Kara
Wróciliśmy do dormitorium, w pokoju wspólnym na kanapie siedziała Hermiona z Ronem, a na fotelu Harry.
- Gdzie wy byliście!? Zaczynałam się martwić!.... - krzyknęła dziewczyna po czym podeszła i mnie przytuliła
- Wszystko w porządku. Siedzieliśmy u Marty - powiedziałam część prawdy
- U Marty? Dlaczego? - zapytała.... No i się zaczyna. Spojrzałam na Bliźniaków. Mój wzrok w tym momencie mówił: Pomocy!...
- A tak poprostu... - powiedział za mnie George
- Skoro nic się nie stało, to dlaczego nie wróciliście na trening? - zapytał Harry
- McGonagall prosiła nas o pomoc. - powiedział pewny siebie Fred
- McGonagall tak? Całą trójkę? - zapytał twardo Harry
- Tak, całą trójkę... - odezwałam się
- Okej... - powiedział Harry i usiadł spowrotem za fotelu. Chciałam już coś powiedzieć ale ktoś wszedł do pokoju wspólnego. Tą osobą był Nevill.
- Amelia, Fred! I George też! Umbridge chce was widzieć w swoim gabinecie. - powiedział z niepokojem
- Już po nas. - wyszeptałam i cała nasza trójka wyszła z dormitorium. Poszliśmy do gabinetu tej pieprzonej różowej landryny.
- Jak myślicie czego od nas chce? - zapytał George
- A jak ty myślisz? - zapytałam
- Ja myślę że się jakimś nieszczęśliwym cudem dowiedziała o...no wiecie o czym - powiedział
- Oby nie... - przestałam mówić bo jesteśmy już pod jej gabinetem. Zapukaliśmy, a kobieta otworzyła drzwi.
- Ach, to wy.. Proszę zapraszam. A,a,a, najpierw chłopcy. - zaczyna mi się to nie podobać. A co jak będzie ich torturowała. Napewno jest do tego zdolna. Usiadłam na podłodze pod ścianą i czekałam. Nie słyszałam nic, dosłownie nic.. Zaczynam się bać. Chwilę później wyszli bliźniacy, wyglądali na nienaruszonych.
- Panno Black. Zapraszam... - powiedziała i wskazała ręką na krzesło. - Może herbaty? Proszę - odpowiedziała sama sobie i podała mi kubek. Napój pachniał normalnie więc się napiłam..
- Dzisiaj sobie trochę popiszemy. Proszę tu masz pióro.. - podała mi przedmiot - Chce żebyś napisała: Nie będę nic ukrywać...
- Ile razy?
- Tyle ile będzie to konieczne... - powiedziała a ja zaczęłam pisać. Gdy napisałam kilka zdań, miałam już na ręce napis. Wyglądał jakby był wycięty nożem..
- Nie będę nic ukrywać. - przeczytałam na głos
- Teraz zadam ci pytanie. - gdy to powiedziała już wiedziałam o co chodziło z herbatą.. Veritaserum..., dużo czasu to ona nie ma. Niedługo przestanie działać. - Czy jest pani w ciąży? - kto jej to powiedział - Pan Malfoy twierdzi że tak - acha, już znam odpowiedź
- T-tak - powiedziałam wbrew własnej woli. Zabije tą głupią fretkę.
- Crucio! - krzyknęła, a ja poczułam ból
Pov Fred
Siedzieliśmy z Georgem pod drzwiami gabinetu landryny. Gdy nagle usłyszałem krzyk.
- Crucio! - krzyknęła Umbridge
- AA! - słyszałem tylko krzyki mojej dziewczyny. Miałem łzy w oczach. George próbował mnie uspokoić ale na marne. Z pomieszczenia wyszła Amelka, a za nią Umbridge.
- Zostajecie zawieszeni! Cała wasza trójka! - krzyknęła. Gdyby Dumbledore tu był..... Podbiegłem do Amelii i ją przytuliłem, a pa chwili trwaliśmy w pocałunku.
- Co ci zrobiła?! - zapytałem gdy się od siebie oderwaliśmy. Dziewczyna pokazała mi rękę, a w oczach miała łzy - Oj, no już, cicho.. - mówiłem spokojnym głosem i kołysałem w objęciu dziewczynę. Nagle z nikąd pojawiła się profesor McGonagall.
- Słyszałam co się stało.. Ale niestety nic na to nie mogę poradzić. Wysłałam list do Molly - spojrzałem na kobietę - Spokojnie, nic nie napisałam. Jutro ktoś po was przyjedzie. Idźcie się spakować. - powiedziała i odeszła
- Czyli do świąt napewno tu nie wróciły.. - odezwał się George
- A to wszystko przez Malfoy'a. - dodałam
- Serio? Przez niego? - powiedział Fred
- Można było się tego spodziewać... - dodał George
- Dobra... Chodźcie się spakować.. I tak nie mamy co robić, a przyjedzie ktoś najprawdopodobniej rano.. - powiedziałam i poszliśmy do pokoju wspólnego.
- Co się stało?! - krzyknęła Hermiona gdy tylko weszliśmy do pomieszczenia
- Nic ciekawego... Umbridge nas zawiesiła! - krzyknęłam
- Dlaczego?? - dopytywała
- Dowiecie się w święta.. Jutro jedziemy do.... - przerwałam mówić i rozejrzałam się po pokoju w którym na szczęście nikogo nie było - Kwatery. - dokończyłam
- A nie do Nory? - zapytał Fred
- Kochanie... A gdzie częściej przebywa twoja mama?
- Na Grimmauld Place.
- No właśnie! - krzyknęłam
- Dobra, dobra... Nie denerwuj się..
- Słuchaj, mój znak zodiaku to bliźniaki.. Jest jedna zasada: Nigdy powtarzam NIGDY nie denerwuj bliźniąt..
- Dobrze - powiedział i się zaśmiał
- Co cie tak śmieszy? - zapytałam bez uczuć
- Ty... Słodko wyglądasz jak się złościsz, wiesz? - powiedział, a ja się zarumieniłam
- Chodź spakujemy się i pójdziemy spać. Późno już.. - powiedziałam
Gdy się spakowaliśmy, tak jak mówiłam poszliśmy spać..
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
Hej..
Oto kolejny rozdział. Mam nadzieję że się spodoba.. ❤️
Zapraszam do Klaudisia0912 i na jej książki..
Do następnego ❤️😊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro