Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Misja siedmiu Potter'ów

Dzisiaj lecimy po Harrego. Tak jak ustaliliśmy wcześniej, w Harrego zamieniam się ja, George, Hermiona, Ron, Mundungus i Fleur. Do obrony lecą Nimfadora, Remus, Moody, Kingsley, Bill, Artur, Fred i Syriusz oraz Hagrid.

- Na pewno chcesz lecieć? - zapytał mnie po raz setny Fred.

- Tak, lecę z tobą i koniec. - powiedziałam

- Dobra, koniec rozmów i niepotrzebnego zamartwiania, lecimy - powiedział Moody... Jakąś godzinę później byliśmy już na Privet Drive 4.

- Cześć Harry - powiedział Hagrid, gdy chłopak otworzył drzwi.

- Cześć - odpowiedział i przytulił Rona oraz Hermionę

- Świetnie wyglądasz - dodał półolbrzym

- Taak, chodząca ślicznotka. Lepiej zamknij drzwi zanim go ktoś zabije. - wtrącił się Moody, a ja się cicho zaśmiałam. Weszliśmy wszyscy do domu.

- Kingsley, nie pilnujesz premiera mugoli? - zapytał mężczyznę Harry

- To ty, jesteś teraz ważniejszy - odpowiedział mu

- Cześć Harry, Bill Weasley - powiedział najstarszy z rodzeństwa Weasley

- Och, miło cię poznać - odezwał się Harry i podał chłopakowi rękę

- Nie zawsze był taki przystojny - odezwał się Fred

- Zabójczo nie? - dodał George

- Dorwał mnie wilkołak, stary Grayback. - odpowiedział Bill - Któregoś dnia mi za to zapłaci..

- Dla mnie jesteś uroczy - odezwała się ze swoim akcentem Fleur

- Pamiętaj Fleur, Bill teraz będzie wolał krwiste steki.. - powiedział Remus

- Mój mąż to jak coś powie... - zaczęła Dora - A tak przy okazji, m..musimy wam coś ogłosić. Remus i ja..... - nie dokończyła bo Moody jej przerwał

- Dobra, dobra nie pora teraz na słodkie gadki - przerwał kobiecie - Musimy się stąd wynosić...i to szybko. Potter jesteś nieletni i masz jeszcze na sobie namiar.

- A co to znaczy? - zapytał Harry

- Że jak kichniesz, to wszyscy będą wiedzieli kto ci wytarło nos - odpowiedział mu Szalonooki - Użyjemy transportu którego namiar nijak nie wykryje. Na miotłach polecimy parami. Jeśli ktoś będzie na ciebie czekał, a na pewno tak będzie. Nie odróżni który Harry jest prawdziwy.

- Prawdziwy? - odezwał się Harry

- Chyba nie powiesz, że nie znasz tego eliksiru - powiedział Moody, wyciągając eliksir wielosokowy.

- Nie, absolutnie nie. - mówił dalej Potter

- Wiedziałam, że się nie zgodzi - odezwała się Hermiona

-  Jak myślicie, że pozwolę żebyście dla mnie ryzykowali - zaczął Harry, ale Ron mu przerwał

- To niby pierwszy raz... - powiedział Ronald

- Nie! Nie, to co innego. Wypić to, stać się mną - mówił ciągle Harry

- W sumie, to głupawy pomysł - odezwał się Fred, za co dostał ode mnie w bark

- No, jakby coś poszło nie tak to mogli  byśmy skończyć jak gamonie w okularach - dodał George i wytrzeszczył oczy pod koniec swojej wypowiedzi. Oboje się zaśmiali, a ja i Dora razem z nimi

- Wszyscy tu są pełnoletni, Potter - odezwał się Moody - I każdy chce zaryzykować. - dodał, a do rozmowy wtrącił się Mundungus. Hermiona wrzuciła włos Harrego do buteleczki z eliksirem. Ustawiliśmy się w szeregu.

- Tych, którzy jeszcze nie pili eliksiru wielosokowego - zaczął Moody - Ostrzegam, gorszy niż siki goblina..

- No, widzę że z ciebie niezły znawca - odezwał się Fred, który cały czas trzymał mnie za rękę, a ja się zaśmiałam - Nie to żebym coś sugerował...

- Oj, już dawaj to - powiedziałam i wzięłam eliksir, po czym się napisałam i podałam George'owi. Po chwili każdy wyglądał jak Harry. - Wow, jesteśmy identyczni - powiedziałam równo z George'm.

- Jeszcze nie - dodał swoje trzy grosze Szalonooki

- Nie było czegoś ładniejszego - powiedziałam

- Nie marudź, nie jesteś sobą. A teraz zakładaj to co jest - powiedział Moody, a ja przewróciłam oczami - Lecimy parami, każdy Potter z kimś do ochrony. Mundungus lecisz ze mną, chce mieć na ciebie oko. Za to Harry..

- Tak? - zapytali wszyscy przemienieni

- Prawdziwy Harry, który to z was ulicha - dodał Moody

- Ja - odezwał się Harry

- Polecisz z Hagridem - dokończył Alastor. Niedługo potem, jesteśmy już w powietrzu. Nagle zaatakowali nas Śmierciożercy. Dostałam w udo, chyba sempumsemprą.

- Fred! - krzyknęłam, a chłopak spojrzał na mnie. Wskazałam na nogę, on od razu do mnie podleciał i nas deportował. - Gdzie jesteśmy? - zapytałam

- W sklepie... - powiedział Fred i posadził mnie na podłodze - Nie dasz rady tego uleczyć?

- Yh, chyba nie.... - powiedziałam - To... To za bardzo boli.

- Poczekaj - powiedział i zdjął z siebie bluzę. Owinął nią wokół mojej nogi. - Zaraz wracam, idę po apteczkę. - dodał i wyszedł z pomieszczenia. Po chwili wrócił z małym pudełkiem. - Przepraszam, ale musisz lekko się podnieść. Rana jest pod spodniami, nie mam jak jej opatrzeć. - odezwał się, a ja kiwnęłam głową. Oparłam się ręką o kanapę i powoli wstałam. Syknęłam z bólu. - Już, już. Jeszcze chwilę, dasz radę ściągnąć spodnie? - zapytał

- Nie wiem... - powiedziałam i spróbowałam zdjąć dolną część ubioru

- Daj, pomogę... - powiedział i mi pomógł - Możesz usiąść. - dodał, a ja usiadłam. Fred zaczął czymś smarować moją nogę, przez co syknęłam z bólu. Chłopak owinął bandaż wokół rany. - Już... Powinno się niedługo zagoić. Dasz radę wstać? - zapytał

- Zobaczę... - powiedziałam i spróbowałam wstać, jednak od razu usiadłam - Nie... Masz jakieś moje spodnie, tu?

- Nie. Musisz założyć te co Moody dał. - powiedział chłopak - Wszyscy już na pewno są w Norze. - dostał i pomógł mi z powrotem założyć ubranie. Po chwili deportowaliśmy się do Nory. Od razu usiadłam na fotelu obok George, który jest nieprzytomny.

- Co mu się stało? - zapytałam, gdy ten już powoli otwierał oczy

- No i jak się czujesz - zapytał Fred swojego brata bliźniaka

- Jak uduchowiony - odpowiedział George

- Że jak? - powiedziałam jednocześnie z Fredem

- konkretnie... Oduchowiony. Oduchowiony Fred, czaisz? - powiedział George

- Tyle na świecie jest żartów o uszach.., a ty wyjeżdżasz z jakimś oduchowianym - odpowiedział Fred z lekkim śmiechem - żałosny jesteś

- I tak lepiej wyglądam niż ty... - zaśmiał się

- A tobie co się stało? - zapytała Molly

- Mi.. - zaczęłam ale Bill mi przerwał

- Moody i Syriusz nie żyją... - powiedział, a ja zaczęłam płakać. Fred mnie przytulił  - Śmierciożercy ich zzaatakowali...Mundungus się deportował i...

- Czemu on..?! - zapytałam przez płacz w ramię chłopaka - Czemu znowu on?

- Już...Spokojnie. - mówił Fred

- Dlaczego jak umarł drugi raz to boli dwa razy bardziej... - dalej płakałam, a moje włosy przybrały kolor granatowy

- Mama... - powiedziała Monny, która prawdopodobnie teraz zeszła do salonu. W ręku trzymała swojego ulubionego misia w kształcie żółtego pieska, z brązowymi łapkami.

- Choć... - powiedziałam i wyciągnęłam ręce w stronę dziewczynki. Posadziłam ją na swoich kolanach i przytuliłam. Cały czas łzy mi lecą z oczu. W końcu siedząc tak na fotelu zasnęłam....

°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°

Hej....

Zostawmy proszę różdżkę dla Helen McCrory, aktorki grającej Narcyze Malfoy. Zmarła w wieku 52 lat, na raka. /*

Mam nadzieję że rozdział się spodobał

Do następnego, bay 🧡 😭

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro