zapytali wszyscy przemienieni
- Prawdziwy Harry, który to z was ulicha - dodał Moody
- Ja - odezwał się Harry
- Polecisz z Hagridem - dokończył Alastor. Niedługo potem, jesteśmy już w powietrzu. Nagle zaatakowali nas Śmierciożercy. Dostałam w udo, chyba sempumsemprą.
- Fred! - krzyknęłam, a chłopak spojrzał na mnie. Wskazałam na nogę, on od razu do mnie podleciał i nas deportował. - Gdzie jesteśmy? - zapytałam
- W sklepie... - powiedział Fred i posadził mnie na podłodze - Nie dasz rady tego uleczyć?
- Yh, chyba nie.... - powiedziałam - To... To za bardzo boli.
- Poczekaj - powiedział i zdjął z siebie bluzę. Owinął nią wokół mojej nogi. - Zaraz wracam, idę po apteczkę. - dodał i wyszedł z pomieszczenia. Po chwili wrócił z małym pudełkiem. - Przepraszam, ale musisz lekko się podnieść. Rana jest pod spodniami, nie mam jak jej opatrzeć. - odezwał się, a ja kiwnęłam głową. Oparłam się ręką o kanapę i powoli wstałam. Syknęłam z bólu. - Już, już. Jeszcze chwilę, dasz radę ściągnąć spodnie? - zapytał
- Nie wiem... - powiedziałam i spróbowałam zdjąć dolną część ubioru
- Daj, pomogę... - powiedział i mi pomógł - Możesz usiąść. - dodał, a ja usiadłam. Fred zaczął czymś smarować moją nogę, przez co syknęłam z bólu. Chłopak owinął bandaż wokół rany. - Już... Powinno się niedługo zagoić. Dasz radę wstać? - zapytał
- Zobaczę... - powiedziałam i spróbowałam wstać, jednak od razu usiadłam - Nie... Masz jakieś moje spodnie, tu?
- Nie. Musisz założyć te co Moody dał. - powiedział chłopak - Wszyscy już na pewno są w Norze. - dostał i pomógł mi z powrotem założyć ubranie. Po chwili deportowaliśmy się do Nory. Od razu usiadłam na fotelu obok George, który jest nieprzytomny.
- Co mu się stało? - zapytałam, gdy ten już powoli otwierał oczy
- No i jak się czujesz - zapytał Fred swojego brata bliźniaka
- Jak uduchowiony - odpowiedział George
- Że jak? - powiedziałam jednocześnie z Fredem
- konkretnie... Oduchowiony. Oduchowiony Fred, czaisz? - powiedział George
- Tyle na świecie jest żartów o uszach.., a ty wyjeżdżasz z jakimś oduchowianym - odpowiedział Fred z lekkim śmiechem - żałosny jesteś
- I tak lepiej wyglądam niż ty... - zaśmiał się
- A tobie co się stało? - zapytała Molly
- Mi.. - zaczęłam ale Bill mi przerwał
- Moody i Syriusz nie żyją... - powiedział, a ja zaczęłam płakać. Fred mnie przytulił - Śmierciożercy ich zzaatakowali...Mundungus się deportował i...
- Czemu on..?! - zapytałam przez płacz w ramię chłopaka - Czemu znowu on?
- Już...Spokojnie. - mówił Fred
- Dlaczego jak umarł drugi raz to boli dwa razy bardziej... - dalej płakałam, a moje włosy przybrały kolor granatowy
- Mama... - powiedziała Monny, która prawdopodobnie teraz zeszła do salonu. W ręku trzymała swojego ulubionego misia w kształcie żółtego pieska, z brązowymi łapkami.
- Choć... - powiedziałam i wyciągnęłam ręce w stronę dziewczynki. Posadziłam ją na swoich kolanach i przytuliłam. Cały czas łzy mi lecą z oczu. W końcu siedząc tak na fotelu zasnęłam....
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
Hej....
Zostawmy proszę różdżkę dla Helen McCrory, aktorki grającej Narcyze Malfoy. Zmarła w wieku 52 lat, na raka. /*
Mam nadzieję że rozdział się spodobał
Do następnego, bay 🧡 😭
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro